„Lubieżna częstotliwość” to wyjątkowo
specyficzna książka. Na samym początku warto zwrócić na uwagę na składnię i
sposób zapisu poszczególnych formuł, choć właściwie całej treści. A później
przestrzec, że osoby wrażliwe na wulgarność i ostentacyjność autora nie powinny
czytać tej propozycji. Dlaczego piszę o tym już na samym początku mojej
recenzji? Ano dlatego, że przy książce Krzysztofa Mielewczyka można się
świetnie bawić pod warunkiem, że zachowamy niemały dystans i pełnię entuzjazmu podczas
lektury.
„Lubieżna częstotliwość” to 21 opowieści z przaśnych czasów komuny i
przaśnej teraźniejszości. Figle harcerzy na obozie, pochlanki młodzieży
wiejskiej w akademiku, hotelowe wywczasy w Egipcie i podróż pociągiem stanu
wojennego. Wszystko to obserwuje lubieżne oko, wyłapując najbrudniejsze
szczególiki. Oto codzienny realizm badziewiackich ziomków, których swawole
cielesne i konsumpcyjne nierzadko kończą się pawiem. Każda opowieść to perełka
ciężka do strawienia, a zatem: niesmacznego! – to opis z okładki książki i
przyznaję, nie potrafiłabym ubrać go lepiej w słowa. Zawarte w publikacji
opowiastki to pełne absurdów, i rzecz jasna trunków alkoholowych, historyjki z
czasów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
„Słońce promienie na Bałtyku jaśniały, morze martwe niczym trup
Posejdona o poranku było. W plażowym piasku lipcowym i obok na wydmach między
miast molami kochankowie w różnym wieku i menele z rozliczni smacznie jeszcze
spali. Mewom srać w locie za bardzo nawet się nie chciało, choć dzień wstawał
rześki i rybak na kacu w morze wychodził.”
To fragment
jednej z opowiastek pt. Piąta gwiazdka rowerzysty. Jak widzicie, wspomniana już
przeze mnie forma zapisu jest bardzo charakterystyczna dla autora. Niemniej,
momentami przywodziło mi to namyśl fragmenty „Gwiezdnych wojen” i krótkie wywody
Mistrza Yoda. Wiele opowiadań bawi nas też naigrywaniem się z życia wojskowego,
mamy na przykład herbatkę zaparzoną nie na wodzie kranowej, a moczu
podwładnego. Takich historii jest całe mnóstwo. Lektura zajmuje zaledwie kilkadziesiąt
minut, a jeśli odpowiada Wam poczucie humor autora – gorąco polecam Wam tę
książkę.
Czy „Lubieżna
częstotliwość” przypadła mi do gustu? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że wyrosłam
już ze śmiania się z tego typu tematów. Uśmiechnęłam się nie raz podczas
lektury, nie ukrywam, ale do „zabawy z książką” potrzebowałabym czegoś więcej. Nie
jestem jednak zawiedziona. Sądząc po opisie, dokładnie takiej propozycji
należało się spodziewać, aczkolwiek okładka kompletnie wybiła mnie z pantałyku.
Według mnie zupełnie nie pasuje do treści książki. Wam jednak gorąco polecam tę
propozycję. To bardzo przystępnie napisana publikacja, nieco chaotyczna, ale
ciesząca oko.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Novae Res:
2 opinii:
Książka chyba nie przypadłaby mi do gustu, a, że cieszy oko, to dla mnie za mało ;) Jednak - mam kilka książek z tego wydawnictwa. I raczej mi się podobały.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam czytać wszystko związane z PRL-em, więc z chęcią bym zajrzała do tej książki.
OdpowiedzUsuńDziękuję!