Po otrzymaniu książki Chiny od góry do dołu, bardzo szybko
przekartkowałam jej zawartość. Patrząc na zapisane strony i zamieszczone
fotografie byłam święcie przekonana, że będzie to kolejny, dość nudny reportaż z perspektywy szarego turysty. Wszystko to
sprawiło, że książka Marka Pindrala trafiła na ostatnią pozycję moich lektur. Dzisiaj
tego bardzo żałuję, bowiem dawno nie pomyliłam się tak bardzo!
Chiny od góry do dołu to nie jest zwykły reportaż, tuzinkowa
relacja ze zdarzeń i opis krajobrazu… Książka ta jest fenomenalnym poradnikiem,
który zatytułowałabym „Jak przetrwać w Azji”, i nie bez powodu wato poświecić
jej niejeden wieczór.
Marek Pindral, autor a zarazem
nasz główny bohater, postanawia odbyć daleką podróż, bo w końcu do Azji, aby
rozpocząć nauczanie języka angielskiego na uniwersytecie w Chengdu. Sprawa nie
jest prosta, bowiem nie posługuje się on językiem chińskim i nie zna zasad
panujących w szkole. Okazuje się, że wszelkie prawa i reguły obowiązujące zarówno uczniów, jak i nauczycieli ustala rządząca Partia Komunistyczna, a
żadne odstępstwa nie są akceptowane. Szybko więc uznano, że forma podejmowanych
podczas zajęć dyskusji nie należy do przyzwoitych i o mały włos Pindral nie
powrócił do swojej ojczyzny. Chiny, jak się okazuje, to bardzo hermetyczne
społeczeństwo. Rząd z góry ustala plany na życie mieszkańcom, rodzice zwykli wybierać swoim dzieciom szkoły (bo przecież to oni muszą za nie płacić), mało kto ma w domu
ogrzewanie, a i trzęsienia ziemi, niosące śmierć tysiącom jednostek, nikogo nie interesują. Nikt też nie ma prawa widzieć wad w chińskim systemie, nie może łudzić się, że
cokolwiek ulegnie zmianie, bo przecież… jest dobrze. Żyją w pokorze, żyją w
ciszy, żyją… bez własnego zdania. Jedyną szansą na lepszą przyszłość jest
wstąpienie do Partii Komunistycznej, jednak nie każdemu dane czynić te honory...
Pindral zapoznaje nas z tą miej
przyjemną odsłoną Państwa Środka. Największa potęga gospodarcza musi trzymać
się w ryzach, ażeby z dnia na dzień nie zacząć kuleć na arenie międzynarodowej.
Nieraz podczas lektury czujemy zimno na myśl, że mieszkańcy muszą spać w szalikach i
czapkach, nieraz zaśmiewamy się, gdy to „starsze pokolenie” wędruje na lokalny
jarmark ze zdjęciami swoich synów, córek, wnuków czy kuzynostwa, ażeby dobrze
wydać ich za mąż/za żonę. Nieraz też współczujemy mieszkańcom Chin, kiedy
trzęsienia ziemi odbierają im rodziny, dorobek całego życia, a rząd
bezceremonialnie wręcza plik fałszywych banknotów, kiedy ową życzliwość i chęć
pomocy rozgłaszają media. To tak naprawdę smutne bardzo smutne historie, które dzieją się naprawdę... Ludzie tam, jeśli nie należą
do wspomnianych już „wyższych sfer”, mają niehumanitarne warunki życia, które nie tylko
uwłaczają ich godności, ale i nie pozwalają na normalne funkcjonowanie. Rozdział
„Chińska kuchnia od kuchni” opowiada nam, że skrajna bieda zmusiła mieszańców, m.in.
do jedzenia szczurów, mrówek, wielbłądzich garbów czy sów, kiedy my nawet nie
potrafimy wyobrazić sobie udźca z podwórkowego Burka (spokojnie, zjadane w
Chinach psy są hodowlane – podobnie, jak u nas świnie), ponieważ jest to
sprzeczne z naszą mentalnością. Dla nas pies, to pies, a nie świąteczna kolacja.
Światopogląd jednak z upływem lat i warunków bytowania zawsze ulega zmianie. Tego
możemy być pewni. Z lektury dowiecie się
też, np. że coraz popularniejszym
zjawiskiem jest urządzanie striptizu podczas pogrzebu, ażeby ceremonia
pochówku zebrała większą ilość gości (ilość osób jest implikacją popularności i
sympatii do zmarłego), albo dlaczego niegrzeczne jest zjadanie całej porcji
posiłku.
Autor został wrzucony na głęboką
wodę. Trafił w objęcia zupełnie innej kultury, standardów i obyczajów, w których
przyswojeniu na każdym kroku pomagali mu podopieczni. Muszę przyznać, że pod
tym względem Chiny są bardzo intrygujące – mieszkańcy są wyjątkowo życzliwymi,
ciepłymi i grzecznymi osobami. Dobre maniery i wychowanie nie leżą w gestii savoir-vivre’u,
a zakorzenione zostały w mentalności wszystkich jednostek. Bardzo głęboko
zakorzenione.
Uważam, że książkę warto
przeczytać i nie polecam jej wyłącznie osobom, które interesują się kulturą
wschodu. Ja do nich nie należę, a otrzymałam świetny reportaż, do którego
wielokrotnie jeszcze powrócę. Lektura jest przyjemna, kartki przekładamy
szybciej i szybciej, uśmiechając się do wielu przeczytanych już fraz (nie
wiem, czy istnieje osoba, której nie zabłyszczą się oczy np. na widok pandy! Nie
zdradzę Wam, cóż owe zwierzątko robi w tej publikacji, bowiem dowiedzieć tego musicie
się sami ;)), a zamieszczone fotografie bardzo pomagają nam w zobrazowaniu poszczególnych
fragmentów. Dodam tylko, że książka została wydana w ramach Biblioteki Poznaj
Świat, czyli pod czułym okiem Wojciecha Cejrowskiego.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Bernardinum:
9 opinii:
Tez znam te ksiazke i tez mi sie bardzo spodobala - wciagajacy jezyk opowieci, no i same opowiesci, wesole i czesto troche przerazajace, w kazdym razie niezwykle roznorakie (mamy podobne doswiadczenie - tez czasami szybko przechodzilam do nastepnej strony, zeby dowiedziec sie, co bedzie dalej)
OdpowiedzUsuńTak, fajnie, ze obraz Chin nie jest tam czarno-bialy. A rozdzial o pandach uroczy!
OdpowiedzUsuńtez ja mam i tez mi się bardzo podobała
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona książka. Autor jest czarodziejem, chciałabym to wszystko zobaczyć tak barwnie, ciekawie i niesamowicie opisał Chiny i swoje przeżycia.
OdpowiedzUsuńPindral napisal rzeczywiscie niezla ksiazke, wybieram sie na spotkanie z nim
OdpowiedzUsuńJa też się wybieram!!!! Nie mogę doczekać się spotkania z Autorem, musi być niesamowity!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńbylismy na tym spotkaniu z pindralem i bylo super, ksizke tez polecamy!
OdpowiedzUsuńMy także spotkaliśmy Autora i czytaliśmy jego książkę o Chinach, do czego wszystkich zachęcamy, bo na pewno nie będą żałować :-)
OdpowiedzUsuńjest w tej ksiazce cos wcigajacego, chociaz same Chiny czasami odpychaja, ale ksiazka napisana bardzo ciekawie, nie pozawala sie nudzic, warto przeczytac
OdpowiedzUsuńDziękuję!