Kanady trudno nie pokochać.
Opisywana w literaturze kraina pełna nieokiełznanego zwierza i przepięknych
krajobrazów, zachwyca nas na każdym kroku. Historie rdzennych mieszkańców
staramy się wpleść w nasze życie i zrozumieć panującą w danej społeczności kulturę.
Czasem opiniotwórcze są relacje z południowo - amerykańskich przebieżek Wojciecha
Cejrowskiego, a czasem z podróży protoplasty Boso Przez Świat – Arkady’ego
Fiedler’a.
Autor książki I znowu kusząca Kanada pozwala nam
ujrzeć malownicze krajobrazy, dotknąć czystych, źródlanych wód, wspiąć się na
najwyższe szczyty i nakarmić małego niedźwiadka z własnej dłoni. Przygodę
rozpoczynamy podczas błahego wędkowania, a podziwiamy przy tym nieskażone
nowoczesnością łono natury, faunę i florę, o której dzisiaj możemy wyłącznie
pomarzyć… Kto by pomyślał, że niebezpieczne niedźwiedzie mogą zaprzyjaźnić się
z człowiekiem. Mieszkać w przydomowej izbie i wdzięcznie dziękować za miskę
strawy. Niestety jednak biały człowiek, zły biały człowiek, zniszczył i nadal
niszczy nieskazitelne piękno stworzone przez matkę naturę. Fiedler opowiada
historię białych ludzi, którzy wykorzystując naiwność Indian nieraz spisywali z
nimi umowy będąc w gościnie, nigdy jednak nie wyjaśniali ich treści, a
kolejnego dnia zbrojnym konwojem żądali opuszczenia ziem, będących już
własnością białego człowieka… To smutne. Biały człowiek nauczył się
wykorzystywać ludzką naiwność i niewiedzę. Nie tylko karczował lasy, niszczył
zielone polany, zabijał dziką zwierzynę, by zbudować nowy, betonowy świat. Nic więc
dziwnego, że Indianie nadal żywią urazę do białego człowieka… Przecież wszystko
co piękne, dzisiaj zostało zamurowane. Wybaczcie mi ten subiektywny wywód,
jednak podczas lektury taka refleksja zakradła się do mojej głowy. Prawdą jest,
że z dnia na dzień coraz mniej plemion krąży po świecie, wielu niegdyś rdzennych
mieszkańców ma dzieci, którzy od lat jeżdżą mercedesami po amerykańskich
ulicach, a wszystko to wykupione zostało kosztem cudownej przyrody, którą tak
namacalnie opisał nam Fiedler.
Przepraszam, że tak odbiegłam od tematu,
ale jestem zachwycona opisami krajobrazu. Książka tak naprawdę powstała już w 1965
roku i w dużej mierze jest relacją z szóstej wyprawy autora do Kraju Klonowego
Liścia. Publikacja opowiada nam o wszystkim – wspomniałam już Wam, że spotykamy
Indian, że zwiedzamy cudowne Góry Skaliste, w rzece Parsnip łowimy pstrągi, a w
czasie podróży trafiamy na łosie, jelenie, kaczki, niedźwiedzie, a nawet
bizony! Poznajemy Kanadę, która nigdy nie będzie dostępna dla szarego zjadacza
chleba. Rozmawiamy z ludźmi, którzy należą do rdzennych mieszkańców tych
feerii. Łakniemy upajania się pięknem dzikiej przyrody…
I znowu kusząca Kanada to książka napisana lekkim, bardzo
plastycznym językiem. Na dobrą sprawę, dotychczas czytane przeze mnie opisy przyrody czy
krajobrazów, często przywodziły mi na myśl sienkiewiczowskie powieści i trudno
było mi choć odrobinę się do nich przekonać. Tutaj jednak nie miałam z tym
żadnego problemu. Książkę czytałam co prawda „na raty”, ale wracałam do niej
bardzo chętnie, ponieważ lektura potrafi pochłonąć nas bez reszty. Uważam, że
publikację powinny przeczytać wszystkie osoby, które chciałyby kiedyś pojechać
do Kanady, ale i osoby, które uwielbiają podróżnicze opowieści.
A mi... tak się czytało książkę I znowu kusząca Kanada:
0 opinii:
Dziękuję!