­
­

"Sitwa" czyli najnowsza książka od Pauliny Świst

Pamiętacie moją ostatnią rozmowę z Pauliną Świst, podczas której pisarka zapowiadała nową odsłonę swoich powieści? Dziś zdradzam, co kryje Sitwa.

Paulina Świst nie kazała długo na siebie czekać. Kilka tygodni temu ponownie mocnym krokiem wkroczyła na rynek wydawniczy z drugim tomem cyklu Karuzela o enigmatycznym tytule Sitwa. Co skrywają karty powieści? 

Jak pisze wydawca: „Funkcjonariusz CBŚ Michał Grosicki zostaje skierowany na Śląsk. Tak dobrze udaje mu się wtopić w przestępcze środowisko, że zostaje aresztowany przez prokuratora Zimnickiego. To dopiero początek nowego spisku, w który zamieszani są dobrze znani bohaterowie "Karuzeli" – Orzeł i Olka. Wszystko wskazuje na to, że historia finansowych przekrętów wcale nie skończyła się wraz z ich ucieczką z kraju.” I choć rajska plaża miała raz na zawsze odsunąć troski bohaterów książki, ich losy ponownie splatają wspólni znajomi i wspólne problemy. 

Doskonale poprowadzona intryga. Ciągłe balansowanie na granicy świata przestępczego, prawniczego żargonu i erotycznych doznań potrafią wcisnąć w fotel na długi wieczór. Lektura nie nuży, kartki znikają w mgnieniu oka, a zakończenie potrafi mocno zaskoczyć nawet wymagającego czytelnika, choć sama fabuła mogła zostać poprowadzona nieco lepiej. Gorąco jednak polecam Wam najnowszą powieść Pauliny Świst Sitwa. Recenzja może krótka, ale wierzę, że przekonałam Was do lektury. :)

Przeczytaj więcej:


Komisarz - Paulina Świst

Paulina Świst to autorka, która w mgnieniu oka zmieniła oblicze polskiej literatury. Bestsellerowa powieść Prokurator podbiła serca wielu czytelników i nie bez powodu stała się polskim fenomenem na skalę 50 twarzy Greya czy powieści Henninga Mankella. Znacie autorkę? Czytaliście już jej najnowszą książkę? 


Wbrew pozorom dużo czasu zajęło mi zmierzenie się z Komisarzem. Ciągłą wymówką był brak czasu, zobowiązania wydawnicze, albo obowiązki domowe. Nie do końca miałam ochotę na erotyczno - kryminalne intrygi, w które wpleciona zostałabym wraz z bohaterami książki. Znalazłam jednak 5 minut dla Komisarza i zmierzyłam z nowym wyzwaniem. Było warto? 

Tak i nie, choć nie ukrywam, że Prokurator był dla mnie odkryciem, zupełnie nowym doznaniem. I przyznam, że zanim sięgnęłam po ten tytuł byłam święcie przekonana, że książka nie przypadnie mi do gustu, a dziś, proszę, za mną drugi tom serii. 

Akcja książki jest bardzo wartka. Podoba mi się motyw wplecienia porachunków gangsterskich czy handlu żywym towarem do fabuły powieści. Kryminalna odsłona Komisarza to zdecydowanie duży atut, jednak w wielu sferach brakuje mi świeżości. Dodam, że sprawy nadal przerywane są szybkim seksem, co w tym razem tłumi odbiór najważniejszego elementu książki, czyli rozwiązania zagadki. Komisarza porównałabym do Pitbulla Patryka Vegi. Pamiętacie Despera i Dżemmę? Dlaczego zostali parą? Co motywowało Desperskiego? Identycznie jest w tej powieści. Radosław Wyrwa traktuje Zuzannę Kadziewicz jako figurantkę. Dziewczyna jest dla niego pionkiem w grze, za pomocą którego będzie mógł rozpracować tajemnicze interesy jej ojca. Czy zdoła zbliżyć się rodziny szanowanego biznesmena? Musicie sprawdzić sami. Z pewnością jednak nie zabraknie wspaniałego Łukasza Zimnickiego, który odgrywał pierwsze skrzypce w poprzednim tomie. To on układa misterną intrygę, która z pewnością zaskoczy niejednego czytelnika. 

W internecie rozlała się fala hejtu na Komisarza. Mówią, że książka jest infantylna, wulgarna, a prowadzone przez bohaterów dialogi nie wykazują wyższego poziomu, niż uliczne przepychanki nastolatków. Może coś w tym jest, ale skoro tak wiele osób sięgnęło po Prokuratura i zna doskonale pióro autorki, to czego można oczekiwać po jego kontynuacji? Paulina Świst trzyma poziom. Ma pomysł i odważnie go realizuje, brawa!

Sprawdź na stronie Wydawnictwa
Jeśli pamiętacie wywiad z Pauliną Świst, przypomnicie sobie, że sama autorka podsumowała swoją twórczość, nadając jej znamię lekkiej, rozluźniającej i kompletnie nie zobowiązującej książki. Czy w takim razie możemy, jako Czytelnicy, wymagać książki klasy Jo Nesbo? Misternie uknutej intrygi i dreszczowca, wyjętego ze świata Stephena Kinga? Zdecydowanie nie. Proponowana powieść zawiera w sobie dużo niezależnych od siebie wątków, sceny erotyczne zostały ukrócone w porównaniu do poprzedniej części serii, a bohaterowie zostali przedstawieni ze zdecydowanie innej perspektywy. Całkowicie nową postacią w książce jest zimny, nieprzyjemny tytułowy Komisarz, Radosław Wyrwa, który choć przechodzi na naszych oczach liczne metamorfozy, kompletnie nie skrada naszego serca (przynajmniej mojego). Jeśli jednak chcecie poznać nową odsłonę Pauliny Świst, musicie stanąć oko w oko z jej najnowszą książką. Zdradzę Wam również, że autorka pracuje już nad kolejną powieścią. Jestem jednak ciekawa, czy czytaliście tę książkę. Jak ją odebraliście? Przypadła Wam do gustu?

Przeczytaj recenzję książki Prokurator

Paulina Świst specjalnie dla Odsłoń Kulturę zdradza kilka tajemnic



Pierwsze pytanie – z pewnością nieoryginalne: Dlaczego zdecydowała się Pani na tak odważne połączenie, erotyk i sensacja w jednej powieści? 
Szczerze mówiąc, kiedy pisałam Prokuratora, to nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek zdecyduję się go wydać. To miała być rozrywka, relaks i oderwanie od ponurej rzeczywistości dla zapracowanych znajomych. Jestem z natury spontaniczna, więc nie zastanawiałam się, jaki to ma być rodzaj powieści. :) I wyszło, jak wyszło. :)

Skąd w takim razie czerpie Pani inspirację? 
 Z życia. Nie umiem pisać o rzeczach, których nie znam. Wiele postaci ma swój „pierwowzór" w kimś, kogo znam, choć rzecz jasna większość z nich jest odpowiednio „podkręcona”. :) Także dialogi są odwzorowaniem rzeczywistości. Miałam taką sytuację, kiedy jeden znajomy zadzwonił do mnie i mówi: „Jesteś Świstem”. Ja na to: „Nie, dlaczego?”. A on: „Zacytowałaś mnie w Prokuratorze wariatko, a jak to mówiłem to byliśmy sami”. :D


A wątki kryminalne? Czy możemy doszukiwać się tutaj związku z Pani pracą zawodową? 
Bardzo starałam się unikać jakichkolwiek odniesień do spraw, które prowadzę – tajemnica adwokacka to święta rzecz. Ale inspirują mnie. Czasem na kanwie konkretnej sprawy zastanawiam się, co by było, gdyby coś poszło nie tak? Lubię wymyślać historię. Lubię wynajdywać luki w systemie. Lubię się potem zastanawiać, co mogłaby w takiej sytuacji wymyślić osoba amoralna, gdyby też to dostrzegła. Z zasady nie ufam ludziom, więc zawsze w duchu zakładam, że mogą zrobić coś kompletnie nieprzewidywalnego. W życiu hamuje ich wiele czynników, a w książce mogę zrobić w tej kwestii, co mi się tylko podoba. To piękne uczucie. 

Nie wspomniałyśmy o tym, że jest Pani adwokatem. Czy zawód to jedyny powód, dla którego pisze Pani pod pseudonimem?
Tylko i wyłącznie dlatego. Bardzo tego żałuję, bo niezwykłą przyjemność sprawia mi rozmowa z ludźmi, którzy czytali książkę i chcą mi przedstawić swoją opinię, nawet negatywną. :)

Sądzi Pani, że ujawnienie prawdziwej tożsamości miałby znaczący wpływ na Pani pracę? Przecież jesteśmy tylko ludźmi – każdy ma swój sposób na odstresowanie.
Myślę, że miałoby ogromną. To środowisko jest mocno skostniałe i wbrew pozorom – bardzo plotkarskie. Jestem na sto procent przekonana, że moi przeciwnicy procesowi by to wykorzystywali, choć każdy z nich doskonale wie, że to fikcja... Po prostu – żeby wybić kogoś z rytmu na sali sądowej robi się wiele brzydkich rzeczy. :) Poza tym chodzi też o sceny seksu (a lubię je opisywać, bo niezmiernie mnie drażni, kiedy „kamera odjeżdża w okno, w którym widać zachód słońca”). Niekoniecznie bym chciała, żeby moi klienci (w tym ci, którzy mają naprawdę szpetne zarzuty przestępstw popełnionych przeciwko wolności seksualnej) je czytali... Nie chcę też, żeby moi klienci przychodzili do mnie i pytali o losy Kingi i Łukasza – praca to praca, a hobby to hobby. Mieszanie tych dwóch kwestii nigdy nie kończy się dobrze. 

A Paulina Świst? Zdradzi Pani Czytelnikom Odsłoń Kulturę, skąd wzięło się nazwisko z okładki?
Pseudonim to pomysł mojej redaktorki – Moniki. Kiedy mnie poznała stwierdziła, że „Świst” dobrze obrazuje moją energię i to, jak bardzo jestem narwana, a imię Paulina wybrałyśmy, bo obie je lubimy. :)

Bohaterowie książki Prokurator są kontrowersyjni, jednak każda z wykreowanych postaci ma niezwykle silny charakter, jest charyzmatyczna i pewna siebie. Czy to, że zdecydowała się Pani skonfrontować takich bohaterów, utrudniało Pani pracę? 
Tak. Zdecydowanie tak. Miałam wrażenie, że się pozabijają i często zastanawiałam się nad złagodzeniem ich relacji... Ale potem wygrał realizm. Niestety prawnicy są bardzo aroganccy i choć potrafią wyluzować poza swoim gronem, to jednak na swym własnym podwórku gryzą się jak psy. :) I nie wierzą w przypadki, więc spotkanie Kingi i Łukasza w każdym z nich musiałoby wzbudzić podejrzliwość. Z tego żyjemy, że jesteśmy paranoikami i zawsze zakładamy najgorsze.

Przyznam, że podczas lektury długo zastanawiałam się, jak potoczyłyby się losy bohaterów, gdyby Kinga i Łukasz z większym dystansem podeszli do przypadkowego spotkania i nadali rozprawie sądowej większego pazura. Rozważała Pani takie zakończenie? 
Oczywiście, że tak. Mogłabym to opisać, ale znam milion historii, które toczyły się na sali sądowej – o śmiałych adwokatach czy nieustępliwych prokuratorach. Poza tym oglądam to codziennie w pracy. Gdybym miała to jeszcze przerabiać po niej, z pewnością z nudów zdrętwiałyby mi zęby. :D Postanowiłam, że moi bohaterowie skupią się na... innych kwestiach. :)


W życiu codziennym nie raz zdarzają się romanse w pracy. Długie obcowanie z drugą osobą, wyjazdy, noclegi w tych samych hotelach lub wspólne potańcówki… Czy w środowisku adwokackim zdarzają się podobne sytuacje? Czy historia naszych bohaterów ma coś wspólnego z Pani obserwacjami? 
Motyw romansu w zestawieniu prokurator – adwokat jest moim autorskim pomysłem, osobiście się z tym nie spotkałam, choć pewnie się zdarza. Natomiast w środowisku adwokackim… jak najbardziej. Sama Pani to najlepiej ujęła w swoim pytaniu: wspólne wyjazdy, sympozja naukowe… ludzie to tylko ludzie. :) Niektórzy lubią, kiedy mogą z partnerem rozmawiać o pracy, a inni nie. Widujemy się codziennie w sądach i często gadamy godzinami na sądowym korytarzu (kiedy jest opóźnienie w sprawie). Czasem kogoś „trafi” i wybucha ognisty romans... 

Jak już sobie powiedziałyśmy, Pani książki opierają się na doświadczeniu. Czy nie bez powodu świadomie staje Pani przed sądem?
Dawno temu zauważyłam, że ludzie z ciekawością słuchają anegdot z mojej pracy. Większość ludzi nie ma styczności z sądami na co dzień i chciałoby wiedzieć jak to wygląda od środka. Ja z kolei nie wyobrażam sobie pisania o czymś, na czym się kompletnie nie znam. Oczywiście można zrobić odpowiedni research, ale niestety pewne kwestie i tak wypłyną. To są drobiazgi, ale często w książkach o pracy prawników, pisanych przez osoby nie praktykujące prawa dostrzegam takie rzeczy... Nie mówię, że ja takich błędów nie robię, bo z pewnością mi się zdarzają, ale nie w kwestii zachowania adwokatów – trudno by mi się było tutaj pomylić. :)


Osobiście nie lubię porównań, ale moją pierwszą myślą, przy połączeniu prawnika z literaturą był  do tej pory Remigiusz Mróz. Przyznam, że gdyby nie to, że Prokuratora widziałam codziennie w pracy, z pewnością dużo więcej czasu zajęłoby mi sięgnięcie po ten tytuł. Czy taka „łatka” miała wpływ na przyjęcie książki?  
Jeśli chodzi o Pana Remigiusza Mroza, to często słyszę, że ja to pewnie on – pod pseudonimem. :) Wydaje mi się jednak, że nasze książki są kompletnie różne. Pierwsze dwa tomy serii z Chyłką przeczytałam już po napisaniu Prokuratora i bardzo mi się podobały. Gdybym miała wskazać innego piszącego prawnika, którego jestem wierną fanką, to byłby to Piotr C. Mimo, iż tematyka jest inna, z opisywanych przez niego anegdot dotyczących prawa wynika jasno, że albo je praktykuje, albo bardzo dużo czasu spędza z osobami, które je praktykują. :)

Trzeba przyznać, że Remigiusz Mróz rotuje pseudonimami jak mało kto… Sama kiedyś dałam się złapać na skandynawski debiut… Ove Logmansbo. Wróćmy jednak do naszej rozmowy. Rozumiem, że ma Pani już pomysł na całą serię? Nie ciągnie Pani do tradycyjnego, policyjnego śledztwa?

Ciągnie. :) Tylko, że wtedy skończyłoby się pisanie dla relaksu, a zaczęło opisywanie tego, co mam na co dzień w pracy. Zwariowałabym.:) Poza tym uważam, że jest wiele osób, które robią to lepiej ode mnie. :) Pamiętam rozmowę z jedną z czytelniczek, która zapytała mnie, czemu Prokurator dobrze się kończy... Bardziej realnym byłoby, gdyby kończył się źle. Odpisałam jej, że brak happy endu oglądam od 7 lat w pracy i naprawdę uważam, że w książce mogę sobie na to pozwolić. Ta seria nie bez przyczyny ma na okładce opis „Ostry seks, ostry język, ostra jazda”. Na tym się skupiałam. :) Dlatego byłam tak bardzo zdziwiona, kiedy czytałam opinie z rodzaju „spodziewałam się powieści głębszej, traktującej o ulotności życia” itp., itd. Poważnie? Czytając te słowa na okładce? Ta seria ma być lekka, relaksować, sprawić, by ktoś się uśmiechnął i na chwilę zapomniał o szarej rzeczywistości. Tylko tyle :).

Przyznam, że i mnie nurtował happy end. To takie niecodzienne, zjawisko, gdy mówimy o współczesnych kryminałach… Teraz wszystko jasne! ? Zakładam, że przestępca przestępcy nie równy. Czy miała Pani styczność z groźnymi bandytami? Jak wpływa to na Pani pracę?
Miałam wielu klientów psychopatów i powiem szczerze, że Szary to akurat suma wszystkich moich strachów – to nie jest jedna osoba, ale jest mixem największych świrów, jakich spotkałam przez te lata w swojej pracy... I proszę mi wierzyć – najgorszy typ to nie ten, który grozi czy krzyczy. Najgorsi są ci, którzy z kompletnym spokojem opowiadają o takich rzeczach, że normalny człowiek blednie, kiedy ich słucha.

Przyznam, że potrafię sobie to wyobrazić. Mechanizm, o którym Pani mówi zdaje się być najprostszą psychologią. Jeżeli jednak o tym wspomniałyśmy – muszę zadać te pytanie. Czy jako adwokat, nie ma Pani skrupułów? 
Nie, nie mam. Druga strona, czyli prokurator też nie bawi się w subtelności. Tu gra idzie o ludzkie życie i trzeba dać z siebie wszystko co się ma.

Wszyscy popełniamy błędy i mamy prawo do obrony. Zawsze, kiedy sprawa wygląda kiepsko, wyobrażam sobie, że na miejscu oskarżonego jest ktoś z mojej najbliższej rodziny. Niech się Pani postawi w takiej sytuacji. Chciałaby Pani żeby osobę dla Pani ważną, bronił adwokat, który ma wyrzuty sumienia? Póki działam w granicach prawa i etyki - nie mam żadnych skrupułów.

A zdarzają się sytuacje, w których wolałaby Pani stanąć po stronie prokuratora?
Zdarzają :) Szczerze mówiąc występuję w kilku procesach po stronie prokuratora – działam wtedy w charakterze pełnomocnika osoby pokrzywdzonej. 

Nie korci Pani, by stworzyć opowieść, podobną do książek Jarosława Sokołowskiego ps. Masa lub kultowego Pitbulla, które nawiązują do prawdziwych historii i zdarzeń?
Absolutnie nie – moi klienci przychodzą do mnie, bo mi ufają. I tak, jak się nie obrażą, jeśli zacytuje jakiś ich śmieszny tekst, tak nigdy w życiu nie nadużyłabym ich zaufania, pisząc o ich sprawach.

Czego w takim razie możemy spodziewać się najnowszej powieści, która na polskim rynku wydawniczym pojawi się już 22 listopada?
Innego typu postaci. Zdecydowanie Zuzanna to nie Kinga, a Radek to nie Zimny. :) Ale ufam, że też zdobędą swoich zwolenników. Zwłaszcza Radek, do którego mam ogromną słabość. :D 


Słowem… nie spotkamy więcej Kingi? Jak Pani może!? 
Spotkacie :) Nie ma obaw :) Jeszcze sporo 'namiesza' :) 

A jest coś, czego Czytelnicy bloga mogą dowiedzieć się jako pierwsi? 
Jestem brunetką. :D A poważnie mówiąc, to Komisarz nie jest napisany z perspektywy Zimnego i Kingi. :) Więcej zdradzić nie mogę.

Niestety musimy zrozumieć i… zaczekać! Zbliżając się do końca naszego wywiadu, porozmawiajmy o marzeniach – jesteśmy ciekawi, jaki cel postawiła Pani przed sobą na najbliższy rok? 
Nie zwariować. :D Naprawdę ciężko jest ogarniać życie dwóch różnych osób, czyli mnie i Śwista, oraz wyrabiać się ze wszystkim. Gdyby nie przyjaciele, z pewnością nie dałabym rady (Lilka, dzięki!)... A cele: zakończyć kilka naprawdę długo ciągnących się spraw i… napisać trzecią książkę. :)

Trzecią książkę? Czyli pomysł już jest? 
Pomysł już jest, realizacja w toku, tylko z czasem ciężko :) 

A urlop? Ma Pani chwilę dla siebie w tym wszystkim?
Chwilowo nie. Ale ufam, że odbiję to sobie w przyszłym roku. Ufam tak już od dwóch lat i na razie nie widać zmian. :D 

O proszę, kto by pomyślał. Muszę jednak powiedzieć, że nawet mi i mojemu chłopakowi (artyście) udało się znaleźć po dwóch latach chwilę oddechu. Panią też to czeka, proszę mi wierzyć. Wszystko to kwestia priorytetów :D I jak już Pani wie, uwielbiamy podróże, stąd nie mogło zabraknąć tego pytania – proszę podzielić się z nami swoim ulubionym miejscem. Gdzie Pani odpoczywa? Gdzie znajduje chwilę dla siebie? A może zdradzi Pani nam jakąś przygodę?
Ostatnio wyskoczyłam na wypad ze znajomymi pod namiot. Miało być jak najbardziej naturalnie: kąpiel w jeziorze, ognisko, brak zasięgu w telefonach, kompletna głusza... Niemalże picie wody z kałuży. :D Oczywiście dojechałam później, bo utknęłam w pracy i wtedy okazało się, że się nie dogadaliśmy i w pięcioosobowym namiocie mamy spać w siedmioro. Towarzystwo było już mocno imprezowe, ja również nie miałam zamiaru robić z tego problemu, ale ostatecznie, kiedy weszłam do tego namiotu stwierdziłam, że dostanę tam klaustrofobii. Postanowiłam więc, że pójdę spać do samochodu. Wtedy spotkała mnie pierwsza niespodzianka – padł mi akumulator, gdyż to z mojego auta leciała muzyka. :P Potem okazało się, że nie mam w samochodzie niczego, czym mogłabym się okryć, a było niesamowicie zimno. Trzęsąc się jak osika i okrywając nogi torbami z hipermarketu, które miałam w bagażniku, przysięgłam sobie, że niebawem zmądrzeję i z pewnością trochę się ustatkuję. Zanim zapadłam w sen zastanowiłam się jeszcze, co by było, gdyby któryś z moich klientów zobaczył mnie w tej chwili… gdyby nie było mi tak strasznie żal tych reklamówek, którymi okryłam nogi, to z pewnością jedną włożyłabym sobie na głowę. Od tego momentu zawsze wożę w samochodzie koc – na wszelki wypadek. :P 

Takiej historii się nie spodziewałam, ale nie ma co się oszukiwać, to przygoda, którą z pewnością będzie Pani opowiadała swoim dzieciom. W sprawie koca mamy jednak coś wspólnego - mój chłopak kiedyś powiedział, że jest jeden moment, który informuje go o rozpoczętym urlopie. Jest to chwila, gdy wyruszymy już z Warszawy, ja zawijam się w mój ukochany, wrzosowy kocyk, opieram głowę o tzw. futrzaka (małą, włochatą poduszkę) i zaczynam przeglądać gazety, chwilę wcześniej zakupione na stacji. Niemniej – bez koca ani rusz! :D  

Serdecznie dziękuję za rozmowę ;). Wraz z Czytelnikami życzymy Pani spełnienia marzeń i... urlopu :D. Niecierpliwie wyczekujemy również najnowszej książki.
Cała przyjemność po mojej stronie :).

Przeczytaj recenzję książki "Prokurator"

Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie