­
­

Na marginesie życia - Stanisław Grzesiuk

Na marginesie życia to piękna, autobiograficzna historia niesamowitego człowieka. Poznajcie kolejną, a zarazem ostatnią część przygód Stanisława Grzesiuka nowym wydaniu.


Czy da się stworzyć fenomenalne dzieło na temat gruźlicy? Uciekając od bólu i trudności, które niesie za sobą ta choroba, stworzyć fraszkę, doprowadzającą do łez? Na marginesie życia, książka wydana rok po śmierci autora, swoją premierę miała w 1964 roku i choć nie dotyczy już życia w obozach koncentracyjnych, skupia naszą uwagę na konsekwencjach, które zostały przez nie wyrządzone. Ale jak myślicie? Czy pomimo upływu lat coś się zmieniło? 

Stanisław Grzesiuk, gruźlik, nadal jest cwaniakiem z krwi i kości. Do swojego schorzenia przyznać się nie może, bowiem straciłby pracę, jak wielu jego kolegów mniej lub bardziej dotkniętych chorobą. Okazuje się jednak, że w powojennym świecie to właśnie problemy zdrowotne spychały ocalałych na tytułowy margines życia, gdzie służba zdrowia i władza PRL uciekały się do nieludzkich rozwiązań.

Książka na stronie wydawnictwa
Książkę bez wątpienia mogę Wam polecić. Lektura, tak jak i w poprzednich przypadkach wywarła na mnie ogromne wrażenie, a choć poznałam już całą historię Stanisława Grzesiuka, czuję niedosyt. Autor przeżył naprawdę wiele, jego losy choć dramatyczne, czyta się z zapartym tchem nie raz zastanawiając, czy wszystkie te przygody zapisane w książce są aktem odwagi, bohaterstwa czy głupoty. Wiele historii z pewnością jest wyrazem rozpaczy i desperacji autora, poszukiwania własnego miejsca na ziemi po tym, co wydarzyło się w obozach zagłady. 

Nie oszukujmy się, autor nie miał łatwego życia, jeśli skupicie swoją uwagę, naprawdę wiele będziecie mogli wyczytać między wierszami, a co za tym idzie, odnajdziecie drugie dno tej opowieści. Stanisław Grzesiuk to niesamowita osoba! Pełen energii, siły, woli walki może być przykładem dla nas, borykających się z trudnościami XXI wieku. Nie sposób porównać ówczesnych czasów z tym, co przytrafia się nam dzisiaj, ale motywacja i pozytywne nastawienie jak widać są w stanie przenosić góry. Gorąco polecam, zarówno książkę Na marginesie życia, jak i dwa poprzednie tomy serii. 

Muzeum Katyńskie w Warszawie - nowe okrycie stolicy

Muzeum Katyńskie w Warszawie, to nie tylko wielokrotnie nagrodzony obiekt architektoniczny, a miejsce szczególne, wyjątkowe, które musicie odwiedzić. Dzięki temu artykułowi, wizyta w nim przybierze zupełnie inny wymiar.


Ofiarami Zbrodni Katyńskiej byli nie tylko oficerowie i wojskowi, ale cała elita, ludzie wykształceni, tacy jak lekarze, prawnicy, nauczyciele czy inżynierowie, którzy dzieląc się swoją wiedzą, mogli stać się zagrożeniem dla ekspansji Związku Radzieckiego na terytorium Polski. Za tę makabryczną zbrodnię odpowiada policja polityczna NKWD, która po decyzji z dnia 5 marca 1940 roku, podpisanej przez Józefa Stalina, rozpoczęła wyrok na tysiącach jeńców wojennych z Polski, Białorusi i Ukrainy , uznanych za wrogów władzy sowieckiej. 

Zbrodnia Katyńska, choć należąca do najbardziej makabrycznych aktów ludobójstwa w historii, przez lata była tematem tabu. Dziś jednak nie tylko możemy o niej mówić, ale i otrzymać niebywały zastrzyk wiedzy, dzięki odwiedzinom w Muzeom Katyńskim, mieszczącym się w Warszawskiej Cytadeli.


Architekci i twórcy Muzeum stanęli na wysokości zadania, wzmagając w każdym uczucie zjednoczenia z ofiarami Zbrodni Katyńskiej. Już przed wejściem do budynku, miniecie niewielki las, którego celem jest przygotowanie Was do tego, co czeka na Was po przekroczeniu wysokich, drewnianych wrót budynku. Schodząc korytarzem w dół, w kierunku głównej ekspozycji, będą schodziły z Wami cienie tych, którzy trafili do obozu, abyście razem mogli przeżyć ich historię raz jeszcze.


Muzeum Katyńskie nie wyróżnia się na tle innych obiektów ekspozycją. Czekają na Was specjalne plansze, opisujące bieg zdarzeń, gabloty z dokumentami i zdjęciami czy poddane odrestaurowaniu mundury żołnierzy. 



Jest jednak miejsce, które przytłoczy każdego z Was. Niewielkie, podświetlone gablotki z przedmiotami, które zostały znalezione wśród zamordowanych – odznaki, różańce, grzebienie, metalowe miski, binokle i wszystko to, co w tym jednym miejscu jest najważniejsze, szczególne. Wszystko, co oddaje skalę Zbrodni Katyńskiej i upamiętnia wszystkich zamordowanych, a zarazem zwraca uwagę na każdego z osobna.



Muzeum Katyńskie w Warszawie to niesamowite miejsce, które powinniście uwzględnić w swoich podróżniczych planach. Obiekt wywarł na nas ogromne wrażenie, a atmosfera, o którą zadbali jego twórcy w bardzo dosadny sposób uświadomiła nam skalę dramatu, jaki rozegrał się w Smoleńskim lesie. Pamiętajcie, że podczas zwiedzania i śledzenia poszczególnych ekspozycji, ukryte zostały symbole, mające na celu jeszcze mocniej przybliżyć Wam tę makabryczną zbrodnię. Zwróćcie szczególną uwagę na budowę windy, dźwięki, które wydaje i światło, jakie mieni się zza jej ścian. Wychodząc z obiektu wysokimi schodami, przypatrzcie się z kolei na mur, imitujący deski i przedmioty, jakie zostały w nim odciśnięte. W mgnieniu oka dostrzeżecie orła, zdjętego z oficerskiej czapki lub krzyż, wręczony niegdyś za wybitne zasługi i osiągnięcia. 

Muzeum Katyńskie to naprawdę interesujące miejsce, dzięki któremu będziecie mogli zrozumieć sowiecką zbrodnię, jak i poznać wiele nieodkrytych dotąd faktów historycznych. Wierzę, że każdy z Was choć na chwilę przeniesie się do Smoleńska i w głębi serca przeżyje namiastkę tego, co przydarzyło się naszym rodakom blisko 80 lat temu. Polecam, uważam, że każdy choć raz powinien odwiedzić te miejsce, ale przyznam, że wszelkie epitety, które mogłyby Was zachęcić do wizyty w tym Muzeum zdają się być zwykle niefortunnie dobranymi słowami. Jestem jednak niezwykle ciekawa, jakie wrażenie te miejsce wywarło na Was lub czy planujecie je zobaczyć.

TRAVEL: KL Auschwitz

Są na mapie świata miejsca, których nie trzeba przedstawiać. Poszukując wakacyjnych inspiracji odwiedzamy zamki, pałace, muzea, ale jest wśród nich jedno, które wprawia w zadumę, każe zatrzymać się na krótką chwilę i pomyśleć o sensie naszego istnienia… KL Auschwitz, największy nazistowski obóz zagłady na południu Polski. 


Napis na bramie KL Auschwitz “Arbeit macht frei”, czyli Praca czyni wolnym, to jedno z największych kłamstw, w które wpajano więźniom obozu. Dziś wiemy, że nikt, kto ciężko pracował nie uszedł z życiem. Czasem o przeżyciu decydował łut szczęścia, czasem przypadek i zbieg okoliczności. Nie było reguły. W dni, w które baraki były przepełnione cały transport kierowano komór gazowych, w inne z kolei na rampie kolejowej przeprowadzano selekcję: kobiety, mężczyźni, dzieci, zdrowi, chorzy. Nikogo nie obchodził status społeczny, ilość pieniędzy czy zdrowie bliskich. Wszystkich traktowano źle, a niektórych jeszcze gorzej…


Podczas zwiedzania muzeum możecie zobaczyć baraki na terenie KL Auschwitz oraz Auschwitz Birkenau. Pierwsze - zimne, ale murowane, solidnie zbudowane. Drugie - stodoły bydlęce, murowane i drewniane, do których zimą wpadał śnieg, a letni skwar pozbawiał tchu. Kilkaset osób na drewnianych pryczach, wśród szczurów, wesz i bezwzględnych SS-manów. 




Wybrane baraki zaadaptowano na cele muzeum, przygotowując wystawy specjalne. Znajdziecie tam zdjęcia zamordowanych Żydów, Polaków, Romów i wszystkich europejskich narodowości. Będziecie mogli pochylić się nad dramatem milionów ludzi, którzy trafili do obozu zagłady, gdzie zostały po nich buty, walizki, naczynia, przybory codziennego użytku oraz pukle włosów, które naziści ścinali przed osadzeniem w baraku.


KL Auschwitz to enigmatyczne, przerażające miejsce, w którym po dziś dzień brakuje odpowiedzi na wiele pytań. Wyburzone krematoria, gigantyczne baraki, place apelowe i szubienica pośrodku miejsca, gdzie wśród piekła próbowano żyć normalnie…

Cytując słowa Zofii Nałkowskiej “...to ludzie ludziom zgotowali ten los”. 

"Kobiety" podczas II Wojny Światowej, czyli Stanisława Kuszelewska-Rayska i jej fenomenalna książka. Zapraszam!

Kobieta o Kobietach silnych psychicznie, odpornych na ból, honorowych i bitewnych w walce o niepodległość Polski, czyli niesamowity zbiór opowiadań Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej, będący debiutem literackim autorki. Długo zastanawiałam się, od czego zacząć swoją recenzję. Czy ta książka jest dobra? Nie, ona jest bardzo dobra. Czy zaskakuje? Owszem, nawet budzi kontrowersje. Czy jest głęboka? Pewnie, wywiera niesamowite wrażenie na czytelniku. Czy można ją tak po prostu zignorować i ominąć? Nie, nie można. Kobiety to publikacja, która idealnie wpasuje się do biblioteczki miłośników II Wojny Światowej. To książka dla nauczycieli, którzy chcieliby przekazać swoim podopiecznym garść realnych faktów i przeżyć z perspektywy uczestnika zdarzeń. To lektura obowiązkowa dla kobiet w pewnym sensie zagubionych w życiu. To nieprawdopodobna historia niesamowitych kobiet, które być może odegrały kluczową rolę w walce z okupantem.

Kto jeśli nie kobiety-łączniczki, kobiety-sanitariuszki, kobiety-matki-żony-córki wpłynął na bieg zdarzeń? Kto jeśli nie silna wola i wiara w to, co tak odległe pozwoliło nam zwyciężyć? Stanisława Kuszelewska przedstawia nam historie, które wydarzyły się naprawdę podczas zbrojnej walki z hitlerowskimi Niemcami. Wraz z bohaterami opowiadań wędrujemy ulicami Warszawy, widzimy śmierć oraz głód panoszące się na każdym kroku, obserwujemy ból rodzin, cichą rozpacz i stratę najbliższych.

Kiedy czytałam tę historię, podziwiałam Kobiety, które opisała Pani Stanisława. Należy zaznaczyć jednak, że była ona jedną z „tych” pań, które brały czynny udział w walce z okupantem. Priorytetem było opatrywanie rannych, ukrywanie Żydów, przekazywanie rozkazów, szmuglowanie broni, a nawet długie wędrówki kanałami, ratując niewidomych, słowem pomoc „swoim” na każdej z możliwych płaszczyzn.  To oczywiście tylko kilka wątków, na które składa się całą książka. Kiedy zagłębicie się w lekturę, na pewno nie wyjdziecie z podziwu dla kobiet przenoszących Hostię chorym w każdy piątek, czy odważnej bohaterce, która chcąc uratować łącznika odebrała od niego broń i poleciła ukryć się w gmachu jej żeńskiej szkoły.

Publikacja została bardzo przystępnie napisana – język książki jest bardzo plastyczny, dialogi nadto realne. Autorka za wszelką cenę starała się oddać atmosferę tamtych czasów i muszę przyznać, że tak trudna sztuka, niesamowicie się jej powiodła. Do lektury zachęcała będę na pewno każdego z Was, bowiem sądzę, że pewne historyczne wątki znać powinniśmy wszyscy. Książka Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej jest według mnie swego rodzaju autobiografią. Na kartach pozornie niewielkiej książki przeżywamy głęboką historię, która dotyczy naszych dziadków i pradziadków. Autorka przedstawiła heroiczną walkę o warszawę, niesamowitą bitwę o wolną Polskę, za którą ginęły tysiące ludzi. Wydaje mi się, że niewiele książek budzi tak skrajne emocje, a więc Kobiety polecam dodać do kanonu lektur obowiązkowych w swojej biblioteczce.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka


Kim jest "Fryzjer Stalina"? Zapraszam na nowość od Wydawnictwa FRONDA!

Zaintrygowana tytułem dałam się pochłonąć bez reszty najnowszej książce Paula M. Levitta Fryzjer Stalina. Przecież, czy miłośniczka II Wojny Światowej może przepuścić okazję i pozwolić, by tak intrygująca publikacja przeszła jej koło nosa? Oczywiście, że nie! Zaraz po premierze otrzymałam od Wydawnictwa Fronda tę książkę. Lada dzień też zabrałam się za lekturę, a z opinią zmuszona byłam poczekać aż do dzisiaj. Rzecz jasna z mojej winy, bowiem wszystko za sprawą moich szpitalnych przygód i perypetii. Zdradzę Wam jednak, że dzięki temu „przesunięciu” nie dość, że przeczytałam książkę dwukrotnie, to jeszcze odnalazłam mnóstwo ciekawostek pomiędzy wierszami.

O tym, że stalinowskie rządy pozornie sugerowały życie mlekiem i miodem płynące wiedzą wszyscy. O tym, że Wódz dawał liczne obietnice bez pokrycia, zapewniał rozwój  demokracji, szerzenie równości i pomoc najuboższym czy prześladowanym także uczą w szkołach, ale kiedy prosta książka pozwala nam przenieść się do ówczesnych czasów, śledzić kolejne zdarzenia na bieżąco i wtapiając się w tłum obserwować reakcje społeczeństwa – stajemy po drugiej stronie barykady. Mamy możliwość poznania reakcji szarych ludzi na propagandę, reakcję na słowa, które wszyscy chcą usłyszeć.

Głównym bohaterem książki jest Awraham Bahar, albański golibroda, który czuje się zaszczuty i prześladowany w swoim kraju. Gdy tylko nadarza się okazja, postanawia sprzedać zakład i uciec do utopijnego królestwa, czyli wielkiej ZSRR. Ma on szczere nadzieje, że jego los się odmieni, że zdoła polepszyć warunki życia, że ucieknie od prześladowań, i że jego żydowskie pochodzenie nie będzie stanowiło problemu w „wolnym, przepełnionym równością” kraju. Nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności staje przed oblicze samego Józefa Stalina, i choć wiedzie mu się raz lepiej, raz gorzej, postanawia przyjąć stałą pracę prywatnego golibrody. Od tego momentu cała historia nabiera rozmachu.

Okazuje się jednak, że życie na salonach jest godne pozazdroszczenia. Na ulicach głodują i umierają ludzie, a on, albański Żyd, który po poślubieniu Anny Lipnoski, zowie się Razan Sztube, obraca się wśród najznakomitszych dostojników Kremla. Chwali się rodzinie spokojnym, bezpiecznym dachem nad głową i ani przez moment nie żałuje decyzji  o ucieczce z Albanii. Z biegiem czasu jednak wszystko ulega zmianie… Bahar zdaje sobie sprawę, że Stalin, który korzysta z jego usług, za każdym razem jest… inny. Ma swoje humory, czasem prowadzi długie dyskusje, czasem odburkuje półsłówkami pod nosem, a innym razem budzi grozę. Golibroda nie rozumie Wodza, walczy ze sobą, próbuje zrozumieć panujące zwyczaje, aż w końcu… odkrywa prawdę. Zdaje sobie sprawę, że bajkowy Związek Radziecki oparty jest na kłamstwach i obłudzie. To typowa utopia, w której nikt nie może czuć się bezpiecznie, a pewne fakty, które zostały obrażone mogą przynieść przykre konsekwencje…

 Jeżeli miałabym wyrazić swoją opinię o samej książce, to pozwolę sobie zacząć od efektów wizualnych. Otóż Wydawnictwo Fronda zawsze miło zaskakuje mnie wydawanymi publikacjami. Książki mają piękną oprawę graficzną, świetnie zgraną kolorystycznie, ale także doskonale dopracowaną szatę. Gramatura papieru jest wysoka, a więc pomimo braku twardej okładki, książka nie niszczy się podczas noszenia jej w torebce. Jeśli jednak chodzi o wnętrze publikacji czy samo pióro autora to przyznam, że początkowo lektura wcale nas nie zachęca do jej kontynuowania. Naszą przygodę rozpoczynamy jeszcze przed aneksją Albanii do faszystowskich Włoszech, a więc poznajemy rodzinę Awrahama, jego ucieczkę z dobrze prosperującego zakładu i wędrujemy przez ogarniętą głodem Ukrainę (która miała przecież być oazą) czy Birobidżan, gdzie znajduje się specjalna strefa osiedleńcza dla Żydów. Dopiero pierwsze pląsy wśród wyższych sfer zaczynają nas intrygować, budzić kontrowersje, zachęcać do kontynuowania lektury. Na szczęście jednak książka nie opisuje nam wyłącznie losów Awrahama Bahara vel. Razana Sztube. Jest on co prawda główną postacią, ale autor zadbał o barwne tło społeczno-historyczne. Poznajemy siatkę szpicli, donosicieli, czy niebezpieczeństw, grożących za jakiekolwiek głośno wypowiedziane słowo sprzeciwu wobec aktualnie panującej władzy. Podczas lektury nie raz powracałam myślami do Innego Świata Grudzińskiego (pomimo tego, że okładka sugeruje Rok 1984 oraz Paragraf 22), chyba jednej z najpopularniejszych książek o ówczesnej Rosji.

Książkę gorąco polecam. Według mnie lektura jest bardzo intrygująca i na pewno pouczająca. Wśród zapisanych kartek znajdziecie mnóstwo ciekawostek, których nie powiedziano Wam na lekcjach historii, a przy tym poznacie losy Awrahama Bahara i jego rodziny. Kiedy tylko zdołacie przebrnąć przez pierwsze czterdzieści stron, zaczniecie czerpać przyjemność z lektury, bowiem to właśnie tam fabuła zaczyna zmieniać swój bieg. Serdecznie polecam Fryzjera Stalina!

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu FRONDA:


Tadeusz Płużański "Lista oprawców" - biografia 118 postaci sowieckiego aparatu sprawiedliwości...

Funkcjonariuszy stalinowskiego aparatu bezprawia nie skazywano w sowieckiej Polsce na śmierć. 
Mogli zrezygnować, odejść. Była to zatem kwestia wyboru. S.266

Pięknie wydana książka Wydawnictwa Fronda kusi swoją prostotą, symboliką i… tytułem. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła publikacja Tadeusza Płużańskiego pt. Lista oprawców. Zabierając się za tę książkę kompletnie nie wiedziałam, co spotka mnie na jej kartach. Czy przeczytam jedynie sztampowe biografie? Czy poznam szczegóły działania sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, a może bestialskie techniki NKWD? Czy autor będzie odważnie mówił o współczesnych spadkobiercach komunizmu? Wiem, to trudne pytania. Okazało się jendak, że lektura była dla mnie bardzo… niekonwencjonalnym zaskoczeniem. Demaskuje bowiem wiele „resortowych dzieci”, odkrywa przed światem współczesną ignorancję i przede wszystkim – pozwala obnażyć zbrodniczą przeszłość ludzi, którzy dzięki socjalizmowi dumnie reprezentują swój wizerunek na społecznej, politycznej (a czasem i międzynarodowej) arenie. Wielu z nich oczywiście już przed laty pochłonęła ziemia, problemem jednak jest fakt, że „bohaterzy” Ludowej Polski nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje departamentowe fanaberie. Do ostatnich dni zapewniali zarówno dziennikarzy, jak i rodziny skazanych o swojej niewinności, a ich ostatnia droga zwykle prowadziła do grobowców warszawskiego Cmentarza Wojskowego na Powązkach. 118 biografii bezwzględnych funkcjonariuszy vs. czterdziestotrzyletni historyk, publicysta, Tadeusz M. Płużański.

Wydanie książki nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Publikacja liczy blisko 450 stron, które przy każdej postaci zwierają zdjęcie, krótką wstawkę dotyczącą pełnionych funkcji w sowieckim aparacie sprawiedliwości oraz obszerną biografię. Wśród wybrańców, którzy zasłużyli na uwagę Płużańskiego pojawili się, m.in. Zygmunt Bauman, Czesław Kiszczak, Czesław Łapiński, Józef i Ryszard Młynarscy, Jacek Różański, Stanisław Supruniuk, Helena Wolińska czy pochowany przed kilkoma dniami Wojciech Jaruzelski. Autor bardzo dokładnie opisuje zbrodniczą działalność przeciwko Polsce Walczącej i wielokrotnie udowadnia motyw poruszany w Innym Świecie Grudzińskiego, a zarazem pamiętne słowa Goebbelsa: Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Socjaliści budowali wizerunek partii na kłamstwach, a winę „zdrajców ojczyzny” potwierdzali godzinami spędzonymi na torturach potencjalnych świadków, którzy mogli potwierdzić działanie skazanego na szkodę ojczyzny. Płużański odważnie pisze o swoich przemyślenia, zwraca nawet uwagę na postać Danuty Hubner, córki wyjątkowo oddanego komunisty, której rodzinne kolokacje zostały usunięte z Internetu tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Czy to przypadek? Nie sądzę.

„Lista oprawców przypomina o katach i prześladowcach, niosąc przesłanie w formie przestrogi, że nieukarana zbrodnia może się powtórzyć”  - tak o książce pisze sam Autor. Pytanie tylko, czy współczesny czytelnik odniesie myśl tę do swojego życia? Młode pokolenie coraz obojętniej podchodzi do wydarzeń minionych lat, a ofiary i ich rodziny nie mają już sił na walkę z absurdalnym prawem. Kto dzisiaj sądził będzie starców za zbrodnie komunizmu? Niemniej, ja należę już do „kolejnej epoki”, która powoli stawała na nogi po „czerwonej zarazie”. Nie uważam, że warto doszukiwać się sprawiedliwości w historii, składać kolejne akty oskarżenia, wnosić sprawy do sądów - nie tędy droga. Ważniejszym jest odebranie przywilejów, sowitych rent i emerytur, a czasem miejsca na cmentarzu w alei zasłużonych… Płużański sam do tego powraca, wspomina, jak to sądy oddalają wnioski tylko dlatego, że „oskarżony jest wiekowy”, pozwalając im spędzić resztę życia w wygodnym, ciepłym mieszkaniu bez żadnych trosk i problemów…


Za Listę Oprawców dziękuję Wydawnictwu Fronda:


Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i w RFN...


To, że Hitlera nazywamy ludobójcą nikogo nie dziwi. Za jego spraw w bestialski sposób zamordowano miliony ludzi, a tak naprawdę tylko nieliczni wykonawcy – kaci i oprawcy – pociągnięci zostali do odpowiedzialności. Zagadką historyczną jest jednak fakt, czy niemieccy urzędnicy służby dyplomatycznej w latach 1939-1945 naprawdę byli ostatnim bastionem ruchu oporu? Ideologie po świecie krążyły różne, odmienne, udokumentowane w rozmaity sposób, ale grupa cenionych i niezależnych historyków: Eckarta Conze, Norberta Frela, Petera Hayesa oraz Moshe’a Zimmermanna, zbadała wiele mitów, by odpowiedzieć na te pytanie, a zarazem podzielić się swoim odkryciem w książce Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i RFN.

Jeżeli mam być szczera, to książka jest wyjątkowo trudna. Każda strona zawiera mnóstwo informacji, szczegółowych danych oraz przypisów, które odzwierciedlają fakty historyczne. Przyznam, że od dziecka interesowałam się losami ludzi, ale i podejściem do reform, przemian i problemów rządów niemieckiej dyplomacji. Okazuje się jednak, że życie „na stołku” nie zapewnia bezpieczeństwa, będąc u władzy należy podporządkować się do większości głosów „pod sobą”, by nie wywołać rewolucji i nie stracić posady, a często i życia. Książka ukazuje nam przede wszystkim problematykę sprzeciwów, oporu i unikania odpowiedzialności. Autorzy wielokrotnie przywołują Holocaust, który pomimo wielkiej zagłady ludzkich istnień – nadal nie rozliczył winowajców. Nawiązują też do walk z Aliantami, którzy w 1945 roku przybyli do Niemiec, by rozpocząć internowanie  wojennych zbrodniarzy, nawet w Departamencie.

Urząd. Niemieccy dyplomaci w III Rzeszy i w RFN, to książka, która ukazała się w 2010 roku w Niemczech pod tytułem Das Amt und die Vergangenheit. Deutsche Diplomaten im Dritten Reich und in der Bundesrepublik, a Wy możecie zakupić ją z nakładów Wydawnictwa Dolnośląskiego.

Uważam, że książka jest godna uwagi. Tak naprawdę niewyjaśnione, a często zatajane wątki historyczne dają pozorne wrażenie błahości pewnych spraw. Współczesna Polska domaga się przeprosin za zbrodnię katyńską, a wszyscy unikają tematu niemieckich oprawców. Tak naprawdę III Rzesza to nie był wymysł jednej osoby, w realnym świecie rozprzestrzeniała się pewna ideologia, a to jej zwolennicy tworzyli nowy system. Dzisiaj boimy się wracać do przedawnionych tematów, obawiamy się reakcji gospodarczego mocarstwa, ale na szczęście możemy czytać takie książki. Wszyscy autorzy Urzędu… to cenieni historycy, profesorowie, których wiedza i doświadczenie pozwalała na zbadanie pewnych kwestii. Ważne jest jednak to, że zaczynamy głośno mówić o tym, że niemiecki departament był uwikłany w politykę nazistowskiego reżimu, i pomimo tego, że jego pracownicy zagrzewali swoją posadę w Ministerstwie – brali udział w zdecydowanej większości planów zbrodniczej ideologii.


Książkę gorąco polecam, a za egzemplarz dziękuję Grupie Wydawniczej PUBLICAT S.A.


Krótki wstęp do wojennych czasów...

Lista Schindlera, Chłopiec w Pasiastej Piżamie, Pianista, Czas Honoru czy Opowiadania Tadeusza Borowskiego  rozbijają się o jedną i tę samą kwestię – los ludzi podczas II Wojny Światowej. Jak prosto zauważyć, temat ten jest wyjątkowo popularny, a zarazem pożądany na rynku kinematograficznym. Widzowie XXI wieku poszukują brutalności i sadyzmu w projekcjach, a zarazem ekranizacji prawdziwych wspomnień i faktów z zamierzchłych (bo po upływie pięćdziesięciu lat) czasów.  

Moje pokolenie, urodzone w latach ’90 dwudziestego wieku, nie wie czym jest utrata najbliższych, głód, tyfus, nieposkromiony ból fizyczny, albo nieustanna walka o przetrwanie jeszcze jednego dnia w obozie zagłady. Trudno więc o godną uwagi projekcję, poruszającą serce nawet najbardziej zatwardziałego widza.

Miasto ruin, krótki film wykonany w technice trójwymiarowej na potrzeby Muzeum Powstania Warszawskiego ukazuje, jak wielkich zniszczeń dokonała hitlerowska dywizja w przeciągu sześciu lat. Jak to możliwe, że z 1300000 mieszkańców Warszawy, niespełna 1000 pozostało przy życiu? Dlaczego bezbronni ludzie, nie mając żadnych szans z wojskiem niemieckim, doprowadzili do wybuchu tego Powstania? Dlaczego getto walczyło o swój honor, idąc na pewną śmierć? Jakim cudem garstka ludzi pozostała przy życiu w ruinach Warszawy? Odpowiedzi na te pytania tak naprawdę nie istnieją. Możemy jedynie przypuszczać, podciągać wspomnienia osób, które przeżyły, pod zdanie ogółu jednak pamiętajmy, nie jest to obiektywna opinia.

Historia nakazuje nam uważać II Wojnę Światową za największą zbrodnię hitlerowców, która wywarła nieodwracalne piętno na wszystkich mieszkańcach kraju. Warszawskie podziemie, cichociemni i rzesze aliantów wspierały polską armię, jednak flota wroga okazała się zbyt silna, by odeprzeć atak. „Wojna przyniosła za sobą szereg zniszczeń i śmierć milionów ludzi” – zdanie, niczym mantra powtarzane wszystkim żakom, jednak dlaczego nikt nie stara się opisać tego, co przeżywały poszczególne osoby? Dlaczego nie mówimy o prawdziwym życiu toczącym się w getcie bez bonifikat, czy znajomości? Z jakiego powodu nie opisujemy stosowanych tortur, eksperymentów i masowych mordów na zwykłych ludziach? Czemu temat ten staje się tabu?  

Otóż, Gestapo uznawało jeden, niezastąpiony sposób pozyskiwania informacji – tortury, zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Powszechnie uważano, że im bardziej skatowany człowiek, tym rzetelniejszych informacji udziela swojemu oprawcy, jednak Polacy, jako nieugięty, silny naród  wyznawali całkowicie inną zasadę - im bardziej boli, tym mniej „wiedzą”. Nie zniechęcało to jednak zwyrodniałych, niemieckich oficerów. Rozwijali oni swoją wiedzę medyczną, testując jej efektowność w praktyce. Jak bardzo boli wysunięcie gałek ocznych z oczodołów, a następnie mozolne umieszczanie ich na swoim miejscu? Nie wiecie? Jedna z łączniczek z polskiego podziemia przeżyła to na własnej skórze! Popularne było też wyrywanie paznokci, podtapianie, rażenie prądem, miażdżenie kończyn czy wbijanie igieł w ciało przesłuchiwanego, gdy został podwieszony na tzw. słupku. Fakty są przerażające, a ekranizacji powstało tak niewiele. Dlaczego większość produkcji opowiada historię ludzi z wyższych sfer? Ludzi, którzy mają mnóstwo znajomych i przyjaciół ratujących ich z opresji? Weźmy na przykład Czas Honoru, polski serial emitowany w telewizyjnej Dwójce. Główni bohaterowie: Władek, Bronek, Janek i Michał notorycznie pomagają swoim bliskim. Władek, wraz z bratem, ukrywa matkę, Bronek wielokrotnie odbija swoją narzeczoną, a Janek, jako wyrafinowany fałszerz, podrabia przepustkę do getta, by regularnie odwiedzać swoją kobietę. Czy tyle profitów miałby szary człowiek?

Kolejnym, świetnym przykładem jest Pianista, tytułowy bohater, Władysław Szpilman, znany i ceniony muzyk prowadzący własną audycję w Polskim Radiu, trafia do getta. Dzięki swoim znajomościom wydostaje brata z więzienia, a sam daje koncerty w kawiarenkach obozu. Czy to także zasługa jego rozpoznawalności w towarzystwie, a zarazem statusu społecznego?

W takim razie, jak naprawdę wyglądało życie w getcie? Otóż, w 1940 roku, hitlerowska idea eksterminacji Żydów zabrnęła tak daleko, że do wydzielonego obszaru Warszawy przeniesiono wszystkich, sygnujących się Gwiazdą Dawida. Osoby, które posiadały już mieszkanie w centrum miasta, były w o tyle komfortowej sytuacji, że nie gnieździły się w molochach, przypominających bardziej zagrodę, niż ludzką kwaterę. Mężczyźni podejmowali ogrom prac fizycznych przy budowie, a czasem konserwacji muru, wznoszeniu nowych osiedli mieszkalnych, czy  katorżniczej pracy rzemieślniczej. Zarabiali w ten sposób na miskę strawy i kilka siniaków. Mogli także zatrudnić się w Żydowskiej Służbie Porządkowej, którego organizacja przypominała mały oddział SS, jednak i tu należało mieć stosowne znajomości. Kobiety z kolei, trudniły się rozpakowywaniem walizek zamordowanych już kompanów, bądź pracowały w zakładach produkcyjnych, gdzie wielokrotnie je bito, a nawet gwałcono. Wśród starszych mieszkańców szerzyła się wszawica, oraz tyfus, jednak nie to było przyczyną największej ilości zgonów. Osoby, które nie były w stanie pracować – umierały z głodu, o ile wcześniej nie zostały przewiezione do obozu zagłady.

Żydzi byli poniżani na każdym kroku. Nie wolno było im chodzić po chodniku, a po krawężnikowym „akwedukcie” – bez względu na pogodę. Strzelano do nich na oślep i policzkowano bez powodu. Nikt nie przejmował się ich losem, bo przecież kogo interesują podludzie?

Obozy koncentracyjnie z kolei, miały na celu wyzyskanie ostatków sił i energii ze zdrowego człowieka, a później zabicie go w niewyobrażalnych katuszach. Ludzi wykorzystywano do prac budowlanych, rzemieślniczych czy produkcyjnych, w zamian za wodnistą zupę z pokrzywy i liczne baty za niesubordynację.  Obozom zagłady zawdzięczamy jednak rozwój medycyny. Dzisiejszą wiedzę na temat ludzkiego organizmu, rozwoju chorób, ekstrakcji kończyn, czy przeszczepów to właśnie zasługa Niemców i ich eksperymentów na osobach, które i tak zostałyby zabite.

Więzienie Pawiak oraz siedziba Gestapo przy Alei Szucha to dwie największe, warszawskie mordownie. Tutaj przesłuchiwano i katowano więźniów politycznych, potocznie zwanych bandytami. W ciemnym, piwnicznym pomieszczeniu, w akompaniamencie głośnej, niemieckiej muzyki toczyła się walka o przetrwanie. Pałki, pejcze, baty, lagi, kastety, igły, śruby… wszystko, co sprawia ból. Wszystko, co może zabić. Przed brutalnym śledztwem nie zdołał uchronić się nikt, kto współpracował z polskim podziemiem i co ważne, zwykle osoba przesłuchiwana, zaraz po odzyskaniu sił, ponownie trafiała do ciemnego pomieszczenia i cała historia toczyła się na nowo. Metody tortur nie były określone w żadnym przepisie, czy regulaminie, stąd wszystko zależało od kreatywności, a może humoru oprawcy. Uważano jednak, by nie przekroczyć wytrzymałości fizycznej przesłuchiwanego – przecież martwy już na nic się nie zda.

Tak właśnie toczyły się losy szarych ludzi, o których dzisiaj już nikt nie wspomina. Historia ich została zakończona w masowym, bezimiennym grobie, a stoickie opowiastki krążą w rodzinnym domu. Na piedestale pozostają artyści, przedstawiciele władz państwowych oraz żołnierze. Jednak wojna zrównała ich wszystkich. Nieważne, chłop, generał, czy profesor – każdy z nich przeżył to samo. Każdy z nich wie, czym jest wojna.  

Sowieccy partyzanci 1941-1944. Mity i rzeczywistość - Bogdan Musiał

SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość Bogdana Musiała to jedna z najnowszych książek wydanych przez Wydawnictwo ZYSK i S-ka. Przyznam, że nie doceniłam publikacji, ponieważ okładkowe 360 stron to nic, przy gabarytach trzymanej w dłoniach książki. Sądziłam, że publikację przeczytam w przeciągu dwóch, może trzech dni, że spędzę majówkę z II Wojną Światową i nawet okiem nie mrugnę podczas lektury. Nic bardziej mylnego. Gdybym chciała zagłębić się w opisywane zdarzenia, analizowała kolejne przypisy i adnotacje to obawiam się, że miesiąc na zebranie wszystkich informacji byłby niewystarczającą ilością czasu.

Musiał przedstawia wewnętrzne mechanizmy działania sowieckich partyzantów w zupełnie nowym świetle”  - taki widnieje napis na okładce i zdradzę Wam, że muszę zgodzić się z jego autorem. Bogdan Musiał opisuje zdarzenia odwołując się do odnalezionych aktów, notek, dokumentacji, która przed kilkoma laty po raz pierwszy ujrzała światło dzienne. Wielokrotnie wspomina, że wszystkie zdarzenia związane z partyzantką na terenie ZSSR były latami okryte tabu, a wiele informacji zostało przekłamanych w okresie komunizmu.

SOWIECCY PARTYZANCI 1941-1944 Mity i rzeczywistość to lektura skupiona przede wszystkim na oddziałach partyzanckich na terenie Białorusi, będącej głównym skupiskiem aliantów. Partyzanci do swojej „małej wojny” angażowali nie tylko mężczyzn, ale i kobiety oraz dzieci. Historia zna przypadki kobiet, które celowo zarażano syfilisem, by przenieść zarazki na okupanta. Dzieciom z kolei wręczano truciznę, którą mieli zabić wroga, a chuć mężczyzn nie miała sobie równych. Musiał jednak nie skupia się jedynie na białoruskich czy żydowskich oddziałach partyzanckich, bowiem opowiada nam też brutalną politykę Niemców, którzy co i rusz stosowali bezwzględniejsze metody walki z aliantami. Historia nakazuje nieufnie podchodzić do zapisów zeznań oraz dokumentacji wroga, jednak autor podaje nam mnóstwo fragmentów raportów z konkretną datą zdarzeń, a także szczegółowe notatki z poszczególnych zajść. Tak na przykład czytamy o rozebraniu delikwenta do naga i wrzuceniu do mrowiska w celu uzyskania rzetelnych zeznań. Musiał jednak nie ukrywa, że partyzanci także nie grzeszyli subtelnością. Wielokrotnie wizerunek ich jest wybielany w literaturze, bowiem kreujemy Niemców i Rosjan na ogarniętych bezwzględnym terrorem wrogów, a prawdą jest, że grupy partyzanckie były równie okrutne wobec swoich bliskich. Każdy, kto choć raz zagłębił się w wojenne opowieści wie, że Polak Polakowi także był wilkiem, a wiec i losy partyzantów białoruskich nie mogły być inne. Gwałty, pijaństwo, kradzieże, rozboje… - to właśnie brutalna prawda o II Wojnie Światowej. To ta brutalna prawda, która powoli zostaje odkrywana przed światem i wielokrotnie hańbi wizerunek naszych „bohaterów”.

Autor książki zwraca uwagę na sposób przedstawienia poszczególnych zdarzeń. Mamy tu przecież wstęp dotyczący samych wojsk partyzanckich, powstałych organizacji, pobudek i ich struktur. Musiał dba o chronologię zdarzeń, aby potencjalny czytelnik mógł weryfikować posiadaną już wiedzę oraz selekcjonować właśnie zdobyte informacje. Autor nie skupia się jednak na suchych faktach. Czytając, śledzimy sukcesy, porażki, wady i zalety działalności sowieckich partyzantów. Nie pominięte zostają renowacje i rekonstrukcje poszczególnych grup ruchu oporu, próby przejęcia kontroli nad niezależnymi oddziałami, a nawet strategie walki ze stalinizmem. Mamy tu też liczne zapisy dotyczące życia prywatnego partyzantów, ich zachowania w życiu codziennym i szeroko opisany terror wobec ludności cywilnej mieszkającej na danym obszarze. Reasumując, autor pisze: „Taka kompozycja książki umożliwia pokazanie historii sowieckiego ruchu partyzanckiego na wszystkich poziomach, łącznie z aspektami wojskowymi i społeczno-historycznymi oraz konfliktami etnicznymi i politycznymi. Dużo miejsca poświęcam także stronie niemieckiej, zwłaszcza metodom zwalczania partyzantki oraz sukcesom i porażkom w tej walce. Jest to ważny element uzupełniający całość opracowania” .

Czy książkę polecam? Tak! Ale wyłącznie miłośnikom II Wojny Światowej. Lektura jest lekka, przyjemna, ale wymagająca zainteresowania tematem. Nie da się przebrnąć przez nią w przeciągu kilku godzin, autor nie szczędzi nam licznych przypisów, ani brutalnych faktów. Bardzo cieszy mnie, że wreszcie wydana została taka książka. Na przełomie ostatnich lat, o czym wspomina także Musiał, zostało opublikowanych niewiele książek związanych z komunistyczną sferą II WŚ. Władze zatajały wiele faktów, a dopiero drążenie po nitce do kłębka, pozwoliło odkryć nowe ciekawostki historyczne, a także obalić stos mitów, którymi karmiono nas przez lata. To prace dyplomowe, niewielkie publikacje i ludzka ciekawość zapoczątkowały osiągnięcie poziomu wiedzy, do jakiej dostęp mamy dzisiaj. Wiem, że książka ta nie przypadnie do gustu wielu czytelnikom, ja jednak mam nadzieję, że będę miała choć przez chwilę w ręku publikacje uwzględnione w przypisach.

Gorąco polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


Naziści na celowniku sprawiedliwości... Czy to realne?

Zawsze Wam mówiłam, że uwielbiam czytać biografie, a jeśli w grę wchodzą jakże popularnie sformułowane „historie germańskich oprawców” zaczynam uśmiechać się od ucha do ucha i czytam z zapartym tchem. Tak też się stało, kiedy trafiła do mnie książka Naziści na celowniku sprawiedliwości autorstwa Donalda McKale. Nie jestem oczywiście żadnym typem despoty czy sadysty, po prostu zawsze ciekawiły mnie losy ludzi, zwykłych szarych jednostek, w okresie II Wojny Światowej.

Nie od dzisiaj wiadomo, że obozy koncentracyjne i cała idea III Rzeszy o eksterminacji Żydów była bestialskim aktem ludobójstwa. Podzielili oni ludzi na klasy, wyselekcjonowali jednostki „aryjskie”, a resztę skierowali do katorżniczej pracy, a później - do stracenia. Książka przypomina nam, że Niemcy bardzo poważnie potraktowali rozkazy dotyczące czystek rasowych, bez względu na narodowość czy pochodzenie. Mam tutaj na myśli obiecywany „lepszy świat/sanatorium/ośrodek pomocy” dla osób niepełnosprawnych, których… po prostu zabito pomimo tego, że byli rodowitymi Niemcami. Żołnierze tępo wykonywali rozkazy swoich przełożonych. Zabijali, ponieważ bali się konsekwencji i oskarżenia o dezercję. Takie są zasady wojny. Pod tym względem żaden naród nie był „lepszy”. Jedyne, co mogli - nie katować ludzi „dla zabawy”. Właśnie to powinno stać się głównym aktem oskarżenia w trakcie każdego, z opisywanych przez autora przesłuchań czy procesów. Na dobrą sprawę – podczas wojny każdy z nich walczył o swoje życie, a biologia i natura ludzka mówi nam, że kiedy obawiamy się o siebie, swoją rodzinę, swoich bliskich – posuniemy się do wszystkiego, nawet rzeczy najbardziej sprzecznych z kanonem moralnym. O tym autor nie mówi, choć szczegółowo przedstawia nam biografię oprawców, którzy uciekli przed sprawiedliwością, a historia nie zdołała się o nich upomnieć. Regularnie przez kolejne stronice przewija nam się Adolf Hitler, Hans Frank, Hermann Görling czy Franz Stangl – postaci, których przedstawiać nie trzeba, ale także „Anioł Śmierci”, czyli Josef Mengele przeprowadzający najrozmaitsze doświadczenia medyczne w bloku X, Wilhelm Boger oprawca uwielbiający „Huśtawkę” dającą bezpośredni dostęp do genitaliów przesłuchiwanego (szczegóły musicie sprawdzić sami), bądź Irma Grese – najpiękniejsza sadystka za obozowymi murami…  

Książka ta jest przede wszystkim zbiorem biografii, które wyłaniają się w trakcie rozmów z byłymi więźniami obozów, bądź podczas bezpośredniej weryfikacji w trakcie procesów. Autor bardzo obszernie opisuje wszystkie zdarzenia, dba o szczegóły, a więc pomaga nam w odbiorze tej książki. Moja wiedza dotycząca okresu II wojny światowej jest jednak bardzo obszerna. Wiele zamieszczonych informacji o aryzacji oraz idącej za nią „kwestii żydowskiej” wiedziałam już wcześniej. Nie znaczy to jednak, że książka była dla mnie bezużyteczna. Wręcz przeciwnie, pierwszego dnia, zaraz po otrzymaniu publikacji przeczytałam prawie 200 stron w niespełna godzinę. Pokaźny gabaryt, przy tak świetnym piórze autora to niewielkie wyzwanie dla każdego czytelnika. Przyznam się Wam, że bardzo przeraziła mnie grubość tej książki, ponieważ wydawała się być wprost nieproporcjonalna do ilości nauki, którą mam teraz na głowie. Okazuje się jednak, że nie było się czego obawiać. Osoba, która interesuje się poczynaniami hitlerowców, równoległymi „oswobodzeniami” przez NKWD oraz losem ludzi, po których kompletnie nic nie pozostało przeczyta tę książkę jednym tchem. Gdyby tego było mało, warto wzbogacić swoją wiedzę o procesy w Norymberdze, na których terminy celowo zostały nałożone pozostałe rozprawy niemieckich oprawców, ale już na terenie ZSRR! NKWD załatwiało swoje sprawy w cieniu prawdziwych batalii na ławach sądowych. Nikt więc nie zwracał uwagi na kolejne mordy i współprace nawiązane przy wschodniej granicy…

Książka Naziści na celowniku sprawiedliwości ukazuje nam też zbiorowe przerzucanie odpowiedzialności za masową eksterminację Żydów, czyli, dzisiaj nam znany, Holocaust. Wielu Oberstgruppenführerów (generałów SS) łkało podczas procesów, mówiło, że nie byli poinformowani o „kwestii żydowskiej”, ani nie czują odpowiedzialności za masowe zbrodnie. Lista kłamstw i oszczerstw, które latami powtarzane zostały zapisane w protokołach i stały się jedynym (poza zeznaniami ofiar) dowodem w sprawie. Nie sposób się dziwić, że najwięksi zbrodniarze w historii zostali uniewinnieni, bądź osadzeni w nowoczesnych więzieniach, którym daleko do warunków Alcatraz, bądź nieco bardziej tematycznego - Auschwitz Birkenau. Oczywiście niejeden adwokat wyciągnął swojego klienta, któremu później dane było umrzeć w domowym zaciszu pomimo tego, że jego koledzy zawiśli na szubienicy.

Naziści na celowniku sprawiedliwości to bardzo ciekawa propozycja, jednak nie dla każdego czytelnika. Musicie mieć w sobie tego „bakcyla”, który będzie śledził historię przodków z zapartym tchem i gdzieś w duchu, współczując im, nadal próbuje dosięgnąć sprawiedliwości. Jeśli jednak przygotowujecie się do konkursu związanego z historią współczesną – także wzbogacicie swoją wiedzę o bardzo cenne informacje. Muszę powtórzyć słowa Thomasa Carlyle’a, który jasno stwierdził, że „historia to niezliczone biografie”. Słowa te są aktualne dzisiaj oraz będą przez kolejne wieki. To ludzie tworzą historię, to oni oscylują pomiędzy dobrem, a złem. To od nich zależy, jak będzie wyglądał kolejny dzień, to ich decyzje mogą zniszczyć świat… Naziści na celowniku sprawiedliwości pokazują, jak wiele leży w gestii poszczególnych jednostek.



Za książkę dziękuję Wydawnictwu MUZA:




Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie