­
­

Muzeum Katyńskie w Warszawie - nowe okrycie stolicy

Muzeum Katyńskie w Warszawie, to nie tylko wielokrotnie nagrodzony obiekt architektoniczny, a miejsce szczególne, wyjątkowe, które musicie odwiedzić. Dzięki temu artykułowi, wizyta w nim przybierze zupełnie inny wymiar.


Ofiarami Zbrodni Katyńskiej byli nie tylko oficerowie i wojskowi, ale cała elita, ludzie wykształceni, tacy jak lekarze, prawnicy, nauczyciele czy inżynierowie, którzy dzieląc się swoją wiedzą, mogli stać się zagrożeniem dla ekspansji Związku Radzieckiego na terytorium Polski. Za tę makabryczną zbrodnię odpowiada policja polityczna NKWD, która po decyzji z dnia 5 marca 1940 roku, podpisanej przez Józefa Stalina, rozpoczęła wyrok na tysiącach jeńców wojennych z Polski, Białorusi i Ukrainy , uznanych za wrogów władzy sowieckiej. 

Zbrodnia Katyńska, choć należąca do najbardziej makabrycznych aktów ludobójstwa w historii, przez lata była tematem tabu. Dziś jednak nie tylko możemy o niej mówić, ale i otrzymać niebywały zastrzyk wiedzy, dzięki odwiedzinom w Muzeom Katyńskim, mieszczącym się w Warszawskiej Cytadeli.


Architekci i twórcy Muzeum stanęli na wysokości zadania, wzmagając w każdym uczucie zjednoczenia z ofiarami Zbrodni Katyńskiej. Już przed wejściem do budynku, miniecie niewielki las, którego celem jest przygotowanie Was do tego, co czeka na Was po przekroczeniu wysokich, drewnianych wrót budynku. Schodząc korytarzem w dół, w kierunku głównej ekspozycji, będą schodziły z Wami cienie tych, którzy trafili do obozu, abyście razem mogli przeżyć ich historię raz jeszcze.


Muzeum Katyńskie nie wyróżnia się na tle innych obiektów ekspozycją. Czekają na Was specjalne plansze, opisujące bieg zdarzeń, gabloty z dokumentami i zdjęciami czy poddane odrestaurowaniu mundury żołnierzy. 



Jest jednak miejsce, które przytłoczy każdego z Was. Niewielkie, podświetlone gablotki z przedmiotami, które zostały znalezione wśród zamordowanych – odznaki, różańce, grzebienie, metalowe miski, binokle i wszystko to, co w tym jednym miejscu jest najważniejsze, szczególne. Wszystko, co oddaje skalę Zbrodni Katyńskiej i upamiętnia wszystkich zamordowanych, a zarazem zwraca uwagę na każdego z osobna.



Muzeum Katyńskie w Warszawie to niesamowite miejsce, które powinniście uwzględnić w swoich podróżniczych planach. Obiekt wywarł na nas ogromne wrażenie, a atmosfera, o którą zadbali jego twórcy w bardzo dosadny sposób uświadomiła nam skalę dramatu, jaki rozegrał się w Smoleńskim lesie. Pamiętajcie, że podczas zwiedzania i śledzenia poszczególnych ekspozycji, ukryte zostały symbole, mające na celu jeszcze mocniej przybliżyć Wam tę makabryczną zbrodnię. Zwróćcie szczególną uwagę na budowę windy, dźwięki, które wydaje i światło, jakie mieni się zza jej ścian. Wychodząc z obiektu wysokimi schodami, przypatrzcie się z kolei na mur, imitujący deski i przedmioty, jakie zostały w nim odciśnięte. W mgnieniu oka dostrzeżecie orła, zdjętego z oficerskiej czapki lub krzyż, wręczony niegdyś za wybitne zasługi i osiągnięcia. 

Muzeum Katyńskie to naprawdę interesujące miejsce, dzięki któremu będziecie mogli zrozumieć sowiecką zbrodnię, jak i poznać wiele nieodkrytych dotąd faktów historycznych. Wierzę, że każdy z Was choć na chwilę przeniesie się do Smoleńska i w głębi serca przeżyje namiastkę tego, co przydarzyło się naszym rodakom blisko 80 lat temu. Polecam, uważam, że każdy choć raz powinien odwiedzić te miejsce, ale przyznam, że wszelkie epitety, które mogłyby Was zachęcić do wizyty w tym Muzeum zdają się być zwykle niefortunnie dobranymi słowami. Jestem jednak niezwykle ciekawa, jakie wrażenie te miejsce wywarło na Was lub czy planujecie je zobaczyć.

Jesienne Czytanie: Maria Fredro-Boniecka - Wołyń. Siła traumy

Wołyń. Niewielka miejscowość położona w dorzeczu górnego Bugu oraz dopływów Dniepru. Część Ukrainy, niegdyś należący Korony Królestwa Polskiego. Historia jednak pamięta nie tylko o granicach państwa, o zwyczajach, kulturze i ludowych obrządkach. Historia pamięta o ludziach i o jednej z największej rzezi w dziejach. Poznajcie książkę Wołyń. Siła traumy.


Książkę przeczytałam jeszcze przed premierą znakomitego filmu Wojciecha Smarzowskiego Wołyń. Zależało mi na skonfrontowaniu swojej wiedzy z tym, co zobaczę na wielkim ekranie. Jak jednak wypadła książka?

Wolyń. Siła traumy to zbiór osobistych doświadczeń siedmiorga świadków rzezi, trzech komentatorów i relacji, wspomnień bliskich. To książka o bólu, cierpieniu, zezwierzęceniu i okrucieństwie, jakiego dopuścili się zwykli ludzie. To wstrząsające, a czasem i poruszające historie świadków. Brutalne, lecz niestety prawdziwe opisy zdarzeń. Podczas lektury miałam czasem wrażenie, że autorka za wszelką cenę stara się usprawiedliwić Ukraińców. Historycznie, odważyłabym się na pewne porównanie - Polacy na Ukrainie, byli tak samo niemile widziani jak Żydzi w Niemczech, gdy Hitler obejmował władzę. Może stwierdzenie brzmi kontrowersyjnie, ale czas tych zdarzeń to moment przełomowy. Bierność okupanta sprawiła, że narodowi nacjonaliści, chcąc utworzyć państwo ukraińskie, przystąpili do masowej eksterminacji polskiej ludności. Czystki etniczne pochłonęły życie ok. 60 tys. Polaków, a sposób w jaki dokonano mordu był niewyobrażalnie brutalny.

Jaką bronią mogą posługiwać się chłopi na przełomie 1943-1944 roku? Widły, siekiery, kije, noże, szable… okrutne narzędzia w dłoniach bezlitosnych ludzi. Niestety jednak pojawiło się wiele wątków, które nie zdołały mnie przekonać. Książka Wołyń. Siła traumy pokazuje nam, co kierowało nacjonalistami, a finalnie dąży do pojednania obu krajów. Wydaje mi się jednak, że to zły kierunek. O ile przybliżenia faktów, historii i szczegółowych zdarzeń jest interesujące dla czytelnika, to każdy z nas, kierując się zdrowym rozsądkiem i analizowaniem poszczególnych wątków samodzielnie może uznać czyjąś winę. Maria Fredro-Boniecka pokazuje, że Polacy także nie pozostali bez winy. W pełni się z tym zgadzam. Jednak czy główne przesłanie, bo takie odniosłam wrażenie, musi dążyć do pojednania dwóch krajów? Wołyń jest niewygodnym tematem, do dziś kryje się pod nim pewne tabu i tamte wydarzenia dopiero po osiemdziesięciu latach mogą ujrzeć światło dziennie. Dajmy sobie czas. Nie przekonujmy na siłę nikogo do swoich racji. Zaczekajmy…
Sprawdź na stronie G.W. Foksal
Lektura jest bardzo ciekawa. Każdy rozdział przybliża nam czyjeś wspomnienia i pokazuje akt ludobójstwa z zupełnie innej perspektywy. Pierwsze strony książki okazały się jednak najbrutalniejsze – ekshumacja zwłok, którą opowiedział dr. Leon Popek, wraz z przybliżonym opisem zdarzeń jest lekturą dla osób o mocnych nerwach. Całość czytamy jednak bardzo lekko. Autorka posługuje się plastycznym językiem, w ciekawy sposób łączy wspomnienia z komentarzami. Martwi mnie jednak brak przedłożonych dokumentów, na podstawie których napisano książkę. Jeżeli jednak potraktujecie książkę Wołyń. Siła traumy za lekturę przybliżającą Wam historię, z pewnością Wasze oczekiwania zostaną spełnione.

Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat 2

Drugi tom powieści Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat to kontynuacja fenomenalnej propozycji Marka Boruckiego o naszych rodakach. O osobach, których losy i dokonania zaginęły w zgliszczach historii, ale ich dokonania zmieniły świat i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Wynalazcy, lekarze, naukowcy, malarze, pisarze, artyści – wielkie nazwiska, wielkie osoby i cisza. Pustka w naszej głowie.



Podobnie jak w pierwszej części, poznajemy ponad trzydzieści postaci, które zasłynęły na całym świecie. Kto nie zna marki Max Factor? A kto wie, że jej założycielem jest Maksymilian Faktorowicz – polsko-żydowski producent i wynalazca kosmetyków? Młodzieniec z biednej rodziny i bez wykształcenia o nieprzeciętnych talentach i miłości do charakteryzacji.

Podczas lektury trafiłam też na bardzo bliskie mi nazwisko z uwagi na moje wykształcenie i zamiłowanie do medycyny - Ludwik Hirszfeld. Urodzony w 1884 roku lekarz, bakteriolog i immunolog z wykształcenia, który na początku XX wieku opracował nową dziedzinę nauki – seroantropologię, dzięki której znamy nie tylko prawa dziedziczenia grup krwi, ale i możemy pracować nad zjawiskiem konfliktów serologicznych między matką a płodem.

Postaci w książce jest wiele, każda z nich reprezentuje inną dziedzinę życia i specjalizuje się w odmiennej kategorii. Każdą jednak łączy jeden mianownik – zapomnienie, pięknie opisane na blisko 500 stronach książki. Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat to niecodzienna i nietypowa encyklopedia. Biografie, ciekawostki i opisy, streszczone w przyjemnej formie.

Zobacz na stronie Księgarni Pan Tomasz

Dziś z osiągnięć naszych rodaków korzystamy wszyscy, bowiem to oni, pełni entuzjazmu wynalazcy, konstruktorzy, pasjonaci zmienili świat! Borucki posługuje się plastycznym językiem, jego książka nie jest sztampową notką biograficzną, a ciekawą opowieścią o dokonaniach 30 postaci! Jak widać, Polacy należą do grona najznakomitszych, którzy zasłynęli na arenie międzynarodowej. Czemu więc zapominamy o swoich przodkach? Niepozorny spinacz biurowy, zwyczajne wycieraczki samochodowe czy kamizelka kuloodporna do rzeczy stworzone przez tych, którzy nie obawiali się stanąć na wysokości zadania i zaprezentować światu szereg nowych rozwiązań. Czytajmy takie książki! Choć nie będziemy z biegiem lat pamiętali już nazwisk, jakie pojawiły się w tej swoistej „encyklopedii” Boruckiego, z pewnością uśmiechniemy się, gdy przyjdzie nam korzystać z ich wynalazków, a w myśli zadźwięczy ciche, dumne „to nasze”.


Gorąco polecam! 

"Pianista", czyli kilka słów o II Wojnie Światowej przy rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego

Pianista, film Romana Polańskiego wyreżyserowany w 2002 roku, opowiadający historię Polaka, choć Żyda – Władysława Szpilmana. Ekranizacja autobiografii artysty, Śmierć miasta, zdobyła aż trzy Oscary oraz Złotą Palmę na Festiwalu w Cannes. Nagrody te wskazują na doskonały kunszt, zarówno aktorów, jak i producentów jednak według mnie Pianista nie zasługuje na te wyróżnienia. Uważam, że zabrakło w nim, zarówno dramatyzmu, jak i dogłębnych przeżyć głównego bohatera.

Źródło: film.org.pl

Władysław Szpilman - polski kompozytor, pianista, człowiek, który dodawał otuchy mieszkańcom Warszawy na antenie Polskiego Radia, gdy zwierzęca walka o przetrwanie brała górę nad rozsądkiem. Bohater? Człowiek honoru? Wieszcz  polskiej kultury? A może jedynie Żyd, którego talent i „nazwisko”, nakierowało na rozwijanie swoich umiejętności muzycznych w powojennej Warszawie?

Jak to możliwe, że szanowana, ustabilizowana finansowo rodzina trafia do getta? Otóż, II wojna światowa, a tym samym idea hitlerowców miała na celu przeprowadzenie czystek etnicznych na terenie Rzeczypospolitej. Potężne łapówki, kontakty czy znajomości nie zdołały uchronić mieszkańców przez przesiedleniem, a ponadto nachalność zwykle doprowadzała do rychłej śmierci wszystkich lokatorów danej kwatery. Kto był uważany za Żyda? Każdy mężczyzna z zadartym nosem, kobieta o wyraźnych rysach twarzy, a nawet chłopiec, którego dziadek miał żydowskie korzenie. Tak! Niemiecka mania dążąca do wyniszczenia niearyjskiej nacji zabrnęła wyjątkowo daleko, i tak właśnie rodzina Szpilmanów trafiła do obozu. Władysław, jako najstarszy syn utrzymywał swoją familię, dając koncerty w kawiarniach i salkach muzycznych warszawskiego getta. Warto tu zwrócić uwagę, że muzyka Wojciecha Kilara została świetnie wkomponowana w fabułę filmu, a Chopinowska ballada g‑moll dodaje dramatyzmu całej historii.

Skupmy się jednak na fabule filmu. Projekcję rozpoczyna koncert fortepianowy na antenie Polskiego Radia, gdy ogrom bomb spada na elektrownię i całe miasto traci łączność. Niemiecka ofensywa rozpoczyna Szybką Wojnę, wprowadza szereg zmian w ustroju politycznym miasta oraz skuteczną eksterminację Żydów. Film świetnie ukazał sposób w jaki poniżano judaistów, choćby przez spoliczkowanie ojca Szpilmana, który nie ukłonił się mijanym Niemcom, bądź zmuszanie do tańca schorowanych starców, czekających na otwarcie szlabanu dzielącego getto.

Pianista, podobnie jak większość produkcji o tematyce wojennej ukazuje historię wysoko postawionej jednostki. Władysław Szpilman, powszechnie znany i lubiany, choć stosowniej – rozpoznawany w towarzystwie, mógł liczyć na nie lada profity dzięki swoim kontaktom. Historia jednak nakazuje nam wspominać getto, jako pełne wesz i tyfusu spartańskie warunki, w których toczyła się walka o kromkę chleba. Rodzinie Szpilmanów jednak wiodło się wyjątkowo dobrze. Codzienna prasa, nielicha  kolacja, a także absolutna niechęć do sprzedaży fortepianu ukazuje, że nie mogli oni narzekać na swoją pozycję społeczną, nawet w obliczu wojny.

Pianista to wyjątkowo przewidywalny i pozbawiony głębszego zamysłu dramat. Losy Władysława Szpilmana nie wzbudzają litości, czy pożałowania u odbiorców. Widz nie identyfikuje się z głównym bohaterem i nie śledzi jego losów z zapartym tchem. Uważam, że Ronald Harwood nie stanął na wysokości zadania, a więc scenariuszowi daleko do ekranizacji  Śmierci Miasta. Z kolei obsada aktorska, z Adrienem Brody na czele, to strzał w dziesiątkę. Szkoda tylko, że polski film, opowiadając losy polskiego Żyda, wyprodukowany przez polskiego reżysera jest anglojęzyczną produkcją. Za niesprawiedliwe też uważam nie nagrodzenie Pawła Edelmana za najlepsze zdjęcia, choćby za przytłaczający ogrom zniszczeń, który wywiera fenomenalne wrażenie na każdym widzu.

Reasumując, produkcję Romana Polańskiego uważam za nieudaną. Film osławiony niczym arcydzieło kultury i sztuki, a personalnie – rozprawienie się z przeszłością reżysera nie spełnia moich, jako pasjonatki II wojny światowej, oczekiwań. 

Śmierć frajerom - Grzegorz Kalinowski


Nie ukrywajmy, Warszawa to piękne miasto. Zarówno ta sprzed lat, jak i ta, rozwinięta technologicznie i pełna drapaczy chmur z czasów dzisiejszych. Niebywały jednak jest fakt, że mieszkam tu od pięciu lat, a nadal z zapałem odkrywam coraz to nowe tajemnice stolicy. Przez ostatnie dni pozwoliłam się porwać na niesamowitą wycieczkę w czasy I wojny światowej i III Powstania Śląskiego, oprowadzał mnie Grzegorz Kalinowski, a moim przyjacielem stał się Henio, Heniek Wcisło. Przeżyłam zdarzenia, których nigdy nie opowiedzieliby mi dziadkowie. Zobaczyłam kamienice, te piękne, odrestaurowane w czasach dzisiejszych i te, które bombardowania zdmuchnęły z powierzchni ziemi. Widziałam. A czy Wy odważycie się sięgnąć po książkę "Śmierć Frajerom"?

Dawaj wiersz - to strzelecki rów, okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!

Heńka poznajemy w 1914 roku. Trudne czasy, nie sądzicie? Abstrahując od fabuły, czasem zastanawiam się, jak bardzo wybuch wojny odbił się na życiu szarych ludzi. Jak diametralnie przyszło im przemeblować swoją codzienność na rzecz wsparcia kraju, czy zapewnienia bezpieczeństwa sobie i swoim najbliższym. W książce Kalinowskiego swobodnie przechodzimy pomiędzy kolejnymi wątkami, a nasz Henio z dziesięcioletniego chłopca staje się w końcu Henrykiem, i uwaga, ma na to tylko 520 stron. Akcja więc jest bardzo klarowna, autor ma lekkie pióro i w czarujący, przezabawny sposób ukazuje nam prawdziwe oblicza tamtych czasów. Sam Henio momentami przypomina mi tytułowego Kubusia Fatalistę. Jest bystry, charyzmatyczny i czasem nieobliczalny. Mało tego, Chce wstąpić do wojska, by walczyć z bolszewikami, a z upływem czasu poznajemy przy jego boku najznakomitsze postaci historyczne, jak Witkacy, Józef Piłsudski, Stefan Starzyński czy Władysław Broniewski.

- A komu potrzebne być starszym? Kto dzisiaj się tak spieszy? Człowiek chce być młodszy, a już szczególnie dla poboru i wojska.
- Kiedy ja chcę iść do wojska! - Te słowa wypowiedział już zdecydowanie, tak jakby Mosze Kugel nie był drukarzem, tylko oficerem werbunkowym. Stary Żyd z Pasażu Simonsa zdecydowanie nie był wojskowym i nie był tez entuzjasta arimi.
- To ty lepiej idź do lekarz od głowy - zgasił go jak ledwie tlącą się świeczkę.
- Na niego już za późno - przyszedł z pomocą Adaś.
- To niech idzie do taki doktor, co leczy nogi, może on co pomoże. da lekarstwo i nogi pójdą we właściwą stronę. Wojsko to straszna choroba, aj waj, aj waj, co pana, panie Henryk, opętało?
- Przygoda.
- Przygoda? Przygoda to jest wtedy, jak pan, panie Henio, udajesz się na wyprawę, jak pan płyniesz statek przez morze, jak pan chcesz żyć całym życiem, a wojsko? Tam co najwyżej mogą zabić. Ja panu powiem, co pan chcesz, pan chcesz być obrońca ojczyzny, co ma karabin, mundur i czapkę. Pan chcesz być ważny człowiek, pan potrzebujesz być dorosły?
- No tak, od początku tak mówiłem.
- No to ja nie poradzę. Skoro ja nie mogę poprawić pana głowy, to ja mogę poprawić pana dokument. (...)

Książkę warto przeczytać z dwóch, może trzech powodów. Po pierwsze - historia Warszawy, miasta, którego już nie spotkacie w rzeczywistości. Wierzcie mi, lub nie, ale gdy otrzymałam książkę, spędziłam dobrą godzinę na analizowaniu nadrukowanych na okładkach map, poszukując różnic w topografii dzisiejszej stolicy. Druga sprawą są wątki historyczne. Okres dwudziestolecia międzywojennego, wyroków na szpiclach, III Powstania śląskiego, niemieckich nalotów czy walk z bolszewikami to fakty, które powinien znać każdy Polak. Historia Heńka przesycona jest nostalgią, trudnym dorastaniem, utratą bliskich, ciągła nauką, bólem, brutalnością, wolą walki, patriotyzmem i niejednokrotnie śmiechem. To moja pierwsza styczność z "powieścią łotrzykowską", ale zapewniam, że nie ostatnia. Kolejnym ważnym elementem jest stworzenie książki, nasyconej uszczypliwościami, zabawą słowem, czasem gwarą czy językowymi naleciałościami np. Żydów, ale i wielokrotnie naigrywanie się z nich. Pozwolicie, że zakończę jednym z "dowcipów" aspiranta Konrada Strasburgera (Przypadkowa zbieżność nazwisk? ;)
- Panowie, posłuchajcie, co za szmonces! Żyd pyta Boga: Najwyższy, co ja mam robić, mój syn się ochrzcił! A na to Bóg: Mój też! (...).

Książkę gorąco polecam zarówno miłośnikom historii, jak i kochającym dobre powieści na jesienne wieczory. Osobiście nie wiedziałam czego spodziewać się po tej propozycji, bowiem skusił mnie jej tytuł i gabaryty, a okazała się strzałem w dziesiątkę. Chylę czoło przed Grzegorzem Kalinowskim i proszę o więcej takich propozycji na polskim rynku.

 
Za swój egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MUZA




Piękna książka w pięknej oprawie. Właściwie… czy mogło być inaczej? - "Drzewo Migdałowe" M.C.Corasanti


„Drzewo Migdałowe”, czerwcowa nowość od Wydawnictwa SQN, autorstwa Michelle Cohen Corasanti to barwna, głęboka opowieść sięgająca do wnętrza każdego z nas – strata bliskich, zakazana miłość i nienawiść w obliczu bezlitosnej wojny to popularny motyw literacki, pozwalający zrozumieć istotę i siłę przebaczenia, akceptacji i trudu życia prostych ludzi. Jak jednak odnaleźć siebie? Gdzie jest granica pomiędzy tym, co wolno, a czego nie wypada? Jak przez pryzmat ruin i cierpienia dostrzec iskierkę nadziei, która tli się w głębi każdego człowieka?

Abstrahując na chwilę od fabuły mogę w pełni świadoma powiedzieć, że jest to książka, którą powinni przeczytać wszyscy dojrzali, dorośli miłośnicy literatury! Jak już wspomniałam, problematyka dotyczy każdego z nas, ponieważ pomiędzy wierszami znajduje się mnóstwo cennych myśli i sentencji, jakie winniśmy wcielić w nasze życie. Często bagatelizujemy potrzeby swoich bliskich. Wielokrotnie nie rozumiemy, że proszą nas o rzeczy dla siebie ważne, i że to wcale nie oznacza, iż należy nazwać ich egoistami. Wyrwanie się z miejsca, gdzie tylko diabeł mówi dobranoc nie jest proste, ale możliwe. Trzeba mieć w sobie upór, silną wolę i chęć walki o własne marzenia. Jednym się to udaje, osiągają wyznaczone cele, a inni poddają, nieświadomi, że ich życie lada dzień mogło diametralnie zmienić swój bieg. Corasanti pokazuje nam też niecodzienne spojrzenie na miłość. Miłość rodzicielską, miłość braterską oraz miłość do „tej jedynej”. Jak wiele jest w stanie znieść rodzić, by jego dziecko było szczęśliwe? Jak trudno pogodzić się ze śmiercią ukochanej? Jak silna musi być nienawiść, by wyrzec się własnego brata..? Na te, i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź podczas lektury „Drzewa Migdałowego”.

„Co jest lepsze: wybaczyć i zapomnieć czy żywić złość i pamiętać?”

Głównym bohaterem książki jest dwunastoletni Palestyńczyk, Ahmad, którego poznajemy w dramatycznej scenerii, a który dorasta i starzeje się na naszych oczach. Pierwsze strony książki budzą grozę. Bezlitosna wojna zabija dziecko, małą Amal, która stanęła na minie. Chwilę później rodzina Hamidów pozbawiana jest ziemi, domu i zostaje przesiedlona do niewielkiej glinianki na wzgórzu, wybudowanej tuż obok drzewa migdałowego. Kolejne karty książki zawiązują fabułę… Lawirujemy pomiędzy biedą, bólem, głodem i katorżniczą, niebezpieczną pracą a dostatnim życiem i brutalnością żołnierzy. Poznajemy różnicę pomiędzy Palestyńczykiem a Irakijczykiem. Wędrujemy do wielkiego miasta, gdzie młodzi ludzie nie przywiązują wagi do wyznania, a osobowości, ale starsze pokolenie żywi nienawiść, okazując ją na każdym kroku. Szukamy własnej drogi, współczując Ahmadowi, pragniemy mu pomóc, choć wiemy, że zrobił wszystko, by jego los kiedyś się odmienił…

„Nie możesz cofnąć czasu i zacząć wszystkiego od nowa, ale możesz od tej chwili tworzyć nowe zakończenie…”

 „Drzewo Migdałowe” to naprawdę piękna historia. Kiedy zabrałam się za lekturę, przez dobrą chwilę podziwiałam sposób wydania tej publikacji. Okładka przedstawia uciekającego chłopca, bo przecież…w tym mieście trzeba uciekać! Kolejne rozdziały z kolei opatrzone są nadrukowanym cieniem drzewa, a dzięki temu całość świetnie się komponuje i budzi jeszcze większe zainteresowanie. Pióro Michelle Cohen Corasanti jest dopracowane. Język bardzo plastyczny, subtelny, intrygujący. Każda kolejna strona zachęca nas do przeczytania następnej, wertujemy książkę w mgnieniu oka i nawet nie zauważamy, kiedy przychodzi moment na zamknięcie okładki. Gorąco polecam „Drzewo Migdałowe”, naprawdę warto! 


Tadeusz Płużański "Lista oprawców" - biografia 118 postaci sowieckiego aparatu sprawiedliwości...

Funkcjonariuszy stalinowskiego aparatu bezprawia nie skazywano w sowieckiej Polsce na śmierć. 
Mogli zrezygnować, odejść. Była to zatem kwestia wyboru. S.266

Pięknie wydana książka Wydawnictwa Fronda kusi swoją prostotą, symboliką i… tytułem. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła publikacja Tadeusza Płużańskiego pt. Lista oprawców. Zabierając się za tę książkę kompletnie nie wiedziałam, co spotka mnie na jej kartach. Czy przeczytam jedynie sztampowe biografie? Czy poznam szczegóły działania sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, a może bestialskie techniki NKWD? Czy autor będzie odważnie mówił o współczesnych spadkobiercach komunizmu? Wiem, to trudne pytania. Okazało się jendak, że lektura była dla mnie bardzo… niekonwencjonalnym zaskoczeniem. Demaskuje bowiem wiele „resortowych dzieci”, odkrywa przed światem współczesną ignorancję i przede wszystkim – pozwala obnażyć zbrodniczą przeszłość ludzi, którzy dzięki socjalizmowi dumnie reprezentują swój wizerunek na społecznej, politycznej (a czasem i międzynarodowej) arenie. Wielu z nich oczywiście już przed laty pochłonęła ziemia, problemem jednak jest fakt, że „bohaterzy” Ludowej Polski nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje departamentowe fanaberie. Do ostatnich dni zapewniali zarówno dziennikarzy, jak i rodziny skazanych o swojej niewinności, a ich ostatnia droga zwykle prowadziła do grobowców warszawskiego Cmentarza Wojskowego na Powązkach. 118 biografii bezwzględnych funkcjonariuszy vs. czterdziestotrzyletni historyk, publicysta, Tadeusz M. Płużański.

Wydanie książki nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Publikacja liczy blisko 450 stron, które przy każdej postaci zwierają zdjęcie, krótką wstawkę dotyczącą pełnionych funkcji w sowieckim aparacie sprawiedliwości oraz obszerną biografię. Wśród wybrańców, którzy zasłużyli na uwagę Płużańskiego pojawili się, m.in. Zygmunt Bauman, Czesław Kiszczak, Czesław Łapiński, Józef i Ryszard Młynarscy, Jacek Różański, Stanisław Supruniuk, Helena Wolińska czy pochowany przed kilkoma dniami Wojciech Jaruzelski. Autor bardzo dokładnie opisuje zbrodniczą działalność przeciwko Polsce Walczącej i wielokrotnie udowadnia motyw poruszany w Innym Świecie Grudzińskiego, a zarazem pamiętne słowa Goebbelsa: Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Socjaliści budowali wizerunek partii na kłamstwach, a winę „zdrajców ojczyzny” potwierdzali godzinami spędzonymi na torturach potencjalnych świadków, którzy mogli potwierdzić działanie skazanego na szkodę ojczyzny. Płużański odważnie pisze o swoich przemyślenia, zwraca nawet uwagę na postać Danuty Hubner, córki wyjątkowo oddanego komunisty, której rodzinne kolokacje zostały usunięte z Internetu tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Czy to przypadek? Nie sądzę.

„Lista oprawców przypomina o katach i prześladowcach, niosąc przesłanie w formie przestrogi, że nieukarana zbrodnia może się powtórzyć”  - tak o książce pisze sam Autor. Pytanie tylko, czy współczesny czytelnik odniesie myśl tę do swojego życia? Młode pokolenie coraz obojętniej podchodzi do wydarzeń minionych lat, a ofiary i ich rodziny nie mają już sił na walkę z absurdalnym prawem. Kto dzisiaj sądził będzie starców za zbrodnie komunizmu? Niemniej, ja należę już do „kolejnej epoki”, która powoli stawała na nogi po „czerwonej zarazie”. Nie uważam, że warto doszukiwać się sprawiedliwości w historii, składać kolejne akty oskarżenia, wnosić sprawy do sądów - nie tędy droga. Ważniejszym jest odebranie przywilejów, sowitych rent i emerytur, a czasem miejsca na cmentarzu w alei zasłużonych… Płużański sam do tego powraca, wspomina, jak to sądy oddalają wnioski tylko dlatego, że „oskarżony jest wiekowy”, pozwalając im spędzić resztę życia w wygodnym, ciepłym mieszkaniu bez żadnych trosk i problemów…


Za Listę Oprawców dziękuję Wydawnictwu Fronda:


Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i w RFN...


To, że Hitlera nazywamy ludobójcą nikogo nie dziwi. Za jego spraw w bestialski sposób zamordowano miliony ludzi, a tak naprawdę tylko nieliczni wykonawcy – kaci i oprawcy – pociągnięci zostali do odpowiedzialności. Zagadką historyczną jest jednak fakt, czy niemieccy urzędnicy służby dyplomatycznej w latach 1939-1945 naprawdę byli ostatnim bastionem ruchu oporu? Ideologie po świecie krążyły różne, odmienne, udokumentowane w rozmaity sposób, ale grupa cenionych i niezależnych historyków: Eckarta Conze, Norberta Frela, Petera Hayesa oraz Moshe’a Zimmermanna, zbadała wiele mitów, by odpowiedzieć na te pytanie, a zarazem podzielić się swoim odkryciem w książce Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i RFN.

Jeżeli mam być szczera, to książka jest wyjątkowo trudna. Każda strona zawiera mnóstwo informacji, szczegółowych danych oraz przypisów, które odzwierciedlają fakty historyczne. Przyznam, że od dziecka interesowałam się losami ludzi, ale i podejściem do reform, przemian i problemów rządów niemieckiej dyplomacji. Okazuje się jednak, że życie „na stołku” nie zapewnia bezpieczeństwa, będąc u władzy należy podporządkować się do większości głosów „pod sobą”, by nie wywołać rewolucji i nie stracić posady, a często i życia. Książka ukazuje nam przede wszystkim problematykę sprzeciwów, oporu i unikania odpowiedzialności. Autorzy wielokrotnie przywołują Holocaust, który pomimo wielkiej zagłady ludzkich istnień – nadal nie rozliczył winowajców. Nawiązują też do walk z Aliantami, którzy w 1945 roku przybyli do Niemiec, by rozpocząć internowanie  wojennych zbrodniarzy, nawet w Departamencie.

Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i w RFN, to książka, która ukazała się w 2010 roku w Niemczech pod tytułem Das Amt und die Vergangenheit. Deutsche Diplomaten im Dritten Reich und in der Bundesrepublik, a Wy możecie zakupić ją z nakładów Wydawnictwa Dolnośląskiego.

Uważam, że książka jest godna uwagi. Tak naprawdę niewyjaśnione, a często zatajane wątki historyczne dają pozorne wrażenie błahości pewnych spraw. Współczesna Polska domaga się przeprosin za zbrodnię katyńską, a wszyscy unikają tematu niemieckich oprawców. Tak naprawdę III Rzesza to nie był wymysł jednej osoby, w realnym świecie rozprzestrzeniała się pewna ideologia, a to jej zwolennicy tworzyli nowy system. Dzisiaj boimy się wracać do przedawnionych tematów, obawiamy się reakcji gospodarczego mocarstwa, ale na szczęście możemy czytać takie książki. Wszyscy autorzy Urzędu… to cenieni historycy, profesorowie, których wiedza i doświadczenie pozwalała na zbadanie pewnych kwestii. Ważne jest jednak to, że zaczynamy głośno mówić o tym, że niemiecki departament był uwikłany w politykę nazistowskiego reżimu, i pomimo tego, że jego pracownicy zagrzewali swoją posadę w Ministerstwie – brali udział w zdecydowanej większości planów zbrodniczej ideologii.


Książkę gorąco polecam, a za egzemplarz dziękuję Grupie Wydawniczej PUBLICAT S.A.


Krótki wstęp do wojennych czasów...

Lista Schindlera, Chłopiec w Pasiastej Piżamie, Pianista, Czas Honoru czy Opowiadania Tadeusza Borowskiego  rozbijają się o jedną i tę samą kwestię – los ludzi podczas II Wojny Światowej. Jak prosto zauważyć, temat ten jest wyjątkowo popularny, a zarazem pożądany na rynku kinematograficznym. Widzowie XXI wieku poszukują brutalności i sadyzmu w projekcjach, a zarazem ekranizacji prawdziwych wspomnień i faktów z zamierzchłych (bo po upływie pięćdziesięciu lat) czasów.  

Moje pokolenie, urodzone w latach ’90 dwudziestego wieku, nie wie czym jest utrata najbliższych, głód, tyfus, nieposkromiony ból fizyczny, albo nieustanna walka o przetrwanie jeszcze jednego dnia w obozie zagłady. Trudno więc o godną uwagi projekcję, poruszającą serce nawet najbardziej zatwardziałego widza.

Miasto ruin, krótki film wykonany w technice trójwymiarowej na potrzeby Muzeum Powstania Warszawskiego ukazuje, jak wielkich zniszczeń dokonała hitlerowska dywizja w przeciągu sześciu lat. Jak to możliwe, że z 1300000 mieszkańców Warszawy, niespełna 1000 pozostało przy życiu? Dlaczego bezbronni ludzie, nie mając żadnych szans z wojskiem niemieckim, doprowadzili do wybuchu tego Powstania? Dlaczego getto walczyło o swój honor, idąc na pewną śmierć? Jakim cudem garstka ludzi pozostała przy życiu w ruinach Warszawy? Odpowiedzi na te pytania tak naprawdę nie istnieją. Możemy jedynie przypuszczać, podciągać wspomnienia osób, które przeżyły, pod zdanie ogółu jednak pamiętajmy, nie jest to obiektywna opinia.

Historia nakazuje nam uważać II Wojnę Światową za największą zbrodnię hitlerowców, która wywarła nieodwracalne piętno na wszystkich mieszkańcach kraju. Warszawskie podziemie, cichociemni i rzesze aliantów wspierały polską armię, jednak flota wroga okazała się zbyt silna, by odeprzeć atak. „Wojna przyniosła za sobą szereg zniszczeń i śmierć milionów ludzi” – zdanie, niczym mantra powtarzane wszystkim żakom, jednak dlaczego nikt nie stara się opisać tego, co przeżywały poszczególne osoby? Dlaczego nie mówimy o prawdziwym życiu toczącym się w getcie bez bonifikat, czy znajomości? Z jakiego powodu nie opisujemy stosowanych tortur, eksperymentów i masowych mordów na zwykłych ludziach? Czemu temat ten staje się tabu?  

Otóż, Gestapo uznawało jeden, niezastąpiony sposób pozyskiwania informacji – tortury, zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Powszechnie uważano, że im bardziej skatowany człowiek, tym rzetelniejszych informacji udziela swojemu oprawcy, jednak Polacy, jako nieugięty, silny naród  wyznawali całkowicie inną zasadę - im bardziej boli, tym mniej „wiedzą”. Nie zniechęcało to jednak zwyrodniałych, niemieckich oficerów. Rozwijali oni swoją wiedzę medyczną, testując jej efektowność w praktyce. Jak bardzo boli wysunięcie gałek ocznych z oczodołów, a następnie mozolne umieszczanie ich na swoim miejscu? Nie wiecie? Jedna z łączniczek z polskiego podziemia przeżyła to na własnej skórze! Popularne było też wyrywanie paznokci, podtapianie, rażenie prądem, miażdżenie kończyn czy wbijanie igieł w ciało przesłuchiwanego, gdy został podwieszony na tzw. słupku. Fakty są przerażające, a ekranizacji powstało tak niewiele. Dlaczego większość produkcji opowiada historię ludzi z wyższych sfer? Ludzi, którzy mają mnóstwo znajomych i przyjaciół ratujących ich z opresji? Weźmy na przykład Czas Honoru, polski serial emitowany w telewizyjnej Dwójce. Główni bohaterowie: Władek, Bronek, Janek i Michał notorycznie pomagają swoim bliskim. Władek, wraz z bratem, ukrywa matkę, Bronek wielokrotnie odbija swoją narzeczoną, a Janek, jako wyrafinowany fałszerz, podrabia przepustkę do getta, by regularnie odwiedzać swoją kobietę. Czy tyle profitów miałby szary człowiek?

Kolejnym, świetnym przykładem jest Pianista, tytułowy bohater, Władysław Szpilman, znany i ceniony muzyk prowadzący własną audycję w Polskim Radiu, trafia do getta. Dzięki swoim znajomościom wydostaje brata z więzienia, a sam daje koncerty w kawiarenkach obozu. Czy to także zasługa jego rozpoznawalności w towarzystwie, a zarazem statusu społecznego?

W takim razie, jak naprawdę wyglądało życie w getcie? Otóż, w 1940 roku, hitlerowska idea eksterminacji Żydów zabrnęła tak daleko, że do wydzielonego obszaru Warszawy przeniesiono wszystkich, sygnujących się Gwiazdą Dawida. Osoby, które posiadały już mieszkanie w centrum miasta, były w o tyle komfortowej sytuacji, że nie gnieździły się w molochach, przypominających bardziej zagrodę, niż ludzką kwaterę. Mężczyźni podejmowali ogrom prac fizycznych przy budowie, a czasem konserwacji muru, wznoszeniu nowych osiedli mieszkalnych, czy  katorżniczej pracy rzemieślniczej. Zarabiali w ten sposób na miskę strawy i kilka siniaków. Mogli także zatrudnić się w Żydowskiej Służbie Porządkowej, którego organizacja przypominała mały oddział SS, jednak i tu należało mieć stosowne znajomości. Kobiety z kolei, trudniły się rozpakowywaniem walizek zamordowanych już kompanów, bądź pracowały w zakładach produkcyjnych, gdzie wielokrotnie je bito, a nawet gwałcono. Wśród starszych mieszkańców szerzyła się wszawica, oraz tyfus, jednak nie to było przyczyną największej ilości zgonów. Osoby, które nie były w stanie pracować – umierały z głodu, o ile wcześniej nie zostały przewiezione do obozu zagłady.

Żydzi byli poniżani na każdym kroku. Nie wolno było im chodzić po chodniku, a po krawężnikowym „akwedukcie” – bez względu na pogodę. Strzelano do nich na oślep i policzkowano bez powodu. Nikt nie przejmował się ich losem, bo przecież kogo interesują podludzie?

Obozy koncentracyjnie z kolei, miały na celu wyzyskanie ostatków sił i energii ze zdrowego człowieka, a później zabicie go w niewyobrażalnych katuszach. Ludzi wykorzystywano do prac budowlanych, rzemieślniczych czy produkcyjnych, w zamian za wodnistą zupę z pokrzywy i liczne baty za niesubordynację.  Obozom zagłady zawdzięczamy jednak rozwój medycyny. Dzisiejszą wiedzę na temat ludzkiego organizmu, rozwoju chorób, ekstrakcji kończyn, czy przeszczepów to właśnie zasługa Niemców i ich eksperymentów na osobach, które i tak zostałyby zabite.

Więzienie Pawiak oraz siedziba Gestapo przy Alei Szucha to dwie największe, warszawskie mordownie. Tutaj przesłuchiwano i katowano więźniów politycznych, potocznie zwanych bandytami. W ciemnym, piwnicznym pomieszczeniu, w akompaniamencie głośnej, niemieckiej muzyki toczyła się walka o przetrwanie. Pałki, pejcze, baty, lagi, kastety, igły, śruby… wszystko, co sprawia ból. Wszystko, co może zabić. Przed brutalnym śledztwem nie zdołał uchronić się nikt, kto współpracował z polskim podziemiem i co ważne, zwykle osoba przesłuchiwana, zaraz po odzyskaniu sił, ponownie trafiała do ciemnego pomieszczenia i cała historia toczyła się na nowo. Metody tortur nie były określone w żadnym przepisie, czy regulaminie, stąd wszystko zależało od kreatywności, a może humoru oprawcy. Uważano jednak, by nie przekroczyć wytrzymałości fizycznej przesłuchiwanego – przecież martwy już na nic się nie zda.

Tak właśnie toczyły się losy szarych ludzi, o których dzisiaj już nikt nie wspomina. Historia ich została zakończona w masowym, bezimiennym grobie, a stoickie opowiastki krążą w rodzinnym domu. Na piedestale pozostają artyści, przedstawiciele władz państwowych oraz żołnierze. Jednak wojna zrównała ich wszystkich. Nieważne, chłop, generał, czy profesor – każdy z nich przeżył to samo. Każdy z nich wie, czym jest wojna.  

Sowieccy partyzanci 1941-1944. Mity i rzeczywistość - Bogdan Musiał

SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość Bogdana Musiała to jedna z najnowszych książek wydanych przez Wydawnictwo ZYSK i S-ka. Przyznam, że nie doceniłam publikacji, ponieważ okładkowe 360 stron to nic, przy gabarytach trzymanej w dłoniach książki. Sądziłam, że publikację przeczytam w przeciągu dwóch, może trzech dni, że spędzę majówkę z II Wojną Światową i nawet okiem nie mrugnę podczas lektury. Nic bardziej mylnego. Gdybym chciała zagłębić się w opisywane zdarzenia, analizowała kolejne przypisy i adnotacje to obawiam się, że miesiąc na zebranie wszystkich informacji byłby niewystarczającą ilością czasu.

Musiał przedstawia wewnętrzne mechanizmy działania sowieckich partyzantów w zupełnie nowym świetle”  - taki widnieje napis na okładce i zdradzę Wam, że muszę zgodzić się z jego autorem. Bogdan Musiał opisuje zdarzenia odwołując się do odnalezionych aktów, notek, dokumentacji, która przed kilkoma laty po raz pierwszy ujrzała światło dzienne. Wielokrotnie wspomina, że wszystkie zdarzenia związane z partyzantką na terenie ZSSR były latami okryte tabu, a wiele informacji zostało przekłamanych w okresie komunizmu.

SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość to lektura skupiona przede wszystkim na oddziałach partyzanckich na terenie Białorusi, będącej głównym skupiskiem aliantów. Partyzanci do swojej „małej wojny” angażowali nie tylko mężczyzn, ale i kobiety oraz dzieci. Historia zna przypadki kobiet, które celowo zarażano syfilisem, by przenieść zarazki na okupanta. Dzieciom z kolei wręczano truciznę, którą mieli zabić wroga, a chuć mężczyzn nie miała sobie równych. Musiał jednak nie skupia się jedynie na białoruskich czy żydowskich oddziałach partyzanckich, bowiem opowiada nam też brutalną politykę Niemców, którzy co i rusz stosowali bezwzględniejsze metody walki z aliantami. Historia nakazuje nieufnie podchodzić do zapisów zeznań oraz dokumentacji wroga, jednak autor podaje nam mnóstwo fragmentów raportów z konkretną datą zdarzeń, a także szczegółowe notatki z poszczególnych zajść. Tak na przykład czytamy o rozebraniu delikwenta do naga i wrzuceniu do mrowiska w celu uzyskania rzetelnych zeznań. Musiał jednak nie ukrywa, że partyzanci także nie grzeszyli subtelnością. Wielokrotnie wizerunek ich jest wybielany w literaturze, bowiem kreujemy Niemców i Rosjan na ogarniętych bezwzględnym terrorem wrogów, a prawdą jest, że grupy partyzanckie były równie okrutne wobec swoich bliskich. Każdy, kto choć raz zagłębił się w wojenne opowieści wie, że Polak Polakowi także był wilkiem, a wiec i losy partyzantów białoruskich nie mogły być inne. Gwałty, pijaństwo, kradzieże, rozboje… - to właśnie brutalna prawda o II Wojnie Światowej. To ta brutalna prawda, która powoli zostaje odkrywana przed światem i wielokrotnie hańbi wizerunek naszych „bohaterów”.

Autor książki zwraca uwagę na sposób przedstawienia poszczególnych zdarzeń. Mamy tu przecież wstęp dotyczący samych wojsk partyzanckich, powstałych organizacji, pobudek i ich struktur. Musiał dba o chronologię zdarzeń, aby potencjalny czytelnik mógł weryfikować posiadaną już wiedzę oraz selekcjonować właśnie zdobyte informacje. Autor nie skupia się jednak na suchych faktach. Czytając, śledzimy sukcesy, porażki, wady i zalety działalności sowieckich partyzantów. Nie pominięte zostają renowacje i rekonstrukcje poszczególnych grup ruchu oporu, próby przejęcia kontroli nad niezależnymi oddziałami, a nawet strategie walki ze stalinizmem. Mamy tu też liczne zapisy dotyczące życia prywatnego partyzantów, ich zachowania w życiu codziennym i szeroko opisany terror wobec ludności cywilnej mieszkającej na danym obszarze. Reasumując, autor pisze: „Taka kompozycja książki umożliwia pokazanie historii sowieckiego ruchu partyzanckiego na wszystkich poziomach, łącznie z aspektami wojskowymi i społeczno-historycznymi oraz konfliktami etnicznymi i politycznymi. Dużo miejsca poświęcam także stronie niemieckiej, zwłaszcza metodom zwalczania partyzantki oraz sukcesom i porażkom w tej walce. Jest to ważny element uzupełniający całość opracowania” .

Czy książkę polecam? Tak! Ale wyłącznie miłośnikom II Wojny Światowej. Lektura jest lekka, przyjemna, ale wymagająca zainteresowania tematem. Nie da się przebrnąć przez nią w przeciągu kilku godzin, autor nie szczędzi nam licznych przypisów, ani brutalnych faktów. Bardzo cieszy mnie, że wreszcie wydana została taka książka. Na przełomie ostatnich lat, o czym wspomina także Musiał, zostało opublikowanych niewiele książek związanych z komunistyczną sferą II WŚ. Władze zatajały wiele faktów, a dopiero drążenie po nitce do kłębka, pozwoliło odkryć nowe ciekawostki historyczne, a także obalić stos mitów, którymi karmiono nas przez lata. To prace dyplomowe, niewielkie publikacje i ludzka ciekawość zapoczątkowały osiągnięcie poziomu wiedzy, do jakiej dostęp mamy dzisiaj. Wiem, że książka ta nie przypadnie do gustu wielu czytelnikom, ja jednak mam nadzieję, że będę miała choć przez chwilę w ręku publikacje uwzględnione w przypisach.

Gorąco polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie