­
­

Premierowa "Piękna i ambitna" Lea Michele!

Grudzień, a wraz z nim premiera książki od Wydawnictwa Feeria Piękna i ambitna. Mój styl. Po sukcesie publikacji Cameron Diaz, przyznaję, nie spodziewałam się tak świetnego poradnika skierowanego do kobiet. Naszą główną bohaterką jest  gwiazda serialu Glee, Lea Michele, oprowadzająca nas po swoim życiu. Jak dążyć do szczęścia? Jak cieszyć się z małych rzeczy i na co kłaść nacisk, by codzienność nie zmywała nam snu z powiek? W jaki sposób spełniac swoje marzenia? Koniecznie sięgnijcie po lekturę!

Ta propozycja jest zarówno subtelnym pamiętnikiem, jak i cennym źródłem wiedzy dla wielu pań. Lea Michele – piękna, czarująca, uwodzicielska kobieta zdradza nam sekrety swojego życia. Opowiada, jak mama uświadomiła jej, że musi szanować swój organizm i „nie wrzucać do niego śmieci”, by za chwilę przedstawić tajniki „bycia fit”, proponując  indywidualny plan treningowy, który nie tylko wyzwala endorfiny, ale i ma zbawienny wpływ na nasze ciało.

Czy da się nie pokochać tej książki? Obawiam się, że nie. Każda kobieta, która kładzie nacisk na swoje zdrowie, powinna choć raz przekartkować jej stronice. Tak naprawdę, abstrahując już od historii z życia Lei (jak np. fakt, że podczas podróży samolotem zawsze zmywa makijaż, by zastosować krem nawilżający) mamy tu mnóstwo cennych porad i wskazówek, jak dbać o samą siebie i wyzwolić poczucie piękna. Michele zaznacza, że w we wnętrzu każdej z nas tkwi bogini, która tylko czeka by pokazać swoje prawdziwe oblicze. Gusta są różne, każdemu podoba się coś zupełnie odmiennego i nie ma w tym nic dziwnego. Pamiętajmy jednak, że każdy zasługuje na szczęście i każdy musi poszukiwać go w życiu codziennym. Nie da się złapać byka za rogi bez lat treningu. Nie ma szablonu idealnej kobiety, bowiem jak wytworzyć projekcję nieistniejących, a zarazem tak rozległych cech osobowości czy wyglądu fizycznego? Nie warto popadać w paranoję, należy walczyć o swoje i pozwolić odkryć się na nowo. Przyznaję, gdy kartkowałam tę książkę nie raz nazwałam w myślach autorkę „lalka”. Mi przecież brakuje czasu na liczne zabiegi kosmetyczne, śledzenie modowych nowości, aktywność fizyczną każdego dnia czy chociażby zadbanie o regularne posiłki. Kiedy jednak śledziłam wątek związany z układaniem włosów czy robieniem perfekcyjnego makijażu… niestety, rozłożyłam ręce. Warto jednak zaznaczyć, że każda z nas może stworzyć własne studio wizażu czy klub fitness w swoim domu. Do makijażu potrzebujemy przecież kilku palet i prostych narzędzi, a do ćwiczeń wystarczy kawałek podłogi, mata i hantle, które równie dobrze mogą zostać zastąpione przez małą butelkę wody. Wszystko jest możliwe, wystarczy chcieć.

Autorka porusza również temat swojego życia związany z rolą Rachel Barry. Niestety nie jestem fanką tego serialu, co więcej – nie widziałam ani jednego odcinka, a nawet nie wiedziałam o jego istnieniu. Zaintrygował mnie jednak tytuł tej książki i jej krótki opis widniejący na okładce. Z czystym sercem jednak mogę Wam gorąco polecić tę propozycję. Mało tego, koniecznie rozważcie zakup tej publikacji „pod choinkę”. ;)


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria


Recenzja książki "Patriotów 41" - Marka Ławrynowicza

Jak to mówią, dobrych książek nigdy za wiele. Sęk w tym, że dzisiaj muszę nieco zmodyfikować to powiedzenie, bowiem świetnie zaaranżowanej literatury wojennej wiecznie jest… za mało. Patriotów 44 Marka Ławrynowicza pochłonęłam w przeciągu jednego popołudnia - smętnego, zimnego, jesiennego wieczoru przy lekkim brzasku światła. Wierzcie mi, było warto dodać własną atmosferę do tej publikacji.


Początkowo wypatrywałam w tej książce głównych bohaterów, pierwszo- i drugoplanowych postaci, które choć powracają do nas w kolejnych rozdziałach, nie są nigdy motywem przewodnim. Najważniejszą postacią tej historii jest dom, kamienica zbudowana przez Żydów, jeszcze przed II Wojną Światową, i prowadząca nas przez kolejne lata i meandry polskości. Jaki jest jej adres? Powstańców 44.

Jak już wspomniałam, dom ten wybudowali Żydzi zmęczeni przepychem i zatłoczeniem miasta. Zamieszkali w swojej własnej kamienicy położonej nieopodal Warszawy i mając nadzieję, na spokojną starość… nagle spędzono im sen z powiek. Dlaczego? Wszyscy wiemy, że w momencie dojścia do władzy Adolfa Hitlera rozpoczęto proces czystek rasowych. Antysemici nakazywali Żydom nosić Gwiazdę Dawida, zasiedlać się wyłącznie w przeznaczonych do tego rejonach, by swobodnie móc z nich szydzić i szykanować ich rodziny. Na Patriotów 44 wojsko tak szybko nie dotarło, a choć  w radio głoszono o czarnych chmurach nad stolicą, leśna polana była dla mieszkańców cichą oazą. Miejscem, do które zło nie zdołało się przedrzeć. Niestety jednak spokój bardzo szybko został zmącony W momencie, w którym rodzina zastanawiała się, jak wdrożyć obowiązek przesiedlenia do warszawskiego getta, getto przyszło do nich. Dom ich ogrodzono, a życie, choć za kolczastym drutem, toczyło się dalej, i dalej… w końcu jednak poprowadzono wszystkich mieszkańców na stację kolejową. A co wydarzyło się dalej? Doskonale wiecie.

Patriotów 44 zamieszkiwali kolejni lokatorzy, czas płynął, mijały lata, a tam pojawiały się nowe twarze i osobowości. Każdy szukał czegoś zupełnie innego, jedni potrzebowali spokoju, inni próbowali zapomnieć o traumatycznych wydarzeniach, kolejni marzyli o odnalezieniu swoich bliskich, a wspólnota mieszkańców była zlepkiem historii i doświadczeń, które nie zdołałyby nigdy ze sobą współgrać. Każdego jednak poznajemy z osobna, każdemu poświęcony jest oddzielny rozdział obnażający jego tajemnice i odsłaniający choć krótką historię jego losów. Na Patriotów 44 mieszkają rusyfikatorzy oraz pracownicy PKP, kwaterę otrzymał również Ubek, ale i zrozpaczona kobieta, wiernie wyczekująca swojego syna. Postaci zostały opisane w mistrzowski sposób. Każdy jest swoistym indywiduum, każdego potraktowano z osobna.

Sądzę, że opis widniejący na okładce jest świetnym podsumowaniem historii, bowiem jest to „opowieść o mieszkańcach pewnego domu. Tych sprzed wojny, którzy go zbudowali, marząc, że będzie dla nich schronieniem do końca życia, z okresu wojennego i tych z czasów PRL. Jego mieszkańcy doświadczyli zmiennych kolei losu: zbrodni i miłości, podłości i szlachetności, chwil szczęścia i samotności. Usiłowali przetrwać w świecie, który był nieprzewidywalny, czasami balansując na granicy tragifarsy i absurdu. A dom trwał razem z nimi...”

Dodam tylko, że Marek Ławrynowicz ma fenomenalne pióro, potrafi nie tylko rozbawić czytelnika, ale wzruszyć i poruszyć jego serce. Nie należę do osób „płaczących” przy książkach, ale wierzcie mi, w pewnym momencie aż trudno wyzuć się emocji i nałożyć chłodną maskę. Uważam więc, że to doskonała książka pod każdym względem. Lektura nie jest skierowana wyłącznie do miłośników wojennej i powojennej literatury, bowiem osadzenie wątków w historii jest jedynie tłem dla losów naszych bohaterów.

Gorąco polecam!


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


"Mój przyjaciel Meaulnes" - Alain-Fournier

Mój przyjaciel Meaulnes Alaina-Fourniera to jedyna ukończona książka tegoż francuskiego powieściopisarza. W Polsce opublikowano ją po raz pierwszy w 1936 r., a tuż po zakończeniu II Wojny Światowej ponowiono nakład i szybko okrzykniętą ją jedną z najważniejszych powieści początku XX wieku. Co więcej, Mój przyjaciel Meaulnes to książka zaliczana do arcydzieł literatury francuskiej.

Fabuła książki to przede wszystkim opis pięknej a zarazem zawiłej młodzieńczej miłości tytułowego bohatera. To lektura niezwykle trudna, czasem zawiła, ale godna uwagi. Poznajemy siłę uczuć, pasma niepowodzeń i prawdziwą przyjaźń, jaka może zaiskrzyć pomiędzy bohaterami. Narratorem naszej powieści jest piętnastoletni młodzieniec o imieniu Francois. To właśnie z jego punktu widzenia śledzimy bieg zdarzeń, opowiada nam on własną historię, swoje przemyślenia i przygody, a zarazem odnosi się do otaczającej go rzeczywistości. Dzięki niemu poznajemy Meaulnesa, dwa lata starszego kompana, który odmienia życie chłopca, jednocześnie zawiązując fabułę. Z zajmującą szczegółowością, płynnością akcji przewracamy karty powieści. Dostrzegamy silną więź pomiędzy Francoisem a Augustynem Meaulnesem i pozwalamy przenieść się do tej jakże bajowej krainy.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam publikację, na myśl (nie wiedzieć czemu) przyszedł mi  plakat promujący Labirynt Fauna. Kompletnie abstrahując od jakichkolwiek norm czy granic zdrowego rozsądku, moją pierwszą myślą niezmiennie był Labirynt Fauna. ;)  

Okładka książki Mój przyjaciel Meaulnes to obraz pięknego domu osadzonego w zielonej scenerii. Jest jednak w nim coś enigmatycznego, budzącego w potencjalnym czytelniku chęć poznania tej magicznej krainy, skrywanej na kartach powieści. Ukłony więc dla Wydawnictwa ZYSK i S-ka, zarówno za piękny projekt, jak i wspaniałe opracowanie. Na uwagę zasługuje również tłumaczenie. Książka, jak już wspomniałam, napisana została tuż przed I Wojną Światową, a opisuje, prawdopodobnie, młodzieńcze wspomnienia samego autora. Język jest bardzo lekki, plastyczny, ma w sobie wyczuwalną młodzieńczą charyzmę i zdaje się być tak odległy nam, współczesnym ludziom. Francois posługuje się poetyckimi porównani, za pomocą których opisuje otaczającą go rzeczywistość, emocje i ludzkie zachowania. Oddaje to niebanalny wydźwięk całej historii i uświadamia czytelników w smutnym stwierdzeniu, że uczucia młodych ludzi dzisiaj wyglądają zupełnie inaczej. Zapominamy nie tylko o lojalności, ale i subtelności czy sile niedozwolonych miłości.

Książkę gorąco polecam. Uważam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie i nieważne, czy będzie to niebagatelny opis przyrody, czy głębokie uczucie przeżywane na kartach powieści.  Za mój egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka.




"Cała nadzieja w Paryżu" Deborah Mckinlay - zapraszam!

Piękna okładka i znajdujący się na niej opis to zapowiedź lekkiej, przyjemnej książki na samotny, jesienny wieczór pod ciepłym kocem. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że Cała nadzieja w Paryżu to lektura niesamowicie wymagająca, zmuszająca tym samym do refleksji i głębokich przemyśleń nad własnym życiem. Główni bohaterowie powieści do osoby pełne doświadczenia, po przejściach. Eve marzy o szczęśliwym związku. Jej córka lada dzień bierze ślub, a ona sama czuje się samotna i zagubiona. Jackson z kolei po raz drugi jest ostał się rozwodnikiem, zdaje się być rozchwiany emocjonalnie, a jego twórczość literacka zatrzyma się w martwym punkcie. Jego życie także nie poukładało się tak, jakby o tym marzył. Chociaż wydał już kilka powieści, jest sławnym pisarzem, posiadającym wiernych czytelników, to brakuje mu iskierki nadziei i przyjaciela „od serca”, z którym mógłby wymienić kilka słów. Jak to więc możliwe, że losy Angielki i Amerykanina  splotły się w przepysznym Paryżu? Czemu to właśnie pasja, jaką jest gotowanie, połączyła tych dwoje, pomimo dzielącego ich oceanu? Jak trudno przekroczyć pewne bariery i zbliżyć się do kogoś wyłącznie dzięki epistolarnej korespondencji? Aby uzyskać odpowiedź na te i inne pytania, koniecznie sięgnijcie po lekturę!

Zdawać by się mogło, że tych dwoje więcej dzieli niż łączy. Ona – prowincjonalna, odrobinę już zgorzkniała kobieta przepełniona autokrytyką i niską samooceną. On – znany pisarz z wielkiego świata. Zagubiony w życiu i nieco nieszczęśliwy miłośnik kuchni, poszukujący własnego przepisu na szczęście.

Deborah Mckinlay postanowiła osadzić fabułę  skupioną na korespondencji listowej. Każda kolejna wiadomość budzi emocje, pozwala wejść do świata naszych bohaterów. Dzięki nim poznajemy ich troski, przemyślenia, wątpliwości, a wszystko to zostaje ubarwione wskazówkami i niebiańskimi kulinariami. Iście przepyszna książka pozwala nam oddać się pasji, oczarować smakami,  a banalnie zawartą znajomość przerodzić w przyjaźń zbudowaną na trwałym fundamencie.

Komu poleciłabym tę propozycję? na pewno miłośnikom gotowania – każdej płci – którzy wierzą jeszcze w szczerość i dobre intencje innych ludzi. Jak doskonale wiemy, korespondencja na odległość, czy będzie to wymiana listów, czat internetowy czy zwykły sms, pozwala na ukrycie siebie. Możemy pewne elementy ubarwić, inne zniwelować, poskromić nastroje czy humory, bagatelizować wady… To, czy pozostaniemy szczerzy zależy od nas samych, ale druga osoba będzie wiedziała tylko tyle, ile sami jej powiemy. Nie odkryje niczego samodzielnie, nie wyczyta pomiędzy wierszami, nie zweryfikuje naocznie. Początkowo listy które czytamy są dla nas potraktowane z dozą niepewności, ale bariera ta szybko zostaje przełamana. Lektura zajmuje kilka chwil. Całość wciąga i pociąga, zdaje się być idealną propozycją na jesienny wieczór. 

Jaką rolę w tej całej historii odgrywa malowniczy Paryż? Tego Wam nie zdradzę. Sprawdźcie sami! :) 


Za egzemplarz książki Cała nadzieja w Paryżu dziękuję Wydawnictwu Feeria 

"Kobiety" podczas II Wojny Światowej, czyli Stanisława Kuszelewska-Rayska i jej fenomenalna książka. Zapraszam!

Kobieta o Kobietach silnych psychicznie, odpornych na ból, honorowych i bitewnych w walce o niepodległość Polski, czyli niesamowity zbiór opowiadań Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej, będący debiutem literackim autorki. Długo zastanawiałam się, od czego zacząć swoją recenzję. Czy ta książka jest dobra? Nie, ona jest bardzo dobra. Czy zaskakuje? Owszem, nawet budzi kontrowersje. Czy jest głęboka? Pewnie, wywiera niesamowite wrażenie na czytelniku. Czy można ją tak po prostu zignorować i ominąć? Nie, nie można. Kobiety to publikacja, która idealnie wpasuje się do biblioteczki miłośników II Wojny Światowej. To książka dla nauczycieli, którzy chcieliby przekazać swoim podopiecznym garść realnych faktów i przeżyć z perspektywy uczestnika zdarzeń. To lektura obowiązkowa dla kobiet w pewnym sensie zagubionych w życiu. To nieprawdopodobna historia niesamowitych kobiet, które być może odegrały kluczową rolę w walce z okupantem.

Kto jeśli nie kobiety-łączniczki, kobiety-sanitariuszki, kobiety-matki-żony-córki wpłynął na bieg zdarzeń? Kto jeśli nie silna wola i wiara w to, co tak odległe pozwoliło nam zwyciężyć? Stanisława Kuszelewska przedstawia nam historie, które wydarzyły się naprawdę podczas zbrojnej walki z hitlerowskimi Niemcami. Wraz z bohaterami opowiadań wędrujemy ulicami Warszawy, widzimy śmierć oraz głód panoszące się na każdym kroku, obserwujemy ból rodzin, cichą rozpacz i stratę najbliższych.

Kiedy czytałam tę historię, podziwiałam Kobiety, które opisała Pani Stanisława. Należy zaznaczyć jednak, że była ona jedną z „tych” pań, które brały czynny udział w walce z okupantem. Priorytetem było opatrywanie rannych, ukrywanie Żydów, przekazywanie rozkazów, szmuglowanie broni, a nawet długie wędrówki kanałami, ratując niewidomych, słowem pomoc „swoim” na każdej z możliwych płaszczyzn.  To oczywiście tylko kilka wątków, na które składa się całą książka. Kiedy zagłębicie się w lekturę, na pewno nie wyjdziecie z podziwu dla kobiet przenoszących Hostię chorym w każdy piątek, czy odważnej bohaterce, która chcąc uratować łącznika odebrała od niego broń i poleciła ukryć się w gmachu jej żeńskiej szkoły.

Publikacja została bardzo przystępnie napisana – język książki jest bardzo plastyczny, dialogi nadto realne. Autorka za wszelką cenę starała się oddać atmosferę tamtych czasów i muszę przyznać, że tak trudna sztuka, niesamowicie się jej powiodła. Do lektury zachęcała będę na pewno każdego z Was, bowiem sądzę, że pewne historyczne wątki znać powinniśmy wszyscy. Książka Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej jest według mnie swego rodzaju autobiografią. Na kartach pozornie niewielkiej książki przeżywamy głęboką historię, która dotyczy naszych dziadków i pradziadków. Autorka przedstawiła heroiczną walkę o warszawę, niesamowitą bitwę o wolną Polskę, za którą ginęły tysiące ludzi. Wydaje mi się, że niewiele książek budzi tak skrajne emocje, a więc Kobiety polecam dodać do kanonu lektur obowiązkowych w swojej biblioteczce.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka


"Lalkarka" czyli drugi tom cyklu "Nikt Trojan" Maxa Bentowa - zapraszam! :)

Chodź do Karliego. No, chodź, nie bądź taka. Karli na Ciebie czeka.

Tym razem tytułowym bohaterem książki Baxa Bentowa nie jest morderca, a ofiara. Josephin Maurer, lalkarka. Kobieta przed rokiem przeżyła pewną traumę, a mianowicie cudem ocalała z próby morderstwa, którą opisuje nam prolog, jednak jej oprawca znowu daje o sobie znać. Nikt nie wie czy sprawcą makabrycznych zbrodni, które właśnie opanowały miasto jest Karl Junker, który wg dokumentacji policji zginął w wypadku samochodowych, czy też jego wyjątkowo brutalny naśladowca. Komisarz Nils Trojan za wszelką cenę stara się rozwiązać berlińską zagadkę. Podnosi alarm, otacza opieką Josie, analizuje śledztwo, ale tym samym ponownie zaniedbuje rodzinę…
 
Mówi się, że policjanta z długoletnim stażem w Wydziale Zabójstw nic nie zdoła zaskoczyć. Pozory jednak są bardzo mylące, komisarz czy nie – to także człowiek, osoba pełna emocji, wątpliwości i uczuć. Kiedy w ciemnej piwnicy odnalezione zostają zwłoki młodej kobiety uwiezionej w poliuretanowym sarkofagu, Trojana ogarnia niepewność. Powracają wspomnienia, a silnego mężczyznę opanowuje przerażenie. Prowadzi on jednak śledztwo, robi dobrą minę do złej gry kontynuując terapię  u Janay Michels, psycholog znanej nam już z debiutanckiej książki Bentowa.

(…) Nagle wstała bez słowa, wyszła z kuchni i wróciła z pudełkiem po butach. Podała je Trojanowi. Na wieczku był namalowany czarny krzyż. Otworzył pudełko.
Mała szydełkowa lalka, która się w nim znajdowała, miała ludzką postać, i tak jak Josephin Maurer nosiła wełnianą czapkę nasuniętą głęboko na czoło. Twarzy zabawki nie było widać – ktoś posmarował ją pianką montażową.

Lalkarka to drugi tom cyklu Nils Trojan od Grupy Wydawniczej Publicat S.A. Książka intrygująca, brutalna, diablo przebiegła. Lektura niesamowicie wciąga, bowiem zabrałam się do czytania naprawdę zmęczona, po wyjątkowo ciężkim dniu, i przekartkowałam, uwaga, 200 stro. Co i rusz ciekawił mnie kolejny rozdział. Łaknęłam rozwiązania zagadki, poszukiwałam śladów zbrodni, dedukowałam, czy na pewno nic nie zostało przeoczone przez policjantów, snułam własne wnioski, poszukiwałam Milana, wspierałam Josie... śledziłam tę historię z zapartym tchem.

 Pióro Bentowa w tej publikacji jest dużo bardziej dopracowane. Język Lalkarki jest plastyczny, akcja wartka – mamy jej szybkie zawiązanie, a później galopujemy przez cała historię otaczani nowymi scenariuszami, kolejnymi ofiarami i myślami psychopatycznego mordercy. Zaskoczył mnie jednak pomysł na fabułę. Otóż Karli, bądź jego naśladowca (spokojnie, nie zdradzę Wam rozwiązania zagadki), zabija swoje ofiary pianką do montażu okien, która w niesamowitym tempie twardnieje, jednoczesne doprowadzając je do uduszenia. Co maluje się w oczach ofiar? Strach! Strach, którym naprawa się nasz zbrodniarz…

Skoro jednak na początku zaznaczyłam, że to kontynuacja serii, czy warto sięgnąć po tę publikację nie zachowując chronologii? Otóż można, ale według mnie rozsądniej byłoby najpierw przekartkować Ptaszydło. W pierwszym tomie poznajemy Niasa Trojana, jego problemy, rodzinę i relacje w domu. Budujemy w głowie pewien wizerunek komisarza i na pewno prościej nam zrozumieć jego kontakty z córką czy panią psycholog. Poza tym – w Lalkarce co i rusz powraca nam postać Ptaszydła, bo… co jeśli Ptaszydło żyje? Druga część została jednak napisana z uwzględnieniem nowych fanów i czytelników Bentowa. Większość retrospekcji jest wyjaśniona tak, by rozwiać wszelkie wątpliwości, ale wierzcie mi – pełne zrozumienie  pozwala delektować się lekturą. Takie przynajmniej jest moje zdanie. Niemniej, gorąco zachęcam Was do lektury, bowiem naprawdę warto! Książka świetnie sprawdzi się podczas jesiennych wieczorów przy kubku gorącej herbaty. Jeśli lubicie dreszczyk emocji, szybko budowane napięcie i wielowątkowe historie - Lalkarka jest idealną propozycją. Miłej lektury! 

Za egzemplarz dziękuje Grupie Wydawniczej Publicat S.A. 


"Jaskiniowiec" czyli najnowszy kryminał skandynawski! :D

Odnalezienie zwłok samotnego mężczyzny po kilku miesiącach od śmierci nie powinno nikogo zaskakiwać. Miewamy przecież takie przypadki i w życiu codziennym, a więc nei sposób uniknąć medialnej famy. Osoby wyalienowane wiodą odosobnione życie, a kiedy ich „sympatyczność” podlega wątpliwości, sprawy komplikują się nieco bardziej. Jedni, po śmierci delikwenta, rzucą wymowne „nareszcie”, inni zaczną wędrować pomiędzy serią zdarzeń i możliwych zbiegów okoliczności, aby te traumatyczne wydarzenie wyjaśnić. Co jednak zrobić, kiedy denat „spoczywa” wygodnie w fotelu przed włączonym telewizorem, a jego ciało zostało już nieco zmumifikowane przez klimat i panujące za oknem warunki atmosferyczne? Dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się jego zaginięciem, i co więcej, dlaczego urzędy postanowiły windykować zaległości po upływie tak wielu miesięcy? Tak, ciało  Viggo Hansena odnajduje pracownik energetyki. Całkowicie przypadkiem.

"To chyba najstraszniejszy rodzaj samotności (…) Nie być obecnym nawet w myślach choćby jednej osoby na świecie."

Przyznaję, pierwsze strony lektury zdołały mnie zaintrygować. Najpierw Hansen, później NN odnaleziony na plantacji drzewek choinkowych. Zaledwie kilka stron, a już komplet leciwych zwłok, które (jak na kryminał przystało) pomimo baku innych przesłanek, nie mogą wiązać się z naturalną śmiercią organizmu. Później było nieco gorzej. Może i sama fabuła nie ma sobie nic do zarzucenia, o tyle tempo akcji nieco mnie zawiodło. Sam przebieg historii śledzimy z dwóch perspektyw. Jedną opisuje nam policyjne śledztwo Williama Wistinga,  zbiegające się z FBI, drugie z kolei prowadzi córka policjanta pracującego w Larviku, Line, będąca dziennikarką. Akurat fakt, że te dwie ścieżki w pewnym momencie zaczynają się splatać nie powinien nikogo dziwić, aczkolwiek mozolna wędrówka do tego „wspólnego” punktu ciągnie się w nieskończoność. Line za wszelką cenę próbuje dotrzeć do jak największej ilości informacji. Hansen był starszym mężczyzną, a więc myśl, że jego ciało przez cztery miesiące spoczywało w odosobnionym pokoju w sąsiedztwie nie daje kobiecie spokoju. Próbuje więc znaleźć odpowiedź, dlaczego nikt nie zainteresował się mężczyzną. Czemu nikt z sąsiadów nie zaniepokoił się jego nieobecnością i dlaczego umarł w kompletnej samotności…

Przedpremierowa obwoluta oraz wszelkie zapowiedzi donośnie głoszą, że Jørn Lier Horst jest następcą Jo Nesbø. Muszę jednak Wam zdradzić, że to nieprawa. Po przeczytaniu „Jaskiniowca” stwierdzam, że Horst będzie poważnym konkurentem skandynawskiego autora ostatnich bestsellerów. Może to chłód Norwegii, może jakaś północna magia wyciągnięta z legend i mitów, ale zakochałam się w skandynawskich powieściach. Nie sposób się nadziwić, że po każdą kolejną książkę sięgam coraz to chętniej. Wertuję strony i nie mogę doczekać się następnych tomów. Ubolewam, że „Jaskiniowiec” jest dziewiątym tomem cyklu „William Wisting”, mam szczerą nadzieję, że Wydawnictwo Smak Słowa po sukcesie książki (a wertując oceny lektury można nazwać premierę sukcesem)  zdecyduje się na wydanie pełnej serii. Obawiam się tylko jednego, otóż zakładam, że Horst podobnie jak J.K.Rowling czy nawet wspomniany Jo Nesbo, boryka się z faktem, iż najnowsze powieści są o niebo lepsze od debiutanckich podrygów. To normalne wśród pisarzy, aczkolwiek wierzę, że kluczową rolę odegra tutaj tłumacz, a my, czytelnicy, spędzimy równie udany wieczór.

Czy polecam Wam tę książkę? Oczywiście, że tak. Wspomniałam o powolnym rozwoju akcji, który może budzić kontrowersje i nieco zniechęcać do lektury. Niemniej, ma to też swoje plusy. Poznajemy krok po kroku szczegóły śledztwa, zbliżamy się do Williama i Line, wędrujemy po Norwegii i dajemy możliwość Horstowi do obnażenia przed nami pracy i codzienności policji kryminalnej. Autor bowiem do września 2013 pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, studiował niegdyś kryminologię, filozofię i psychologię, a efekt jego długoletnich doświadczeń możemy śledzić na kartach powieści. Sądzę, że pod tym względem należy zwrócić uwagę na tę publikację. To dość empiryczna propozycja. Daleko jej do wyimaginowanych wątków i zdarzeń i z iście „fantastycznej” literatury. Według mnie warto poświęcić jej jeden wieczór, może dwa. A nuż zaprzyjaźnicie się z kolejnym „twórcą z północy”. :D


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa:


Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie