Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae...
09:41 Zacznę z nietypowej strony,
bowiem dotychczas najpierw opowiadałam Wam o treści publikacji, a później
przechodziłam do opinii i ewentualnych wniosków. Dzisiaj jednak chciałabym
postawić na piedestale biografię, jako gatunek literacki, ponieważ jestem
zachwycona otrzymaną książką. Uważam,
że autor publikacji, Chris Salewicz, stanął na wysokości zadania i stworzył
szablon przyszłym pokoleniom pisarzy. 
Książka nie jest garścią suchych faktów, które zostały wypunktowane od A
do Z, a prawdziwą, pełną emocji i zdarzeń historią króla reggae, historią i
topografią Jamajki oraz historią przeżyć, wzlotów i upadków artysty. Salewicz
bardzo wziął sobie do serca misję napisania biografii, a więc postanowił
opisać swoje przygody z wyjazdu na wyspę, gdzie mógł nie tylko zwiedzić i zrozumieć kraj, a także spotkać mistrza oraz
spędzić z nim trochę czasu.
Zacznę z nietypowej strony,
bowiem dotychczas najpierw opowiadałam Wam o treści publikacji, a później
przechodziłam do opinii i ewentualnych wniosków. Dzisiaj jednak chciałabym
postawić na piedestale biografię, jako gatunek literacki, ponieważ jestem
zachwycona otrzymaną książką. Uważam,
że autor publikacji, Chris Salewicz, stanął na wysokości zadania i stworzył
szablon przyszłym pokoleniom pisarzy. 
Książka nie jest garścią suchych faktów, które zostały wypunktowane od A
do Z, a prawdziwą, pełną emocji i zdarzeń historią króla reggae, historią i
topografią Jamajki oraz historią przeżyć, wzlotów i upadków artysty. Salewicz
bardzo wziął sobie do serca misję napisania biografii, a więc postanowił
opisać swoje przygody z wyjazdu na wyspę, gdzie mógł nie tylko zwiedzić i zrozumieć kraj, a także spotkać mistrza oraz
spędzić z nim trochę czasu. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
7 opinii:
O tak, piosenka znana, wystarczy słuchać radia, co jakiś czas się na różnych stacjach pojawia :D Sam należę do grona tych ignorantów - o artyście nie mam bladego pojęcia ;-) Książka zdaje się ciekawa, jeśli kiedyś jakimś cudem wpadnie mi w ręce, nie będę się przed nią bronić :)
OdpowiedzUsuńChyba każdy zna ten kultowy utwór. Przyznam, że nie interesowałam się nigdy sylwetką tej postaci, ale gdyby książka wpadła mi w rękę to czemu nie.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać, zwłaszcza, że swego czasy byłam wielk fanką reggae;)
OdpowiedzUsuńKilka dni temu skończyłam lekturę. Może nie jestem pod wielkim wrażeniem, ale miło spędziłam z nią czas :)
OdpowiedzUsuńO bobie Marleyu słyszałam, ale nic poza tym - po pierwsze, nie przepadam za reggae, a poza tym nie lubię czytać biografii. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Dont' worry be happy, to Bobby McFerrin ;) Z 1988 roku. Marleya już wtedy od 7 lat nie było wśród nas ;)
OdpowiedzUsuńO jednym myślałam, o drugim pisałam. Dziękuję:D "No Woman No Cry" miałam w głowie, już poprawiam :D
UsuńDziękuję!