Jak to mówią, dobrych książek
nigdy za wiele. Sęk w tym, że dzisiaj muszę nieco zmodyfikować to powiedzenie,
bowiem świetnie zaaranżowanej literatury wojennej wiecznie jest… za mało. Patriotów 44 Marka Ławrynowicza pochłonęłam w przeciągu jednego
popołudnia - smętnego, zimnego, jesiennego wieczoru przy lekkim brzasku
światła. Wierzcie mi, było warto dodać własną atmosferę do tej publikacji.
Początkowo wypatrywałam w tej
książce głównych bohaterów, pierwszo- i drugoplanowych postaci, które choć
powracają do nas w kolejnych rozdziałach, nie są nigdy motywem przewodnim.
Najważniejszą postacią tej historii jest dom, kamienica zbudowana przez Żydów,
jeszcze przed II Wojną Światową, i prowadząca nas przez kolejne lata i meandry
polskości. Jaki jest jej adres? Powstańców 44.
Jak już wspomniałam, dom ten
wybudowali Żydzi zmęczeni przepychem i zatłoczeniem miasta. Zamieszkali w swojej
własnej kamienicy położonej nieopodal Warszawy i mając nadzieję, na spokojną
starość… nagle spędzono im sen z powiek. Dlaczego? Wszyscy wiemy, że w
momencie dojścia do władzy Adolfa Hitlera rozpoczęto proces czystek rasowych. Antysemici
nakazywali Żydom nosić Gwiazdę Dawida, zasiedlać się wyłącznie w przeznaczonych
do tego rejonach, by swobodnie móc z nich szydzić i szykanować ich rodziny. Na Patriotów 44 wojsko tak szybko nie dotarło,
a choć w radio głoszono o czarnych
chmurach nad stolicą, leśna polana była dla mieszkańców cichą oazą. Miejscem, do
które zło nie zdołało się przedrzeć. Niestety jednak spokój bardzo szybko został zmącony W momencie, w którym rodzina zastanawiała się, jak wdrożyć
obowiązek przesiedlenia do warszawskiego getta, getto przyszło do nich. Dom
ich ogrodzono, a życie, choć za kolczastym drutem, toczyło się dalej, i dalej… w
końcu jednak poprowadzono wszystkich mieszkańców na stację kolejową. A co
wydarzyło się dalej? Doskonale wiecie.
Patriotów 44 zamieszkiwali
kolejni lokatorzy, czas płynął, mijały lata, a tam pojawiały się nowe twarze i
osobowości. Każdy szukał czegoś zupełnie innego, jedni potrzebowali spokoju,
inni próbowali zapomnieć o traumatycznych wydarzeniach, kolejni marzyli o
odnalezieniu swoich bliskich, a wspólnota mieszkańców była zlepkiem historii i
doświadczeń, które nie zdołałyby nigdy ze sobą współgrać. Każdego jednak
poznajemy z osobna, każdemu poświęcony jest oddzielny rozdział obnażający jego
tajemnice i odsłaniający choć krótką historię jego losów. Na Patriotów 44
mieszkają rusyfikatorzy oraz pracownicy PKP, kwaterę otrzymał również Ubek, ale
i zrozpaczona kobieta, wiernie wyczekująca swojego syna. Postaci zostały
opisane w mistrzowski sposób. Każdy jest swoistym indywiduum, każdego
potraktowano z osobna.
Sądzę, że opis widniejący na
okładce jest świetnym podsumowaniem historii, bowiem jest to „opowieść o
mieszkańcach pewnego domu. Tych sprzed wojny, którzy go zbudowali, marząc, że
będzie dla nich schronieniem do końca życia, z okresu wojennego i tych z czasów
PRL. Jego mieszkańcy doświadczyli zmiennych kolei losu: zbrodni i miłości,
podłości i szlachetności, chwil szczęścia i samotności. Usiłowali przetrwać w
świecie, który był nieprzewidywalny, czasami balansując na granicy tragifarsy i
absurdu. A dom trwał razem z nimi...”
Dodam tylko, że Marek Ławrynowicz
ma fenomenalne pióro, potrafi nie tylko rozbawić czytelnika, ale wzruszyć i
poruszyć jego serce. Nie należę do osób „płaczących” przy książkach, ale
wierzcie mi, w pewnym momencie aż trudno wyzuć się emocji i nałożyć chłodną
maskę. Uważam więc, że to doskonała książka pod każdym względem. Lektura nie
jest skierowana wyłącznie do miłośników wojennej i powojennej literatury, bowiem
osadzenie wątków w historii jest jedynie tłem dla losów naszych bohaterów.
Gorąco polecam!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
Wydawnictwu ZYSK i S-ka:
2 opinii:
Już czuję te emocje, jak by mi towarzyszyły podczas tej lektury. Musze ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać.Przeczytalam fragment,chcę więcej.
OdpowiedzUsuńDziękuję!