- 10:10
- 15 Comments
Muzeum Katyńskie w Warszawie, to nie tylko wielokrotnie nagrodzony obiekt architektoniczny, a miejsce szczególne, wyjątkowe, które musicie odwiedzić. Dzięki temu artykułowi, wizyta w nim przybierze zupełnie inny wymiar.
Ofiarami Zbrodni Katyńskiej byli nie tylko oficerowie i wojskowi, ale cała elita, ludzie wykształceni, tacy jak lekarze, prawnicy, nauczyciele czy inżynierowie, którzy dzieląc się swoją wiedzą, mogli stać się zagrożeniem dla ekspansji Związku Radzieckiego na terytorium Polski. Za tę makabryczną zbrodnię odpowiada policja polityczna NKWD, która po decyzji z dnia 5 marca 1940 roku, podpisanej przez Józefa Stalina, rozpoczęła wyrok na tysiącach jeńców wojennych z Polski, Białorusi i Ukrainy , uznanych za wrogów władzy sowieckiej.
Zbrodnia Katyńska, choć należąca do najbardziej makabrycznych aktów ludobójstwa w historii, przez lata była tematem tabu. Dziś jednak nie tylko możemy o niej mówić, ale i otrzymać niebywały zastrzyk wiedzy, dzięki odwiedzinom w Muzeom Katyńskim, mieszczącym się w Warszawskiej Cytadeli.
Architekci i twórcy Muzeum stanęli na wysokości zadania, wzmagając w każdym uczucie zjednoczenia z ofiarami Zbrodni Katyńskiej. Już przed wejściem do budynku, miniecie niewielki las, którego celem jest przygotowanie Was do tego, co czeka na Was po przekroczeniu wysokich, drewnianych wrót budynku. Schodząc korytarzem w dół, w kierunku głównej ekspozycji, będą schodziły z Wami cienie tych, którzy trafili do obozu, abyście razem mogli przeżyć ich historię raz jeszcze.
Muzeum Katyńskie nie wyróżnia się na tle innych obiektów ekspozycją. Czekają na Was specjalne plansze, opisujące bieg zdarzeń, gabloty z dokumentami i zdjęciami czy poddane odrestaurowaniu mundury żołnierzy.
Jest jednak miejsce, które przytłoczy każdego z Was. Niewielkie, podświetlone gablotki z przedmiotami, które zostały znalezione wśród zamordowanych – odznaki, różańce, grzebienie, metalowe miski, binokle i wszystko to, co w tym jednym miejscu jest najważniejsze, szczególne. Wszystko, co oddaje skalę Zbrodni Katyńskiej i upamiętnia wszystkich zamordowanych, a zarazem zwraca uwagę na każdego z osobna.
Muzeum Katyńskie w Warszawie to niesamowite miejsce, które powinniście uwzględnić w swoich podróżniczych planach. Obiekt wywarł na nas ogromne wrażenie, a atmosfera, o którą zadbali jego twórcy w bardzo dosadny sposób uświadomiła nam skalę dramatu, jaki rozegrał się w Smoleńskim lesie. Pamiętajcie, że podczas zwiedzania i śledzenia poszczególnych ekspozycji, ukryte zostały symbole, mające na celu jeszcze mocniej przybliżyć Wam tę makabryczną zbrodnię. Zwróćcie szczególną uwagę na budowę windy, dźwięki, które wydaje i światło, jakie mieni się zza jej ścian. Wychodząc z obiektu wysokimi schodami, przypatrzcie się z kolei na mur, imitujący deski i przedmioty, jakie zostały w nim odciśnięte. W mgnieniu oka dostrzeżecie orła, zdjętego z oficerskiej czapki lub krzyż, wręczony niegdyś za wybitne zasługi i osiągnięcia.
Muzeum Katyńskie to naprawdę interesujące miejsce, dzięki któremu będziecie mogli zrozumieć sowiecką zbrodnię, jak i poznać wiele nieodkrytych dotąd faktów historycznych. Wierzę, że każdy z Was choć na chwilę przeniesie się do Smoleńska i w głębi serca przeżyje namiastkę tego, co przydarzyło się naszym rodakom blisko 80 lat temu. Polecam, uważam, że każdy choć raz powinien odwiedzić te miejsce, ale przyznam, że wszelkie epitety, które mogłyby Was zachęcić do wizyty w tym Muzeum zdają się być zwykle niefortunnie dobranymi słowami. Jestem jednak niezwykle ciekawa, jakie wrażenie te miejsce wywarło na Was lub czy planujecie je zobaczyć.
Wołyń. Niewielka miejscowość położona w dorzeczu górnego
Bugu oraz dopływów Dniepru. Część Ukrainy, niegdyś należący Korony Królestwa
Polskiego. Historia jednak pamięta nie tylko o granicach państwa, o zwyczajach,
kulturze i ludowych obrządkach. Historia pamięta o ludziach i o jednej z
największej rzezi w dziejach. Poznajcie książkę Wołyń. Siła traumy.
Książkę przeczytałam jeszcze przed premierą znakomitego
filmu Wojciecha Smarzowskiego Wołyń. Zależało
mi na skonfrontowaniu swojej wiedzy z tym, co zobaczę na wielkim ekranie. Jak jednak
wypadła książka?
Wolyń. Siła traumy
to zbiór osobistych doświadczeń siedmiorga świadków rzezi, trzech komentatorów
i relacji, wspomnień bliskich. To książka
o bólu, cierpieniu, zezwierzęceniu i okrucieństwie, jakiego dopuścili się zwykli
ludzie. To wstrząsające, a czasem i poruszające historie świadków. Brutalne,
lecz niestety prawdziwe opisy zdarzeń. Podczas lektury miałam czasem wrażenie,
że autorka za wszelką cenę stara się usprawiedliwić Ukraińców. Historycznie,
odważyłabym się na pewne porównanie - Polacy na Ukrainie, byli tak samo niemile
widziani jak Żydzi w Niemczech, gdy Hitler obejmował władzę. Może stwierdzenie
brzmi kontrowersyjnie, ale czas tych zdarzeń to moment przełomowy. Bierność okupanta
sprawiła, że narodowi nacjonaliści, chcąc utworzyć państwo ukraińskie,
przystąpili do masowej eksterminacji polskiej ludności. Czystki etniczne
pochłonęły życie ok. 60 tys. Polaków, a sposób w jaki dokonano mordu był
niewyobrażalnie brutalny.
Jaką bronią mogą posługiwać się chłopi na przełomie
1943-1944 roku? Widły, siekiery, kije, noże, szable… okrutne narzędzia w
dłoniach bezlitosnych ludzi. Niestety jednak pojawiło się wiele wątków, które
nie zdołały mnie przekonać. Książka Wołyń.
Siła traumy pokazuje nam, co kierowało nacjonalistami, a finalnie dąży do
pojednania obu krajów. Wydaje mi się jednak, że to zły kierunek. O ile
przybliżenia faktów, historii i szczegółowych zdarzeń jest interesujące dla
czytelnika, to każdy z nas, kierując się zdrowym rozsądkiem i analizowaniem poszczególnych
wątków samodzielnie może uznać czyjąś winę. Maria Fredro-Boniecka pokazuje, że
Polacy także nie pozostali bez winy. W pełni się z tym zgadzam. Jednak czy
główne przesłanie, bo takie odniosłam wrażenie, musi dążyć do pojednania dwóch
krajów? Wołyń jest niewygodnym tematem, do dziś kryje się pod nim pewne tabu i
tamte wydarzenia dopiero po osiemdziesięciu latach mogą ujrzeć światło
dziennie. Dajmy sobie czas. Nie przekonujmy na siłę nikogo do swoich racji. Zaczekajmy…
![]() |
Sprawdź na stronie G.W. Foksal |
Lektura jest bardzo ciekawa. Każdy rozdział przybliża nam
czyjeś wspomnienia i pokazuje akt ludobójstwa z zupełnie innej perspektywy. Pierwsze
strony książki okazały się jednak najbrutalniejsze – ekshumacja zwłok, którą opowiedział
dr. Leon Popek, wraz z przybliżonym opisem zdarzeń jest lekturą dla osób o mocnych
nerwach. Całość czytamy jednak bardzo lekko. Autorka posługuje się plastycznym
językiem, w ciekawy sposób łączy wspomnienia z komentarzami. Martwi mnie jednak
brak przedłożonych dokumentów, na podstawie których napisano książkę. Jeżeli jednak
potraktujecie książkę Wołyń. Siła traumy
za lekturę przybliżającą Wam historię, z pewnością Wasze oczekiwania zostaną
spełnione.
- 20:39
- 5 Comments
Drugi tom powieści Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili
świat to kontynuacja fenomenalnej propozycji Marka Boruckiego o naszych
rodakach. O osobach, których losy i dokonania zaginęły w zgliszczach historii,
ale ich dokonania zmieniły świat i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość.
Wynalazcy, lekarze, naukowcy, malarze, pisarze, artyści – wielkie nazwiska,
wielkie osoby i cisza. Pustka w naszej głowie.
Podobnie jak w pierwszej części,
poznajemy ponad trzydzieści postaci, które zasłynęły na całym świecie. Kto nie
zna marki Max Factor? A kto wie, że jej założycielem jest Maksymilian
Faktorowicz – polsko-żydowski producent i wynalazca kosmetyków? Młodzieniec z
biednej rodziny i bez wykształcenia o nieprzeciętnych talentach i miłości do
charakteryzacji.
Podczas lektury trafiłam też na
bardzo bliskie mi nazwisko z uwagi na moje wykształcenie i zamiłowanie do
medycyny - Ludwik Hirszfeld. Urodzony w 1884 roku lekarz, bakteriolog i
immunolog z wykształcenia, który na początku XX wieku opracował nową dziedzinę
nauki – seroantropologię, dzięki której znamy nie tylko prawa dziedziczenia
grup krwi, ale i możemy pracować nad zjawiskiem konfliktów serologicznych
między matką a płodem.
Postaci w książce jest wiele,
każda z nich reprezentuje inną dziedzinę życia i specjalizuje się w odmiennej
kategorii. Każdą jednak łączy jeden mianownik – zapomnienie, pięknie opisane na
blisko 500 stronach książki. Wielcy zapomniani
Polacy, którzy zmienili świat to niecodzienna i nietypowa encyklopedia.
Biografie, ciekawostki i opisy, streszczone w przyjemnej formie.
![]() |
Zobacz na stronie Księgarni Pan Tomasz |
Dziś z osiągnięć naszych rodaków
korzystamy wszyscy, bowiem to oni, pełni entuzjazmu wynalazcy, konstruktorzy,
pasjonaci zmienili świat! Borucki posługuje się plastycznym językiem, jego
książka nie jest sztampową notką biograficzną, a ciekawą opowieścią o dokonaniach
30 postaci! Jak widać, Polacy należą do grona najznakomitszych, którzy
zasłynęli na arenie międzynarodowej. Czemu więc zapominamy o swoich przodkach? Niepozorny
spinacz biurowy, zwyczajne wycieraczki samochodowe czy kamizelka kuloodporna do
rzeczy stworzone przez tych, którzy nie obawiali się stanąć na wysokości
zadania i zaprezentować światu szereg nowych rozwiązań. Czytajmy takie książki!
Choć nie będziemy z biegiem lat pamiętali już nazwisk, jakie pojawiły się w tej
swoistej „encyklopedii” Boruckiego, z pewnością uśmiechniemy się, gdy przyjdzie
nam korzystać z ich wynalazków, a w myśli zadźwięczy ciche, dumne „to nasze”.
Gorąco polecam!
- 15:16
- 2 Comments
Pianista, film Romana Polańskiego wyreżyserowany w 2002 roku, opowiadający historię Polaka, choć Żyda – Władysława Szpilmana. Ekranizacja autobiografii artysty, Śmierć miasta, zdobyła aż trzy Oscary oraz Złotą Palmę na Festiwalu w Cannes. Nagrody te wskazują na doskonały kunszt, zarówno aktorów, jak i producentów jednak według mnie Pianista nie zasługuje na te wyróżnienia. Uważam, że zabrakło w nim, zarówno dramatyzmu, jak i dogłębnych przeżyć głównego bohatera.
![]() |
Źródło: film.org.pl |
Władysław Szpilman - polski
kompozytor, pianista, człowiek, który dodawał otuchy mieszkańcom Warszawy na
antenie Polskiego Radia, gdy zwierzęca walka o przetrwanie brała górę nad
rozsądkiem. Bohater? Człowiek honoru? Wieszcz
polskiej kultury? A może jedynie Żyd, którego talent i „nazwisko”,
nakierowało na rozwijanie swoich umiejętności muzycznych w powojennej Warszawie?
Jak to możliwe, że szanowana,
ustabilizowana finansowo rodzina trafia do getta? Otóż, II wojna światowa, a
tym samym idea hitlerowców miała na celu przeprowadzenie czystek etnicznych na
terenie Rzeczypospolitej. Potężne łapówki, kontakty czy znajomości nie zdołały
uchronić mieszkańców przez przesiedleniem, a ponadto nachalność zwykle doprowadzała
do rychłej śmierci wszystkich lokatorów danej kwatery. Kto był uważany za Żyda?
Każdy mężczyzna z zadartym nosem, kobieta o wyraźnych rysach twarzy, a nawet
chłopiec, którego dziadek miał żydowskie korzenie. Tak! Niemiecka mania dążąca
do wyniszczenia niearyjskiej nacji zabrnęła wyjątkowo daleko, i tak właśnie
rodzina Szpilmanów trafiła do obozu. Władysław, jako najstarszy syn utrzymywał
swoją familię, dając koncerty w kawiarniach i salkach muzycznych warszawskiego getta.
Warto tu zwrócić uwagę, że muzyka Wojciecha Kilara została świetnie
wkomponowana w fabułę filmu, a Chopinowska ballada g‑moll dodaje dramatyzmu
całej historii.
Skupmy się jednak na fabule filmu. Projekcję rozpoczyna koncert fortepianowy na antenie Polskiego Radia, gdy ogrom bomb spada na elektrownię i całe miasto traci łączność. Niemiecka ofensywa rozpoczyna Szybką Wojnę, wprowadza szereg zmian w ustroju politycznym miasta oraz skuteczną eksterminację Żydów. Film świetnie ukazał sposób w jaki poniżano judaistów, choćby przez spoliczkowanie ojca Szpilmana, który nie ukłonił się mijanym Niemcom, bądź zmuszanie do tańca schorowanych starców, czekających na otwarcie szlabanu dzielącego getto.
Pianista, podobnie jak większość produkcji o tematyce wojennej
ukazuje historię wysoko postawionej jednostki. Władysław Szpilman, powszechnie
znany i lubiany, choć stosowniej – rozpoznawany w towarzystwie, mógł liczyć na
nie lada profity dzięki swoim kontaktom. Historia jednak nakazuje nam wspominać
getto, jako pełne wesz i tyfusu spartańskie warunki, w których toczyła się
walka o kromkę chleba. Rodzinie Szpilmanów jednak wiodło się wyjątkowo dobrze.
Codzienna prasa, nielicha kolacja, a
także absolutna niechęć do sprzedaży fortepianu ukazuje, że nie mogli oni
narzekać na swoją pozycję społeczną, nawet w obliczu wojny.
Pianista to wyjątkowo przewidywalny i pozbawiony głębszego zamysłu
dramat. Losy Władysława Szpilmana nie wzbudzają litości, czy pożałowania u
odbiorców. Widz nie identyfikuje się z głównym bohaterem i nie śledzi jego
losów z zapartym tchem. Uważam, że Ronald Harwood nie stanął na wysokości
zadania, a więc scenariuszowi daleko do ekranizacji Śmierci Miasta. Z kolei
obsada aktorska, z Adrienem Brody na czele, to strzał w dziesiątkę. Szkoda
tylko, że polski film, opowiadając losy polskiego Żyda, wyprodukowany przez
polskiego reżysera jest anglojęzyczną produkcją. Za niesprawiedliwe też uważam
nie nagrodzenie Pawła Edelmana za najlepsze zdjęcia, choćby za przytłaczający
ogrom zniszczeń, który wywiera fenomenalne wrażenie na każdym widzu.
Reasumując, produkcję Romana
Polańskiego uważam za nieudaną. Film osławiony niczym arcydzieło kultury i
sztuki, a personalnie – rozprawienie się z przeszłością reżysera nie spełnia
moich, jako pasjonatki II wojny światowej, oczekiwań.
- 18:50
- 0 Comments
![]() |
Dawaj wiersz - to
strzelecki rów, okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!
Heńka poznajemy w 1914 roku.
Trudne czasy, nie sądzicie? Abstrahując od fabuły, czasem zastanawiam się, jak
bardzo wybuch wojny odbił się na życiu szarych ludzi. Jak diametralnie przyszło
im przemeblować swoją codzienność na rzecz wsparcia kraju, czy zapewnienia
bezpieczeństwa sobie i swoim najbliższym. W książce Kalinowskiego swobodnie
przechodzimy pomiędzy kolejnymi wątkami, a nasz Henio z dziesięcioletniego
chłopca staje się w końcu Henrykiem, i uwaga, ma na to tylko 520 stron. Akcja
więc jest bardzo klarowna, autor ma lekkie pióro i w czarujący, przezabawny
sposób ukazuje nam prawdziwe oblicza tamtych czasów. Sam Henio momentami
przypomina mi tytułowego Kubusia Fatalistę.
Jest bystry, charyzmatyczny i czasem nieobliczalny. Mało tego, Chce wstąpić do
wojska, by walczyć z bolszewikami, a z upływem czasu poznajemy przy jego boku
najznakomitsze postaci historyczne, jak Witkacy, Józef Piłsudski, Stefan
Starzyński czy Władysław Broniewski.
- A komu potrzebne być starszym? Kto dzisiaj się tak spieszy? Człowiek
chce być młodszy, a już szczególnie dla poboru i wojska.
- Kiedy ja chcę iść do wojska! - Te słowa wypowiedział już
zdecydowanie, tak jakby Mosze Kugel nie był drukarzem, tylko oficerem
werbunkowym. Stary Żyd z Pasażu Simonsa zdecydowanie nie był wojskowym i nie
był tez entuzjasta arimi.
- To ty lepiej idź do lekarz od głowy - zgasił go jak ledwie tlącą się
świeczkę.
- Na niego już za późno - przyszedł z pomocą Adaś.
- To niech idzie do taki doktor, co leczy nogi, może on co pomoże. da
lekarstwo i nogi pójdą we właściwą stronę. Wojsko to straszna choroba, aj waj,
aj waj, co pana, panie Henryk, opętało?
- Przygoda.
- Przygoda? Przygoda to jest wtedy, jak pan, panie Henio, udajesz się
na wyprawę, jak pan płyniesz statek przez morze, jak pan chcesz żyć całym
życiem, a wojsko? Tam co najwyżej mogą zabić. Ja panu powiem, co pan chcesz,
pan chcesz być obrońca ojczyzny, co ma karabin, mundur i czapkę. Pan chcesz być
ważny człowiek, pan potrzebujesz być dorosły?
- No tak, od początku tak mówiłem.
- No to ja nie poradzę. Skoro ja nie mogę poprawić pana głowy, to ja
mogę poprawić pana dokument. (...)
Książkę warto przeczytać z dwóch,
może trzech powodów. Po pierwsze - historia Warszawy, miasta, którego już nie
spotkacie w rzeczywistości. Wierzcie mi, lub nie, ale gdy otrzymałam książkę,
spędziłam dobrą godzinę na analizowaniu nadrukowanych na okładkach map,
poszukując różnic w topografii dzisiejszej stolicy. Druga sprawą są wątki historyczne.
Okres dwudziestolecia międzywojennego, wyroków na szpiclach, III Powstania
śląskiego, niemieckich nalotów czy walk z bolszewikami to fakty, które powinien
znać każdy Polak. Historia Heńka przesycona jest nostalgią, trudnym
dorastaniem, utratą bliskich, ciągła nauką, bólem, brutalnością, wolą walki,
patriotyzmem i niejednokrotnie śmiechem. To moja pierwsza styczność z
"powieścią łotrzykowską", ale zapewniam, że nie ostatnia. Kolejnym
ważnym elementem jest stworzenie książki, nasyconej uszczypliwościami, zabawą
słowem, czasem gwarą czy językowymi naleciałościami np. Żydów, ale i
wielokrotnie naigrywanie się z nich. Pozwolicie, że zakończę jednym z
"dowcipów" aspiranta Konrada Strasburgera (Przypadkowa zbieżność
nazwisk? ;)
- Panowie, posłuchajcie, co za
szmonces! Żyd pyta Boga: Najwyższy, co ja mam robić, mój syn się ochrzcił! A na
to Bóg: Mój też! (...).
Książkę gorąco polecam zarówno
miłośnikom historii, jak i kochającym dobre powieści na jesienne wieczory. Osobiście
nie wiedziałam czego spodziewać się po tej propozycji, bowiem skusił mnie jej
tytuł i gabaryty, a okazała się strzałem w dziesiątkę. Chylę czoło przed
Grzegorzem Kalinowskim i proszę o więcej takich propozycji na polskim rynku.
Za swój egzemplarz dziękuję
Wydawnictwu MUZA
- 19:01
- 0 Comments
Abstrahując na
chwilę od fabuły mogę w pełni świadoma powiedzieć, że jest to książka, którą
powinni przeczytać wszyscy dojrzali, dorośli miłośnicy literatury! Jak już
wspomniałam, problematyka dotyczy każdego z nas, ponieważ pomiędzy wierszami
znajduje się mnóstwo cennych myśli i sentencji, jakie winniśmy wcielić w nasze
życie. Często bagatelizujemy potrzeby swoich bliskich. Wielokrotnie nie
rozumiemy, że proszą nas o rzeczy dla siebie ważne, i że to wcale nie oznacza,
iż należy nazwać ich egoistami. Wyrwanie się z miejsca, gdzie tylko diabeł mówi
dobranoc nie jest proste, ale możliwe. Trzeba mieć w sobie upór, silną wolę i
chęć walki o własne marzenia. Jednym się to udaje, osiągają wyznaczone cele, a
inni poddają, nieświadomi, że ich życie lada dzień mogło diametralnie zmienić
swój bieg. Corasanti pokazuje nam też niecodzienne spojrzenie na miłość. Miłość
rodzicielską, miłość braterską oraz miłość do „tej jedynej”. Jak wiele jest w
stanie znieść rodzić, by jego dziecko było szczęśliwe? Jak trudno pogodzić się
ze śmiercią ukochanej? Jak silna musi być nienawiść, by wyrzec się własnego
brata..? Na te, i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź podczas lektury „Drzewa Migdałowego”.
„Co jest lepsze: wybaczyć i zapomnieć czy
żywić złość i pamiętać?”
Głównym bohaterem
książki jest dwunastoletni Palestyńczyk, Ahmad, którego poznajemy w dramatycznej
scenerii, a który dorasta i starzeje się na naszych oczach. Pierwsze strony
książki budzą grozę. Bezlitosna wojna zabija dziecko, małą Amal, która stanęła
na minie. Chwilę później rodzina Hamidów pozbawiana jest ziemi, domu i zostaje przesiedlona
do niewielkiej glinianki na wzgórzu, wybudowanej tuż obok drzewa migdałowego. Kolejne
karty książki zawiązują fabułę… Lawirujemy pomiędzy biedą, bólem, głodem i katorżniczą,
niebezpieczną pracą a dostatnim życiem i brutalnością żołnierzy. Poznajemy
różnicę pomiędzy Palestyńczykiem a Irakijczykiem. Wędrujemy do wielkiego miasta,
gdzie młodzi ludzie nie przywiązują wagi do wyznania, a osobowości, ale starsze
pokolenie żywi nienawiść, okazując ją na każdym kroku. Szukamy własnej drogi,
współczując Ahmadowi, pragniemy mu pomóc, choć wiemy, że zrobił wszystko, by
jego los kiedyś się odmienił…
„Nie możesz cofnąć czasu i zacząć
wszystkiego od nowa, ale możesz od tej chwili tworzyć nowe zakończenie…”
„Drzewo Migdałowe” to naprawdę piękna historia.
Kiedy zabrałam się za lekturę, przez dobrą chwilę podziwiałam sposób wydania
tej publikacji. Okładka przedstawia uciekającego chłopca, bo przecież…w tym
mieście trzeba uciekać! Kolejne rozdziały z kolei opatrzone są nadrukowanym
cieniem drzewa, a dzięki temu całość świetnie się komponuje i budzi jeszcze
większe zainteresowanie. Pióro Michelle Cohen Corasanti jest dopracowane. Język
bardzo plastyczny, subtelny, intrygujący. Każda kolejna strona zachęca nas do przeczytania
następnej, wertujemy książkę w mgnieniu oka i nawet nie zauważamy, kiedy
przychodzi moment na zamknięcie okładki. Gorąco polecam „Drzewo Migdałowe”, naprawdę warto!
- 11:50
- 0 Comments
Mogli zrezygnować, odejść. Była to zatem kwestia
wyboru. S.266
Pięknie wydana książka
Wydawnictwa Fronda kusi swoją prostotą, symboliką i… tytułem. Jakiś czas temu w
moje ręce wpadła publikacja Tadeusza Płużańskiego pt. Lista oprawców. Zabierając się za tę książkę kompletnie nie
wiedziałam, co spotka mnie na jej kartach. Czy przeczytam jedynie sztampowe
biografie? Czy poznam szczegóły działania sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, a
może bestialskie techniki NKWD? Czy autor będzie odważnie mówił o współczesnych
spadkobiercach komunizmu? Wiem, to trudne pytania. Okazało się jendak, że lektura
była dla mnie bardzo… niekonwencjonalnym zaskoczeniem. Demaskuje bowiem wiele „resortowych
dzieci”, odkrywa przed światem współczesną ignorancję i przede wszystkim –
pozwala obnażyć zbrodniczą przeszłość ludzi, którzy dzięki socjalizmowi dumnie
reprezentują swój wizerunek na społecznej, politycznej (a czasem i
międzynarodowej) arenie. Wielu z nich oczywiście już przed laty pochłonęła
ziemia, problemem jednak jest fakt, że „bohaterzy” Ludowej Polski nigdy nie
zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje departamentowe fanaberie. Do
ostatnich dni zapewniali zarówno dziennikarzy, jak i rodziny skazanych o swojej
niewinności, a ich ostatnia droga zwykle prowadziła do grobowców warszawskiego
Cmentarza Wojskowego na Powązkach. 118 biografii bezwzględnych funkcjonariuszy
vs. czterdziestotrzyletni historyk, publicysta, Tadeusz M. Płużański.
Wydanie książki nie jest dla
nikogo zaskoczeniem. Publikacja liczy blisko 450 stron, które przy każdej
postaci zwierają zdjęcie, krótką wstawkę dotyczącą pełnionych funkcji w
sowieckim aparacie sprawiedliwości oraz obszerną biografię. Wśród wybrańców,
którzy zasłużyli na uwagę Płużańskiego pojawili się, m.in. Zygmunt Bauman, Czesław
Kiszczak, Czesław Łapiński, Józef i Ryszard Młynarscy, Jacek Różański,
Stanisław Supruniuk, Helena Wolińska czy pochowany przed kilkoma dniami Wojciech
Jaruzelski. Autor bardzo dokładnie opisuje zbrodniczą działalność przeciwko Polsce Walczącej i wielokrotnie udowadnia motyw poruszany w Innym Świecie Grudzińskiego, a zarazem
pamiętne słowa Goebbelsa: Kłamstwo
powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Socjaliści budowali wizerunek
partii na kłamstwach, a winę „zdrajców ojczyzny” potwierdzali godzinami
spędzonymi na torturach potencjalnych świadków, którzy mogli potwierdzić działanie
skazanego na szkodę ojczyzny. Płużański odważnie pisze o swoich przemyślenia,
zwraca nawet uwagę na postać Danuty Hubner, córki wyjątkowo oddanego komunisty,
której rodzinne kolokacje zostały usunięte z Internetu tuż przed wyborami do Parlamentu
Europejskiego w 2009 roku. Czy to przypadek? Nie sądzę.
„Lista oprawców przypomina o katach i prześladowcach, niosąc
przesłanie w formie przestrogi, że nieukarana zbrodnia może się powtórzyć” - tak o książce pisze sam Autor. Pytanie tylko,
czy współczesny czytelnik odniesie myśl tę do swojego życia? Młode pokolenie coraz
obojętniej podchodzi do wydarzeń minionych lat, a ofiary i ich rodziny nie mają
już sił na walkę z absurdalnym prawem. Kto dzisiaj sądził będzie starców za
zbrodnie komunizmu? Niemniej, ja należę już do „kolejnej epoki”, która powoli
stawała na nogi po „czerwonej zarazie”. Nie uważam, że warto doszukiwać się
sprawiedliwości w historii, składać kolejne akty oskarżenia, wnosić sprawy do
sądów - nie tędy droga. Ważniejszym jest odebranie przywilejów, sowitych rent i
emerytur, a czasem miejsca na cmentarzu w alei zasłużonych… Płużański sam do
tego powraca, wspomina, jak to sądy oddalają wnioski tylko dlatego, że „oskarżony
jest wiekowy”, pozwalając im spędzić resztę życia w wygodnym, ciepłym
mieszkaniu bez żadnych trosk i problemów…
Za Listę Oprawców dziękuję
Wydawnictwu Fronda:
- 13:23
- 1 Comments
To, że Hitlera nazywamy ludobójcą
nikogo nie dziwi. Za jego spraw w bestialski sposób zamordowano miliony ludzi,
a tak naprawdę tylko nieliczni wykonawcy – kaci i oprawcy – pociągnięci zostali
do odpowiedzialności. Zagadką historyczną jest jednak fakt, czy niemieccy
urzędnicy służby dyplomatycznej w latach 1939-1945 naprawdę byli ostatnim
bastionem ruchu oporu? Ideologie po świecie krążyły różne, odmienne,
udokumentowane w rozmaity sposób, ale grupa cenionych i niezależnych
historyków: Eckarta Conze, Norberta Frela, Petera Hayesa oraz Moshe’a Zimmermanna,
zbadała wiele mitów, by odpowiedzieć na te pytanie, a zarazem podzielić się
swoim odkryciem w książce Urząd.
Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i RFN.
Jeżeli mam być szczera, to
książka jest wyjątkowo trudna. Każda strona zawiera mnóstwo informacji,
szczegółowych danych oraz przypisów, które odzwierciedlają fakty historyczne. Przyznam,
że od dziecka interesowałam się losami ludzi, ale i podejściem do reform,
przemian i problemów rządów niemieckiej dyplomacji. Okazuje się jednak, że
życie „na stołku” nie zapewnia bezpieczeństwa, będąc u władzy należy podporządkować
się do większości głosów „pod sobą”, by nie wywołać rewolucji i nie stracić
posady, a często i życia. Książka ukazuje nam przede wszystkim problematykę sprzeciwów,
oporu i unikania odpowiedzialności. Autorzy wielokrotnie przywołują Holocaust,
który pomimo wielkiej zagłady ludzkich istnień – nadal nie rozliczył
winowajców. Nawiązują też do walk z Aliantami, którzy w 1945 roku przybyli do
Niemiec, by rozpocząć internowanie wojennych
zbrodniarzy, nawet w Departamencie.
Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i w RFN, to książka, która ukazała
się w 2010 roku w Niemczech pod tytułem Das
Amt und die Vergangenheit. Deutsche Diplomaten im Dritten Reich und in der
Bundesrepublik, a Wy możecie zakupić ją z nakładów Wydawnictwa
Dolnośląskiego.
Uważam, że książka jest godna
uwagi. Tak naprawdę niewyjaśnione, a często zatajane wątki historyczne dają
pozorne wrażenie błahości pewnych spraw. Współczesna Polska domaga się
przeprosin za zbrodnię katyńską, a wszyscy unikają tematu niemieckich oprawców.
Tak naprawdę III Rzesza to nie był wymysł jednej osoby, w realnym świecie
rozprzestrzeniała się pewna ideologia, a to jej zwolennicy tworzyli nowy
system. Dzisiaj boimy się wracać do przedawnionych tematów, obawiamy się reakcji
gospodarczego mocarstwa, ale na szczęście możemy czytać takie książki. Wszyscy autorzy
Urzędu… to cenieni historycy,
profesorowie, których wiedza i doświadczenie pozwalała na zbadanie pewnych
kwestii. Ważne jest jednak to, że zaczynamy głośno mówić o tym, że niemiecki
departament był uwikłany w politykę nazistowskiego reżimu, i pomimo tego, że
jego pracownicy zagrzewali swoją posadę w Ministerstwie – brali udział w
zdecydowanej większości planów zbrodniczej ideologii.
Książkę gorąco polecam, a za
egzemplarz dziękuję Grupie Wydawniczej PUBLICAT S.A.
- 09:37
- 0 Comments
Lista Schindlera, Chłopiec w Pasiastej
Piżamie, Pianista, Czas Honoru czy
Opowiadania Tadeusza Borowskiego rozbijają
się o jedną i tę samą kwestię – los ludzi podczas II Wojny Światowej. Jak
prosto zauważyć, temat ten jest wyjątkowo popularny, a zarazem pożądany na
rynku kinematograficznym. Widzowie XXI wieku poszukują brutalności i sadyzmu w
projekcjach, a zarazem ekranizacji prawdziwych wspomnień i faktów z
zamierzchłych (bo po upływie pięćdziesięciu lat) czasów.
Moje
pokolenie, urodzone w latach ’90 dwudziestego wieku, nie wie czym jest utrata
najbliższych, głód, tyfus, nieposkromiony ból fizyczny, albo nieustanna walka o
przetrwanie jeszcze jednego dnia w obozie zagłady. Trudno więc o godną uwagi
projekcję, poruszającą serce nawet najbardziej zatwardziałego widza.
Miasto ruin, krótki film wykonany w
technice trójwymiarowej na potrzeby Muzeum Powstania Warszawskiego ukazuje, jak
wielkich zniszczeń dokonała hitlerowska dywizja w przeciągu sześciu lat. Jak to
możliwe, że z 1300000 mieszkańców Warszawy, niespełna 1000 pozostało przy
życiu? Dlaczego bezbronni ludzie, nie mając żadnych szans z wojskiem niemieckim,
doprowadzili do wybuchu tego Powstania? Dlaczego getto walczyło o swój honor,
idąc na pewną śmierć? Jakim cudem garstka ludzi pozostała przy życiu w ruinach
Warszawy? Odpowiedzi na te pytania tak naprawdę nie istnieją. Możemy jedynie
przypuszczać, podciągać wspomnienia osób, które przeżyły, pod zdanie ogółu
jednak pamiętajmy, nie jest to obiektywna opinia.
Historia
nakazuje nam uważać II Wojnę Światową za największą zbrodnię hitlerowców, która
wywarła nieodwracalne piętno na wszystkich mieszkańcach kraju. Warszawskie
podziemie, cichociemni i rzesze aliantów wspierały polską armię, jednak flota
wroga okazała się zbyt silna, by odeprzeć atak. „Wojna przyniosła za sobą
szereg zniszczeń i śmierć milionów ludzi” – zdanie, niczym mantra powtarzane
wszystkim żakom, jednak dlaczego nikt nie stara się opisać tego, co przeżywały
poszczególne osoby? Dlaczego nie mówimy o prawdziwym życiu toczącym się w getcie
bez bonifikat, czy znajomości? Z jakiego powodu nie opisujemy stosowanych
tortur, eksperymentów i masowych mordów na zwykłych ludziach? Czemu temat ten
staje się tabu?
Otóż, Gestapo
uznawało jeden, niezastąpiony sposób pozyskiwania informacji – tortury, zarówno
psychiczne, jak i fizyczne. Powszechnie uważano, że im bardziej skatowany
człowiek, tym rzetelniejszych informacji udziela swojemu oprawcy, jednak Polacy,
jako nieugięty, silny naród wyznawali
całkowicie inną zasadę - im bardziej boli, tym mniej „wiedzą”. Nie zniechęcało
to jednak zwyrodniałych, niemieckich oficerów. Rozwijali oni swoją wiedzę
medyczną, testując jej efektowność w praktyce. Jak bardzo boli wysunięcie gałek
ocznych z oczodołów, a następnie mozolne umieszczanie ich na swoim miejscu? Nie
wiecie? Jedna z łączniczek z polskiego podziemia przeżyła to na własnej skórze!
Popularne było też wyrywanie paznokci, podtapianie, rażenie prądem, miażdżenie
kończyn czy wbijanie igieł w ciało przesłuchiwanego, gdy został podwieszony na
tzw. słupku. Fakty są przerażające, a ekranizacji powstało tak niewiele.
Dlaczego większość produkcji opowiada historię ludzi z wyższych sfer? Ludzi,
którzy mają mnóstwo znajomych i przyjaciół ratujących ich z opresji? Weźmy na
przykład Czas Honoru, polski serial
emitowany w telewizyjnej Dwójce. Główni bohaterowie: Władek, Bronek, Janek i
Michał notorycznie pomagają swoim bliskim. Władek, wraz z bratem, ukrywa matkę,
Bronek wielokrotnie odbija swoją narzeczoną, a Janek, jako wyrafinowany
fałszerz, podrabia przepustkę do getta, by regularnie odwiedzać swoją kobietę.
Czy tyle profitów miałby szary człowiek?
Kolejnym,
świetnym przykładem jest Pianista,
tytułowy bohater, Władysław Szpilman, znany i ceniony muzyk prowadzący własną
audycję w Polskim Radiu, trafia do getta. Dzięki swoim znajomościom wydostaje
brata z więzienia, a sam daje koncerty w kawiarenkach obozu. Czy to także
zasługa jego rozpoznawalności w towarzystwie, a zarazem statusu społecznego?
W takim razie,
jak naprawdę wyglądało życie w getcie? Otóż, w 1940 roku, hitlerowska idea
eksterminacji Żydów zabrnęła tak daleko, że do wydzielonego obszaru Warszawy
przeniesiono wszystkich, sygnujących się Gwiazdą Dawida. Osoby, które posiadały
już mieszkanie w centrum miasta, były w o tyle komfortowej sytuacji, że nie
gnieździły się w molochach, przypominających bardziej zagrodę, niż ludzką
kwaterę. Mężczyźni podejmowali ogrom prac fizycznych przy budowie, a czasem
konserwacji muru, wznoszeniu nowych osiedli mieszkalnych, czy katorżniczej pracy rzemieślniczej. Zarabiali w
ten sposób na miskę strawy i kilka siniaków. Mogli także zatrudnić się w
Żydowskiej Służbie Porządkowej, którego organizacja przypominała mały oddział
SS, jednak i tu należało mieć stosowne znajomości. Kobiety z kolei, trudniły
się rozpakowywaniem walizek zamordowanych już kompanów, bądź pracowały w
zakładach produkcyjnych, gdzie wielokrotnie je bito, a nawet gwałcono. Wśród
starszych mieszkańców szerzyła się wszawica, oraz tyfus, jednak nie to było
przyczyną największej ilości zgonów. Osoby, które nie były w stanie pracować –
umierały z głodu, o ile wcześniej nie zostały przewiezione do obozu zagłady.
Żydzi byli
poniżani na każdym kroku. Nie wolno było im chodzić po chodniku, a po
krawężnikowym „akwedukcie” – bez względu na pogodę. Strzelano do nich na oślep
i policzkowano bez powodu. Nikt nie przejmował się ich losem, bo przecież kogo
interesują podludzie?
Obozy
koncentracyjnie z kolei, miały na celu wyzyskanie ostatków sił i energii ze
zdrowego człowieka, a później zabicie go w niewyobrażalnych katuszach. Ludzi
wykorzystywano do prac budowlanych, rzemieślniczych czy produkcyjnych, w zamian
za wodnistą zupę z pokrzywy i liczne baty za niesubordynację. Obozom zagłady zawdzięczamy jednak rozwój
medycyny. Dzisiejszą wiedzę na temat ludzkiego organizmu, rozwoju chorób,
ekstrakcji kończyn, czy przeszczepów to właśnie zasługa Niemców i ich eksperymentów
na osobach, które i tak zostałyby zabite.
Więzienie
Pawiak oraz siedziba Gestapo przy Alei Szucha to dwie największe, warszawskie
mordownie. Tutaj przesłuchiwano i katowano więźniów politycznych, potocznie
zwanych bandytami. W ciemnym, piwnicznym pomieszczeniu, w akompaniamencie
głośnej, niemieckiej muzyki toczyła się walka o przetrwanie. Pałki, pejcze,
baty, lagi, kastety, igły, śruby… wszystko, co sprawia ból. Wszystko, co może
zabić. Przed brutalnym śledztwem nie zdołał uchronić się nikt, kto
współpracował z polskim podziemiem i co ważne, zwykle osoba przesłuchiwana,
zaraz po odzyskaniu sił, ponownie trafiała do ciemnego pomieszczenia i cała
historia toczyła się na nowo. Metody tortur nie były określone w żadnym
przepisie, czy regulaminie, stąd wszystko zależało od kreatywności, a może
humoru oprawcy. Uważano jednak, by nie przekroczyć wytrzymałości fizycznej
przesłuchiwanego – przecież martwy już na nic się nie zda.
Tak właśnie
toczyły się losy szarych ludzi, o których dzisiaj już nikt nie wspomina.
Historia ich została zakończona w masowym, bezimiennym grobie, a stoickie
opowiastki krążą w rodzinnym domu. Na piedestale pozostają artyści, przedstawiciele
władz państwowych oraz żołnierze. Jednak wojna zrównała ich wszystkich.
Nieważne, chłop, generał, czy profesor – każdy z nich przeżył to samo. Każdy z
nich wie, czym jest wojna.
- 09:22
- 0 Comments
SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość Bogdana Musiała
to jedna z najnowszych książek wydanych przez Wydawnictwo ZYSK i S-ka. Przyznam,
że nie doceniłam publikacji, ponieważ okładkowe 360 stron to nic, przy gabarytach
trzymanej w dłoniach książki. Sądziłam, że publikację przeczytam w przeciągu
dwóch, może trzech dni, że spędzę majówkę z II Wojną Światową i nawet okiem nie
mrugnę podczas lektury. Nic bardziej mylnego. Gdybym chciała zagłębić się w
opisywane zdarzenia, analizowała kolejne przypisy i adnotacje to obawiam się,
że miesiąc na zebranie wszystkich informacji byłby niewystarczającą ilością
czasu.
„Musiał przedstawia
wewnętrzne mechanizmy działania sowieckich partyzantów w zupełnie nowym świetle” - taki widnieje napis na okładce i zdradzę
Wam, że muszę zgodzić się z jego autorem. Bogdan Musiał opisuje zdarzenia
odwołując się do odnalezionych aktów, notek, dokumentacji, która przed kilkoma
laty po raz pierwszy ujrzała światło dzienne. Wielokrotnie wspomina, że
wszystkie zdarzenia związane z partyzantką na terenie ZSSR były latami okryte
tabu, a wiele informacji zostało przekłamanych w okresie komunizmu.
SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość to lektura
skupiona przede wszystkim na oddziałach partyzanckich na terenie Białorusi,
będącej głównym skupiskiem aliantów. Partyzanci do swojej „małej wojny” angażowali
nie tylko mężczyzn, ale i kobiety oraz dzieci. Historia zna przypadki kobiet,
które celowo zarażano syfilisem, by przenieść zarazki na okupanta. Dzieciom z
kolei wręczano truciznę, którą mieli zabić wroga, a chuć mężczyzn nie miała
sobie równych. Musiał jednak nie skupia się jedynie na białoruskich czy
żydowskich oddziałach partyzanckich, bowiem opowiada nam też brutalną politykę Niemców,
którzy co i rusz stosowali bezwzględniejsze metody walki z aliantami. Historia nakazuje
nieufnie podchodzić do zapisów zeznań oraz dokumentacji wroga, jednak autor podaje
nam mnóstwo fragmentów raportów z konkretną datą zdarzeń, a także szczegółowe
notatki z poszczególnych zajść. Tak na przykład czytamy o rozebraniu delikwenta
do naga i wrzuceniu do mrowiska w celu uzyskania rzetelnych zeznań. Musiał jednak
nie ukrywa, że partyzanci także nie grzeszyli subtelnością. Wielokrotnie wizerunek
ich jest wybielany w literaturze, bowiem kreujemy Niemców i Rosjan na
ogarniętych bezwzględnym terrorem wrogów, a prawdą jest, że grupy partyzanckie były
równie okrutne wobec swoich bliskich. Każdy, kto choć raz zagłębił się w
wojenne opowieści wie, że Polak Polakowi także był wilkiem, a wiec i losy
partyzantów białoruskich nie mogły być inne. Gwałty, pijaństwo, kradzieże,
rozboje… - to właśnie brutalna prawda o II Wojnie Światowej. To ta brutalna
prawda, która powoli zostaje odkrywana przed światem i wielokrotnie hańbi wizerunek
naszych „bohaterów”.
Autor książki zwraca uwagę na
sposób przedstawienia poszczególnych zdarzeń. Mamy tu przecież wstęp dotyczący
samych wojsk partyzanckich, powstałych organizacji, pobudek i ich struktur. Musiał
dba o chronologię zdarzeń, aby potencjalny czytelnik mógł weryfikować posiadaną
już wiedzę oraz selekcjonować właśnie zdobyte informacje. Autor nie skupia się
jednak na suchych faktach. Czytając, śledzimy sukcesy, porażki, wady i zalety działalności
sowieckich partyzantów. Nie pominięte zostają renowacje i rekonstrukcje
poszczególnych grup ruchu oporu, próby przejęcia kontroli nad niezależnymi
oddziałami, a nawet strategie walki ze stalinizmem. Mamy tu też liczne zapisy
dotyczące życia prywatnego partyzantów, ich zachowania w życiu codziennym i
szeroko opisany terror wobec ludności cywilnej mieszkającej na danym obszarze. Reasumując,
autor pisze: „Taka kompozycja książki
umożliwia pokazanie historii sowieckiego ruchu partyzanckiego na wszystkich poziomach,
łącznie z aspektami wojskowymi i społeczno-historycznymi oraz konfliktami
etnicznymi i politycznymi. Dużo miejsca poświęcam także stronie niemieckiej,
zwłaszcza metodom zwalczania partyzantki oraz sukcesom i porażkom w tej walce. Jest
to ważny element uzupełniający całość opracowania” .
Czy książkę polecam? Tak! Ale wyłącznie
miłośnikom II Wojny Światowej. Lektura jest lekka, przyjemna, ale wymagająca
zainteresowania tematem. Nie da się przebrnąć przez nią w przeciągu kilku
godzin, autor nie szczędzi nam licznych przypisów, ani brutalnych faktów. Bardzo
cieszy mnie, że wreszcie wydana została taka książka. Na przełomie ostatnich
lat, o czym wspomina także Musiał, zostało opublikowanych niewiele książek związanych
z komunistyczną sferą II WŚ. Władze zatajały wiele faktów, a dopiero drążenie
po nitce do kłębka, pozwoliło odkryć nowe ciekawostki historyczne, a także
obalić stos mitów, którymi karmiono nas przez lata. To prace dyplomowe,
niewielkie publikacje i ludzka ciekawość zapoczątkowały osiągnięcie poziomu
wiedzy, do jakiej dostęp mamy dzisiaj. Wiem, że książka ta nie przypadnie do
gustu wielu czytelnikom, ja jednak mam nadzieję, że będę miała choć przez
chwilę w ręku publikacje uwzględnione w przypisach.
Gorąco polecam!
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:
- 13:09
- 2 Comments