­
­

Anne B. Ragde - Kochankowie

Nie bez powodu pokochaliśmy literaturę skandynawską. Każda książka, która dociera do nas z północy zostaje wyróżniona i cieszy oko wprawnego miłośnika kryminałów. Dzisiaj mam dla Was kolejną książkę, na którą powinniście zwrócić szczególną uwagę. Poznajcie Anne R. Ragde.


Kochankowie to piąty tom serii Ziemia kłamstw, opowiadający tajemnicze losy rodziny Neshov, którym daleko od powieści Mario Puzo, ale bohaterowie, spleceni jedną, wspólną nicią przeżyć, wspomnień, a także korzeni tworzą ciepłą, barwną powieść, a zarazem dostojny kryminał. Tłem całej historii jest niesamowita, niesforna Skandynawia, ukazująca nie tylko przyrodę, ale mentalność ludzi północy, ich przyzwyczajenia, charakter i charyzmę. Fabuła książki jest kontynuacją losów głównych bohaterów. Torunn Neshov dba o zrujnowane gospodarstwo rodzinne, Margido prowadzi biuro pogrzebowe, które nie tylko przynosi zysk, ale i angażuje pozostałych członków rodziny. Erlend pozostaje dostojnym, bogatym mężczyzną, który musi przeprowadzić remont we właśnie odziedziczonej willi, i tym razem to Tormond, chce wrócić do swoich wspomnień, by obnażyć bolesną prawdę sprzed lat.
Sprawdź na stronie Wydawnictwa
Nie potrafię odnieść się do serii i tego, czy całość jest godna uwagi. Nie umiem opisać, pióra autorki, jej zmian w podejściu do fabuły na przełomie poszczególnych tomów, ale wiem, że Kochankowie to książka  naprawdę interesująca. Lektura jest bardzo lekka, wciągająca. Poszczególne wątki są bardzo przemyślane, bohaterowie nie nużą, są wyraziści idealnie wpasowują się do konwencji literatury skandynawskiej. Książkę polecam, warto sięgnąć po ten tajemniczy tytuł. Ja z chęcią nadrobię zaległości dla tej, kryminalnej sagi i opowiem Wam, co ciekawego przydarzyło się rodzinie Neshov.  

Kryminał na ostatnie tchnienie zimy! Przeczytajcie go raz jeszcze :)

Czytanie książek w hotelowym pokoju u podnóża górskich, osypanych śniegiem szczytów to czysta przyjemność. Powieść Leviego Henriksena miałam przyjemność przekartkować niemalże rok temu, tuż przed sylwestrem, na chwilę po powrocie ze szlaku. Przyznam jednak, że kryminał w takim otoczeniu budzi pewien niepokój podczas spacerów, przecież wszystko może się zdarzyć i hasło „śnieg”, potrafi przyprawić o gęsią skórkę. Jednak biały puch przykrywający zalegający brud i stwardniałe bryły niczego nie zmieni. On również stanie się szary, on tylko pozornie odmieni rzeczywistość na jeden moment…

Dan Kaspersen, główny bohater książki, powraca w rodzinne strony zmuszony nagłym pogrzebem swojego brata.   Mężczyzna, pomimo młodego wieku, odsiadywał już dwuletni wyrok za przemyt narkotyków, jednakże łaknie powrotu do normalności. Śmierć bata niestety nie jest najlepszym akompaniamentem resocjalizacji, a tym bardziej śmierć w mało oczywistych i niekoniecznie jednoznacznych okolicznościach. W końcu znalezienie zwłok w samochodzie zaparkowanym na własnym podwórku nie brzmi przekonująco. Daniel stara się rozwikłać zagadkę, próbuje odnaleźć motyw samobójstwa swojego brata, jednakże każdy nowo odkryty wątek pozbawia go stabilizacji. Nic przecież nie wskazywało, aby Jakob cierpiał na depresję. Owszem, przeżywali obaj śmierć swoich rodziców, ale bieg czasu winien choć zaleczyć niewielkie rany. Dan decyduje się sprzedać gospodarstwo, zapomnieć, porzucić wspomnienia i wyjechać ze Skogli.

Mistycznym połączeniem kryminału z powieścią obyczajową jest wątek pewnej miłości, a przynajmniej zauroczenia. Tuż przed podjęciem ostatecznej decyzji, dotyczącej opuszczenia rodzinnego miasteczka, pojawia się tajemnicza Mona Steinmyra. Kobieta o najpiękniejszym uśmiechu i cudownych oczach.

Powiedzcie mi więc, gdzie zaprowadzić może nas zima, kobieta, tajemnicze samobójstwo i zagubiony 37-latek, który obnaża wiele skrzętnie skrywanych sekretów? Musicie przekonać się sami, bowiem rozwiązania zagadki nie pozwolę zdradzić. Śnieg przykryje śnieg nie jest tradycyjnym kryminałem, nie należy więc do norweskich lektur, do których współcześnie zostaliśmy przyzwyczajeni. Levi Henriksen to nie Jo Nesbo, to również nie Stieg Larsson, ale osoba o nowym spojrzeniu na skandynawską prozę. To zarazem osoba, która fenomenalnie zabarwiła tę historię wątkami psychologicznymi i stworzyła niesamowity obraz całej scenerii.

Spodziewałam się zimowego kryminału, a dostałam dobrą powieść obyczajową. Czy jestem zawiedziona? Skąd! Śnieg przykryje śnieg to lekka lektura, bardzo dobrze zorganizowana i przystępnie napisana. Całość ozdobiona została zakładkami, które na pierwszy rzut oka są niemałym zaskoczeniem. W trakcie lektury okazuje się jednak, że zdobiąca je grafika została idealnie wpasowana do treści tej publikacji.
Czy warto sięgnąć po tę książkę? Oczywiście! Gorąco polecam!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa:


"Księżniczka Burundi" - pierwsze spotkanie z Kjellem Erikssonem!

Księżniczka z Burundi – wyjątkowo piękna rybka, będąca cennym okazem dla niejednego miłośnika akwarystyki. Hodować można ją jedynie w dużych zbiornikach wodnych, a taki miał właśnie John Jonsson, główny „nieżywy” bohater książki Kjella Erikssona.

