Artur Andrus to jedna z
najbardziej rozpoznawalnych i najpopularniejszych postaci polskiej sceny
kabaretowej. Po kultowej serii wywiadów z Marią Czubaszek i Tomaszem
Karolakiem, Andrus postanowił wydać kolejna własną książkę, pt. „Vietato Fumare, czyli reszta z bloga i coś
jeszcze”, będącą zbiorem wcześniej opublikowanych (mniej lub bardziej)
żartobliwych felietonów. Czy warto po nią sięgnąć? Musicie przekonać się sami.
Czy ja bawiłam się dobrze podczas lektury? Niewątpliwie. :)
Nie od dziś wiadomo, że Artur
Andrus uwielbia zabawę słowem. Dlaczego? Ano dlatego, że język polski niesie za
sobą tyle dwuznaczności i nieporozumień, że aż żal tego nie wykorzystać, by
rozbawić publiczność. Książka „Vietato
Fumare” to istny galimatias, tematyczne „pomieszanie z poplątaniem” utrzymane
w konwencji ironicznej satyry. Tak naprawdę mamy do czynienia ze zbiorem
felietonów napisanych m.in. dla Gazety
Lekarskiej, bądź wolnych przemyśleń samego artysty. Cytując słowa
Małgorzaty Wiśniewskiej, Andrus posiada „niebanalną umiejętność łączenia słów i
znaczeń, których pozornie połączyć się nie da, oraz zdolność dorabiania idei do
tego, co – często przypadkowo – powstało”. Świetnym tego przykładem jest tytuł
książki, który swój początek miał we włoskim hotelu podczas nieudanej wyprawy
narciarskiej, a oznacza on nie więcej niż „Zakaz palenia”.
Wspomniałam już, że „Reszta bloga i coś jeszcze” w gruncie rzeczy nie ma żadnego tematu
głównego, bo jak określić coś, co jest o wszystkim i o niczym? Mamy tu pana posła
i czosnkową emeryturę
Najpierw się zachłysnął, | Potem się zakrztusił, |I teraz za niego |Już ktoś inny musi.
Mamy też kilka „złotych porad” na
krępującą ciszę w towarzystwie, dowiadujemy się nawet, że gdy taka niezręczna
cisza zapada – na świecie głupi się rodzi. Weryfikujemy też, że w
restauracjach wcale nie jest tanio jak u
mamy, a odpisywanie na SPAM przynosi mierny skutek.
Jeżeli ktoś z Was poszukuje lekkiej (bo pomimo swoich gabarytów książka
nie jest ciężka), bardzo wakacyjnej publikacji na pochmurne (bo i takie się
zdarzają) wieczory – odsyłam Was do lektury. Na pewno nikt z Was się nie
zawiedzie, a być może uśmiechniecie się do zapisanych kartek. Całość ubarwiona jest fotografiami, oczywiście z Arturem Andrusem w roli głównej, a na kartach książki znajdziecie mnóstwo anegdot i przezabawnych opowiastek. Polecam :)
Kiedy będąc powoli dorastającym młodzieńcem, prosiłem mamę o opinię na temat mojej szkolnej miłości, wprost domagając się odpowiedzi na pytanie:
- Czy ona nie jest piękna?,
często słyszałem wymijające:
- Sympatyczna.
3 opinii:
Na pewno podczas tej lektury bym się uśmiała. To pewne.
OdpowiedzUsuńPrzekonałaś mnie, poszukam ;)
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję!