­
­

"Księżniczka Burundi" - pierwsze spotkanie z Kjellem Erikssonem!

Księżniczka z Burundi – wyjątkowo piękna rybka, będąca cennym okazem dla niejednego miłośnika akwarystyki. Hodować można ją jedynie w dużych zbiornikach wodnych, a taki miał właśnie John Jonsson, główny „nieżywy” bohater książki Kjella Erikssona.

"Życie było zbiorem przypadkowych okoliczności i zawiedzionych nadziei…"

Grudzień. Czas ciemności. Ciągle osypujący Uppsalę śnieg nikogo nie dziwi. Czego oczekiwać w środku zimy, zwłaszcza na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia? Wbrew pozorom wyglądająca za mężem kobieta, czekająca na niego z kolacją także pozostawia nas bez emocji, bo która z nas tego nie robi? Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy mężczyzna nie powraca na noc, a jego zwłoki – i to brutalnie ugodzone nożem – zostają odnalezione kolejnego dnia w nieopodal leżącym Libroback. Z powodu braku poszlak i narastających trudności z odkryciem mordercy do śledztwa zostaje wciągnięta komisarz Ann Lindell, policjantka przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim.

Kjell Eriksson bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy wątkami. Raz śledzimy pracę wydziału kryminalnego, innym razem pijemy kawę podczas świątecznych zakupów, a następnym zasypiamy wtuleni pod ciepłym kocem. Każda z postaci jest dość wyraźnie zarysowana, choć zabrakło mi ich portretów psychologicznych. Niby mamy garstkę emocji, niby wtapiamy się w realność tej historii, ale nie identyfikujemy się z bohaterami. Śledzimy jednak kolejne wątki z zapartym tchem już od pierwszych stron książki. Kiedy Berit wygląda męża, dostrzega cień pomiędzy śmietnikami przed domem. Ubrana w ciemnozieloną kurtkę postać nas nie odstępuje, bowiem co i rusz  przewija się w tej historii. Podobnie zagadkowy staje się dla nas motyw ukrycia przez Justusa kartonu należącego do ojca. Przywodzi to na myśl nie tylko fakt, że Mały John obawiał się swojej śmierci czy aresztowania, ale i wtajemniczył w intrygę swojego syna…

Jestem zafascynowana. Sądzę, że to dobre stwierdzenie kończące tę recenzję. Księżniczka Burundi to książka, która zdecydowanie przekonała mnie do autora, a jednocześnie została uznana za Najlepszą Powieść Roku wg Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej. Brzmi dumnie, prawda? Wcale jednak mnie to nie dziwi. Szczegółowo spleciona fabuła, dobrze dopracowane wątki, i co i rusz pojawiająca się niepewność. Wierzcie mi, że dawno nie czytałam tak świetnie stworzonej powieści. Lektura zabrała mi dwa wieczory. Leżałam w łóżku kartkując tę publikację i wcale nie miałam ochoty pójść spać. Każdy rozdział zaskakuje, w każdym pojawia się kolejny element układanki, ale do zakończenia historii jeszcze bardzo długa droga, bo… kto zabił Małego Johna? Ile odkryje Lennart, a ile zdoła obnażyć policja? Reasumując – naprawdę zauroczyło mnie pióro nauczyciela Stiega Larssona. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane zagłębić się w lekturę całego cyklu Komisarz Ann Lindell, bowiem Księżniczka Burundi do 4 tom serii. Jeżeli udało mi się choć odrobinę Was zaintrygować – zachęcam do lektury! :D



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber:




Czerwone kapturki numer 1, numer 2, numer 3...

Kiedy brakuje nam leśniczego, babci, wilka i czerwonego kapturka – postaci osadzonych w leśnej, ale bajkowej scenerii  - przenosimy się do współczesnych czasów w poszukiwaniu nowego zakończenia wszystkim znanej baśni braci Grimm. Na piedestale stawiamy więc lekarkę, nauczycielkę i uczennicę, kobiety tworzące fabułę Czerwonych kapturków: numer 1, numer 2, numer 3 autorstwa Johna Katzenbacha.


O autorze wiem niewiele. Nigdy dotychczas nie spotkałam się z jego twórczością, choć nazwisko nie raz przeplatało się pomiędzy księgarnianymi półkami, kiedy to poszukiwałam nowych zdobyczy. Okazuje się jednak, że w Polsce wydał już blisko 14 książek, a każda z nich cieszy się pochlebną opinią. John Katzenbach to były reporter sądowy najsławniejszych amerykańskich magazynów, kontrowersyjny twórca psychologicznych książek i kryminałów. Prawdopodobnie to praca zawodowa wpłynęła na jego pióro. Wielokrotnie osadzał fabułę swoich powieści w zasłyszanych na salach rozpraw sceneriach, bowiem to one stawały się jego największą inspiracją.  

Czerwone  kapturki: numer 1, numer 2, numer 3 swoją premierę miały 21 października 2014 roku i pomimo bardzo jesiennej daty – świetnie sprawdzą się w roli świątecznych prezentów, ponieważ są to niezwykłą gratką dla miłośników kryminałów. Może i  książka liczy zaledwie 400 stron, ale trzyma w napięciu,  zaskakuje, i co rusz wodzi czytelnika za nos. Już na początku lektury poznajemy trzy bohaterki, każda z nich ma inny status społeczny, dzieli je  ogromna różnica wieku i zdaje się, że nie mają ze sobą nic wspólnego. Łączy ich jednak jedno – kasztanowy kolor włosów. Co jednak może się wydarzyć, kiedy pewnego dnia każda z pań otrzymuje list? List, który diametralnie zmienia ich życie.

Doskonale wiemy, że każda bajka musi zawierać morał, a przy tym posiadać szczęśliwe zakończenie. Nie czytamy jednak „Czerwonego Kapturka” z lat swojej młodości. Mamy w ręku świetnie skonstruowany thriller psychologiczny, szczegółowo dopracowaną i uknutą intrygę, która na zawsze zmieni nasze pogląd na bajkową historię z dzieciństwa. Katzenbach stworzył książkę o… powstawaniu powieści. Wielki Zły Wilk, autor listów, to sześćdziesięcioletni pisarz. Jego historie poruszają czytelników, ponieważ są bardzo przyziemne, osadzone w realiach życia codziennego, a opisują aż nadto prawdziwe historie. Nic w tym dziwnego. Najnowsza ksiązka ma opisywać… polowanie na Czerwone Kapturki.  Nie trudno więc się domyśleć, że będzie ona personalną historią trzech poznanych kobiet.

Książkę gorąco polecam. Jestem mile zaskoczona samym pomysłem na fabułę książki oraz jego realizacją. Pióro Katzenbacha jest bardzo lekkie. Język plastyczny, a całość niesamowicie wciągająca. Nie zauważycie nawet, kiedy zdołacie dobrnąć do ostatniej strony. Historia Czerwonych Kapturków i Wielkiego Złego Wilka trzyma w napięciu. Jeżeli więc poszukujecie książki abstrahującej od swojej codzienności i pogodni za Bożym Narodzeniem – gorąco zachęcam do lektury.



Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu AMBER




Czerwone kapturki numer 1, numer 2, numer 3...

Kiedy brakuje nam leśniczego, babci, wilka i czerwonego kapturka – postaci osadzonych w leśnej, ale bajkowej scenerii  - przenosimy się do współczesnych czasów w poszukiwaniu nowego zakończenia wszystkim znanej baśni braci Grimm. Na piedestale stawiamy więc lekarkę, nauczycielkę i uczennicę, kobiety tworzące fabułę Czerwonych kapturków: numer 1, numer 2, numer 3 autorstwa Johna Katzenbacha.


O autorze wiem niewiele. Nigdy dotychczas nie spotkałam się z jego twórczością, choć nazwisko nie raz przeplatało się pomiędzy księgarnianymi półkami, kiedy to poszukiwałam nowych zdobyczy. Okazuje się jednak, że w Polsce wydał już blisko 14 książek, a każda z nich cieszy się pochlebną opinią. John Katzenbach to były reporter sądowy najsławniejszych amerykańskich magazynów, kontrowersyjny twórca psychologicznych książek i kryminałów. Prawdopodobnie to praca zawodowa wpłynęła na jego pióro. Wielokrotnie osadzał fabułę swoich powieści w zasłyszanych na salach rozpraw sceneriach, bowiem to one stawały się jego największą inspiracją.  

Czerwone  kapturki: numer 1, numer 2, numer 3 swoją premierę miały 21 października 2014 roku i pomimo bardzo jesiennej daty – świetnie sprawdzą się w roli świątecznych prezentów, ponieważ są to niezwykłą gratką dla miłośników kryminałów. Może i  książka liczy zaledwie 400 stron, ale trzyma w napięciu,  zaskakuje, i co rusz wodzi czytelnika za nos. Już na początku lektury poznajemy trzy bohaterki, każda z nich ma inny status społeczny, dzieli je  ogromna różnica wieku i zdaje się, że nie mają ze sobą nic wspólnego. Łączy ich jednak jedno – kasztanowy kolor włosów. Co jednak może się wydarzyć, kiedy pewnego dnia każda z pań otrzymuje list? List, który diametralnie zmienia ich życie.

Doskonale wiemy, że każda bajka musi zawierać morał, a przy tym posiadać szczęśliwe zakończenie. Nie czytamy jednak „Czerwonego Kapturka” z lat swojej młodości. Mamy w ręku świetnie skonstruowany thriller psychologiczny, szczegółowo dopracowaną i uknutą intrygę, która na zawsze zmieni nasze pogląd na bajkową historię z dzieciństwa. Katzenbach stworzył książkę o… powstawaniu powieści. Wielki Zły Wilk, autor listów, to sześćdziesięcioletni pisarz. Jego historie poruszają czytelników, ponieważ są bardzo przyziemne, osadzone w realiach życia codziennego, a opisują aż nadto prawdziwe historie. Nic w tym dziwnego. Najnowsza ksiązka ma opisywać… polowanie na Czerwone Kapturki.  Nie trudno więc się domyśleć, że będzie ona personalną historią trzech poznanych kobiet.

Książkę gorąco polecam. Jestem mile zaskoczona samym pomysłem na fabułę książki oraz jego realizacją. Pióro Katzenbacha jest bardzo lekkie. Język plastyczny, a całość niesamowicie wciągająca. Nie zauważycie nawet, kiedy zdołacie dobrnąć do ostatniej strony. Historia Czerwonych Kapturków i Wielkiego Złego Wilka trzyma w napięciu. Jeżeli więc poszukujecie książki abstrahującej od swojej codzienności i pogodni za Bożym Narodzeniem – gorąco zachęcam do lektury.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu AMBER




"Księżniczka Burundi" - pierwsze spotkanie z Kjellem Erikssonem!

Księżniczka z Burundi – wyjątkowo piękna rybka, będąca cennym okazem dla niejednego miłośnika akwarystyki. Hodować można ją jedynie w dużych zbiornikach wodnych, a taki miał właśnie John Jonsson, główny „nieżywy” bohater książki Kjella Erikssona.

"Życie było zbiorem przypadkowych okoliczności i zawiedzionych nadziei…"

Grudzień. Czas ciemności. Ciągle osypujący Uppsalę śnieg nikogo nie dziwi. Czego oczekiwać w środku zimy, zwłaszcza na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia? Wbrew pozorom wyglądająca za mężem kobieta, czekająca na niego z kolacją także pozostawia nas bez emocji, bo która z nas tego nie robi? Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy mężczyzna nie powraca na noc, a jego zwłoki – i to brutalnie ugodzone nożem – zostają odnalezione kolejnego dnia w nieopodal leżącym Libroback. Z powodu braku poszlak i narastających trudności z odkryciem mordercy do śledztwa zostaje wciągnięta komisarz Ann Lindell, policjantka przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim.

Kjell Eriksson bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy wątkami. Raz śledzimy pracę wydziału kryminalnego, innym razem pijemy kawę podczas świątecznych zakupów, a następnym zasypiamy wtuleni pod ciepłym kocem. Każda z postaci jest dość wyraźnie zarysowana, choć zabrakło mi ich portretów psychologicznych. Niby mamy garstkę emocji, niby wtapiamy się w realność tej historii, ale nie identyfikujemy się z bohaterami. Śledzimy jednak kolejne wątki z zapartym tchem już od pierwszych stron książki. Kiedy Berit wygląda męża, dostrzega cień pomiędzy śmietnikami przed domem. Ubrana w ciemnozieloną kurtkę postać nas nie odstępuje, bowiem co i rusz  przewija się w tej historii. Podobnie zagadkowy staje się dla nas motyw ukrycia przez Justusa kartonu należącego do ojca. Przywodzi to na myśl nie tylko fakt, że Mały John obawiał się swojej śmierci czy aresztowania, ale i wtajemniczył w intrygę swojego syna…

Jestem zafascynowana. Sądzę, że to dobre stwierdzenie kończące tę recenzję. Księżniczka Burundi to książka, która zdecydowanie przekonała mnie do autora, a jednocześnie została uznana za Najlepszą Powieść Roku wg Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej. Brzmi dumnie, prawda? Wcale jednak mnie to nie dziwi. Szczegółowo spleciona fabuła, dobrze dopracowane wątki, i co i rusz pojawiająca się niepewność. Wierzcie mi, że dawno nie czytałam tak świetnie stworzonej powieści. Lektura zabrała mi dwa wieczory. Leżałam w łóżku kartkując tę publikację i wcale nie miałam ochoty pójść spać. Każdy rozdział zaskakuje, w każdym pojawia się kolejny element układanki, ale do zakończenia historii jeszcze bardzo długa droga, bo… kto zabił Małego Johna? Ile odkryje Lennart, a ile zdoła obnażyć policja? Reasumując – naprawdę zauroczyło mnie pióro nauczyciela Stiega Larssona. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane zagłębić się w lekturę całego cyklu Komisarz Ann Lindell, bowiem Księżniczka Burundi do 4 tom serii. Jeżeli udało mi się choć odrobinę Was zaintrygować – zachęcam do lektury! :D

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber:




Superfacet nie istnieje. No i co z tego?

Każda z nas, kobiet, szuka ideału. Nie ukrywajmy, marzymy o wysokim, przystojnym, czarującym mężczyźnie z bogatą osobowością, który nie będzie narzekał podczas kilkugodzinnych zakupów, ani nie śmie wytknąć nam nowej zmarszczki na czole. Tak, takiego mężczyzny szukamy. Później życie się komplikuje, bowiem nie chcemy ani pantoflarza, ani mami synka, ani sknery, ani Faceta Duże Dziecko a tym bardziej Faceta o Kamiennym Sercu. Jak więc w tym gąszczu rozmaitych „męskich typów” znaleźć tego jedynego? Jak odszukać swojego Superfaceta? Jeśli nie wiecie, kilka dobrych (a na pewno cennych) rad udzielą Wam… Boginie Seksu.

Zadawanie sobie mnóstwa pytań na temat wpajanego nam od kołyski pojęcia "superfacet", to oznaka równowagi umysłowej. Przecież nie wymagasz zbyt wiele, tylko żeby był zdrowy na ciele i umyśle, dość przystojny, dający poczucie bezpieczeństwa, miękki w dzień, a twardy w nocy, wyrozumiały dla ciebie, ale bezwzględny dla wrogów, nie za biedny, super wierny, ale pociągający. (...) Wymagane minimum to nieosiągalne maksimum. To marzenie ściętej głowy, mit.

Książkę pochłonęłam w przeciągu kilku godzin. Kilkakrotnie uśmiechnęłam się do zapisanych kartek po pierwsze dlatego, że przypomniały mi sytuacje z mojego życia, a po drugie dlatego, że Cathereine Grey możemy nazwać mistrzynią słowa. Nie mamy do czynienia z nudnym, „rozlazłym” poradnikiem a książką, która od razu przywodzi nam na myśl plotki przy kawie z najlepszą przyjaciółką. Wszystko jest aż nadto bezpośrednie, subiektywne i wyjątkowo prosto napisane. Każdy rozdział zakończony jest testem osobowości (na wszelki wypadek, by zdiagnozować naszego partnera), z kolei niektóre typy męskiej osobowości opatrzone zostały „okresem używalności”. Rozbijamy się więc o różne płaszczyzny, m.in. Faceci i seks, Faceci i związki, Faceci i zdrada, Faceci i zaburzenia psychiczne, Faceci i wygląd, słowem wszystko, co dotyczy nas w życiu codziennym i wywołuje często niejednoznaczne kontrowersje.

Superfacet nie istnieje. No i co z tego? To lektura utrzymana w przezabawnym tonie. Pełna dobrego humoru, bezpośrednich zwrotów i niekonwencjonalnych spostrzeżeń. Zdecydowanie skierowana do kobiet (zarówno tych, które są samotne, jak i tych, które mają jeszcze szansę na zerwanie znajomości). Z kolei czy mężczyzna powinien sięgnąć po tę lekturę? Uważam, że tak. Wiele zawartych w publikacji spostrzeżeń wyjęto z życia codziennego i wielu z nas to dotyczy. Sądzę, że żaden z  Panów nie powinien czuć się urażony, a winien zmusić się do refleksji i drobnych zmian swojego życia/wizerunku/osobowości.

Do lektury gorąco zachęcam wszystkich ciekawskich Czytelników. Może okładka nie jest przekonująca, bo żaden z załączonych Panów nie ujął mnie za serce, ale książka na pewno jest godna uwagi. Wakacje są często okresem poszukiwań drugiej połowy, kto więc, jeśli nie Boginie Seksu, mogą poczęstować nas najtrafniejszymi spostrzeżeniami i udzielić cennych rad?  Wniosek z lektury jest jednak jeden – nie szukajmy księcia z bajki, wiedząc, że on tak naprawdę nie istnieje. Skoro „miłość potrafi zdziałać cuda” i nawet największa maszkara może kogoś sobą zauroczyć, warto skupić się przede wszystkim na wnętrzu drugiej osoby zwłaszcza, kiedy nam do księżniczek wyjątkowo daleko. Prawda jest jednak taka, że to wygląd pełni kluczową rolę w zawieraniu nowych to relacji, i to samo podkreśla autorka. Masz Ci los…  To tylko jedna z konfrontacji, jakie spotkacie na kartach tego poradnika. Zachęciłam? Zapraszam do lektury! J

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Amber:



Co dzisiaj ugotujemy? Zapraszam na "Miłość jest jak toskański deser"


Barwna, subtelna, iście wakacyjna nowość od Wydawnictwa Amber to książka pt. Miłość jest jak toskański deser. Co jednak łączy pasję i pożądanie z miłością do gotowania? Jak wybrnąć z opresji, gdy nasze danie główne ląduje z impetem na marynarce aroganckiego, acz wyjątkowo przystojnego mężczyzny? Jak udowodnić, że kobieta także może zostać świetnym kucharzem, albo czy da się stworzyć  z ruiny (dosłownie) dobrze prosperująca restaurację? O spełnianiu marzeń, zmienianiu swojego życia i trwałym odcięciu od przeszłości opowiedzą Wam Elisabetta Flumeri i Gabriella Giacometti.

Historia Margherity rozpoczyna się dość tuzinkowo. Najpierw poznajemy jej egoistycznego męża i futrzasto-pierzaste plemię, żyjących wspólnie w niewielkim mieszkanku w Rzymie. Sama bohaterka zdaje się być ofiarą losu, która nie tylko nie potrafi samodzielnie znaleźć dobrze płatnej pracy, ale i nie potrafi ugryźć się w język w najbardziej wymagających tego sytuacjach. Przyznaję, że w pewnym momencie zrobiło mi się jej żal. Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji finansowej się znajduje i ma świadomość tego, że bez dodatkowej gotówki ani rusz – przemilczy wszelkie niedogodności i przyjmie każdą ofertę. Margherita, idąc na rozmowę kwalifikacyjną, która miała okazać się czystą formalnością, nie zdołała się powstrzymać przed subiektywnym zdaniem na temat produktów, a tym samym – kłótnią z rekruterem. Opowiadając historię swojemu mężowi nie mogła liczyć na zrozumienie, a kolejne zdarzenia były już tylko zwieńczeniem ich codziennych relacji. Bywa w życiu tak, że często jesteśmy znużeni codziennością, szukamy nowych doznań, brakuje nam inspiracji, a dotychczasowa miłość po prostu wygasa. Nikt nie pielęgnuje uczucia, nie ratuje sytuacji, pozwala mu zejść na drugi plan, by pod błahym przykryciem bagatelizować potrzeby i uczucia drugiej osoby. Pytanie, ile jest w stanie znieść człowiek dla kogoś, kogo pozornie kocha? Jak wielka musi zostać wyrządzona mu krzywda, by odejść bez chwili zawahania?


"...zamknęłam pewien rozdział i chcę zacząć od nowa. Nie wiem jak, ale zacznę właśnie tutaj."


Miłość jest jak toskański deser to bardzo lekka propozycja. Fabuła co prawda nie może nas niczym zaskoczyć, bowiem tak jak pisała Anna Mucha „Ta książka jest jak czekoladowe ciastko. Niby doskonale wiesz, jak smakuje, a jednak nieustająco cię zachwyca”. To typowa historia o miłości poznawanej od kuchni. O pięknie Toskanii, o kwintesencji ziół i przypraw zebranych w cudowne dania główne i desery. To historia o tym, że warto zmienić dotychczasowe życie, jeśli nie daje nam ono szczęścia. O tym, że należy walczyć o swoje marzenia i o tym, jak ważna w życiu każdego z nas jest  rodzina. Całość oczywiście ubrana jest w przezabawne anegdoty i dialogi, a więc rokuje miło spędzonym wieczorem.


Fantastycznie. Mam halucynacje w biały dzień.
(…)
Zasadniczo halucynacje nie mówią.
(…)
I nie robią propozycji.
(…)
I nie jeżdżą samochodami!



Czy książkę polecam? Oczywiście. Jeśli lubicie typowo kobiecą literaturę, pełną przemyśleń, emocji i retrospekcji na pewno znajdziecie tutaj coś dla siebie. Miłość jest jak toskański deser to lektura, której nie wręczyłabym wymagającym Czytelnikom, ponieważ to książka mająca zapewnić mile spędzone popołudnie w cieniu drzew bez siatki intryg i przemyśleń. Włoski duet Flumeri-Giacometti zadbał o to, by lektura stała się przyjemnością, pełną uśmiechu i pogodnego nastawienia.  


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Amber:


Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie