Otrzymując książkę od wydawnictwa
Impuls miałam dziwne przeczucie, że pozycja ta dedykowana jest specjalnie dla
mnie. Któżby inny wiódł tak chaotyczne życie, jak ja? Podczas lektury zdałam
sobie jednak sprawę, że podobnych do mnie istot na tym świecie jest cała masa i
podejrzewam, że nawet Wam, Drodzy Czytelnicy, zdarza się zatrzasnąć klucze w
samochodzie, pójść do urzędu miasta w celu wyjaśnienia pewnych formalności i
tak zaaferować się innymi sprawunkami, że administracja nie ujrzy Was nawet na
oczy, albo po prostu wtargnąć do apteki prosząc o czerwony lakier do paznokci.
U mnie sytuacje te, choć wydają się być komiczne, zdarzają się na porządku
dziennym. Ja sama już przywykłam do mojego „dziwnego”, a czasem i „nietypowego”
usposobienia. Bowiem wierzcie mi, że tak jak z tym lakierem – mina farmaceutki
była genialna, a moje „że… jak to?” mówiło samo za siebie. Skończmy jednak tę
dygresję i wróćmy do publikacji pana Ryszarda Studenskiego.
Długo zastanawiałam się, czy mogę
opiniować tę książkę, ponieważ byłam piekielnie zła na autora! Jak to ja jako,
po pierwsze – kobieta, a po drugie – studentka zarządzania, nie nadaję się do
bycia liderem w przedsiębiorstwie? Dobrze, wszystko rozumiem, kobiety mają
swoje humory, zachcianki i przede wszystkim są o niebo bardziej roztargnione
od swoich partnerów, jednak pracę wykonujemy wszyscy podobnie. Psychologiczne
udokumentowanie mniejszych predyspozycji kobiet do pełnienia różnorakich
funkcji, dotyczących szeroko pojętego zarządzania uważam za niesprawiedliwe,
bowiem powierzone obowiązki, które zostały ściśle sprecyzowane, wszyscy
wykonujemy tak samo. W przypadku liderów moje zdanie także nie ulega
wątpliwości…
Postanowiłam jednak kontynuować
lekturę z nadzieją, że stosowne wnioski wezmę sobie do serca i spokojnie
przeanalizuję całą publikację.
Wszyscy wiemy, że codzienne
roztargnienie bywa kłopotliwe dla nas samych, ponieważ utrudnia koncentrację i
zdolności poznawcze. Bywa też, że stajemy się przez nie bohaterami powtarzanych
z ust to ust anegdot naszych znajomych i przyjaciół...
Książka ta ma pomóc zrozumieć nam
poziom swojego roztargnienia, zbadać czy jest ono już problemem utrudniającym
normalne życie, czy zwykłą, uwarunkowaną genetycznie cechą naszej osobowości. Muszę przyznać, że wykonałam wszystkie, zaprezentowane w książce
ćwiczenia, jednak zabrakło mi weń stosowniejszych wniosków i opisów każdej
sytuacji. Mam świadomość, że wymagałoby to o niebo więcej pracy od autora, a
zarazem wydłużyło publikację o dobre 50 stron. Sądzę jednak, że warto zadbać o
to przy kolejnym wydaniu.
Jak mogę zreasumować tę pozycję?
Książka należy do dobrych publikacji psychologicznych. Zawiera informacje
dotyczące opisywanego zjawiska, stara zdefiniować się pojęcie „roztargnienie” i
przede wszystkim – jasno omawia konkretny temat. Czasem jednak odniosłam
wrażenie, że autor „leje wodę”, aby wydłużyć swoją przemowę. Stary studencki
trick przy pisaniu sprawozdań – kiedy nie mam pewności, dopiszę jeden
przymiotnik (określający „wyjątkową” sytuację) i będzie z głowy. ;)
To tyle. Miłego, (nie)roztargnionego,
wieczoru!
3 opinii:
Słyszałam o tej książce na mojej uczelni :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Lubię książki o takiej tematyce, muszę jej poszukać :D
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc mam dwie. Jeden egzemplarz mogę Ci odsprzedać. Był też do wygrania na moim, blogowym konkursie :D
UsuńDziękuję!