Zanim zaczęłam czytać zastanawiałam
się, czy kiedykolwiek wybrałabym się w podróż do Indii. Trudna sprawa. Może i
podoba mi się styl indie clothes & gadget, ale żeby zaraz desperacko
zwiedzać to państwo? Co więcej, w przeciągu kilku dni od moich rozmyślań, ESN przydzieliło mi Turka, którego mam
zapoznać z Warszawą, choć sama nigdy bym się nie wybrała do jego rodzinnego kraju. Nawet na wycieczkę!
Gdzie w takim razie rozpoczyna się na dobre nasza książkowa przygoda? W tureckim Istambule! I wiecie, co? Już w
pierwszym rozdziale zdałam sobie sprawę, że moje uprzedzenia były niesłuszne. Autor
przedstawia miasto jako niesamowicie spokojną krainę z wyśmienitą herbatą w każdej z alejek i… brudnymi ulicami, które aż roją się od szkieł i śmieci. Pozostawiający
wiele do życzenia upał, towarzyszący nam z kolei przez całą wycieczkę. To stosunkowo
przerażające, bowiem to Polacy wielokrotnie narzekają na wakacyjne temperatury.
Co by jednak nie było, muszę
przyznać, że książkę czyta się stosunkowo ociężale. Lektura jest oczywiście ciekawa,
opisy opiewają cudowne zdjęcia i naprawdę poznajemy świat wielkiej Azji od
bardzo nietypowej strony, to pomimo lekkiego pióra Maciąga (które według
Wojciecha Cejrowskiego zostało znacznie poprawione) książka się dłuży. Nie jest
to lektura na jeden wieczór. Trzeba ją odłożyć, przemyśleć daną część wyprawy i
powrócić do kontynuowania lektury. Nie chciałabym Wam zdradzać, jak wyglądała
podróż Ani i Robba, bowiem stracicie to, co najważniejsze w tej propozycji. Zdradzę
Wam jednak, że przedstawiony świat jest aż nazbyt realistyczny, a perspektywa
przepełniona humorem i naszymi, polskimi stereotypami. Swawolne odkrywanie
nowych lądów to najpiękniejsza sprawa, jaką mamy w zasięgu swojej ręki. Maciąg
przedstawia nam krajobrazy, które doskonale zna, bowiem widział je już kilkukrotnie
podczas swoich dotychczasowych podróży, za to Anna biega z aparatem
fotografując zjawiskowe wytwory natury. Jedyne, co nie podoba mi się w tej książce,
to drobne przechwycenie stylu od Wojciecha Cejrowskiego. Mam tu na myśli opis
pięknego krajobrazu, fauny i flory, której harmonia zostaje zaśmiecona mniej,
lub bardziej biodegradowalnym materiałem (dosłownie). To właśnie takie wskazanie
palcem nam, czytelnikom, że świat nie jest idealny powoduje, że zaczynamy
zdrowiej myśleć o ekologii i otaczającym nas świecie, jednak taka konfrontacja, zawarta
w jednym zdaniu, wywołuje niechęć do dalszej lektury. Takie jest moje zdanie.
Na zakończenie pozostawiam z Was
z jednym z opisów, który w kolejnych wersach został naruszony wyżej wspomnianym
poczuciem humoru autora „Zatrzymaj się na chwilę, a usłyszysz. Ptaki pustyni,
pszczoły i trzmiele. Szum turkusowej wody i tokujące w środku drogi gołębie. Stukot
własnego serca. Własny, płytki oddech. Żwir i kamienie. Żółto-czarne motyle”. Cytat
ten postanowiłam zapisać sobie na małej karteczce, nosić w portfelu i powrócić
do niego, kiedy wybiorę się latem na rowerową wycieczkę. Napomknę Wam też
tylko, że książka kończy się bardzo ciepło i uświadamia nam, że podróże
zbliżają ludzi. Dzięki nim można nie tylko poprawić swoją kondycję fizyczną,
odkryć nieznane lądy, czy rozszerzyć swoje horyzonty, ale i odnaleźć miłość na
całe życie. Osobiście trzymam kciuki za Anię i Roberta Maciągów, aby wiodło im
się jak najlepiej. J I wiecie co? Chyba zakończenie tej historii, w kafejce
na stacji metra New Delhi, sprawiło, że nie miałam zamiaru opowiadać Wam
technicznych przeżyć (jak skręcanie rowerów, zagwozdek związanych z Hitlerem czy darmowego ulokowania w hotelu), widoków, albo obrazów. Ta książka sięga głębiej, bo do
ludzkiego wnętrza. Jest naprawdę świetną propozycją dla osób, które kochają podróże
i nie potrafią oderwać się od literatury. „Zwiedzić” karty możecie sami, gdy
tylko sięgniecie po tę książkę. Polecam!
„Świat jest przecież pełen
Dobrych Ludzi. Wystarczy się odważyć i wyjść im na spotkanie…”
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Bernardinum:
0 opinii:
Dziękuję!