"Życie było zbiorem przypadkowych okoliczności i zawiedzionych nadziei…"

Grudzień. Czas ciemności. Ciągle osypujący Uppsalę śnieg nikogo nie dziwi. Czego oczekiwać w środku zimy, zwłaszcza na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia? Wbrew pozorom wyglądająca za mężem kobieta, czekająca na niego z kolacją także pozostawia nas bez emocji, bo która z nas tego nie robi? Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy mężczyzna nie powraca na noc, a jego zwłoki – i to brutalnie ugodzone nożem – zostają odnalezione kolejnego dnia w nieopodal leżącym Libroback. Z powodu braku poszlak i narastających trudności z odkryciem mordercy do śledztwa zostaje wciągnięta komisarz Ann Lindell, policjantka przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim.

Kjell Eriksson bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy wątkami. Raz śledzimy pracę wydziału kryminalnego, innym razem pijemy kawę podczas świątecznych zakupów, a następnym zasypiamy wtuleni pod ciepłym kocem. Każda z postaci jest dość wyraźnie zarysowana, choć zabrakło mi ich portretów psychologicznych. Niby mamy garstkę emocji, niby wtapiamy się w realność tej historii, ale nie identyfikujemy się z bohaterami. Śledzimy jednak kolejne wątki z zapartym tchem już od pierwszych stron książki. Kiedy Berit wygląda męża, dostrzega cień pomiędzy śmietnikami przed domem. Ubrana w ciemnozieloną kurtkę postać nas nie odstępuje, bowiem co i rusz  przewija się w tej historii. Podobnie zagadkowy staje się dla nas motyw ukrycia przez Justusa kartonu należącego do ojca. Przywodzi to na myśl nie tylko fakt, że Mały John obawiał się swojej śmierci czy aresztowania, ale i wtajemniczył w intrygę swojego syna…

Jestem zafascynowana. Sądzę, że to dobre stwierdzenie kończące tę recenzję. Księżniczka Burundi to książka, która zdecydowanie przekonała mnie do autora, a jednocześnie została uznana za Najlepszą Powieść Roku wg Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej. Brzmi dumnie, prawda? Wcale jednak mnie to nie dziwi. Szczegółowo spleciona fabuła, dobrze dopracowane wątki, i co i rusz pojawiająca się niepewność. Wierzcie mi, że dawno nie czytałam tak świetnie stworzonej powieści. Lektura zabrała mi dwa wieczory. Leżałam w łóżku kartkując tę publikację i wcale nie miałam ochoty pójść spać. Każdy rozdział zaskakuje, w każdym pojawia się kolejny element układanki, ale do zakończenia historii jeszcze bardzo długa droga, bo… kto zabił Małego Johna? Ile odkryje Lennart, a ile zdoła obnażyć policja? Reasumując – naprawdę zauroczyło mnie pióro nauczyciela Stiega Larssona. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane zagłębić się w lekturę całego cyklu Komisarz Ann Lindell, bowiem Księżniczka Burundi do 4 tom serii. Jeżeli udało mi się choć odrobinę Was zaintrygować – zachęcam do lektury! :D



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber:




"Pewnego dnia obudzimy się, nie przeczuwając, że będzie to ostatni dzień w naszym życiu" - Max Bentow "Ptaszydło"


Wyobraźmy sobie prostą sytuację. Jest wieczór, jesteśmy sami w mieszkaniu. Z pomieszczenia oddzielonego od nas ścianą dobiega nieznany szmer, huk, stukot przyprawiający nas o dreszcze. Pozwalamy wodzom naszej wyobraźni zwieść nas na manowce. Włos jeży się na głowie, a bezsilność i strach nie pozwalają nam przekroczyć progu pomieszczenia, w którym właśnie się znajdujemy. Kiedy jednak zbierzemy się na odwagę, postanawiamy wejść do pokoju, z którego dobiegają tajemnicze dźwięki i zauważamy niesfornego, maleńkiego ptaka, który za wszelką cenę próbuje wydostać się z pomieszczenia. Oddychamy z ulgą. Przerażone zwierzę walczy o życie, stara się uciec z betonowej klatki, więc litościwie pomagamy mu, wybaczając nawet fakt, że zranił nas ostrym pazurem podczas chaotycznego lotu. Kiedy ptak ucieka, siadamy wygodnie w fotelu, nabieramy powierza do płuc i gdy emocje już opadną zastanawiamy się, jak zwierzę to dostało się do środka. Przecież okna były zatrzaśnięte. Przecież nikt inny nie miał dostępu do mieszkania. Przecież drzwi na pewno zamykaliśmy jeszcze chwilę temu… W jaki więc sposób ptak wleciał do pokoju...?


"Seryjni mordercy dają nam znaki, porozumiewają się z nami za pomocą swoich czynów.
 Chcą się zwierzyć..."

Zaczęłam w dość niekonwencjonalny sposób, jednak wszystko za sprawą książki Ptaszydło Maxa Bentowa. Doskonale wiecie, że od pewnego czasu zaczytuję się w kryminałach. Śledzę karty powieści, wertuję każdą ze stron i próbuję, wraz z detektywem, odgadnąć, kto stoi za sprawą makabrycznej zbrodni. Czasem ofiara jest jedna i to tajemnica jej śmierci absorbuje nas w stu procentach. Czasem jednak na naszych oczach giną kolejne postaci, sprawa nabiera tempa, lekturę pochłaniamy z zapartym tchem ciekawi tego, co spotka nas na kolejnej stronie. Tak właśnie było z książką Ptaszydło. Powieścią, będącą pierwszym tomem cyklu o komisarzu Nilsie Trojanie.

Książkę liczącą blisko 300 stron pochłonęłam w przeciągu dwóch wieczorów. Nigdy wcześniej nie słyszałam o twórczości Maxa Bentowa, a warto zaznaczyć, że Ptaszydło to debiut literacki autora. Mamy tu do czynienia z wyjątkowo dobrą, diablo fascynującą powieścią kryminalną, która wciąga  i intryguje. Warsztat pisarza jest bardzo dopracowany. Bentow świetnie lawiruje w naszej podświadomości. Nasuwa pozorne wnioski, zdaje się obnażać przed nami zabójcę, po czym pozostawia nas oniemiałych  na zakończenie historii. Co więcej, świetnie buduje napięcie. Emocjonalnie i brutalnie przedstawia zbrodnię, przez co nasza wyobraźnia pracuje bez przerwy, a dzięki temu wchodzimy w tę historię jako naoczni świadkowie zdarzeń. O  czym jednak mówi fabuła?

Gdy rozpoczynamy lekturę tradycyjnie poznajemy komisarza – typowego mężczyznę, rozwiedzionego z żoną pracoholika, potrzebującego czyjegoś ciepła i zrozumienia. Autor postanowił wpleść do fabuły niewielką historię rodzinną, jak i wątek miłosny. Ten ostatni oczywiście odgrywa kluczową rolę w powieści, jednak nie jest przesadnie oklepanym motywem. Nils Trojan prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych morderstw w centrum miasta. Okaleczone kobiety o blond włosach atakowane są przez tajemniczego potwora o dziobie i ostrych pazurach. Jak odnaleźć sprawcę, kiedy życie kolejnych osób jest zagrożone? Czy istnieje pewien schemat, klucz do rozwiązania tej zagadki? Przekonacie się sami.

Chciałabym jeszcze zwrócić Waszą uwagę na umiejętne zarysowanie głównego przesłania – motywu książki. Zbrodnie popełnia osoba skrzywdzona przez los, cierpiąca, na co dzień pomijana i niezauważana. Usilnie gra na emocjach i w kulminacyjnej scenie pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Jest to bardzo istotny element publikacji, bowiem w życiu codziennym spotykamy wiele takich osób. Są one wśród nas, zawsze były i zawsze będą. Pytanie, ilu z nich jest w stanie posunąć się na tle daleko, by w końcu zwrócić na siebie uwagę? Aby zrozumieć, co dokładnie mam na myśli koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Nie chciałabym tutaj zarysować Wam portretu psychologicznego głównego bohatera, bowiem stracicie całą przyjemność z lektury, świadomie pozbawiając się analizy kolejnych zwrotów akcji.



Książkę oczywiście gorąco polecam. Jest to świetna lektura na wakacyjne popołudnie, a nawet zimowe wieczory. Jak już wspomniałam, Ptaszydło to nie tylko debiut autora, ale i pierwsza część przygód komisarza Nilsa Trojana. W księgarniach dostępna jest już kolejna książka z serii, pt. Lalkarka. Mam szczerą nadzieję, książka będzie równie porywająca, a warsztat autora jeszcze bardziej dopracowany.

Za książkę Maxa Bentowa – Ptaszydło serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A. 


"Rook" Grahama Mastertona

Jim Rook nie pozbywa się trupów, ale wieczorami poprawia prace uczniów, chodzi na koncerty lun spotyka się z przyjaciółmi. strona  116, „Rook”


Niektóre książki się czyta, a inne połyka w całości. Nie, nie żartuję. Siedząc w autobusie ZTM , notabene wracając z zajęć, zabrałam się za Rook  i w przeciągu 25 minut przeczytałam 100 stron. Najnowszą książkę Wydawnictwa Replika, która wyszła spod pióra mistrza literatury grozy – Grahama Mastertona.

Przyznam, że horror, thriller, sensacja to gatunki odległe od mojej codziennej biblioteczki. O ile nieraz wracałam do książek Kinga, o tyle Mastertona unikałam jak ognia. Sama nie rozumiem dlaczego. Może powodem jest fakt, że spodziewałam się trudnej, brutalnej i naprawdę przerażającej publikacji? Nie mam pojęcia. „Rook” przeczytałam w przeciągu dwóch godzin. Przewracałam stronę za stroną i zasmucił mnie fakt, że pierwsza część cyklu już za mną.

Fabuła książki rozpoczyna się na pozór banalnie. Przecież bójki nastolatków są czymś normalnym i mają rozmaite podłoże, a nie oszukujmy się – w szkołach specjalnych nikogo one nie dziwią, ani nie zaskakują. Problem jednak rodzi się w momencie, w którym jeden z uczestników batalii zostaje zabity. Umiera w niewyjaśnionych okolicznościach, skatowany na śmierć. W książce „Rook” ofiarą okazuje się Elvin, a kto jest jedyną osobą, której policja może postawić zarzuty? Oczywiście Tee Jay, chłopiec, który wcześniej groził koledze. Sęk w tym, że historia bójki to jedynie tło całego opowiadania. Głównym bohaterem książki jest Jim Rook, nauczyciel drugiej klasy specjalnej, który odnalazł zwłoki chłopca. Widział też mistyczną, czarną postać, która mogła być sprawcą tej brutalnej zbrodni. Rook postanawia odkryć prawdę, zagłębić się w świat magii i voodoo, by za wszelką cenę chronić swoich podopiecznych. Pytanie tylko, czy spokojny, stateczny nauczyciel jest w stanie pokonać Monstrum o nadprzyrodzonych mocach? Dlaczego „Wuj Umber” tak bardzo chce zaprzyjaźnić się z belfrem? Dlaczego śledzi go i prześladuje? Koniecznie sięgnijcie po tę książkę.

„Poszedł do drugiego pokoju i przez dłuższy czas stał tam, nie zapalając świtała. Nie chciał jednak widzieć tego,  co leżało pod łóżkiem Nagle jednak przyszło mu do głowy, że szczątki pani Vaizey mogą zacząć wychodzić spod łóżka, kołysząc się na boki w krwiście czerwonej narzucie jak gigantyczna dżdżownica, i natychmiast zapalił światło.” Strona 122

Pióro Mastertona jest lekkie, przyjemne, zachęcające do kontynuowania lektury. Książka momentami sprawia, że przechodzą nas dreszcze, czujemy się skonfundowani, czasem zniesmaczeni, ale nie możemy oderwać się od czytania. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorem i już zaznaczam, że bardzo udane. Rook jest pierwszą częścią cyklu, który liczy aż osiem publikacji. Mam szczerą nadzieję, że Wydawnictwo Replika wydana pełną serię i lada dzień na półkach pojawi się kolejna część przygód Jima.

Jeżeli jednak obawiacie się powieści grozy - Rook wcale nie jest taki straszny jak go malują. Owszem, mamy tu kałużę krwi, ciało, które samo się zjada, a także niebezpiecznego i nieobliczalnego kapłana voodoo, którego "przyjaźń" jest wyjątkowo stronnicza. Książka jednak zachęca do lektury. Dzięki niej spędziłam naprawdę miły wieczór, a to zdarza się naprawdę rzadko. 

Pewnego dnia, przyjacielu, znajdę inną laskę loa i wtedy wrócę po ciebie. Obiecuję ci to. Strona 273


Książkę gorąco polecam, ponieważ naprawdę warto po nią sięgnąć. Za mój egzemplarz z kolei serdecznie dziękuję Księgarni Matras.


"Wierność w stereo" - Nick Hornby

Na mojej liście pięciu najbardziej godnych zapamiętania rozstań wszech czasów (z dziewczynami, które chętnie zabrałbym na bezludną wyspę) znajdują się z porządku chronologicznym:
1.      Alison Ashworth
2.      Penny Hardwick
3.      Jackie Allen
4.      Charcie Nicholson
5.      Sarah Kendrew
Rozstania  z nimi naprawdę bolały. Lauro, czy widzisz wśród nich swoje imię? Moim zdaniem mogłabyś wślizgnąć się do pierwszej dziesiątki, ale nie ma dla Ciebie miejsca w górnej piątce. Górna piątka jest zarezerwowana dla rozstań prawdziwie bolesnych i poniżających na jakie ciebie nie stać.

Zakończenie związku, a więc i odejście kobiety na pewno wiąże się z wieloma emocjami. Czasem są to skrajne przeżycia, histerie, depresje, przeraźliwa rozpacz i kontrowersyjne wspomnienia. Innym razem postanawiamy obopólnie zakończyć wspólną drogę. Rozchodzimy się i każdy wędruje własną ścieżką. Zastanówmy się jednak, czy książka rozpoczynająca się od powyższych słów może być subtelnym, pobłażliwym zakończeniem pożycia? Czy związek zwykły, mało spontaniczny, pozbawiony pożądania i namiętności to coś, za czym się tęskni? To coś, czego będzie nam brakowało? Autor książki Wierność w stereo stara się przestawić nam wyjątkowo realną historię, która na pewno przytrafiła się niejednej osobie na tym świecie.

Początek lektury to opis pięciu różnych kobiet. To upływ wielu lat. To przezabawna opowiastka o dorastaniu – w otoczeniu przedstawicielek płci pięknej – poznawanie swoich ciał, osobowości, zmian światopoglądu. To jak zaznaczyłam już na początku, rozstania, te najbardziej bolesne. Zakładanie własnych rodzin i garść suchych wspomnień… wspomnień, których nieodzownym elementem jest muzyka.

Czy warto planować swoje życie z kimś, czyja kolekcja płyt jest nieporównywalna z naszą? Takie pytanie zadaje nam sam Nick Hornby, a odpowiedź pozwala nam uzyskać w drugiej części publikacji, części poświęconej Laurze. Tak, tej, do której skierowane były pierwsze słowa. Kolejne rozdziały zajmują więcej niż połowę książki, a opowiadają nam krótką historię ich związku – przebijamy się przez stosunki rodzinne, dzień rozstania, przeprowadzkę, nowy związek, śmierć ojca dziewczyny i pewien punkt, będący meritum całej historii. Bez przerwy towarzyszą nam znane na całym świecie utwory, popularne single i albumy, ale co w tym dziwnego? Rob, główny bohater książki, ma własny sklep z rozmaitymi płytami i wydaniami muzycznymi. Czy warto więc przyjaźnić się z kimś, kto słucha tandetnej muzyki?


Wierność w stereo to przezabawna książka. Język publikacji jest lekki, bardzo plastyczny i ciśnie się na usta proste stwierdzenie – swojski. Hornby nie szczędzi nam wulgaryzmów oraz krótkich, acz głębokich zwrotów. Zdecydowana większość książki to swego rodzaju monolog, który w trakcie czytania daje wrażenie, że siedzimy w pubie z najlepszym kumplem, który właśnie postanowił odpowiedzieć nam historię swojego życia. Brakuje tu stoicyzmu i powagi, bowiem nawet z pogrzebu wychodzimy trzaskając drzwiami, wraz z Robertem rzecz jasna. Taki jednak urok tej publikacji. Jeżeli oczekujecie patetycznej scenerii i liczycie, że ta książka jest pewnego rodzaju poradnikiem – omijajcie ją z daleka. Jeśli jednak potrzebujecie swobodnej, stosunkowo pociesznej lektury na strapione serce, gorąco polecam Wierność w stereo


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:


"Księżniczka Burundi" - pierwsze spotkanie z Kjellem Erikssonem!

Księżniczka z Burundi – wyjątkowo piękna rybka, będąca cennym okazem dla niejednego miłośnika akwarystyki. Hodować można ją jedynie w dużych zbiornikach wodnych, a taki miał właśnie John Jonsson, główny „nieżywy” bohater książki Kjella Erikssona.

"Życie było zbiorem przypadkowych okoliczności i zawiedzionych nadziei…"

Grudzień. Czas ciemności. Ciągle osypujący Uppsalę śnieg nikogo nie dziwi. Czego oczekiwać w środku zimy, zwłaszcza na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia? Wbrew pozorom wyglądająca za mężem kobieta, czekająca na niego z kolacją także pozostawia nas bez emocji, bo która z nas tego nie robi? Sytuacja jednak się komplikuje, kiedy mężczyzna nie powraca na noc, a jego zwłoki – i to brutalnie ugodzone nożem – zostają odnalezione kolejnego dnia w nieopodal leżącym Libroback. Z powodu braku poszlak i narastających trudności z odkryciem mordercy do śledztwa zostaje wciągnięta komisarz Ann Lindell, policjantka przebywająca obecnie na urlopie macierzyńskim.

Kjell Eriksson bardzo sprawnie lawiruje pomiędzy wątkami. Raz śledzimy pracę wydziału kryminalnego, innym razem pijemy kawę podczas świątecznych zakupów, a następnym zasypiamy wtuleni pod ciepłym kocem. Każda z postaci jest dość wyraźnie zarysowana, choć zabrakło mi ich portretów psychologicznych. Niby mamy garstkę emocji, niby wtapiamy się w realność tej historii, ale nie identyfikujemy się z bohaterami. Śledzimy jednak kolejne wątki z zapartym tchem już od pierwszych stron książki. Kiedy Berit wygląda męża, dostrzega cień pomiędzy śmietnikami przed domem. Ubrana w ciemnozieloną kurtkę postać nas nie odstępuje, bowiem co i rusz  przewija się w tej historii. Podobnie zagadkowy staje się dla nas motyw ukrycia przez Justusa kartonu należącego do ojca. Przywodzi to na myśl nie tylko fakt, że Mały John obawiał się swojej śmierci czy aresztowania, ale i wtajemniczył w intrygę swojego syna…

Jestem zafascynowana. Sądzę, że to dobre stwierdzenie kończące tę recenzję. Księżniczka Burundi to książka, która zdecydowanie przekonała mnie do autora, a jednocześnie została uznana za Najlepszą Powieść Roku wg Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej. Brzmi dumnie, prawda? Wcale jednak mnie to nie dziwi. Szczegółowo spleciona fabuła, dobrze dopracowane wątki, i co i rusz pojawiająca się niepewność. Wierzcie mi, że dawno nie czytałam tak świetnie stworzonej powieści. Lektura zabrała mi dwa wieczory. Leżałam w łóżku kartkując tę publikację i wcale nie miałam ochoty pójść spać. Każdy rozdział zaskakuje, w każdym pojawia się kolejny element układanki, ale do zakończenia historii jeszcze bardzo długa droga, bo… kto zabił Małego Johna? Ile odkryje Lennart, a ile zdoła obnażyć policja? Reasumując – naprawdę zauroczyło mnie pióro nauczyciela Stiega Larssona. Mam szczerą nadzieję, że będzie mi dane zagłębić się w lekturę całego cyklu Komisarz Ann Lindell, bowiem Księżniczka Burundi do 4 tom serii. Jeżeli udało mi się choć odrobinę Was zaintrygować – zachęcam do lektury! :D

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber:




"Jaskiniowiec" czyli najnowszy kryminał skandynawski! :D

Odnalezienie zwłok samotnego mężczyzny po kilku miesiącach od śmierci nie powinno nikogo zaskakiwać. Miewamy przecież takie przypadki i w życiu codziennym, a więc nei sposób uniknąć medialnej famy. Osoby wyalienowane wiodą odosobnione życie, a kiedy ich „sympatyczność” podlega wątpliwości, sprawy komplikują się nieco bardziej. Jedni, po śmierci delikwenta, rzucą wymowne „nareszcie”, inni zaczną wędrować pomiędzy serią zdarzeń i możliwych zbiegów okoliczności, aby te traumatyczne wydarzenie wyjaśnić. Co jednak zrobić, kiedy denat „spoczywa” wygodnie w fotelu przed włączonym telewizorem, a jego ciało zostało już nieco zmumifikowane przez klimat i panujące za oknem warunki atmosferyczne? Dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się jego zaginięciem, i co więcej, dlaczego urzędy postanowiły windykować zaległości po upływie tak wielu miesięcy? Tak, ciało  Viggo Hansena odnajduje pracownik energetyki. Całkowicie przypadkiem.

"To chyba najstraszniejszy rodzaj samotności (…) Nie być obecnym nawet w myślach choćby jednej osoby na świecie."

Przyznaję, pierwsze strony lektury zdołały mnie zaintrygować. Najpierw Hansen, później NN odnaleziony na plantacji drzewek choinkowych. Zaledwie kilka stron, a już komplet leciwych zwłok, które (jak na kryminał przystało) pomimo baku innych przesłanek, nie mogą wiązać się z naturalną śmiercią organizmu. Później było nieco gorzej. Może i sama fabuła nie ma sobie nic do zarzucenia, o tyle tempo akcji nieco mnie zawiodło. Sam przebieg historii śledzimy z dwóch perspektyw. Jedną opisuje nam policyjne śledztwo Williama Wistinga,  zbiegające się z FBI, drugie z kolei prowadzi córka policjanta pracującego w Larviku, Line, będąca dziennikarką. Akurat fakt, że te dwie ścieżki w pewnym momencie zaczynają się splatać nie powinien nikogo dziwić, aczkolwiek mozolna wędrówka do tego „wspólnego” punktu ciągnie się w nieskończoność. Line za wszelką cenę próbuje dotrzeć do jak największej ilości informacji. Hansen był starszym mężczyzną, a więc myśl, że jego ciało przez cztery miesiące spoczywało w odosobnionym pokoju w sąsiedztwie nie daje kobiecie spokoju. Próbuje więc znaleźć odpowiedź, dlaczego nikt nie zainteresował się mężczyzną. Czemu nikt z sąsiadów nie zaniepokoił się jego nieobecnością i dlaczego umarł w kompletnej samotności…

Przedpremierowa obwoluta oraz wszelkie zapowiedzi donośnie głoszą, że Jørn Lier Horst jest następcą Jo Nesbø. Muszę jednak Wam zdradzić, że to nieprawa. Po przeczytaniu „Jaskiniowca” stwierdzam, że Horst będzie poważnym konkurentem skandynawskiego autora ostatnich bestsellerów. Może to chłód Norwegii, może jakaś północna magia wyciągnięta z legend i mitów, ale zakochałam się w skandynawskich powieściach. Nie sposób się nadziwić, że po każdą kolejną książkę sięgam coraz to chętniej. Wertuję strony i nie mogę doczekać się następnych tomów. Ubolewam, że „Jaskiniowiec” jest dziewiątym tomem cyklu „William Wisting”, mam szczerą nadzieję, że Wydawnictwo Smak Słowa po sukcesie książki (a wertując oceny lektury można nazwać premierę sukcesem)  zdecyduje się na wydanie pełnej serii. Obawiam się tylko jednego, otóż zakładam, że Horst podobnie jak J.K.Rowling czy nawet wspomniany Jo Nesbo, boryka się z faktem, iż najnowsze powieści są o niebo lepsze od debiutanckich podrygów. To normalne wśród pisarzy, aczkolwiek wierzę, że kluczową rolę odegra tutaj tłumacz, a my, czytelnicy, spędzimy równie udany wieczór.

Czy polecam Wam tę książkę? Oczywiście, że tak. Wspomniałam o powolnym rozwoju akcji, który może budzić kontrowersje i nieco zniechęcać do lektury. Niemniej, ma to też swoje plusy. Poznajemy krok po kroku szczegóły śledztwa, zbliżamy się do Williama i Line, wędrujemy po Norwegii i dajemy możliwość Horstowi do obnażenia przed nami pracy i codzienności policji kryminalnej. Autor bowiem do września 2013 pracował jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, studiował niegdyś kryminologię, filozofię i psychologię, a efekt jego długoletnich doświadczeń możemy śledzić na kartach powieści. Sądzę, że pod tym względem należy zwrócić uwagę na tę publikację. To dość empiryczna propozycja. Daleko jej do wyimaginowanych wątków i zdarzeń i z iście „fantastycznej” literatury. Według mnie warto poświęcić jej jeden wieczór, może dwa. A nuż zaprzyjaźnicie się z kolejnym „twórcą z północy”. :D


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa:


"Pewnego dnia obudzimy się, nie przeczuwając, że będzie to ostatni dzień w naszym życiu" - Max Bentow "Ptaszydło"

Wyobraźmy sobie prostą sytuację. Jest wieczór, jesteśmy sami w mieszkaniu. Z pomieszczenia oddzielonego od nas ścianą dobiega nieznany szmer, huk, stukot przyprawiający nas o dreszcze. Pozwalamy wodzom naszej wyobraźni zwieść nas na manowce. Włos jeży się na głowie, a bezsilność i strach nie pozwalają nam przekroczyć progu pomieszczenia, w którym właśnie się znajdujemy. Kiedy jednak zbierzemy się na odwagę, postanawiamy wejść do pokoju, z którego dobiegają tajemnicze dźwięki i zauważamy niesfornego, maleńkiego ptaka, który za wszelką cenę próbuje wydostać się z pomieszczenia. Oddychamy z ulgą. Przerażone zwierzę walczy o życie, stara się uciec z betonowej klatki, więc litościwie pomagamy mu, wybaczając nawet fakt, że zranił nas ostrym pazurem podczas chaotycznego lotu. Kiedy ptak ucieka, siadamy wygodnie w fotelu, nabieramy powierza do płuc i gdy emocje już opadną zastanawiamy się, jak zwierzę to dostało się do środka. Przecież okna były zatrzaśnięte. Przecież nikt inny nie miał dostępu do mieszkania. Przecież drzwi na pewno zamykaliśmy jeszcze chwilę temu… W jaki więc sposób ptak wleciał do pokoju...?


"Seryjni mordercy dają nam znaki, porozumiewają się z nami za pomocą swoich czynów.
 Chcą się zwierzyć..."

Zaczęłam w dość niekonwencjonalny sposób, jednak wszystko za sprawą książki Ptaszydło Maxa Bentowa. Doskonale wiecie, że od pewnego czasu zaczytuję się w kryminałach. Śledzę karty powieści, wertuję każdą ze stron i próbuję, wraz z detektywem, odgadnąć, kto stoi za sprawą makabrycznej zbrodni. Czasem ofiara jest jedna i to tajemnica jej śmierci absorbuje nas w stu procentach. Czasem jednak na naszych oczach giną kolejne postaci, sprawa nabiera tempa, lekturę pochłaniamy z zapartym tchem ciekawi tego, co spotka nas na kolejnej stronie. Tak właśnie było z książką Ptaszydło. Powieścią, będącą pierwszym tomem cyklu o komisarzu Nilsie Trojanie.

Książkę liczącą blisko 300 stron pochłonęłam w przeciągu dwóch wieczorów. Nigdy wcześniej nie słyszałam o twórczości Maxa Bentowa, a warto zaznaczyć, że Ptaszydło to debiut literacki autora. Mamy tu do czynienia z wyjątkowo dobrą, diablo fascynującą powieścią kryminalną, która wciąga  i intryguje. Warsztat pisarza jest bardzo dopracowany. Bentow świetnie lawiruje w naszej podświadomości. Nasuwa pozorne wnioski, zdaje się obnażać przed nami zabójcę, po czym pozostawia nas oniemiałych  na zakończenie historii. Co więcej, świetnie buduje napięcie. Emocjonalnie i brutalnie przedstawia zbrodnię, przez co nasza wyobraźnia pracuje bez przerwy, a dzięki temu wchodzimy w tę historię jako naoczni świadkowie zdarzeń. O  czym jednak mówi fabuła?

Gdy rozpoczynamy lekturę tradycyjnie poznajemy komisarza – typowego mężczyznę, rozwiedzionego z żoną pracoholika, potrzebującego czyjegoś ciepła i zrozumienia. Autor postanowił wpleść do fabuły niewielką historię rodzinną, jak i wątek miłosny. Ten ostatni oczywiście odgrywa kluczową rolę w powieści, jednak nie jest przesadnie oklepanym motywem. Nils Trojan prowadzi śledztwo w sprawie brutalnych morderstw w centrum miasta. Okaleczone kobiety o blond włosach atakowane są przez tajemniczego potwora o dziobie i ostrych pazurach. Jak odnaleźć sprawcę, kiedy życie kolejnych osób jest zagrożone? Czy istnieje pewien schemat, klucz do rozwiązania tej zagadki? Przekonacie się sami.

Chciałabym jeszcze zwrócić Waszą uwagę na umiejętne zarysowanie głównego przesłania – motywu książki. Zbrodnie popełnia osoba skrzywdzona przez los, cierpiąca, na co dzień pomijana i niezauważana. Usilnie gra na emocjach i w kulminacyjnej scenie pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Jest to bardzo istotny element publikacji, bowiem w życiu codziennym spotykamy wiele takich osób. Są one wśród nas, zawsze były i zawsze będą. Pytanie, ilu z nich jest w stanie posunąć się na tle daleko, by w końcu zwrócić na siebie uwagę? Aby zrozumieć, co dokładnie mam na myśli koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Nie chciałabym tutaj zarysować Wam portretu psychologicznego głównego bohatera, bowiem stracicie całą przyjemność z lektury, świadomie pozbawiając się analizy kolejnych zwrotów akcji.



Książkę oczywiście gorąco polecam. Jest to świetna lektura na wakacyjne popołudnie, a nawet zimowe wieczory. Jak już wspomniałam, Ptaszydło to nie tylko debiut autora, ale i pierwsza część przygód komisarza Nilsa Trojana. W księgarniach dostępna jest już kolejna książka z serii, pt. Lalkarka. Mam szczerą nadzieję, książka będzie równie porywająca, a warsztat autora jeszcze bardziej dopracowany.


Za książkę Maxa Bentowa – Ptaszydło serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A. 


"Laboratorium miłości. Przed ślubem" - Zbigniew Kaliszuk

Laboratorium miłości: Przed ślubem to pierwszym tom z poradnika od Wydawnictwa FRONDA, skierowanego do wszystkich par, narzeczonych, a także wolnych strzelców, poszukujących drugiej połowy. Książka wyjątkowo lekka, przyjemna i przede wszystkim pouczająca. Co odnajdziecie na jej kartach? Zapraszam do lektury.

Laboratorium miłości: Przed ślubem to seria wywiadów, felietonów, artykułów informacyjnych dotyczących doboru partnera, kolejnych etapów związku i ścisłego określenia, czy to „ta jedyna/ten jedyny”. Lekturę rozpoczynamy od tekstu Szymona Grzelaka, który stara się wyjaśnić czym jest miłość, i co kryje się pod pozornie prostym słowem „kocham”. Dalej, w części pierwszej, Magdalena Korzewa rozmawia z księdzem Markiem Dziewieckim, gdzie możemy poznać różnicę pomiędzy „miłością” a „zakochaniem”.

Druga część książki poświęcona jest serią porad dla singli, czyli Jak znaleźć miłość, a pozostałe rozdziały pozwalają nam utrwalić się w dotychczasowych przekonaniach, bądź wprowadzić w niemałą zadumę. Czytamy o przenoszeniu schematów z domu rodzinnego, pułapkach, w jakie wpadamy, gdy staramy coś zmienić, albo gdy pozornie unikamy zaangażowania. Rozprawiamy o seksie przed ślubem, powołując się na przykłady tzw. z życia wzięte, bo poświęconych na ten rozdział jest wiele kart, a dyskusji poddany został wywiad z księdzem Dziewieckim oraz doświadczonymi parami. Autorzy obalają też mity związane z „dopasowaniem seksualnym”, a zarazem kładą nacisk na istotę komunikacji w związku. Poruszonych w książce Laboratorium miłości: Przed ślubem jest mnóstwo. Wiele z nich wymaga poświęcenia uwagi, przeanalizowania własnego życia i częściowego sprecyzowania swojego postępowania.

Wydaje mi się, że dogadanie się z przybyszem z obcej planety pod pewnym względem byłoby łatwiejsze niż dogadanie się kobiety z mężczyzną.

Książkę oczywiście gorąco polecam. Ale czy odkryła przede mną coś nowego? Wydaje mi się, że w moim wieku i z moją rozległością zainteresowań dość trudno o wstrząsające informację. Lektura mnie zaciekawiła na tyle, że w przeciągu godzin przekartkowałam całą publikację. Prześledziłam wywiady, przeanalizowałam teksty, ale… nie ze wszystkimi potrafię się zgodzić. Chętnie podyskutowałabym z autorami niektórych felietonów, ażeby skonfrontować moje podejście z ich opinią. Sądzę jednak, że to świetna książka dla osób młodych. Wiele nastolatek pochopnie podejmuje pewne decyzje sądząc, że pierwsza miłość musi być tą ostatnią, a gdy cokolwiek nie idzie zgodnie z tą myślą – świat zaczyna im się walić...

Jeżeli jednak chodzi o pióro - mamy tu do czynienia z książką stworzoną przez kilka osób, a więc stykamy się z kilkoma różnymi warsztatami pisarskimi. Niemniej, język jest bardzo plastyczny, lekki, wyjątkowo prosty, jak na poradnik tematyczny, co nie pozwala nam oderwać się od kart publikacji. Książkę naprawdę czytamy w mgnieniu oka! Całość została w opatrzonej ciepłymi kolorami okładce, a wnętrze dbale zredagowano. Kolejny tom został oczywiście wydany w ten sam sposób, a więc lada dzień spodziewajcie się kolejnej recenzji Laboratorium Miłości!  :)


Za Laboratorium Miłości: Przed ślubem dziękuję Wydawnictwu FRONDA:


Piękna książka w pięknej oprawie. Właściwie… czy mogło być inaczej? - "Drzewo Migdałowe" M.C.Corasanti


„Drzewo Migdałowe”, czerwcowa nowość od Wydawnictwa SQN, autorstwa Michelle Cohen Corasanti to barwna, głęboka opowieść sięgająca do wnętrza każdego z nas – strata bliskich, zakazana miłość i nienawiść w obliczu bezlitosnej wojny to popularny motyw literacki, pozwalający zrozumieć istotę i siłę przebaczenia, akceptacji i trudu życia prostych ludzi. Jak jednak odnaleźć siebie? Gdzie jest granica pomiędzy tym, co wolno, a czego nie wypada? Jak przez pryzmat ruin i cierpienia dostrzec iskierkę nadziei, która tli się w głębi każdego człowieka?

Abstrahując na chwilę od fabuły mogę w pełni świadoma powiedzieć, że jest to książka, którą powinni przeczytać wszyscy dojrzali, dorośli miłośnicy literatury! Jak już wspomniałam, problematyka dotyczy każdego z nas, ponieważ pomiędzy wierszami znajduje się mnóstwo cennych myśli i sentencji, jakie winniśmy wcielić w nasze życie. Często bagatelizujemy potrzeby swoich bliskich. Wielokrotnie nie rozumiemy, że proszą nas o rzeczy dla siebie ważne, i że to wcale nie oznacza, iż należy nazwać ich egoistami. Wyrwanie się z miejsca, gdzie tylko diabeł mówi dobranoc nie jest proste, ale możliwe. Trzeba mieć w sobie upór, silną wolę i chęć walki o własne marzenia. Jednym się to udaje, osiągają wyznaczone cele, a inni poddają, nieświadomi, że ich życie lada dzień mogło diametralnie zmienić swój bieg. Corasanti pokazuje nam też niecodzienne spojrzenie na miłość. Miłość rodzicielską, miłość braterską oraz miłość do „tej jedynej”. Jak wiele jest w stanie znieść rodzić, by jego dziecko było szczęśliwe? Jak trudno pogodzić się ze śmiercią ukochanej? Jak silna musi być nienawiść, by wyrzec się własnego brata..? Na te, i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź podczas lektury „Drzewa Migdałowego”.

„Co jest lepsze: wybaczyć i zapomnieć czy żywić złość i pamiętać?”

Głównym bohaterem książki jest dwunastoletni Palestyńczyk, Ahmad, którego poznajemy w dramatycznej scenerii, a który dorasta i starzeje się na naszych oczach. Pierwsze strony książki budzą grozę. Bezlitosna wojna zabija dziecko, małą Amal, która stanęła na minie. Chwilę później rodzina Hamidów pozbawiana jest ziemi, domu i zostaje przesiedlona do niewielkiej glinianki na wzgórzu, wybudowanej tuż obok drzewa migdałowego. Kolejne karty książki zawiązują fabułę… Lawirujemy pomiędzy biedą, bólem, głodem i katorżniczą, niebezpieczną pracą a dostatnim życiem i brutalnością żołnierzy. Poznajemy różnicę pomiędzy Palestyńczykiem a Irakijczykiem. Wędrujemy do wielkiego miasta, gdzie młodzi ludzie nie przywiązują wagi do wyznania, a osobowości, ale starsze pokolenie żywi nienawiść, okazując ją na każdym kroku. Szukamy własnej drogi, współczując Ahmadowi, pragniemy mu pomóc, choć wiemy, że zrobił wszystko, by jego los kiedyś się odmienił…

„Nie możesz cofnąć czasu i zacząć wszystkiego od nowa, ale możesz od tej chwili tworzyć nowe zakończenie…”

 „Drzewo Migdałowe” to naprawdę piękna historia. Kiedy zabrałam się za lekturę, przez dobrą chwilę podziwiałam sposób wydania tej publikacji. Okładka przedstawia uciekającego chłopca, bo przecież…w tym mieście trzeba uciekać! Kolejne rozdziały z kolei opatrzone są nadrukowanym cieniem drzewa, a dzięki temu całość świetnie się komponuje i budzi jeszcze większe zainteresowanie. Pióro Michelle Cohen Corasanti jest dopracowane. Język bardzo plastyczny, subtelny, intrygujący. Każda kolejna strona zachęca nas do przeczytania następnej, wertujemy książkę w mgnieniu oka i nawet nie zauważamy, kiedy przychodzi moment na zamknięcie okładki. Gorąco polecam „Drzewo Migdałowe”, naprawdę warto! 


"Podróż, która zmieniła świat. Darwin na pokładzie Beagle'a - Alan Moorehead

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to wszystko się zaczęło? Gdzie wśród szarych zgliszczy historii jest miejsce na ewolucję, znaną nam i poznawaną przez naukowców dzisiaj? Wiemy przecież, że nasze dzieje mają wielu przodków. Był wśród nich Australopithecus, później Neandertalczyk i wraz z nim całe pokolenie z gatunku Homo-, ale… brakuje przecież jednego ogniwa. Spoidła, które jest w stanie złączyć małpokształtnych ze współczesnymi ludźmi. Ekosystemy wodne, środowiska naturalne, organizmy żywe, których szczątki pozostały także zmuszają do zadumy. Dzisiaj zabieram Was w Podróż, która zmieniła świat, wraz z Karolem Darwinem i Wydawnictwem ZYSK i S-ka.

Kto dzisiaj nie słyszał o Darwinie? Lekcje biologii przepełnione są teoriami ewolucji, ale czy jest choć jedna osoba, która rozprawiała, jak to się stało, że przeciętny student medycyny stał się jedną z najznakomitszych postaci w historii świata? Ojciec młodego Karola, medyk z Shrewsburry, nie widział dla syna świetlanej przyszłości. Z nadzieją więc na poprawę losu chłopca, posyłał go do seminarium, ażeby stał się duchownym i zapewnił sobie „jakiś byt”. Darwin jednak przystał na zupełnie inną propozycję. 27 grudnia 1831 na pokładzie Beagle wyruszył w niecodzienną, naukową podróż wraz kapitanem Robertem Fitzroyem.

Kapitan to bardzo niekonwencjonalna postać tej książki. Jest osobą ekscentryczną, święcie przekonaną, co do biblijnej teorii stworzenia świata, która jest dla nas przezabawnym zwrotem akcji przy odkryciach Darwina. Sam Karol z kolei w każdym porcie poświęcał czas na eksplorację pobliskich terenów, kiedy to załoga statku opracowywała nowe mapy z tejże podróży. Czy na pewno chciał obalić powtarzaną przez Fitzroya teorię? Płyniemy jednak Beagle przez blisko 5 lat, wertujemy stronice książki i oniemiali podziwiamy otaczającą nas przyrodę. Nabieramy też szacunku dla każdego z żywiołów. Tak na przykład Alan Moorehead zmusza nas, byśmy byli świadkami śmierci matki z dzieckiem, próbujących uciec ze kadłuba podczas sztormu, aby po chwili oglądać rytualny taniec australijskich  Aborygenów. W tej publikacji nie ma czasu na nudę! Każda strona nas zaskakuje, każda coś odkrywa, a prosty tekst ubarwiają liczne fotografie z ówczesnych czasów.

Alan Moorehead opisał podróż w oparciu o notatki i pamiętniki samego Karola Darwina, dzięki którym nabieramy pewności, że książka jest realnym zapisem jego przygód. Możemy za ich sprawą zbierać cenne okazy botaniczne i geologiczne, które dzisiaj są dla nas jednymi najcenniejszych odkryć. Darwin niestety nie miał pojęcia o wadze swoich eksponatów, ani o ich wielkości dla przyszłych pokoleń… Szeroko rozbudowana wyobraźnia, logiczne myślenie, dokładne notatki - wszystko to doprowadziło, do stawiania kolejnych hipotez i heretyckich wręcz wniosków. 

Książka jest naprawdę  barwnym zapisem podróży Karola Darwina na pokładzie Beagle. Przyznam, że zanim sięgnęłam po tę książkę, zanim zapoznałam się z okładkowym opisem sądziłam, zanim nawet przeczytałam podtytuł, sądziłam, że czeka mnie długi rejs dookoła świata, opisujący piękno przyrody i szczegóły geograficznych odkryć. Wielką niespodzianką była dla mnie podróż u boku Darwina i możliwość liźnięcia historii. Zarówno jego historii, jak i historii świata.

Całość została pięknie skomponowana. Wysoka gramatura papieru, piękna okładka, liczne fotografie. To książka, którą każdy chciałby móc postawić na swojej półce, a zarazem książka, która zaskoczy niejednego czytelnika. 

Gorąco polecam lekturę Podróż, która zmieniła świat. Darwin na pokładzie Beagle'a, szczególnie na te  (miejmy nadzieję, że pełne podróży) wakacje! :D 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:



Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie