Wielki północny ocean. Morze.

10:10

Lektura pewnych książek boli od pierwszych stronic. Powieści wdzierają się do naszego umysłu, odbywają daleką podróż w naszej fantazji po czym wprawiają nas w bardzo ponury nastrój. Kilka tygodni temu rozpoczęłam Wielki Północny Ocean. Książkę, którą czyta się wyjątkowo trudno, a brak czasu, podsycony niechęcią, nie przekonuje do zakończenia lektury.

Zapytacie, skąd ta niechęć – nie wiem, czy powinnam mówić o tym na samym początku swojej recenzji jednak problem tkwi z „piśmiennictwie” pani Katarzyny Szelenbaum. Wertowałam internetowe stronice, portale kulturalne, książkowe zakątki i śmiem stwierdzić, że Wielki Północny Ocean - Morze to debiutancka powieść autorki. Mam szczerą nadzieję, że nasza pisarka „wyrobiła się” wraz z kolejnymi Księgami, bowiem w tej, pomimo błędów językowych, akcja nie jest wartka, nie śledzimy zdarzeń z zapartym tchem, a czytamy tuzinkową książkę, po którą trudno sięgnąć gdy trafi już ponownie na półkę. Sama kilkukrotnie zagubiłam się podczas lektury, a nawet wielokrotnie czytałam poszczególne fragmenty próbując wyłapać ich sens. Czasem, po prostu brakowało jednego zdania więcej…

Przejdźmy jednak fabuły naszej powieści. Głównym bohaterem jest Rin, syn grabarza, który od swoich najmłodszych lat spędza czas wśród cmentarnej ziemi, zimnych zwłok i wiecznie zmieniających jego otoczenie twarzach pogrzebowych płaczek. Początek książki wciąga, muszę przyznać, bowiem zawarty w pierwszym rozdziale wątek „wybawcy” sprawia, że poszukujemy tego bohatera wśród kolejnych stronic. Sukces autorki tkwi w tym, że będąc nawet przy dwusetnej stronie nadal nie wiemy, kim jest tajemniczy jeździec, który podarował Rinoardowi maleńkie pudełeczko. Pudełeczko, które dodaje mu odwagi, daje siły i pozawala przetrwać wszystkie, horrendalne warunki. Czy wolno mi opisać ciąg dalszy książki? Uważam, że nie powinnam, bowiem przy takim wstępie, z pełną znajomością fabuły nikt już nie sięgnąłby po tę pozycję. Zdradzę Wam jednak, że nasz mały mężczyzna, Rin, zostaje sprzedany za sakiew nędznych srebrników po czym trafia do okrutnego, przytłaczającego miejsca – Zamku Żmija – czyli Zamku Niechcianych Chłopców, gdzie ginie jego jedyny przyjaciel…

Historia jest ciekawa i godna uwagi. Jeśli tylko kolejne części powieści są i będą napisane przystępniejszym językiem – niewątpliwie Katarzyna Szelenbaum okaże się być znakomitą pisarką. Książkę gorąco polecam osobom łaknącym brutalnych przygód, bezlitosnych oprawców, ale i typowym samotnikom, którzy nie lubią rozmawiać i przebywać w gronie innych ludzi. Taki właśnie jest Rin – wyalienowany, dostosowany tylko i wyłącznie do siebie, dbający o własne życie…  Przekonajcie się sami!

You Might Also Like

3 opinii:

  1. Czasami jestem takim właśnie samotnikiem, więc z tego względu z chęcią zajrzałabym do tej książki. Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tym razem nie skorzystam. Książka zupełnie nie w moich klimatach. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A zaryzykuje i dam jej szansę. Już nie raz przekonywałam się, że nie zawsze trzeba sugerować się opinią innych ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!

Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie