"Jaskiniowiec" czyli najnowszy kryminał skandynawski! :D

13:25

Odnalezienie zwłok samotnego mężczyzny po kilku miesiącach od śmierci nie powinno nikogo zaskakiwać. Miewamy przecież takie przypadki i w życiu codziennym, a więc nei sposób uniknąć medialnej famy. Osoby wyalienowane wiodą odosobnione życie, a kiedy ich „sympatyczność” podlega wątpliwości, sprawy komplikują się nieco bardziej. Jedni, po śmierci delikwenta, rzucą wymowne „nareszcie”, inni zaczną wędrować pomiędzy serią zdarzeń i możliwych zbiegów okoliczności, aby te traumatyczne wydarzenie wyjaśnić. Co jednak zrobić, kiedy denat „spoczywa” wygodnie w fotelu przed włączonym telewizorem, a jego ciało zostało już nieco zmumifikowane przez klimat i panujące za oknem warunki atmosferyczne? Dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się jego zaginięciem, i co więcej, dlaczego urzędy postanowiły windykować zaległości po upływie tak wielu miesięcy? Tak, ciało  Viggo Hansena odnajduje pracownik energetyki. Całkowicie przypadkiem.

"To chyba najstraszniejszy rodzaj samotności (…) Nie być obecnym nawet w myślach choćby jednej osoby na świecie."

Przyznaję, pierwsze strony lektury zdołały mnie zaintrygować. Najpierw Hansen, później NN odnaleziony na plantacji drzewek choinkowych. Zaledwie kilka stron, a już komplet leciwych zwłok, które (jak na kryminał przystało) pomimo baku innych przesłanek, nie mogą wiązać się z naturalną śmiercią organizmu. Później było nieco gorzej. Może i sama fabuła nie ma sobie nic do zarzucenia, o tyle tempo akcji nieco mnie zawiodło. Sam przebieg historii śledzimy z dwóch perspektyw. Jedną opisuje nam policyjne śledztwo Williama Wistinga,  zbiegające się z FBI, drugie z kolei prowadzi córka policjanta pracującego w Larviku, Line, będąca dziennikarką. Akurat fakt, że te dwie ścieżki w pewnym momencie zaczynają się splatać nie powinien nikogo dziwić, aczkolwiek mozolna wędrówka do tego „wspólnego” punktu ciągnie się w nieskończoność. Line za wszelką cenę próbuje dotrzeć do jak największej ilości informacji. Hansen był starszym mężczyzną, a więc myśl, że jego ciało przez cztery miesiące spoczywało w odosobnionym pokoju w sąsiedztwie nie daje kobiecie spokoju. Próbuje więc znaleźć odpowiedź, dlaczego nikt nie zainteresował się mężczyzną. Czemu nikt z sąsiadów nie zaniepokoił się jego nieobecnością i dlaczego umarł w kompletnej samotności…

Przedpremierowa obwoluta oraz wszelkie zapowiedzi donośnie głoszą, że Jørn Lier Horst jest następcą Jo Nesbø. Muszę jednak Wam zdradzić, że to nieprawa. Po przeczytaniu „Jaskiniowca” stwierdzam, że Horst będzie poważnym konkurentem skandynawskiego autora ostatnich bestsellerów. Może to chłód Norwegii, może jakaś północna magia wyciągnięta z legend i mitów, ale zakochałam się w skandynawskich powieściach. Nie sposób się nadziwić, że po każdą kolejną książkę sięgam coraz to chętniej. Wertuję strony i nie mogę doczekać się następnych tomów. Ubolewam, że „Jaskiniowiec” jest dziewiątym tomem cyklu „William Wisting”, mam szczerą nadzieję, że Wydawnictwo Smak Słowa po sukcesie książki (a wertując oceny lektury można nazwać premierę sukcesem)  zdecyduje się na wydanie pełnej serii. Obawiam się tylko jednego, otóż zakładam, że Horst podobnie jak J.K.Rowling czy nawet wspomniany Jo Nesbo, boryka się z faktem, iż najnowsze powieści są o niebo lepsze od debiutanckich podrygów. To normalne wśród pisarzy, aczkolwiek wierzę, że kluczową rolę odegra tutaj tłumacz, a my, czytelnicy, spędzimy równie udany wieczór.

Czy polecam Wam tę książkę? Oczywiście, że tak. Wspomniałam o powolnym rozwoju akcji, który może budzić kontrowersje i nieco zniechęcać do lektury. Niemniej, ma to też swoje plusy. Poznajemy krok po kroku szczegóły śledztwa, zbliżamy się do Williama i Line, wędrujemy po Norwegii i dajemy możliwość Horstowi do obnażenia przed nami pracy i codzienności policji kryminalnej. Autor bowiem do września 2013 pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, studiował niegdyś kryminologię, filozofię i psychologię, a efekt jego długoletnich doświadczeń możemy śledzić na kartach powieści. Sądzę, że pod tym względem należy zwrócić uwagę na tę publikację. To dość empiryczna propozycja. Daleko jej do wyimaginowanych wątków i zdarzeń i z iście „fantastycznej” literatury. Według mnie warto poświęcić jej jeden wieczór, może dwa. A nuż zaprzyjaźnicie się z kolejnym „twórcą z północy”. :D


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa:


You Might Also Like

2 opinii:

  1. Mam wrażenie, że już wszyscy go czytali - oprócz mnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki temu, że do mnie wpadłaś trafiłam na Twojego bloga. Staram się odwiedzać ludzi, którzy odwiedzają mnie. Na początku pomyślałam, o kolejne recenzje, może znajdę książkę dla siebie i myślę, że jż na samym początku znalazłam. Ciekawie Ci to wychodzi, niektórzy podejmują się recenzji i im to nie wychodzi, a u Ciebie jest bardzo fajnie!

    PS: Dziękuję za odwiedziny u mnie! <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!

Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie