- 20:48
- 27 Comments
Kilka tygodni temu opowiedzieliśmy Wam o tym, jak restauracja Jeff’s zepsuła nam wieczór. Podczas kolacji wszystko, co tylko mogło pójść nie tak, spadło na nas niczym grom z jasnego nieba (przeczytaj), ale uwaga, daliśmy knajpie jeszcze jedną szansę. Co nas spotkało?
Na kolację umówiliśmy się z Panią manager. Przeszliśmy tuż obok kolejki, czekającej na swój stolik, by zasiąść w przestronnym, komfortowym miejscu tuż przy oknie. Poznaliśmy w tym momencie Panią Monikę, która nie tylko nawiązała do naszej poprzedniej wizyty w restauracji, ale i znalazła chwilę, by przybliżyć nam historię Jeff'sa, opowiedzieć w kilku słowach o warunkach pracy i rzucić nowe światło na restauratorów, niemniej, zdecydowaliśmy rozpocząć.
Na przystawkę podano nam krewetki z oliwą, chili i czosnkiem oraz miskę tortilli z serem oraz trzema sosami: guacamole, salsa pomidorowa i śmietana. Porcje olbrzymie, jednak bardzo smaczne. Tutaj koncepcja tylko nie do końca spełnia nasze oczekiwania (tortille były już polane sosem, więc jeśli któregoś z nich nie lubicie… no właśnie :)). Ciekawostką jest fakt, że tym razem również trwała promocja 2 napoje w cenie 1, ale uprzejma kelnerka na naszą prośbę przyniosła tylko po jednym zestawie: lemoniada, woda, cappuccino i espresso.
Po chwili z kolei pojawiło się danie główne, a wraz z nim białe, materiałowe serwetki, które miały uchronić nas od plam. Jako pierwsza zaserwowana została zupa, podobna do Chili con carne, później pojawił się łosoś z krewetkami oraz stek z argentyńskiej wołowiny, który chcieliśmy zamówić podczas poprzedniej wizyty. Na stolik dotarł także Aperol Spritz oraz wysoko zmineralizowana woda, którą dostaniecie wyłącznie w sieci restauracji.
Zapytacie pewnie, czy smakowało? Było idealnie! Delikatny łosoś, chrupiące krewetki oraz średniokrwisty stek miło nas zaskoczyły. Podane na czas, ciepłe i przede wszystkim kompletne. Na deser zagościła szarlotka z lodami i pyszne mojito.
Czy zmieniło się nasze postrzeganie Jeff’sa? Druga wizyta wywarła na nas ogromne wrażenie. Choć pojawiliśmy się w restauracji w biegu, zmęczeni, pomiędzy kolejnymi wyjazdami, zapewniono nam kilka godzin relaksu w miłej, ba!, pysznej atmosferze. Z pewnością odwiedzimy restaurację, gdy będziemy w okolicy Pola Mokotowskiego, by sprawdzić, jak potoczy się bieg zdarzeń. Na ten moment jesteśmy jednak pełni nadziei, że czeka nas miłe spotkanie z przyjaciółmi. A jak to jest z Wami, Kochani, byliście kiedyś w Jeff'sie? Lubicie ten lokal?
Każdy z Was zna to uczucie podniecenia i zniecierpliwienia, gdy cały dzień czekacie na upragniony wieczór z Ukochaną. Najpierw pyszna kolacja, następnie teatr, kino, muzeum tudzież inne "odchamiające" instytucje... Idealnie! Tak też było w naszym przypadku.
Wybór padł na restaurację Jeff’s na warszawskich Polach Mokotowskich. Stwierdziliśmy iż nie będziemy tym razem robić fotorelacji z wizyty, gdyż knajpa ta jest tak pospolita i oklepana, że niczym już nas nie zaskoczy. Jakie jednak było nasze zdumienie, gdy w zaledwie kilkadziesiąt minut restauratorom się to udało, mało tego z przytupem!
Początek był obiecujący. Udało się znaleźć dla nas stolik na zewnątrz, tak jak chcieliśmy. Po chwili podeszła do nas uprzejma pani zebrać zamówienie. Plakietka „uczę się” przymocowana do jej koszuli sprawiła, że wstępnie mieliśmy do pani pewną dozę wyrozumiałości. Zamówienie zebrane!
Na przystawkę nasze ulubione smażone kalmary, następnie kotlet z „najlepszej” siekanej wołowiny oraz Fajitas z mieszanką mięs, zestawem sosów i plackami ciepłej tortilli. Do picia espresso, lemoniada i napój na bazie yerba mate. Według mnie zamówienie łatwe i przejrzyste. Logicznym jest, że czas oczekiwania na dania powinny umilić napoje podane stosunkowo szybko po złożeniu zamówienia. Nic bardziej mylnego...
Po 15 minutach siedzenia przy pustym stole uraczono nas jedynie kompletem sztućców. Gdy poprosiłem kelnerkę, by z nasze napoje usłyszałem, że promocja „2 w cenie 1” powoduje wydłużony czas oczekiwania na napitki (o czym wcześniej nikt nie wspominał). Nie wydaje nam się jednak, że nalanie szklanki lemoniady i napoju Yerba miało być czynnością paraliżującą ład przy barze… O espresso nie wspominam, ponieważ ono akurat wymaga chwili skupienia. Z braku bardziej konstruktywnych zajęć, zabraliśmy się za przystawkę, która w końcu pojawiła się na naszym stoliku (była naprawdę pycha). Niestety jednak zanim skończyliśmy jeść, uraczono nas skwierczącymi daniami głównymi. Dylemat – skończyć przystawkę czy zabrać się za główne menu? Na stole zaczęło się robić oczywiście ciasno od talerzy, które bez ładu i składu wjeżdżały na nasz stolik, a jeszcze nie dotarły napoje! Na szczęście udało nam się opanować sytuację, ale gdy względnie uporaliśmy się z sajgonem i zabraliśmy za dania główne, ponownie pojawiła się pani, trzymająca w rękach tacę z dwoma espresso, dwoma lemoniadami oraz dwoma napojami Yerba. Jak się okazało, właśnie trwała promocja, o której wcześniej wspomniałem, ale nikt nas o niej nie poinformował podczas składania zamówienia. Zostaliśmy zatem z napoczętymi daniami 20 litrami napojów i dwoma stygnącymi espresso, które chłodne nadają się co najwyżej do wylania.
Spoglądam na twarz Guśki, następnie na kotleta, potem znów na jej twarz i już wiem… Jest źle! Pioruny w oczach i żądza krwi. Próbuję jej mięska, które w strukturze przypomina dyktę z tapczanu rodziców. Jest kompletnie suche, niedoprawione i spalone. No Dramat. Guśka już jest na granicy wytrzymałości, a ja zostałem ze swoją 1/3 fajitas, gdyż tortille i dodatki jeszcze nie dotarły. Spojrzałem na tę całą sytuacje która narastała już od godziny i właśnie eksplodowała. Poprosiliśmy kelnerkę i wypunktowaliśmy wszystkie uchybienia. Przeprosiła i zabrała danie. Po chwili zjawiła się menadżerka knajpy, chcąca wyjaśnić i załagodzić sytuację. W sumie prawie jej się udało, zaproponowała inne danie z karty w ramach zadośćuczynienia, niestety jednak nie mieliśmy szansy na wybranie posiłku, ponieważ karty nikt nie przyniósł już do końca naszej wizyty ;) Gdy już wszystkie mosty płonęły, i jak to mawiał Kononowicz „nie ma niczego" po kolejnych 15 minutach zostały doniesione pozostałe dwie części mojej Fajitas. Tylko, że Fajitas już nie było. Obsługa chyba liczyła, że zimna tortilla z deepem z avocado “na deser” załatwi sprawę. Poprosiliśmy rachunek, zapłaciliśmy i z poczuciem zmarnowanego wieczoru wyszliśmy. W restauracji zostawiliśmy ponad 90 zł i zamiast cieszyć wieczorem, jedno było głodne, drugie zniesmaczone obsługą.
Ludzie, którzy w takich miejscach odpowiadają za jakość obsługi, chyba nie zdają sobie do końca sprawy z wagi ich roli w kontekście całego obiadu/kolacji/wieczoru. Trzeba pamiętać o tym, że podanie takiego gniota, jakim był pseudokotlet, niesie za sobą wiele konsekwencji - przede wszystkim psuje humor uczestnikom kolacji, opóźnia bieg całego wieczoru, wprowadza niezręczność wśród pozostałych, którzy swoje dania już dostali.
Kończąc, restauratorzy, kucharze i kelnerzy pamiętajcie, proszę, że nierzadko jesteście ważną częścią wydarzeń bardzo istotnych z punktu widzenia jednostki. Pamiętajcie o elementarnych zasadach obsługi i kolejności podawania dań i napojów. Restauracja Jeff's pozostawia wiele do życzenia. Brak słów, a jeśli nasz artykuł powstrzyma kogoś przed wizytą w tej niezrozumiale obleganej knajpie, będziemy niezwykle szczęśliwi.
---
Marcin
- 14:58
- 20 Comments