­
­

I niech "Śnieg przykryje śnieg"...

Czytanie książek w hotelowym pokoju u podnóża górskich, osypanych śniegiem szczytów to czysta przyjemność. Najnowszą powieść Leviego Henriksena miałam przyjemność przekartkować w noworocznej scenerii, tuż po powrocie ze szlaku. Przyznam jednak, że kryminał w takim otoczeniu budzi pewien niepokój podczas spacerów, przecież wszystko może się zdarzyć i hasło „śnieg”, potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Jednak biały puch przykrywający zalegający brud i stwardniałe bryły niczego nie zmieni. On również stanie się szary, on tylko pozornie odmieni rzeczywistość na jeden moment…

Dan Kaspersen, główny bohater książki, powraca w rodzinne strony zmuszony nagłym pogrzebem swojego brata.   Mężczyzna, pomimo młodego wieku, odsiadywał już dwuletni wyrok za przemyt narkotyków, jednakże łaknie powrotu do normalności. Śmierć bata niestety nie jest najlepszym akompaniamentem resocjalizacji, a tym bardziej śmierć w mało oczywistych i niekoniecznie jednoznacznych okolicznościach. W końcu znalezienie zwłok w samochodzie zaparkowanym na własnym podwórku nie brzmi przekonująco. Daniel stara się rozwikłać zagadkę, próbuje odnaleźć motyw samobójstwa swojego brata, jednakże każdy nowo odkryty wątek pozbawia go stabilizacji. Nic przecież nie wskazywało, aby Jakob cierpiał na depresję. Owszem, przeżywali obaj śmierć swoich rodziców, ale bieg czasu winien choć zaleczyć niewielkie rany. Dan decyduje się sprzedać gospodarstwo, zapomnieć, porzucić wspomnienia i wyjechać ze Skogli.

Mistycznym połączeniem kryminału z powieścią obyczajową jest wątek pewnej miłości, a przynajmniej zauroczenia. Tuż przed podjęciem ostatecznej decyzji, dotyczącej opuszczenia rodzinnego miasteczka, pojawia się tajemnicza Mona Steinmyra. Kobieta o najpiękniejszym uśmiechu i cudownych oczach.

Powiedzcie mi więc, gdzie zaprowadzić może nas zima, kobieta, tajemnicze samobójstwo i zagubiony 37-latek, który obnaża wiele skrzętnie skrywanych sekretów? Musicie przekonać się sami, bowiem rozwiązania zagadki nie pozwolę zdradzić. Śnieg przykryje śnieg nie jest tradycyjnym kryminałem, nie należy więc do norweskich lektur, do których współcześnie zostaliśmy przyzwyczajeni. Levi Henriksen to nie Jo Nesbo, to również nie Stieg Larsson, ale osoba o nowym spojrzeniu na skandynawską prozę. To zarazem osoba, która fenomenalnie zabarwiła tę historię wątkami psychologicznymi i stworzyła niesamowity obraz całej scenerii.

Spodziewałam się zimowego kryminału, a dostałam dobrą powieść obyczajową. Czy jestem zawiedziona? Skąd! Śnieg przykryje śnieg to lekka lektura, bardzo dobrze zorganizowana i przystępnie napisana. Całość ozdobiona została zakładkami, które na pierwszy rzut oka są niemałym zaskoczeniem. W trakcie lektury okazuje się jednak, że zdobiąca je grafika została idealnie wpasowana do treści tej publikacji.

Czy warto sięgnąć po tę książkę? Oczywiście! Gorąco polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa:


"Panna Młoda" - Nike Farida

Kiedy rozpoczęłam lekturę książki Nike Faridy, na myśl przyszła mi znakomita powieść Barbary Wood Ulica rajskich dziewic. Jak doskonale wiecie, często sięgam po literaturę faktu oraz wszelkie publikacje, które opowiadają prawdziwe historie i realne zdarzenia. Spodziewałam się głębokiego opisu losu kobiet, ich gry cieni w tle męskiej społeczności. Czy się zawiodłam? Przekonajcie się sami.

Libia pod rewolucyjnymi rządami Kaddafiego – w coraz bardziej podzielonym ideologicznie społeczeństwie muszą odnaleźć się polskie rodziny, które los rzucił do nieznanego, rządzącego się swoimi prawami kraju.

W jaki sposób islamski świat ukształtuje charakter młodych braci bliźniaków, zawsze nierówno traktowanych przez pochłoniętą pracą zawodową matkę? Jak z nowym życiem poradzi sobie nastoletnia dziewczyna, która cierpi z powodu rozbicia rodziny? Czy radykalna społeczność zaakceptuje związek Araba i Amerykanki?

Oto krótki opis książki, zamieszczony na okładce. Wydaje mi się, że wychodzenie naprzód w fabułę może zbyt wiele zdradzić, a więc zaznaczę jedynie, że zawiązanie historii odbywa się podczas przyjęcia weselnego jednej ze wspomnianych rodzin, po czym historię kartkujemy w mgnieniu oka. Ksiązka jest bardzo lekko napisana. Chętnie wracamy do lektury, gdy tylko na chwilę odłożymy ją na półce. Nie spodziewałam się tak sprawnego pióra autorki, przyznaję się bez bicia. Odrobinę się obawiałam, ponieważ z niemałym dystansem podchodzę do propozycji polskich autorów. Tutaj jednak nie miałam na czym się zawieść. Barwna historia, skropiona dozą kultury i obyczajów, a zarazem kraj, który intryguje i przeraża absorbujący w tle naszą uwagę. Książka niewątpliwie jest warta poświęcenia jej choć jednego popołudnia. Mi lektura zabrała kilka wieczorów, ale to przez ten niesamowity kryzys twórczy, jaki spadł na mnie wraz z liśćmi z drzew.

Ta propozycja powinna zaciekawić szerokie grono potencjalnych czytelników. Warto pamiętać, że książkę napisała Polka, wychowana w kulturze arabskiej, a nie wyalienowana od danej społeczności pisarka, skupiająca się jedynie na wyobrażeniach. To powieść społeczna, opisująca silne i brutalne rządy Kaddafiego. To powieść obyczajowa, przedstawiająca losy ludzi i ich historie. To również powieść typowo kobieca, opowiadająca o spełnieniu i szczęściu, kompletnie odległym dla nas, Europejek. My dzisiaj nie wyobrażamy sobie długich sukien, chust, braku emancypacji i własnego zdania, a Nike Farida pokazuje, że życie wedle wytyczonych zasad panujących w krajach islamskich może być pewnego rodzaju ostoją. Czy książkę polecam? Oczywiście, że tak. Moja ocena 7/10.

Kochani, ze strony Organizatorów Akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają, chciałabym zaprosić Was na CZAT z Autorką! Już 23 października o godzinie 19:00
Link do wydarzenia: 

Norweskie noce - Derek B. Miller

Jest wiele książek, które intrygują, wciągają i nie pozwalają oderwać się od lektury. Część z nich nas bawi, część pociąga, a inne z impetem zniechęcają do dalszych konwenansów z tytułem. W moje ręce wpadła jedna z najnowszych publikacji wydanych przez Wydawnictwo Feeria pt. Norweskie Noce. Czy było warto poświęcić książce kilkanaście godzin? Czy rozsądnym było spędzić kilka wieczorów w fotelu z kubkiem kawy? Tak! Dawno nie bawiłam się tak świetnie podczas lektury.

Nic nie trwa, dopóki się nie zacznie. Zrób pierwszy krok, a dopiero potem będziesz się martwić, jak daleko zajdziesz.

Kiedy rozpoczęłam pierwszy rozdział nieco się wahałam. Kryminał, kolejna opowieść o zbrodni w niewyjaśnionych okolicznościach, obskurny komisarz i wodzenie za nos czytelnika w kompletnie oderwany od rzeczywistości i absurdalny sposób – to były moje myśli i przekonania, które nijak nie odniosły się do książki Millera. Publikacja jest fenomenalna, bawi, sprawia, że łakniemy kontynuacji lektury, zaciekawieni przewracamy strony i poszukujemy splecionych wątków, drobnych szczegółów i poznania oblicza „potwora”.

Zapytacie pewnie, jak to możliwe, że kryminał bawi. Ano możliwe, bowiem autor skupił się na niesamowitej grze słów, pełnych optymizmu, czasem czarnego humoru dialogach dziadka, wnuczki i jej męża. Miller przedstawia nam naszego głównego bohatera, Sheldona Horwitza, jako 82 letniego mężczyznę powoli wpadającego w demencję. Sheldon oczywiście nie jest w stanie pogodzić się z chorobą, głównie ze względu na swoją przeszłość, ponieważ  należy do byłych żołnierzy Marines i weteranów wojennych.

Kto pierwszy ten lepszy. Wygrywają najsilniejsi. Prawo dżungli. Jestem stamtąd, gdzie konkurencja rodzi kreatywność, a z konfliktu rodzi się geniusz.

Fabuła książki tak naprawdę rozbija się wokół jednego wątku. Sheldon, aby być pod opieką wnuczki, przeprowadził się z Nowego Jorku do Oslo. Nie zna języka, nie odpowiadają mu ani kultura, ani obyczaje panujące w nowym mieście. Pewnego dnia, kiedy zostaje sam w domu, dochodzi do nietypowego zdarzenia. Z mieszkania znajdującego się pięto wyżej dobiegają hałasy, które nie mają miejsca po raz pierwszy od osiedlenia się Horwitza. Z schodów zbiega przerażona kobieta, ukrywająca małego chłopca, wzrokiem błagająca o pomoc. Sheldon niewiele myśląc ukrywa dziecko. Kobieta zostaje zamordowana… Od tego momentu nasza historia się rozwidla. Poznajemy fabułę z perspektywy Sheldona i policji. Autor przywołuje niesamowita retrospekcji i pozwala nam snuć rozmaite domysły o „potworze”.

Czy książkę warto przeczytać? Owszem, zwłaszcza podczas jesiennych wieczorów. Ja spędziłam z lekturą kilka dni. Przyznam, że nieraz uśmiechnęłam się do barwnych komentarzy i docinek Horwitza. Miller miał naprawdę świetny pomysł na fabułę, ale niestety nie zrealizował go w 100% tak, jakby wymagał tego oczytany miłośnik literatury. Zabrakło mi tutaj tempa akcji, skupienia się na zdarzeniach „tu i teraz”, a pominięcia pobocznych elementów, jak np. poronienie Rhei. Nie uważam jednak, że te mankamenty powinny implikować odsunięcie tej prepozycji na boczny plan. Jak dla mnie naprawdę warto sięgnąć po Norweskie noce. Pióro jest niesamowicie lekkie, fabuła dość płynna, a całość zamknięta w blisko 400 stronach. Gorąco zachęcam do lektury! Polecam! 



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Feeria:

"Księżniczka Burundi" - pierwsze spotkanie z Kjellem Erikssonem!

Księżniczka z Burundi – wyjątkowo piękna rybka, będąca cennym okazem dla niejednego miłośnika akwarystyki. Hodować można ją jedynie w dużych zbiornikach wodnych, a taki miał właśnie John Jonsson, główny „nieżywy” bohater książki Kjella Erikssona.

"Życie było zbiorem przypadkowych okoliczności i zawiedzionych nadziei…"

Grudzień. Czas ciemności. Ciągle osypujący Uppsalę śnieg nikogo nie dziwi. Czego oczekiwać w środku zimy, zwłaszcza na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia? Wbrew pozorom wyglądająca za mężem kobieta, czekająca na niego z kolacją także pozostawia nas bez emocji, bo która z nas tego nie robi? Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy mężczyzna nie powraca na noc, a jego zwłoki – i to brutalnie ugodzone nożem – zostają odnalezione kolejnego dnia w nieopodal leżącym Libroback. Z powodu braku poszlak i narastających trudności z odkryciem mordercy do śledztwa zostaje wciągnięta komisarz Ann Lindell, policjantka przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim.

Kjell Eriksson bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy wątkami. Raz śledzimy pracę wydziału kryminalnego, innym razem pijemy kawę podczas świątecznych zakupów, a następnym zasypiamy wtuleni pod ciepłym kocem. Każda z postaci jest dość wyraźnie zarysowana, choć zabrakło mi ich portretów psychologicznych. Niby mamy garstkę emocji, niby wtapiamy się w realność tej historii, ale nie identyfikujemy się z bohaterami. Śledzimy jednak kolejne wątki z zapartym tchem już od pierwszych stron książki. Kiedy Berit wygląda męża, dostrzega cień pomiędzy śmietnikami przed domem. Ubrana w ciemnozieloną kurtkę postać nas nie odstępuje, bowiem co i rusz  przewija się w tej historii. Podobnie zagadkowy staje się dla nas motyw ukrycia przez Justusa kartonu należącego do ojca. Przywodzi to na myśl nie tylko fakt, że Mały John obawiał się swojej śmierci czy aresztowania, ale i wtajemniczył w intrygę swojego syna…

Jestem zafascynowana. Sądzę, że to dobre stwierdzenie kończące tę recenzję. Księżniczka Burundi to książka, która zdecydowanie przekonała mnie do autora, a jednocześnie została uznana za Najlepszą Powieść Roku wg Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej. Brzmi dumnie, prawda? Wcale jednak mnie to nie dziwi. Szczegółowo spleciona fabuła, dobrze dopracowane wątki, i co i rusz pojawiająca się niepewność. Wierzcie mi, że dawno nie czytałam tak świetnie stworzonej powieści. Lektura zabrała mi dwa wieczory. Leżałam w łóżku kartkując tę publikację i wcale nie miałam ochoty pójść spać. Każdy rozdział zaskakuje, w każdym pojawia się kolejny element układanki, ale do zakończenia historii jeszcze bardzo długa droga, bo… kto zabił Małego Johna? Ile odkryje Lennart, a ile zdoła obnażyć policja? Reasumując – naprawdę zauroczyło mnie pióro nauczyciela Stiega Larssona. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane zagłębić się w lekturę całego cyklu Komisarz Ann Lindell, bowiem Księżniczka Burundi do 4 tom serii. Jeżeli udało mi się choć odrobinę Was zaintrygować – zachęcam do lektury! :D

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber:




Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie