Bridget Jones znają wszyscy. Zarówno miłośnicy książkowych przygód
bohaterki Helen Fielding, jak i kinomaniacy, będący fanami jej perypetii. Część
trzecia tej historii jest jednak dla nas odskocznią od świata, jaki poznaliśmy
dotychczas. Szalejąc za facetem
rozpoczyna się przezabawnymi perypetiami: inwazją wszawicy, naigrywaniem się z
NicoLette (gdzie Bridget nie może się powstrzymać od nazywania jej Nicorette),
czy organizacją imprezy przyjaciółki, w dniu urodzin jej aktualnego mężczyzny. Wydawać
by się mogło, że nie spotka nas zupełnie nic zaskakującego w tej powieści, a
jednak!
Książka jest pokaźnych rozmiarów.
Liczy sobie aż 584 strony, a więc nie jest lekturą na jeden wieczór. Ja tę
publikację woziłam ze sobą prawie codziennie na zajęcia, bowiem w domu nie
miałam zbyt wiele czasu na czytanie, ale przyznam, że jak na swoje gabaryty jest
wyjątkowo lekka. Tak, nadaje się do torebki. ;)
Kolejnym plusem, na jaki warto
zwrócić uwagę jest fakt, że autorka nie pozostawia nas samych sobie. O ile
dobrze pamiętam, wiele lat temu przeczytałam tylko pierwszą część przygód
Bridget. Obawiałam się więc, że gdy zacznę czytać „od końca”, zagubię się w
wątkach i nie zrozumiem zdecydowanej części książki. Zaryzykowałam. Okazuje się
jednak, że pomimo upływu lat i faktu, że nasza wdowa Jones ma 52 lata, nadal
jest na diecie, nadal ma problemy z mężczyznami, nadal spadają na nią
nieprawdopodobne zwroty akcji i nadal wielokrotnie możemy identyfikować się z
jej codziennością.
Śmiało mogę powiedzieć, że
książka jest antydepresantem, jakich mało. Publikację napisano bardzo lekkim,
przyjemnym językiem, który jest wyjątkowo prosty w odbiorze. Czasem jednak
drażniące były fizjologiczne odgłosy, bądź reakcje ciała, takie jak wymioty czy
bąki, bowiem powoduje to pewien niesmak podczas lektury. Na dobrą sprawę są
ludzie, którzy chwalenie się tymi sprawami uważają za normalne, ale są i tacy, m.in.
jak ja, którzy nie uważają niestrawności za powód do dumy. Ot, i moja opinia. Tych
fragmentów było stanowczo zbyt wiele. Innym elementem było ukazanie Bridget
Jones, jako ofiarnej pani w średnim wieku, przy starciu z nowoczesnością. Inteligentne
AGD czasem i u nas wywołuje zadumę, a przyznam, ze obsługa mojego nowego
telefonu z Windows 8 wcale nie była taka prosta, jak mogłoby się wydawać! Tutaj
zidentyfikowałam się z bohaterką. Możecie nazwać mnie „blondynką”, ale naprawdę
wiele osób ma z tym dzisiaj problem. Bawią nas jednak takie perypetie, na
szczęście. Bridget z kolei toczyła bardzo potężną batalię z Twitterem. W naszym
kraju nie ma popularniejszego niż Facebook portalu społecznościowego, a
głównymi użytkownika Twittera są przede wszystkim firmy i korporacje. Nie ćwierkamy
sobie nawzajem, nie poznajemy tam ludzi – co innego Jonesey!
Dla wielu czytników informacja o
śmierci Marka mogła być szokiem. Wielu z Was, prześledziłam opinię, ma za złe
autorce, że usunęła z powieści tak piękną, idealną miłość, której stanowczo
brakuje we współczesnym świecie. Mi trudno wyrazić swoje zdanie, bowiem wiem
tylko, że Bridget ma dwójkę, upodobniających się do niej dzieci, a retrospekcje
zawarte w książce (Helen Fielding uzupełniła Szalejąc za facetem rozdziałem, zawierającym nie tylko wieści o
śmierci Darcy’ego, ale i jego przezorność dotyczącą zapewniania przyszłości Bridget,
Mabel i Billy’emu) pozwalają zrozumieć jej sytuację. Dzięki temu nie czujemy
niedosytu podczas lektury. Przyznam nawet, że wszystkie informacje zostały tak
stonowane, że kompletnie nie jesteśmy znużeni „dawnymi historiami”.
Czy książkę polecam? Oczywiście, że tak. Wiecie, że otrzymałam od Wydawnictwa Zysk
i S-ka wszystkie trzy tomy powieści, ale czytać zaczęłam… od końca. Bridget nadal
jest zabawną kobietką, która poszukuje ciepła i miłości. Niezmiennie też opycha
się serem, pije wino, albo rozprawia o seksie. Perypetie bohaterki są dość niecodzienne,
często naciągnięte bądź zmyślone, ale warto zauważyć, że każdemu z nas mogą się
przydarzyć. Gdy rozpoczęłam lekturę bardzo zidentyfikowałam się z Jones: dieta,
dylematy, przyjacielskie pogaduchy, oczekiwania na SMS od „niego”, albo napisanie
wiadomości tak, żeby nie wyszło, że mi zależy, albo się narzucam, ewentualnie
też odkładanie pracy i obowiązków na później. To normalne, kobiece sprawunki. Sytuacje,
w których była kiedyś każda z nas. Potem oczywiście trudno było mi wcielić się
w Bridget, skoro jestem samotną, bezdzietną panną, ale podobno wszystko może
się zdarzyć. ;)
9 opinii:
Widziałam mnóstwo plakatów i książek na półkach, ale sama nie wiem, czy 3 część historii przypadnie mi do gustu. Piszesz jednak, że Bridget się nie zmienia, a więc... chciałabyś pożyczyć mi książkę? :D
OdpowiedzUsuńCzytałam jedynie pierwszą część. Na następne póki co nie mam jakoś ochoty.
OdpowiedzUsuńJa oglądałam tylko filmy, a ta książke juz prawie kupiłam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja ;) Teraz nie wiem co zrobić, czy kupić książkę czy poczekać aż kiedyś pojawi się bibliotece. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli nie masz parcia pt. "Muszę już przeczytać tę książkę", to zaczekaj :) Albo odśwież sobie przez ten czas poprzednie tomy :D Ja powoli zabieram się za "Dziennik", ale czasu teraz będę miała niewiele :(
UsuńZawsze też można pożyczyć ;>>
UsuńPewnie poczekam, bo i tak teraz dużo książek z mojej półki czeka na przeczytania ;)
UsuńJakoś nie ciągnie mnie zbytnio do najnowszej Bridget, ale Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca :) Jak pojawi się w bibliotece, to z pewnością wypożyczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
o nie! Przeczytałam coś czego nie chciałam...:/ szkoda, że dowiedziałam sie o Marku zanim wziełam się za lekturę tej części...
OdpowiedzUsuńDziękuję!