­
­

Dziecko ma być zdrowe czy urodzone naturalnie?

Wiem, że nagłośnienie pewnych spraw może graniczyć z absurdem. Media jednak huczą o tym, że cesarskie cięcie to nie poród. Trudno się oprzeć. Nie skomentować. Pozostawić tak po prostu, bez słowa…

Kiedy zobaczyłam nagłówki – nie ukrywam, przypomniały mi się licealne lekcje języka polskiego, gdzie pani profesor tłumaczyła (nie mogę niestety skojarzyć, w ramach której z lektur), że każda kobieta winna urodzić dziecko siłami natury, bowiem tylko wtedy nawiąże z nim silną więź (w końcu pomimo bólu jest najszczęśliwszą osobą na świecie), a jednocześnie pozna coś, co łączy kobiety przez wszystkie lata, pokolenia i epoki. Wydaje mi się jednak, że rozwój medycyny (nie tylko estetycznej) powinien obligować do wykorzystywania jej w życiu codziennym. Wracając jednak do zajęć języka polskiego, pani profesor postanowiła dodać sobie skillsów w teorii, że znieczulenia także nie są w porządku (prawdopodobnie w stosunku do naszych poprzedniczek ze średniowiecza czy kobiet rodzących np. w obozach koncentracyjnych), ponieważ kobieta powinna to "przeżyć". Może to ze mną jest coś nie tak. Może za szybko absorbuję postęp i naprawdę widzę jego zastosowanie w życiu codziennym, ale moim zdaniem stwarzanie problemów na siłę kompletnie mija się tu z celem.

Winne są jednak media.
Jak powszechnie wiadomo, grupa o której mowa prosi, aby oddano szacunek matkom, które poczęły dzieci siłami natury. Należy się im, prawda? Może zbyt brutalnie traktuje panie po cesarskim cięciu (trudno wizytę w szpitalu, zwłaszcza na oddziale przepełnionym wrzeszczącymi noworodkami, nazwać przerwą w pracy), ale niekoniecznie  karci ich decyzje. Zwłaszcza, że w wielu przypadkach cesarskie cięcie nie wynika z woli kobiety, a decyzja zapada z powodu rozmaitych wskazań medycznych. Szkoda tylko, że cała ta akcja jest propagowaniem skrajnego masochizmu i bardzo efektownym brandingiem.

Osobiście nie wyobrażam sobie porodu. Podziwiam moją mamę, babcię, kuzynkę czy koleżankę, które urodziły maleństwa i świadomie decydowały o kolejnych ciążach. Dla mnie jednak kwestia ta jest zbyt odległa. Kilka, kilkanaście godzin bólu, krzyku i olbrzymie, jak na kobiece warunki, dziecko rozrywające ścianki naprawdę do mnie nie przemawia. Sęk w tym, że społeczne obruszenie dotyczące „toksyn”, czyli znieczulenia podawanego kobietom w trakcie porodu, nie jest na miejscu. To, że sto lat temu nasze babki musiały rodzić w absurdalnych, często niesterylnych warunkach, bez dostępu do jakichkolwiek medykamentów nie oznacza, że współczesne kobiety nadal mają cierpieć pomimo rozwoju medycyny. W końcu z jakiegoś powodu to powstaje, ciągle coś się zmienia, a preparaty stają się coraz to bezpieczniejsze. Szanujmy same siebie. Nie zajmy się zwariować opinii publicznej, która jawnie parafrazuje i modyfikuje słowa innych. Nic więcej.

Czy mój mąż będzie mnie kochał ze szramą po cesarskim cięciu w dole brzucha? Tak! Czy będzie równie szczęśliwy, kiedy urodzi mu się dziecko bez wizyty smutnych panów pytających, czyje życie wybiera? Tak! Czy ja będę szczęśliwsza, rodząc w 3 godziny, zamiast 15? Tak! Ojej, ale nie mam męża. Nie jestem w ciąży. Czy to jednak powód by przestać racjonalnie myśleć?

Sęk w tym, że dziecko, które przychodzi na świat powinno być przede wszystkim zdrowe. Ne dajmy się zwariować, nie ulegajmy presji i opinii ludzi, którzy chcą decydować o naszym życiu. Przecież rodząc dziecko kilkanaście, kilkadziesiąt godzin pojawia się ryzyko, że urodzi się ono z różnymi wadami i defektami. Owszem, każdy ma prawo do życia, jednak każdy winien mieć też prawo do godnego życia i naszym zadaniem jest zrobić wszystko, by tak się stało. 

Jakie jest Wasze zdanie?

Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie