Dzieciom należy czytać i każdy
rodzic doskonale powinien zdawać sobie z tego sprawę. Po jakie książki jednak
sięgnąć, gdy baśnie Andersena nasz maluch zna na pamięć, Kubusia Puchatka fragmentarycznie recytuje, a utworów Tuwima nie
lubi? Proponuję wtedy prześledzić propozycje polskich autorów, gdzie możemy
odszukać mnóstwo ciekawych i pouczających historyjek dla wszystkich
milusińskich.
Kilka tygodni temu pisałam Wam o Imperium Wielkiego Kota, dzisiaj jednak
padło na książeczkę Asi Olejarczyk o tytule. Mikrulki. Publikacja liczy sobie 67 stron, gdzie co druga zawiera
śliczny obrazek Kamili Strzeszewskiej. Okładka z kolei jest bardzo solida, wytrzyma
więc niejedną dziecięcą batalię oraz typowo szkolne warunki życia. ;)
Mikrulki to przezabawna historia opowiadająca o losach maleńkich istot
mieszkających pod podłogą, które pewnego dnia postanawiają, śladami swojego
przyjaciela Nabrdalika, wyruszyć w niesamowitą podróż – ku jasnemu światłu
wpadającemu przez niewielką szparę! Ilość perypetii, jakie przytrafiają się
naszym małym bohaterom są świetną lekcją dla niejednego dziecka. Autorka skierowała
tę książkę dla młodzieży w wieku wczesnoszkolnym, a co za tym idzie starała się
zaprezentować dobre maniery i wartościowe cechy relacji interpersonalnych. Wszystkie
zdarzenia i przygody Mikrulków śledzi i komentuje Ludzik Chodzący Po Suficie, relacjonując je Fufiaczkowi.
Mikrulki to książka, która bawi małych i dużych. Przyznam się
Wam, że momentami uśmiechałam się do
przewracanej kartki na przykład w momencie, w którym Zazdrosia potknęła się o
włos leżący na podłodze, albo kiedy wszystkie Mikrulki zaintrygowały się
Super-Kolcem. Dla nas gwóźdź czy kłębek kłębek kurzu zebrany w kącie to ledwo widoczne wady każdego mieszkania. Dla maleńkich Mikrulków to olbrzymi problem szczególnie, kiedy staje im on na drodze...
Jedynym mankamentem, jaki
dostrzegłam w tej publikacji jest dobranie imion niektórym bohaterom. Większości
z nich nie wymówi 80% przedszkolaków, a dzieci przecież lubią zapamiętywać i
powtarzać trudne słowa. Moja siostra nie poradziła sobie ani z Nabrdalikiem, ani
z Perpetuą i to niestety bardzo ją zniechęciło. Kiedy zapytałam, czy ma ochotę
na kontynuację bajki kolejnego dnia, od razu poprosiła o zupełnie inną książeczkę. Sądzę,
że warto zwrócić na to uwagę w przypadku kolejnych części Mikrulków.
Książeczkę jednak gorąco polecam. Jeśli poszukujecie miłej, przyjemnej lektury, której fabuła może dziać się w domu każdego z nas - Mikrulki są idealną propozycją. Za publikację dziękuję Wydawnictwu Novae Res:
7 opinii:
Rzeczywiście, trudne imiona mogą zniechęcać. Chociaż, jak znam swoich łobuzów, to właśnie to może im się najbardziej spodobać. Lubią wyzwania lingwistyczne, choć obaj chodzą do logopedy ;)
OdpowiedzUsuńPomimo mankamentu, o którym piszesz, będę polecać tę książkę.
OdpowiedzUsuńJa jak nie raz czytałam dzieciom na głos to zmieniałam imię, żebym sama miała łatwiej :) Fajna książeczka. Powoli zaczynam kolekcjonować ksiązeczki dla synka. Mam nadzieje ze zaszczepie w nim to hobby.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem każde słowo pisane niesie przesłanie; kształcić wyobraźnię, rozwijać słownictwo a przez to i wymowę najtrudniejszych nawet słów. Czy czytając słowo "durszlak", "traktor", niezwłocznie" też zmieniacie te słowo na inne, bo są za trudne??
OdpowiedzUsuńDobór imion postaci wymyślonych przez pisarza są prawem autora i nie należy ich zmieniać.
Przecież nie napisałam, że należy je zmienić, ani że chcę wchodzić w kompetencje autorki. Pastelowy Niecodziennik jest MOIM Blogiem, a to MOJA opinia, do której także mam święte prawo. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńMikrulki pozdrawiają i dziękują za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że nasze przygody spodobały się Recenzentce! :)
I ja dziękuję za wizytę. Pozdrawiam serdecznie, czekając na kolejne przygody :D
UsuńDziękuję!