Historię
rozpoczyna koncert fortepianowy, tak, podobnie jak w Pianiście, jednak zawrotna
prędkość akcji przenosi nas do Auschwitz. Główny bohater, Tadeusz Wyczyński,
trafia do obozu koncentracyjnego. Skierowany zostaje do oddziału
„doświadczalnego”, gdzie szalony doktorek zaraża go tyfusem. Mało kto z Was
wie, że Niemieckie obozy zagłady były największym impulsem do powojennego
rozwoju medycyny. To właśnie ci, lekarze-kaci, testowali reakcje ludzkiego
organizmu na rozmaite infekcje i zarazki, a czasem wymyślne trutki i środki
odurzające. Normą było też wnikanie w głąb delikwenta, dosłownie – zabiegi
operacyjne, bez znieczulenia, stały się obozową codziennością. Przeszywanie
poszczególnych członków, a czasem i całych kończyn do drugiej osoby, obserwacja
procesu zrastania, bądź nie przyjmowania przeszczepu, czasem celowo zakażonego
i całe mnóstwo innych, wymyślnych tortur. Widzę dzisiaj mamy ogromną, jednak
pochwała dla tych czynów jest karygodna. Dlaczego napisałam Wam o tym
wszystkim? Z bardzo prostej przyczyny – nasz główny bohater miał niebywałe
szczęście kończąc w tyfusowym baraku. Co więcej, postanowił sobie, że za
wszelką cenę przeżyje wojnę! A z tym już nie było problemu...
Wyczyński
bardzo szybko wkradł się w łaski blokowego – regularnie grając mu Kornblumenblau
na akordeonie. (Wspomniałam już, że nie
lubię akordeonu?;-)) Był to pierwszy szczebel obozowej kariery muzyka. Później
koncert fortepianowy podczas kolacji
niemieckich oficerów i finalnie - przedstawienie muzyczno - teatralne ku chwale
i uhonorowaniu zasług SS. Występ zakończył się aplauzem… Rosjan, czyli atakiem
powietrznym wyzwalającym więźniów.
Film
opowiada wyjątkowo ciekawą, a zarazem prawdziwą historię, którą oglądamy przez
okno bezpiecznej, spokojnej kuchni. Jakim trzeba być sadystą, by nagich,
bezbronnych więźniów przeganiać, niczym bydło, godzinami po śniegu, po czym
urządzając kąpiel w balii z lodowatą wodą ponownie nakazać im biegać? Równie
popularne było publiczne wieszanie aresztantów – musieli oni rozstawić krzesła,
zapewnić widowni stosowne warunki i atmosferę, po czym pokornie stanąć na
szubienicy. Tak! Takie życie pokazuje nam Kornblumenblau.
Osobiście
uważam, że pomysł na fabułę filmu jest świetny, realizacja jednak pozostawia
wiele do życzenia. Świetnie rozumiem, że ekranizacja pochodzi z 1988 roku, a
więc nie mam prawa wymagać efektów specjalnych mimo to sądzę, że z całej bazy
koncepcji wybrano najgorszą. Śledzimy, jak zawsze, losy jednego więźnia,
któremu powodzi się najlepiej. Szkoda,
bo polskie projekcje winny pokazywać nam cała prawdę dotyczącą naszych rodaków,
a także historii kraju.
Film
polecam, choć do najlepszych nie należy. Jeśli interesujecie się losem Żydów,
a także życiem w obozach koncentracyjnych, na pewno znajdziecie coś dla siebie.
0 opinii:
Dziękuję!