­
­

Historia, jakich mało na polskim rynku. "Jan Kulczyk. Biografia niezwykła"


Na początku powinnam zaznaczyć, że jestem pełna podziwu niebywałej odwagi, jaką wykazał się duet pisarzy/dziennikarzy, podejmujący stosunkowo trudny projekt – stworzenie jedynej i niepowtarzalnej biografii najbogatszego Polaka, Jana Kulczyka.

Cezary Bielakowski były szef działu politycznego Polskiej Agencji Prasowej, zastępca szefa działu politycznego Rzeczpospolitej, szef działu krajowego tygodnika Newsweek Polska, zastępca redaktora naczelnego działu Politycznego w Dziennik Polska-Europa-Świat, a obecnie dziennikarz działu śledczego w tygodniku Wprost.  

Piotr Nisztor znany wszystkim z Życia Warszawy, Dziennika czy Rzeczpospolitej. Były redaktor naczelny tygodnika 7 Dni Puls Tygodnia, gospodarz programu Rozmowa Ściśle Jawna. Laureat Grand Press w kategorii News, współautor książek o katastrofie Smoleńskiej i autor publikacji Jak rozpętałem aferę taśmową.  

Niebywałe osobowości. Jak sądzicie, czy nie przypadkowo podjęły się tego tematu?

Jan Kulczyk. Biografia niezwykła, to książka, która na swój sposób wyróżnia się spośród innych. Nie jest sztampową opowieścią o tym, co zostało zasłyszane, dopowiedziane, a może wymyślone. Nie odnosi się też do błahych historii i zdarzeń, które nie miały wpływu na losy polskiej polityki czy gospodarki. Autorzy sięgają w głąb ludzkiej ciekawości. Sugerują poszlaki i każą samodzielnie zastanowić się nad lekturą. Całość to tak naprawdę opowieść samego Jana Kulczyka. To on jest główną postacią, wokół której toczy się akcja, to on przedstawia kilka historii swojego życia, a nasi twórcy pełnią rolę narratorów, przekazujących nam jego myśli i opowiadających kolejne zdarzenia.

Przyznam, że książka nie tyle otworzyła mi oczy na polską politykę (właściwie większości zdarzeń nie zarejestrowałam z młodości, gdyż jeszcze 5 czy 10 lat temu uciekałam od „poważnych” tematów), ale uświadomiła, jak wielki wpływ może mieć wysoko postawiona osoba. Jak wyglądają batalie „wyższych szczebli”, albo jak wiele problemów rodzi spotkanie z „nieodpowiednią” osobą. Mało tego, uważam, że to świetna lektura dla tych, którzy kiedykolwiek interesowali, bądź interesują się politologią i naukami społecznymi. 

Zdecydowanie większa część książki to osobiste wspomnienia Jana Kulczyka. Opowieść o tym, jak doszedł do bogactwa, o tym, co w jego życiu zmienił pierwszy milion na realizację pomysłów oraz zdarzeniach, dzięki którym mógł osiągnąć tak wiele. Poza ważnymi dla nas, Polaków, zdarzeniami, Kulczyk, choć szanował życie prywatne i chronił je przed światem mediów, wielokrotnie wspominał o relacjach z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, jak się poznali i jak często pili wspólnie herbatę. W książce też co i rusz przebijają się znane nam nazwiska, rzadko jednak powiązane ze zdarzeniami, opisywanymi przez Bielakowskiego i Nisztora.  Kto nie zna Jerzego Buzka, Romana Giertycha czy Leszka Millera? A kto jest w stanie wymienić więcej niż jedną historię z nimi powiązaną? Takich postaci mamy tu niezliczoną ilość. Każda odegrała mniej lub bardziej ważną rolę, ale nawet ta niepozorna, skryta przed upublicznieniem zdarzeń, została w końcu obnażona.

Losy Jana Kulczyka, zamknięte w 20 rozdziałach to gratka dla wszystkich osób interesujących się polską polityką i gospodarką, a także dla osób, które tak jak ja, podziwiają tę niebywałą postać, na długie lata zapisaną w historii naszego kraju. Gorąco polecam i zachęcam Was do lektury.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu FRONDA
PS Byliście na premierze książki 9.11 w Warszawie?





Historia wewnętrzna - jelito, najbardziej fascynujący organ naszego ciała - Giulia Anders

 
Historia wewnętrzna - jelito, najbardziej fascynujący organ naszego ciała to publikacja napisana przez młodziutką doktorantkę z zakładu mikrobiologii i higieny klinicznej w Frankfurcie nad Menem, Giulię Anders. Propozycja zaskakuje swoich czytelników, bawi, uczy i intryguje! Nie wierzycie?

Są książki, które powinniśmy przeczytać z czystej ciekawości. Naprawdę. Może szybkie zapytanie z serii - sprawdź, czy dobrze siedzisz na sedesie?, brzmi dość kontrowersyjnie, ale nawet w tak błahej czy pozornie trywialnej opowiastce możemy wykrzesać odrobinę nauki, którą niewątpliwie wykorzystamy w naszym życiu. Dlaczego? Powód jest jeden – w organizmie każdego z nas zachodzą identyczne procesy biologiczne. Warto więc je poznać bez ostentacyjnego obrzydzenia czy zawstydzenia.

Historia wewnętrzna to szereg rozdziałów o tym, co dzieje się w ludzkim organizmie. To długa wędrówka po fizjologii i anatomii każdego człowieka, a jednocześnie, ubarwiony przezabawnymi rysunkami Jill Anders, poradnik o zdrowym trybie życia, budowie naszego ciała czy rozprawie dotyczącej flory bakteryjnej, pasożytów, chorób, bądź higieny.

Przyznam, że pochłonęłam tę propozycję w mgnieniu oka. Początkowo wydawała się bardzo prosta – kolejna książka o niczym - jednakże niesamowita dawka dobrego poczucia humoru, połączona z ciekawymi informacjami, skusiła mnie, by przewracać kolejne kartki. Nie żałuję, bowiem każdy rozdział, to następna porcja wiedzy i bardzo ciekawych informacji. Powiedzcie mi, Drodzy Pastelowicze, czy kiedykolwiek zastanawialiście się dlaczego nasze jelita są tak długie? Albo czy wiecie dlaczego należy myć zęby przynajmniej dwa razy w ciągu dnia? Giulia Andes odpowiada na pytania, których nikt dotąd nie zadawał publicznie. Opisuje nie tylko defekację czy torsje, które sugerują pierwsze strony, ale zagłębia się do wnętrza ludzkiego organizmu. Opowiada o odporności, o florze bakteryjnej, ale i o przykrych przypadłościach i chorobach, pokazując nam, jak z nimi walczyć.

Fenomenem tej książki nie jest tematyka, a kontrowersyjność. Andes stworzyła publikację, która poprzez lekki, żartobliwy język przekazuje czytelnikom informacje, których nigdy nie szukaliby w innych źródłach. Bez skrępowania opowiada o czynnościach dnia codziennego, podkreślając kluczową rolę jelit niemalże na każdym kroku. 

Na zakończenie przytoczę jedną z fraz książki: „Stres jest niehigieniczny!”. A jeśli chcielibyście widzieć dlaczego – odsyłam Was do lektury.

Gorąco polecam, 10/10.

Za Historię wewnętrzną dziękuję Wydawnictwu Feeria.


,,Umysły, charaktery, dusze - im człowiek dłużej żyje, tym wyraźniej widzi jak się od siebie różnią..." - Zapraszam na ostatnią odsłonę Sherlocka Holmesa! :)

Trzeci, a zarazem ostatni tom Sherlocka Holmesa w nowym wydaniu sprawił, że czułam pewien niedosyt. Przecież… ta historia nie może się już skończyć, zwłaszcza w taki sposób. Arthur Conan Doyle postanowił jednak bezlitośnie przerwać naszą wycieczkę po XIX-wiecznej Anglii i na dobre rozprawić się z nurtującymi nas zagwozdkami. Przyznam jednak, że niesamowicie będzie brakowało mi Baker Street i niecodziennych wydarzeń, które co i rusz rozpoczynały swoją historię pod numerem 221b.

W skład tej części wchodzą kolejne trzy rozdziały: Powrót Sherlocka Holmesa, Pożegnalny ukłon oraz Archiwum Sherlocka Holmesa. Naszym narratorem tradycyjnie jest doktor Watson, który posługując się bardzo plastycznym językiem, skrupulatnie i szczegółowo oprowadza nas do świecie najbardziej ekscentrycznego detektywa wszechczasów. Naszą historię zaczynamy od momentu, w którym okazuje się, że Sherlock Holmes nie zginął czeluści wodospadu Reichenbach. To ciało profesora Moriarty'ego zostało zrzucone w potok, a Sherlock (jak to miewa w nawyku ;)) zdołał wybrnąć z opresji w bardzo zagadkowy sposób. Jeżeli chcecie poznać szczegóły tego zajścia, koniecznie przeczytajcie rozdział Pusty dom. Nie wiem jednak na ile powinnam opowiadać szczegółowo kolejne części książki, bowiem każdy jej rozdział to nowa zagadka. Właściwie nic nie jest tu ze sobą powiązane, zdarzenia splatają jedynie powtarzane nazwiska, drobne szczegóły, które jedynie zdobią naszą fabułę i nie są niezbędne do jej poprawnego odbioru. Kolejność lektury jest nieobowiązkowa, rzekłabym nawet – dowolna.  Co jednak zdradza opis książki?

Powrót Sherlocka Holmesa
Arthur Conan Doyle, pod naciskiem czytelników, przywraca słynnego detektywa do życia. Z opowiadania Pusty dom dowiadujemy się, że Holmes tak naprawdę nie spadł do wodospadu Reichenbach, gdyż wykorzystał swoje nieprzeciętne umiejętności w zakresie sztuki walki zwanej baritsu i zrzucił w otchłań profesora Moriarty’ego. Detektyw postanawia wykorzystać fakt, że wszyscy myślą, że on również wpadł w otchłań alpejskiego wodospadu, i z ukrycia wyłapać pozostałych zbrodniarzy z szajki Moriarty’ego. Pierwszym zadaniem jakie sobie wyznacza, jest schwytanie pułkownika Morana, bliskiego współpracownika profesora, który poza jego bratem Mycroftem jako jedyny wiedział, że detektyw żyje… W pozostałych opowiadaniach tomu Sherlock Holmes rozwiązuje zagmatwane sprawy kryminalne, wykorzystując swoje słynne metody dedukcji.

Pożegnalny ukłon
Kolejna porcja skomplikowanych zagadek kryminalnych rozwiązywanych przez genialnego detektywa. Pewnego razu do domu doktora Watsona przybiega gospodyni Sherlocka Holmesa, mówiąc, że Holmes jest ciężko chory i umiera. Gdy Watson dociera do przyjaciela, ten mówi, że to gorączka sumatrzańska i zaraził się nią w porcie. Holmes wściekły i przerażony, prosi Watsona, by ten pojechał po niejakiego Calvertona Smitha, który jest lekarzem i jako jedyny zna się na gorączce sumatrzańskiej… W innej z opowieści doktor Watson, przebywający w kurorcie, jest świadkiem, jak lady Frances Carfax szokuje wszystkich gości swoim nietypowym dla damy zachowaniem. Zauważa też, że w pobliżu lady Frances kręci się jakiś tajemniczy mężczyzna z brodą. Pewnego dnia lady Frances znika. Holmes i Watson ruszają na jej poszukiwania…

Archiwum Sherlocka Holmesa
Ostatni tom opowiadań o najsłynniejszej parze detektywów wszech czasów. Kiedy Sherlock Holmes wyjeżdża na wakacje, podczas jego nieobecności doktor Watson przyjmuje zlecenie od dwóch starszych pań. Chcą one przekonać swojego brata, że człowiek, który opowiada mu o możliwości spadku, to oszust. W tym samym czasie starszy brat Sherlocka, Mycroft Holmes, rozpoczyna poszukiwania skradzionego klejnotu kardynała Mazarina, który został przekazany British Museum… W innej z opowieści Holmes otrzymuje dwa dziwne listy, które dotyczą podejrzenia o wampiryzm. Niejaki Robert Ferguson, który przybywa na Baker Street następnego ranka, twierdzi, iż jego peruwiańska żona wysysała krew ich synka. Kilka razy została na tym przyłapana przez pielęgniarkę, która na początku wahała się, czy powiedzieć o tym panu domu. Holmes, zdając sobie sprawę, iż jest to niezwykle delikatna sprawa, przystępuje natychmiast do śledztwa… Pod koniec swojej detektywistycznej kariery Holmes, podczas pobytu w Sussex, jest świadkiem śmierci w konwulsjach na brzegu zatoki uchodzącej do kanału la Manche profesora Fitzroya McPhersona. Sekcja zwłok wykazuje, że przyczyną śmierci są liczne rany na plecach. Ostatnie słowa jakie wypowiedział zmarły brzmiały: „lwia grzywa”.


...kiedyś może przyjdzie czas, by rzecz cała opowiedzieć tak, jak było naprawdę. 


Przyznam, że jestem bardzo mile zaskoczona realizacją wydawniczego pomysłu. Sherlock Holmes to postać nie tylko wszystkim znana, ale i jedna z najpopularniejszych ikon literatury detektywistycznej. Mamy tu konfrontację osobowości z nieprawdopodobną wiedzą, przestronną wyobraźnią i umiejętnością analitycznego myślenia. W renesansie określilibyśmy go mianem humanisty, a dzisiaj? Kto łączy w sobie odkrywcę, naukowca, topografa, detektywa, analityka i przedstawicieli wielu innych zawodów w jednej, pewnej siebie, ale stosunkowo skromnej osobowości? Kiedy zaczęłam analizować tę zawrotną parę detektywów stworzonych przez Doyle’a, zauważyłam, że doktor Watson nie tylko trzyma się z boku, obserwuje bieg zdarzeń, ale próbuje wysnuwać własne wnioski. Jest postacią w tle, której zadaniem jest dodanie humorystycznego wątku całej historii i przejęcie odpowiedzialności za spisanie wszystkich przygód Holmesa.  Bez niego zabrakłoby nam dozy „normalności” i przyziemności w scenerii Baker Street.

Warto też wspomnieć, że w 2010 powstał serial pt. Sherlock. Widziałam jedynie kilka odcinków ekranizacji klasyka Doyle’a, ale już zdołałam się zaintrygować. Dlaczego? Powód jest bardzo prosty, ponieważ, owszem, na szklany ekran przeniesiono fabułę zawartą w książkowym wydaniu, jednakże została ona bardzo uwspółcześniona, co na pewno ma wpływ na szersze grono młodych odbiorców.

Ostatni tom książki liczy jednak aż 895 stron, czcionka jest duża i bardzo czytelna, stronice ozdobione oryginalnymi rysunkami Sidneya Pageta, a wydanie jest wyjątkowo lekkie. Całość została zamknięta w pięknej, twardej (tym razem granatowej) oprawie. I jeśli mam być szczera,  to komplet świetnie prezentuje się na półce. Uważam też te trzy publikacje za idealny prezent „pod choinkę”. Może jeśli jeszcze nie zdążyliście napisać Listu do Świętego Mikołaja, to uda Wam się wynegocjować tak barwny prezent.

Jeszcze raz gorąco polecam!


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka








"Prawdziwe życie przynosi zdecydowanie dziwniejsze zdarzenia, niż jest w stanie wymyślić najbardziej twórcza wyobraźnia..." - Sherlock Holmes, tom 2

Jak doskonale wiecie ubóstwiam Sherlocka Holmesa. Równie dobrze poinformowani jesteście o fakcie, że wydawnictwo ZYSK i S-ka wydało nową serię przygód najsławniejszego mieszkańca Baker Street w wyjątkowo niecodziennym wydaniu. Blisko dwa tygodnie temu otrzymałam ostatnie tomy powieści, i co ciekawsze, nagle rzuciłam w kąt wszystkie dotychczasowe obowiązki, rozpoczęte książki również, i zabrałam się za lekturę.  Kto by pomyślał, że dwie noce mają wystarczająco wiele godzin, by przebrnąć przez blisko 900 stron. Mało tego, kto wpadłby na to, że w między czasie można normalnie funkcjonować, chodzić do pracy, na zajęcia i… zachłannie wyciągać ręce po tom trzeci!

Dolina trwogi, Przygody Sherlocka Holmesa oraz Szpargały Sherlocka Holmesa to kolejne trzy części przygód niekonwencjonalnego detektywa i jego kompana. Tym razem poznamy tajemniczą famme fatale, Irene Adler, czyli kobietę, która swoją osobowością, charyzmatycznością i wdziękiem oczarowała tytułowego bohatera. Co więcej, dochodzi do konfrontacji dwóch odwiecznych wrogów: spotkanie Sherlocka z profesorem Jamesem Moriartym w szwajcarskim kurorcie nieopodal wodospadu Reichenbach niestety nie wróży nic dobrego. Książka kończy się dość… smutno. Cały czas próbuję wyobrazić sobie reakcję fanów Doyle’a, którzy podczas pierwszej publikacji zostali zakończeni tak nieprawdopodobnym zwrotem akcji.

Warto zaznaczyć, że Szpargały… to książka, która tak naprawdę pozwala poznać nam Sherlocka Holmesa. Dzięki niej zbliżamy się do jego codzienności, analizujemy poszczególne zachowania i odsłaniamy przeszłość. Doyle postanowił opisać tu relacje rodzinne, interakcje z dawnymi przyjaciółmi i znajomymi, pokazał pewne nawyki i zainteresowania, nie pozbawiając nas świetnej zabawy, dopracowanego pióra i utrzymania przezabawnego tonu całej historii. Pamiętajcie też, że ten rozdział traktuje o przyjaźni Sherlocka z doktorem Watsonem. Jeżeli więc chcielibyście bliżej poznać ich znajomość i rozwikłać zagadkę „jak to się stało”, zachęcam do lektury.


Czy książkę polecam? Oczywiście. Jeżeli poszukujecie prezentu pod choinkę dla swoich bliskich, to idealna propozycja. Sherlock Holmes w nowym wydaniu to piękna, olbrzymia książka w twardej oprawie, ubarwiona wspaniałymi rysunkami Sidneya Pageta.  Rzadko kiedy podsuwam komukolwiek pomysł wręczania książek w formie prezentów (sama bardzo tego nie lubię), ale uważam, że ten klasyk naprawdę na to zasługuje. Nie potrafię niestety ocenić tej publikacji. Sherlock Holmes przypomina mi moje dzieciństwo – od poszarpanych publikacji w szkolnej bibliotece, przez seriale, aż po filmy długometrażowe. Chyba każdy z nas przez to przebrnął i chyba każdy zatrzyma się choć na chwilę, gdy usłyszy hasło „Baker Street”. Jeśli nie, to każdemu tego życzę. Ja do wszystkich trzech tomów na pewno wrócę przy okazji Świąt Bożego Narodzenia. Co może być przyjemniejszego od kubka gorącej czekolady w głębokim fotelu, pitej podczas czytania Sherlocka Holmesa przy blasku choinkowych lampek? 



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


"Jest jeszcze coś, o czym mężczyźni nie mają pojęcia: Kobieta nigdy nie zmienia poglądów - nie musi, gdyż ma wszystkie naraz" - zapraszam na "Wyspę na Prerii"

Wakacje to niejednokrotnie czas podróży. Kochamy długie eskapady, słoneczną spiekotę i błogie lenistwo. 
Co jednak zrobić, kiedy pogoda nie dopisuje, na żadne prace nie mamy ochoty, albo najzwyczajniej w świecie męczmy się w środkach lokomocyjnych, by przemieścić się z punktu A do punktu B? Jak zawsze mam dla Was idealne rozwiązanie problemu, a mianowicie lekturę najnowszej książki Wojciecha Cejrowskiego pt. Wyspa na Prerii. Czy warto? TAK!

Gorąco polecam czytanie w podróży, sprawdziłam sama! :D

Przy okazji recenzji książki Rio Anaconda wspominałam, że nienawidzę programów telewizyjnych z serii Boso przez świat, ale literatura to zupełnie inna bajka. Nie ukrywajmy, Cejrowski jest mistrzem słowa. Bawi się naszym językiem, wodzi za nos Czytelników i w przezabawny sposób opowiada o wszystkim, co go otacza. Nieważne, czy w grę wchodzi termit „zżerający niebieskie krzesło”, czy ostra jatka dotycząca „zjadania węża (niegrzechotnika)” – zawsze jest zabawnie, zawsze jest pogodnie i zawsze z niecierpliwością przewracamy kartki.  Przyznaję, że dawno nie czytałam tak świetnej książki! :D

Autor opowiada nam o swoich preriowych przeżyciach. O tym, jak 22 lata temu dostał, wygrał, a w zasadzie kupił drewniany dom wraz z rancho „na końcu druta” i jak po powrocie w to miejsce wygląda jego codzienności. To Ameryka! Tu wszystko można wziąć, tu ulicę można samodzielnie nazwać i nikogo nie dziwi, że tu nawet tzw. wychodek  nie ma zabudowy w tylnej ścianie. Cejrowski opowiada nam o przyrodzie – dzikiej, trawiastej i wietrznej. O zwierzętach, o łowach, nawet o swoim niebieskim krześle. Zaznacza jednak, że „preriowa codzienność to kurz, gwoździe i rdza”, przy czym bawi nas nieziemsko swoimi rozprawami, przeczytajcie sami: Skoro wiesz już, że najważniejsza na prerii jest blacha, musisz doceniać także znaczenie gwoździ – bez nich Twoja blacha byłaby teraz gdzie indziej, prawda? I skoro jesteś tu „odpowiednio długo”, na pewno wiesz, że na prerii nic nie jest Cię w stanie uchronić od kurzu – ani blacha, ani najciaśniejsze majtki, ani skafander astronauty. Zawsze się jakoś przeciśnie. Choćbyś nie wiem jak zakręcał, uszczelniał, zawijał, pakował w słoiki i oklejał srebrną taśmą. Wszędzie, gdzie chciałbyś go nie dopuścić, on już tam jest – preriowy kurz, wraz z tym jego chrupiącym chrzęstem.

 Zachęciłam? Mam szczerą nadzieję, że tak. Autor nie szczędzi nam przezabawnych wątków, jak próby zmierzenia się z niewykonalnym zadaniem przez lokalnych mieszkańców, mianowicie wymówieniem jego imienia. Jak uchodzi za kryminalistę, kupując dwie choinki (i każąc obcinać ich korzenie) w sklepie z sadzonkami, a nawet kiedy biorą go za dziwaka, kiedy to codziennie rano rzuca swoim niebieskim krzesłem. Na prerii wieści roznoszą się w mgnieniu oka. Na prerii każdy wie wszystko. Na prerii jest dziko, rdzawo i egzotycznie!

Jeżeli miałabym powiedzieć jeszcze kilka słów o wydaniu Wyspy na Prerii to warto zaznaczyć, że książka została świetnie dopracowana. Otrzymujemy publikację liczącą blisko 300 stron, wydaną w twardej, ciężkiej oprawie, która pięknie prezentuje się na półce. Karty powieści są subtelnie zdobione, a wnętrze ubarwiają liczne fotografie preriowego krajobrazu, który to autor musiał codziennie oglądać w trakcie swojego pobytu. Wielokrotnie stopkę poszczególnych stron zdobią przypisy. Są one w zdecydowanej większości bardzo niekonwencjonalne, bowiem… nie pochodzą od Wojciecha Cejrowskiego, a Korekty! :D Mnóstwo cynicznych, bezpośrednich docinek ze strony Wydawcy to jest to, co Czytelnika bawi najbardziej. 

Zaintrygowani? Gotowi na lekturę? Bawcie się dobrze! :D

Za Wyspę na Prerii dziękuje Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie