Jak już wspomniałam, autorów
książki jest siedemnastu, a mrożących krew w żyłach opowiadań aż piętnaście. Wśród
nazwisk nie zabrakło Stephena Kinga, Nancy A. Collins czy Barry’ego Hoffmana, słowem
– postaci doskonale znanych miłośnikom dreszczowców.
Mi książka przyniosła niebanalnie
udany wieczór, bowiem lekturę rozpoczęłam nocą, późną nocą, gdy już zakończyłam
pracę i obowiązki poszły w niepamięć. Niestety jednak potem bałam się spać przy
zgaszonym świetle, ale od początku. Położyłam się w łóżku, przykryłam kocem, włączyłam
lampkę i… zaczęłam czytać. Niestety wiatr za oknem, w akompaniamencie gałęzi
stukoczących o parapet, ujadający pod oknem pies i szurający w mieszkaniu kot,
który postanowił rozpocząć swoje nocne swawole i zabawy sprawiły, że zbyt
bardzo zatopiłam się w przerażającym świecie autorów i z gęsią skórką „po
wszystkim” wędrowałam umyć zęby. Obudziłam oczywiście całą familię, ponieważ
nie dość, że zostawiłam na oścież otwarte drzwi, to jeszcze zapanowała
bezlitosna jasność od wszystkich lamp i żyrandoli, które włączałam z każdym
krokiem.
Rano zdałam sobie sprawę, że
książka wcale taka straszna nie była, jednak pióro autorów poszczególnych
opowiadań jest na tyle profesjonalne, że musimy skupić się tylko i wyłącznie na
tekście, bowiem uciekną nam istotne wątki i fragmenty fabuły. Jeśli już
wejdziemy w świat Mathesona, zaczniemy
śledzić bieg zdarzeń z zapartym tchem, a co za tym idzie – będziemy próbowali
zidentyfikować się z głównymi bohaterami danej historyjki.
Dlaczego napisałam „wejdziemy w
świat Mathesona”? Ano dlatego, że autorzy opowiadań, chcąc oddać hołd jednemu z
największych twórców, postanowili osadzić zdarzenia swoich bohaterów w elementach
jego powieści. Tak na przykład Stephen King, który napisał opowiadanie wraz ze
swoim synem, Joem Hillem, skupił się na książce Pojedynek na szosie, z której zapożyczył autostradę i umiejscowił tam
fabułę. Mick Garris wykorzystał powieść Jestem
Legendą i zaserwował nam dramatyczną opowiastkę z wampirami w roli głównej,
której głównym motywem jest zaprzysiężenie zemsty, mogącej stać się otwartą furtką
do kontynuacji tejże historii. Albo opowiadanie jedynej, w tym zacnym gronie, przedstawicielki
płci pięknej – Nancy Collins – która wykorzystując Piekielny dom, napisała własną historię o tytule Powrót do piekielnego domu, opowiadającą
o pierwszej konfrontacji naukowca – badacza. Benjamina Fischera, z posiadłością
Belasców.
Czy książkę warto przeczytać?
Oczywiście, że tak. Lektura jest idealną propozycją dla miłośników grozy,
dreszczowców i mrożących krew w żyłach horrorów. Sam pomysł, na wydanie
antologii w hołdzie wielkiemu pisarzowi i scenarzyście to nie lada wyzwanie, a wszystkim autorom udało się zrealizować je na
mistrzowskim poziomie. Książka zawiera piętnaście opowieści, które zostały
zapisane na 367 stronach wypełnionych po brzegi. Jedynym mankamentem może być
wielkość czcionki, która zmusiła mnie do nocnego włożenia soczewek, a zarazem
przesuwania lampki nocnej pod odpowiednim kontem, by cień kartki nie
przysłaniał tekstu. Sądzę jednak, że czytanie w ciągu dnia pozbawi Was
podobnych problemów, a więc nie zrażajcie się moja opinią. Ja, do Jest legendą na pewno powrócę podczas
wakacyjnych wyjazdów. Książkę uważam za mistrzostwo w swojej klasie, a więc
gorąco zachęcam Was do lektury.
Za świetną propozycję dziękuję Wydawnictwu SQN:
4 opinii:
Książka idealna dla mojego narzeczonego :D chyba wiem już co dostanie na urodziny ;>
OdpowiedzUsuńTak, ja też uwielbiam antologie ze względu na rożnorodność utworów. Muszę koniecznie przeczytać ten zbiór.
OdpowiedzUsuńMnie też się podobało, a część autorów była mi nieznana (no, ze słyszenia tak) i na kilku zarzucę swoją sieć ;-) Bardzo dobra antologia, bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuńJa nie przeczytałam zbyt wielu antologii :P
OdpowiedzUsuńDziękuję!