- 06:50
- 7 Comments
Joyce Girl. Pasja i upadek to niezwykła, literacka opowieść o córce Jamesa Joyce'a, jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku, autora książki Ulisses.
Lucia Anna Joyce. Córka Jamesa Joyce’a, kochanka Samuela Becketa i pacjentka Carla Gustava Junga w awangardowym Paryżu, sprzeciwiającym się tradycjom i regułom estetyki. Z pozoru silna i niezależna, wewnątrz krucha i wrażliwa. Kobieta o wielkich planach i marzeniach, szukająca własnego miejsca z dala od warunków, które na każdym kroku dyktowali jej rodzice. Ciągle wymagała od siebie więcej, dążyła do perfekcji i ideału, aż zatraciła się w świecie obłudy i pozorów. Miała przyszłość, talent i najlepszych nauczycieli., ale czy ta historia mogła zakończyć się inaczej?
Lucia Joyce studiowała taniec. W 1928 roku dołączyła do grupy sześciu tancerek Les Six de rythme et couleur, występując na kilku scenach w Europie, a rok później znalazła się w finale pierwszego międzynarodowego konkursu tańca w paryskim Bal Bullier. To jednak zbyt mało. Ojciec uważał ją za swoją muzę, najwspanialsze dziecko, które chciał wychować pod swoim skrzydłami. Była jego natchnieniem i inspiracją, a jednocześnie ograniczoną i zagubioną, otoczoną wielkimi ambicjami małą dziewczynką, która tylko w tańcu mogła znaleźć swoje miejsce.
Jak to jest żyć na drugim planie? Wykonywać ciężką pracę i przez cały czas pozostawać w tyle? Zwłaszcza, gdy matka oczekuje więcej, podświadomie toczy z Tobą rywalizację, ojciec ubóstwia cię najbardziej na świecie, idealizuje i próbujesz spełnić jego oczekiwania, a twoja największa miłość okazuje się nieodwzajemniona? Ciąg zdarzeń doprowadził Lucię na skraj. Egoistyczny świat magicznego Paryża rozszarpał serce i umysł dziewczyny. Diagnoza była jednoznaczna - schizofrenia.
Joyce girl to książka o skrywanych uczuciach, kruchości ludzkiego jestestwa, poszukiwaniu siebie i potrzebie niezależności. Choć Annabell Abbs zaznacza, że książka ta nie jest biografią, mamy do czynienia z powieścią faktograficzną, opartą na prawdziwej historii Lucii Joyce. W historii też towarzyszy nam niezwykle barwnie nakreślony awangardowy Paryż, początek XX wieku to piękna epoka dla każdego miłośnika sztuki i architektury. Gorąco polecam.
Błękitny kolor to barwa przyjaźni, bliskości, oddania. Motywuje, buduje, wspiera. Pozwala śnić i marzyć. Ile przypadku ma w sobie oprawa książki Do ostatnich dni, której recenzję dziś dla Was przygotowałam?
Gatunki literackie, po które sięgam najczęściej, zawsze dotyczą reportażu, biografii i literatury faktu. Lubię poznawać ludzkie historie. Zagłębiać się w losy głównych bohaterów i odkrywać poszczególne karty, które tak naprawdę napisało życie. Dzięki takim książkom lepiej poznaję samą siebie. Śledzę, analizuję, szukam odpowiedzi. Dlaczego zwróciłam uwagę na książkę Do ostatnich dni? Zapraszam do lektury.
Do ostatnich dni to niezwykła, głęboka historia Julie Yip-Williams, urodzonej pół roku po zakończeniu wojny w Wietnamie. Upadek Sajgonu (dawnej stolicy kraju) oznaczał dla mieszkańców niezwykłą radość, koniec karkołomnej walki o każdy dzień życia, bowiem podczas wojny zginęło co najmniej trzy miliony Wietnamczyków i ponad 58 tysięcy żołnierzy amerykańskich. To ogromna tragedia dla kraju, ale udało się. Komuniści zdobyli władzę. Od tego dnia życie milionów Wietnamczyków miało zmienić się na lepsze. Również dla rodziny Julie, jednak 6 stycznia 1976 roku na świat przyszła niewidoma dziewczynka.
Rodzina Julie nie czekała długo, by wyemigrować do Stanów i odciąć się od sytuacji w Wietnamie. Tam żyli, planowali przyszłość, wspierali dziewczynkę, aż ta dojrzała, skończyła studia prawnicze na Harvardzie, znalazła pracę w jednej z najlepiej prosperujących kancelarii na świecie, wyszła za mąż i urodziła dwie córki. Nic nie zdawało się zniszczyć marzeń Julię, która chwytała życie za rogi i walczyła, pomimo przeciwności losu. Jednak gdy wszystko zaczęło się naprawdę układać, Julie usłyszała diagnozę - IV stadium nowotworu jelita grubego. Jak zmieniło się jej życie? Co dzieje się w głowie młodej kobiety, postawionej przed obliczem nieuchronnej śmierci? Co chciała pozostawić córkom, Belle i Mii, gdy jej już zabraknie? Koniecznie przeczytajcie.
![]() |
Więcej na stronie Wydawnictwa |
Książka Do ostatnich dni była dla mnie niezwykłą lekturą. Sama ciągle borykam się z myślami „Co jeśli…” i potwornie boję się dnia, w którym moje życie mogłoby się zmienić. Podziwiam Julie za spokój, siłę i wolę walki o każdy dzień w obliczu nieuchronnego. Życie Julie Yip-Williams to historia, której nie da się powtórzyć.
- 06:44
- 32 Comments
Na marginesie życia to piękna, autobiograficzna historia niesamowitego człowieka. Poznajcie kolejną, a zarazem ostatnią część przygód Stanisława Grzesiuka nowym wydaniu.
Czy da się stworzyć fenomenalne dzieło na temat gruźlicy? Uciekając od bólu i trudności, które niesie za sobą ta choroba, stworzyć fraszkę, doprowadzającą do łez? Na marginesie życia, książka wydana rok po śmierci autora, swoją premierę miała w 1964 roku i choć nie dotyczy już życia w obozach koncentracyjnych, skupia naszą uwagę na konsekwencjach, które zostały przez nie wyrządzone. Ale jak myślicie? Czy pomimo upływu lat coś się zmieniło?
Stanisław Grzesiuk, gruźlik, nadal jest cwaniakiem z krwi i kości. Do swojego schorzenia przyznać się nie może, bowiem straciłby pracę, jak wielu jego kolegów mniej lub bardziej dotkniętych chorobą. Okazuje się jednak, że w powojennym świecie to właśnie problemy zdrowotne spychały ocalałych na tytułowy margines życia, gdzie służba zdrowia i władza PRL uciekały się do nieludzkich rozwiązań.
Książkę bez wątpienia mogę Wam polecić. Lektura, tak jak i w poprzednich przypadkach wywarła na mnie ogromne wrażenie, a choć poznałam już całą historię Stanisława Grzesiuka, czuję niedosyt. Autor przeżył naprawdę wiele, jego losy choć dramatyczne, czyta się z zapartym tchem nie raz zastanawiając, czy wszystkie te przygody zapisane w książce są aktem odwagi, bohaterstwa czy głupoty. Wiele historii z pewnością jest wyrazem rozpaczy i desperacji autora, poszukiwania własnego miejsca na ziemi po tym, co wydarzyło się w obozach zagłady.
![]() |
Książka na stronie wydawnictwa |
Nie oszukujmy się, autor nie miał łatwego życia, jeśli skupicie swoją uwagę, naprawdę wiele będziecie mogli wyczytać między wierszami, a co za tym idzie, odnajdziecie drugie dno tej opowieści. Stanisław Grzesiuk to niesamowita osoba! Pełen energii, siły, woli walki może być przykładem dla nas, borykających się z trudnościami XXI wieku. Nie sposób porównać ówczesnych czasów z tym, co przytrafia się nam dzisiaj, ale motywacja i pozytywne nastawienie jak widać są w stanie przenosić góry. Gorąco polecam, zarówno książkę Na marginesie życia, jak i dwa poprzednie tomy serii.
- 22:57
- 12 Comments
Denis Urubko były żołnierz armii Kazachstanu, rosyjski instruktor wspinaczki i himalaista, zdobywca tytułu Śnieżnej Pantery, uczestnik polskiej wyprawy na K2, a także akcji ratunkowej Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat. Niesamowita postać, której biografię przybliży Wam książka Skazany na góry.
Denis Urubko to bez wątpienia jeden z najlepszych, najsilniejszych i najbardziej zdeterminowanych himalaistów na świecie.
Książkę tworzy obszerny zbiór opowiadań. Każda z historii jest zupełnie nową osłoną życia Denisa, a także dążenia do osiągania wyznaczonych celów. Długie i nużące treningi, ciągłe poszukiwanie finansowego wsparcia każdej z wypraw, konsultacje z mediami czy godziny spędzone na studiowaniu wspinaczek kolegów są najlepszym dowodem determinacji i siły woli, która prowadziła go do sukcesu. W książce znajdziecie wszystko, co sam Urubko chciał przekazać, bowiem jest jej jedynym autorem. Opowiada o życiu prywatnym, związkach i relacjach z bliskimi. Przybliża życie w wojsku i to, w jaki sposób wyglądała codzienność w komunistycznym kraju. Każdy rozdział jest jednak podstawą do wyciągania kolejnych wniosków. Każda z opisywanych rzeczy kreowała jego charakter, a dziś bezpośrednio wpływa na wszystkie osiągnięcia.
Przed rozpoczęciem lektury długo zastanawiałam się ile pracy i wysiłku musi kosztować wspinaczka na Koronę Ziemi. Nie rozumiałam również, dlaczego himalaiści bez mrugnięcia okiem stawiają pasję ponad swoich bliskich i decydują się ryzykować własnym życiem, by sięgnąć po więcej. Skazany na góry to książka, która i w tych aspektach tłumaczy czytelnikowi wszystkie zależności. Bez gór, jak bez tlenu. A mając predyspozycje i umiejętności, grzechem jest nie dokonywać tego, o czym inni mogą tylko marzyć.
Jako obserwatorzy, którzy na co dzień nie angażują się w tę dyscyplinę sportu (w Rosji są nawet prowadzone konkursy i zawody), słyszymy jedynie o sukcesach wypraw komercyjnych lub nieszczęśliwych wypadkach. Każde wejście jest jednak związane z miesiącami, a nawet latami przygotowań, zwłaszcza jeśli celem jest pierwsza, zimowa wspinaczka lub wyznaczenie nowej drogi na szczyt.
Skazany na Góry to książka, która z pewnością przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom gór i wspinaczki, a także będzie idealnym prezentem dla tych, którzy czytają biografie nieszablonowych osób. Denis Urubko wykazał się niemałym talentem pisarskim, książkę czyta się oczywiście nieco dłużej niż propozycję Adama Bieleckiego Spod zamarzniętych powiek, jednakże należy docenić fakt, że była ona przygotowana w pełni przez jej autora. Urubko bez pomocy dziennikarzy zaserwował czytelnikom kawał dobrej literatury, która z pewnością przypadnie Wam do gustu. Gorąco polecam ten tytuł i jednocześnie zachęcam do sprawdzenia innych propozycji, które możecie nabyć np. w serwisie Allegro: w kategorii Biografie i wspomnienia.
- 16:25
- 27 Comments
II wojna światowa dla wielu, jak i dla mnie, jest niezwykle ważnym okresem historycznym oraz bardzo ciekawym źródłem wiedzy z psychologii, socjologii czy polityki. W zaledwie sześć lat przewinęło się wiele nazwisk, które na zawsze zostaną zapisane na kartach historii, a kolejne pokolenia będą poznawały ich biografie. Nowe wydanie książki Boso, ale w ostrogach to historia Stanisława Grzesiuka, będąca wyjątkową autobiografią człowieka, który przeszedł przez piekło obozów koncentracyjnych.
Książkę rozpoczyna historia piętnastoletniego Stasia, którego dni mijają na harcach w przedwojennej Warszawie. Wraz z upływem lat jednak czas spędzany z kolegami na podwórku, zmienia się w pierwsze miłości, rozterki i rozstania, a Czerniaków, czyli jeden z najbiedniejszych zakątków stolicy, zmusza młodych do kombinatorstwa na najwyższym poziomie. Dzięki temu jednak w bardzo szybki sposób poznacie mechanizmy zachowań i schematy, którymi kierują się główni bohaterowie książki. Na każdym etapie będą ważne również relacje z bliskimi i trudności, którym każdego dnia należy stawić czoło.
Boso, ale w ostrogach to kawał naprawdę dobrej literatury, przepełnionej świetnym humorem, sentencjami, które powinny pozostać w głowie każdego czytelnika oraz niebywałą dawką wiedzy o przedwojennej Warszawie. Książkę polecam nie tylko miłośnikom literatury, ale i każdemu, kto chciałby poznać świat Stanisława Grzesiuka w zupełnie nowym wydaniu. Tym razem zamiast życia w obozie i ciągłej walki o kolejny dzień, poznacie losy chłopca, wychowanego w skromnych warunkach przy ulicy Tatrzańskiej, który dzięki swojej pomysłowości i umiejętnościom zawsze wychodził z patowych sytuacji obronną ręka i szedł przez życie obronną ręką.
![]() |
Sprawdź na stronie Wydawnictwa |
Mam szczerą nadzieję, że zdołałam zachęcić Was do poznania książki Stanisława Grzesiuka Boso, ale w ostrogach. Wierzę, że lektura przypadnie Wam do gustu, a przewrotne losy bohaterów staną się dla Was nie tylko źródłem wiedzy i obiektywizmu, ale i pozwolą wyciągnąć wnioski. Książki Grzesiuka są ponadczasowe, ale aby się o tym przekonać, musicie po nie sięgnąć. Zapraszam Was również do przeczytania recenzji książki Pięć lat kacetu.
- 12:31
- 28 Comments
Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem wielką fanką "Złego" Leopolda Tyrmanda. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po biografię autora tej niezwykłej książki.
Zobacz, gdzie kupić |
Fascynowały Was kiedyś biografie? Mnie nie za bardzo. Do tej pory przeczytałam jedną, jedyną biografię, która skradła moje serce - historia mojej ukochanej Edith Piaf, napisana przez jej siostrę. Dlatego też dość sceptycznie zabrałam się za historię życia Tyrmanda. "Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie" była całkiem niezła. A przede wszystkim jestem w szoku - jak jeden człowiek mógł przeżyć aż tyle w ciągu swojego życia?!
Historia życia Tyrmanda od zawsze owiana jest tajemnicą. W jego biografii można znaleźć wiele niedopowiedzeń, dwuznacznych sytuacji, niebezpiecznych przygód. Czy wszystkie opowieści są prawdziwe? A może niektóre z nich to fikcja literacka stworzona do wybudowania Tyrmandowi "pomnika trwalszego niż ze spiżu"? Dlaczego Leopold jest bohaterem swoich książek? Czy naprawdę lubował się w kolorowych skarpetkach i dlaczego takowe nosił? Co takiego łączyło go z Warszawą, że ciągle powracał do niej myślami? Na te i inne pytania z wielką dociekliwością odpowie Woźniak, oczywiście przy pomocy syna Leopolda - Matthew Tyrmanda.
Leopold, Poldek, Lolek, Polak, Żyd, Warszawiak z urodzenia, Amerykanin z wyboru, obywatel świata, pisarz, reportażysta... takie twarze twórcy przedstawia autor książki. Jaki był naprawdę? Co wiemy na pewno? Za moment uchylę rąbka tajemnicy.
Cała historia zaczyna się w miejscu urodzenia Tyrmanda - w pięknej, przedwojennej Warszawie. Z resztą autor to miasto kochał z całego serca, był bardzo z nim związany, znał jak "własną kieszeń". Na to uczucie do miasta na pewno wpłynęła matka, która bardzo często zabierała małego Poldka do Saskiego czy na herbatę do jednej ze stołecznych kawiarni. Warszawa kojarzyła mu się z sielanką młodości, zabawami z najlepszymi przyjaciółmi, z bezpiecznym uściskiem matki. Dlatego też opisy stolicy, ulubionych ulic oraz miejsc autora stanowią jeden z ważniejszych elementów jego twórczości. Czytając "Złego" szłam ulicami mojego miasta na nowo, czasem nawet z lekkim niepokojem. Czytając biografię Tyrmanda, spacerowałam po Warszawie Tyrmanda raz jeszcze, z perspektywy wspomnień samego autora.
Ważnym momentem w życiu przyszłego pisarza był wyjazd do stolicy Francji, który otworzył Lolkowi oczy na kulturę zachodnią. To dzięki nowym znajomościom w Paryżu, Leopold pokochał jazz, zaczął też (pomimo niskiego wzrostu :) ) grywać z wielkim zapałem w koszykówkę. Architektury we Francji nie skończył, po roku zrezygnował ze studiów, jednakże wyjazd bardzo go zmienił i wpłynął na postrzeganie świata.
Kolejne sytuacje, które szczególnie odmieniły jego życie to początek Drugiej Wojny Światowej, wyjazd do Wilna, praca w komunistycznym piśmie, współpraca z konspiracją, aresztowanie przez NKWD...i wiele, wiele innych. Niewiarygodne? Też trudno mi uwierzyć, że jeden człowiek mógł przeżyć aż tyle w ciągu jednego, krótkiego życia. A jednak! Życie Tyrmanda było niemalże ciekawe, co jego książki.
A co do tytułu książki, nie intryguje Was, dlaczego "jego śmierć będzie taka, jak jego życie"? Ta historia również owiana jest tajemnicą. Aby ją poznać, warto sięgnąć po książkę...nie tylko dlatego warto :) Miłej lektury!
---------------
Karolina
- 21:19
- 3 Comments
Urodzony 18 października 39-letni mistrz świata w piłce siatkowej, zdobywca wielu medali, reprezentant kraju – Paweł Zagumny powraca w wielkim stylu. Tym razem jego boiskiem nie jest prostokąt o wymiarach 18x9m, a gra nie toczy się na punkty. Dziś pokazał Wam siebie, swoje prawdziwe oblicze w książce Życie to mecz.
Kto by pomyślał, że takim
porównaniem możemy opisać swoje losy? Skąd wziąć siłę by sprostać oczekiwaniom
tak wielu osób i dać z siebie wszystko, kiedy kibice patrzą ci na ręce? Po 18 latach musieliśmy pożegnać Pawła Zagumnego,
dziś występuje w barwach AZS Politechniki Warszawskiej i z pewnością trzyma
kciuki za swoich kolegów podczas Ligi Światowej.
![]() |
Autobiografia najbardziej utytułowanego zawodnika w historii polskiej siatkówki: złotego i srebrnego medalisty Mistrzostw Świata, złotego medalisty Mistrzostw Europy, złotego medalisty Ligi Światowej, srebrnego medalisty Pucharu Świata. W trakcie trwającej już ponad 20 lat kariery Zagumny wraz z klubowymi kolegami wielokrotnie zdobywał medale Mistrzostw Polski, był też wicemistrzem i zdobywcą Pucharu Grecji. Grał z największymi siatkarskimi sławami, wiele razy uznawany najlepszym rozgrywającym najważniejszych światowych turniejów, łącznie z Igrzyskami Olimpijskimi, Mistrzostwami Świata i Mistrzostwami Europy. Uczestniczył w czterech Igrzyskach Olimpijskich.
Szczera opowieść o gigantycznym wysiłku, niezliczonych wyrzeczeniach, bólu i zwątpieniu, ale też o wielkiej radości i satysfakcji, jaką daje uprawianie sportu na najwyższym światowym poziomie. Barwne wspomnienia o ludziach i wydarzeniach z pierwszych stron gazet, kulisy ważnych sportowych wydarzeń, anegdoty i nieznane do tej pory fakty z najnowszej historii polskiej i światowej siatkówki.
Fascynująca lektura dla kibiców jedynej drużynowej dyscypliny, w której od lat Polska utrzymuje się w światowej czołówce, dla wszystkich osób interesujących się sportem, dla każdego, kto lubi czytać o nieprzeciętnych ludziach dokonujących nieprzeciętnych rzeczy. (źródło: muza.com.pl)
Książka to przede wszystkim opis
kariery Zagumnego. Wola walki, mobilizacja i ciągłe dążenie do perfekcji. Mamy
do przeczytania ponad 400 stron, a wśród nich ciekawostki o życiu rodzinnym,
klubowym i w barwach reprezentacji. Wiele rzeczy jest dla nas zupełnie obcych,
ponieważ nawet będąc wiernym fanem piłki siatkowej, nie znamy przeżyć naszych
bohaterów – to oni, z perspektywy gracza – dają nam niesamowite show na boisku.
Nikt jednak nie wie co czują, co myślą, albo jak są traktowani. Czasem pojawiają
się medialne kwiatki i wybuchy, albo absurdy takie jak „skarpetki Wlazłego’.
Książka zdecydowanie przybliża
nam tę historię „od kuchni”. Polska Siatkówka to niewątpliwie
sport, zasługujący na uwagę i zainteresowanie mediów. Osobiście śmiało mogę powiedzieć,
że uwielbiam oglądać mecze naszej reprezentacji i mało tego, nigdy nie
rozumiałam fanów piłki nożnej. Ten sport jest dla mnie nudny, nic się nie
dzieje, ilość bramek i dobrych akcji jest jak na lekarstwo. W siatkówce ciągle
coś się dzieje, zawsze pada inne uderzenie, a gracze co i rusz potęgują nasze
emocje. Polska reprezentacja także staje na wysokości zadania – może i aktualna
kadra, będąca połączeniem ówczesnej ławki rezerwowych i nowych graczy to nie
jest to, czego oczekujemy, ale wierzę, że podołają podczas eliminacji.
Wspomnienia naszego rozgrywającego
to lektura obowiązkowa dla każdego fana siatkówki i nie tylko. Jeżeli chcecie dawkę emocji i ciekawa autobiografię - polecam.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza
- 19:00
- 1 Comments
Czy ktoś na sali nie zna
Stanisława Barei? Czy komuś umknęło nazwisko największej postaci polskiej
kinematografii? Miś? Nie lubię
poniedziałków? Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? A może Alternatywy 4? Klasyka polskiego kina!
Nie trudno więc podziwiać śmiałka, który odważył się napisać biografię ów człowieka.
Zapraszam do lektury kilku słów o książce Oczko
się odlepiło temu misiu Macieja Replewicza.
Fascynująca książka nie tylko dla
osób związanych z polskim kinem! Na blisko 500 stronach dowiadujemy się, jak to
mały Staś chadzał do kina na czeskie filmy i realizował swoje największe
marzenia. Postać, która odkryła własną „drogą do gwiazd” i nie zawahała się
nigdy na swojej ścieżce, nawet, gdy przedmioty ścisłe w czasie nauki okazywały
się ponad możliwości przeciętnego ucznia. Okazuje się jednak, że Stanisław
Bareja posiadał niezwykły dar obserwacji. Oglądając firmy, analizował pracę
reżyserów, konfrontował grę aktorską z emocjami postrzeganymi przez widza i
wyciągał własne wnioski. Skąd jednak na odważny humor czasów PRL? I co tak
naprawdę kryje się pod symbolem kultowego Misia?
W książce Replewicza poznajemy Stanisława
Bareję jako silnego opozycjonistę, ale jednocześnie małego Stasia, urodzonego w
położonej na południu Polski Jeleniej Górze. Na całość składa się 27 ujęć,
rozdziałów opisujących historię Barei i szereg kroków, dzięki którym odważnie
dziś nazywamy go „Królem krainy śmiechu, Mistrzem Krzywego Zwierciadła”.
Książkę gorąco polecam,
zwłaszcza, że jej cena naprawdę nie jest wygórowana. Okaże się ona świetnym
prezentem, nie tylko na gwiazdkę! Czerwona okładka i słomiany miś na pierwszej
stronie – to jest to! Całość oprawiona licznymi fotografiami reżysera, jak i
osobami z jego otoczenia. Poznajcie z bliska kultową postać polskiego kina. Za
książkę dziękuję Wydawnictwu Fronda.
Przeczytaj fragment: Oczko się odlepiło temu misiu - Maciej Replewicz
- 17:49
- 0 Comments
![]() |
Na początku powinnam zaznaczyć,
że jestem pełna podziwu niebywałej odwagi, jaką wykazał się duet
pisarzy/dziennikarzy, podejmujący stosunkowo trudny projekt – stworzenie jedynej
i niepowtarzalnej biografii najbogatszego Polaka, Jana Kulczyka.
Cezary Bielakowski były szef
działu politycznego Polskiej Agencji
Prasowej, zastępca szefa działu politycznego Rzeczpospolitej, szef działu krajowego tygodnika Newsweek Polska, zastępca redaktora
naczelnego działu Politycznego w Dziennik
Polska-Europa-Świat, a obecnie dziennikarz działu śledczego w tygodniku Wprost.
Piotr Nisztor znany wszystkim z Życia Warszawy, Dziennika czy Rzeczpospolitej.
Były redaktor naczelny tygodnika 7 Dni
Puls Tygodnia, gospodarz programu Rozmowa
Ściśle Jawna. Laureat Grand Press w kategorii News, współautor książek o
katastrofie Smoleńskiej i autor publikacji Jak
rozpętałem aferę taśmową.
Niebywałe osobowości. Jak
sądzicie, czy nie przypadkowo podjęły się tego tematu?
Jan Kulczyk. Biografia niezwykła, to książka, która na
swój sposób wyróżnia się spośród innych. Nie jest sztampową opowieścią o tym,
co zostało zasłyszane, dopowiedziane, a może wymyślone. Nie odnosi się też do
błahych historii i zdarzeń, które nie miały wpływu na losy polskiej polityki
czy gospodarki. Autorzy sięgają w głąb ludzkiej ciekawości. Sugerują poszlaki i
każą samodzielnie zastanowić się nad lekturą. Całość to tak naprawdę opowieść
samego Jana Kulczyka. To on jest główną postacią, wokół której toczy się akcja,
to on przedstawia kilka historii swojego życia, a nasi twórcy pełnią rolę
narratorów, przekazujących nam jego myśli i opowiadających kolejne zdarzenia.
Przyznam, że książka nie tyle
otworzyła mi oczy na polską politykę (właściwie większości zdarzeń nie
zarejestrowałam z młodości, gdyż jeszcze 5 czy 10 lat temu uciekałam od „poważnych”
tematów), ale uświadomiła, jak wielki wpływ może mieć wysoko postawiona osoba. Jak
wyglądają batalie „wyższych szczebli”, albo jak wiele problemów rodzi spotkanie
z „nieodpowiednią” osobą. Mało tego, uważam, że to świetna lektura dla tych,
którzy kiedykolwiek interesowali, bądź interesują się politologią i naukami
społecznymi.
Zdecydowanie większa część książki to osobiste wspomnienia Jana
Kulczyka. Opowieść o tym, jak doszedł do bogactwa, o tym, co w jego życiu
zmienił pierwszy milion na realizację pomysłów oraz zdarzeniach, dzięki którym
mógł osiągnąć tak wiele. Poza ważnymi dla nas, Polaków, zdarzeniami, Kulczyk,
choć szanował życie prywatne i chronił je przed światem mediów, wielokrotnie
wspominał o relacjach z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, jak się poznali i
jak często pili wspólnie herbatę. W książce też co i rusz przebijają się znane
nam nazwiska, rzadko jednak powiązane ze zdarzeniami, opisywanymi przez Bielakowskiego
i Nisztora. Kto nie zna Jerzego Buzka,
Romana Giertycha czy Leszka Millera? A kto jest w stanie wymienić więcej niż
jedną historię z nimi powiązaną? Takich postaci mamy tu niezliczoną ilość.
Każda odegrała mniej lub bardziej ważną rolę, ale nawet ta niepozorna, skryta
przed upublicznieniem zdarzeń, została w końcu obnażona.
Losy Jana Kulczyka, zamknięte w 20 rozdziałach to gratka dla
wszystkich osób interesujących się polską polityką i gospodarką, a także dla
osób, które tak jak ja, podziwiają tę niebywałą postać, na długie lata zapisaną
w historii naszego kraju. Gorąco polecam i zachęcam Was do lektury.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu FRONDA
PS Byliście na premierze książki 9.11 w Warszawie?- 22:33
- 0 Comments
Wszyscy, bez względu na wiek,
kraj zamieszkania czy wyznanie obawiamy się i czujemy respekt wobec irańskiego
wymiaru sprawiedliwości. Wiemy, że magiczne
hasło "współpraca" ma wiele imion i nie zawsze jest jednoznaczne. Co
jednak zrobić, gdy trafia się do "przeklętego" miejsca. Takiego, o
którym nie śnimy w najgorszych koszmarach, a betonowa posadzka i lichy koc
stają się naszymi jedynymi przyjaciółmi? Czas podjąć współpracę. Taką, jakiej
życzą sobie inni, ONI.
![]() |
Porywająca, a jednocześnie
poruszająca książka Roxany Saberi to historia prawdziwa. Czy ma więc postaci i
zdarzenia fikcyjne? Oczywiście, jednakże tylko dla dobra i bezpieczeństwa
prawdziwych bohaterów.
Między światami to pozornie zatarta granica pomiędzy naszą
rzeczywistością a olbrzymim murem, stworzonym przez irański totalitaryzm. Główną
bohaterka powieści jest jej autorka, amerykańska dziennikarka, oskarżona o szpiegostwo
na rzecz Stanów Zjednoczonych. Jak sądzicie, czy prosto jest udowodnić swoją niewinność
trzem rosłym mężczyznom? A może da się zyskać wiarę w siebie wśród betonowych
ścian najpotworniejszego więzienia na ziemi, Evin.
Zawiązanie fabuły, a mianowicie
wstęp do książki to realizacja dość irracjonalnego z mojego punktu widzenia,
planu. Jak ktoś, kto spędził tak wiele lat w Iranie, znający jego codzienność,
obyczaje i przykre realia inwigilacji, może zostać w tym państwie nawet po
wygaśnięciu wizy. Mało tego, natura ludzka nakazuje nam "dmuchać na
zimne", a więc przeprowadzanie wywiadów z mieszkańcami, którzy w danym
środowisku mogli mieć konflikt z prawem wydaje się być tzw. strzałem w kolana. Cóż,
Saberi postanowiła zaryzykować, przez co rok 2006 niewątpliwie zapamięta jako
początek swojego koszmaru.
Książkę gorąco poleciłabym
każdemu miłośnikowi książek biograficznych ze względu na świetne pióro autorki.
Akcja jest bardzo płynna, a dialogi czy szczegółowe opisy żywo odwzorowane. Między
światami to także propozycja dla osób szukających mocnych wrażeń. Mamy tu do czynienia
z osamotnioną, bezradną kobieta zmuszoną do kłamstw dla własnego życia i bezpieczeństwa. Pokazany został bardzo bezpośrednio okrutny totalitaryzm, a
jednocześnie wplątano mnóstwo ciekawostek dotyczących samej kultury irańskiej -
piękno i brutalność przewijają się na kolejnych stronach. Intryguje, ciekawi, przeraża.
Gorąco polecam!
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu SQN.
- 20:51
- 1 Comments
W poniedziałek, 4 sierpnia, obchodziliśmy 70 rocznicę śmierci jednego z najpoczytniejszych poetów w XXI wieku. Mam tutaj na myśli mistrza słowa, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, żołnierza Armii Krajowej, podharcmistrza Szarych Szeregów, twórcę wspaniałych wierszy i licznych zapisów z okresu hitlerowskiej okupacji.
Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci,
syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w
żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami
drzew płynące morze.
Wyuczyli cię,
syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki
powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w
ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po
omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny
synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się
jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze
ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula,
synku, czy to serce pękło?
Elegia o… [chłopcu polskim] czyli wiersz doskonale znany mi z dzieciństwa. Utwór recytowany na dziadkowych kolanach przy kominku podczas mroźnych, zimowych wieczorów. Utwór sentymentalny, dla mnie, przywodzący na myśl garstkę wspomnień z zakurzonej już, odległej przeszłości. Nie ukrywam, że po piętnastu latach od śmierci „mojego dziadzi” kręci mi się łezka w oku, kiedy wracam do wierszy Baczyńskiego. Nic jednak dziwnego – sześciolatka, która nie potrafi płynie czytać, która nie rozumie projekcji kinematograficznych, która nawet nie radzi sobie z kaligrafią – recytuje poezję wojenną, mówi pacierz i ze smutnymi oczami przegląda czarno-białe fotografie swoich przodków…
Zimą, w
marcu ubiegłego roku, chadzając po warszawskich ulicach natrafiłam na olbrzymie
bilbordy informujące o ekranizacji biografii Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Ciekawe – pomyślałam, jednak ceny biletów odstraszyły mnie na tyle, że szybko
zrezygnowałam z projekcji. Poza tym – komu chciałoby się ze mną pójść? No komu?
Zapomniałam więc, że takie zdarzenie w ogóle miało miejsce wracając do życia
codziennego. Film szybko zniknął z
ekranów, zapewne przez swoją nierentowność, odchodząc do lamusa. Szkoda.
Dzisiaj uważam, że powinnam obejrzeć go na dużym ekranie. Nawet, jeśli miałabym
spędzić godzinę w wyludnionej sali kinowej. Ale wiecie? Chciałabym jedynie
posłuchać świetnie intonowanych wierszy. Fabuła filmu oraz pomysł na jego
realizację pozostawia wiele do życzenia.
Film, jak
już wspomniałam, swoją premierę miał w marcu bieżącego roku, dokładniej 15
marca. Ekranizacja w obsadzie niszowych, debiutujących aktorów, opowiada nam
historię Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, poety, który zginął w imię Ojczyzny
04.08.1944r. Był ochotnikiem – zmarł jako bohater. Film jednak ukazuje nowy
pogląd na twórczość Baczyńskiego, jego życie prywatne, a nawet działania
konspiracyjne. Mało kto wie, że w jego mieszkaniu znajdował się magazyn broni.
Bohater miał świadomość, że naraża tym nie tylko siebie, ale także swoich
bliskich – żonę i matkę.
W projekcji dostrzegamy liczne zdjęcia uświadamiające nam,
jak wiele zła wyrządziła wojna, a tym
samym możemy na własne oczy ujrzeć ogrom zniszczeń i śmierć milionów jednostek.
Fotografie z getta, krótkie nagrania pokazujące codzienne traktowanie Żydów
(Baczyński był Żydem), czy masowe mordy – potwierdzają szeroko panującą
degrengoladę rasy ludzkiej. Wróćmy jednak do filmu.
Nie
ukrywam, że włos na głowie zjeżył mi się niesamowicie, gdy z błyszczącymi
oczami i piskliwym wrzaskiem „Zaczyna się! Zaczyna!” usłyszałam piosenkę, w
wykonaniu Czesława Mozila i Meli Koteluk. Duet – może i w odniesieniu do okresu
wojennego, brzmi całkiem sympatycznie, jednak jeśli ktoś nie przepada za ich
wokalem – ma prawo mieć pretensje do Bartosza Chajdeckiego. Tekst jednak jest
godny uwagi. Posłuchajcie, bo naprawdę warto. Jest tylko jedna taka „Pieśń o
szczęściu”, zaczerpnięta z poematu „Szczęśliwe Drogi”.
Reżyserem
filmu został Kordian Piwowarski. Uważam, że sprawdził się świetnie w swojej
roli. Pomysł na ekranizację także śmiem uznać za dobry – konkurs recytatorski,
który zabiera nas do świata Baczyńskiego. Wraz z każdym kolejnym poematem,
bliżej poznajemy historię naszego rodaka. Podoba mi się też brak efektów
specjalnych. Produkcja jest niszowa i taka niech pozostanie. Scenarzysta
pozbawił widzów idealnie wkomponowanej muzyki znanych i cenionych wirtuozów, na
rzecz ciszy, spokoju, naturalności. To właśnie wyróżnia ten film na tle
współczesnych produkcji. Szkoda tylko, że takie projekcje nie mają żadnych
szans z konkurencją rynku światowego.
Z góry
mówię, choć stosowniej piszę, że nie zdradzę Wam fabuły. Jeśli pasjonujecie się
twórczością Baczyńskiego, znajdziecie coś dla siebie. Jeśli jednak szukacie
rozluźniającego tasiemca na wieczór - nigdy, przenigdy nie włączajcie tego
filmu.
- 12:59
- 7 Comments
Mogli zrezygnować, odejść. Była to zatem kwestia
wyboru. S.266
Pięknie wydana książka
Wydawnictwa Fronda kusi swoją prostotą, symboliką i… tytułem. Jakiś czas temu w
moje ręce wpadła publikacja Tadeusza Płużańskiego pt. Lista oprawców. Zabierając się za tę książkę kompletnie nie
wiedziałam, co spotka mnie na jej kartach. Czy przeczytam jedynie sztampowe
biografie? Czy poznam szczegóły działania sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, a
może bestialskie techniki NKWD? Czy autor będzie odważnie mówił o współczesnych
spadkobiercach komunizmu? Wiem, to trudne pytania. Okazało się jendak, że lektura
była dla mnie bardzo… niekonwencjonalnym zaskoczeniem. Demaskuje bowiem wiele „resortowych
dzieci”, odkrywa przed światem współczesną ignorancję i przede wszystkim –
pozwala obnażyć zbrodniczą przeszłość ludzi, którzy dzięki socjalizmowi dumnie
reprezentują swój wizerunek na społecznej, politycznej (a czasem i
międzynarodowej) arenie. Wielu z nich oczywiście już przed laty pochłonęła
ziemia, problemem jednak jest fakt, że „bohaterzy” Ludowej Polski nigdy nie
zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje departamentowe fanaberie. Do
ostatnich dni zapewniali zarówno dziennikarzy, jak i rodziny skazanych o swojej
niewinności, a ich ostatnia droga zwykle prowadziła do grobowców warszawskiego
Cmentarza Wojskowego na Powązkach. 118 biografii bezwzględnych funkcjonariuszy
vs. czterdziestotrzyletni historyk, publicysta, Tadeusz M. Płużański.
Wydanie książki nie jest dla
nikogo zaskoczeniem. Publikacja liczy blisko 450 stron, które przy każdej
postaci zwierają zdjęcie, krótką wstawkę dotyczącą pełnionych funkcji w
sowieckim aparacie sprawiedliwości oraz obszerną biografię. Wśród wybrańców,
którzy zasłużyli na uwagę Płużańskiego pojawili się, m.in. Zygmunt Bauman, Czesław
Kiszczak, Czesław Łapiński, Józef i Ryszard Młynarscy, Jacek Różański,
Stanisław Supruniuk, Helena Wolińska czy pochowany przed kilkoma dniami Wojciech
Jaruzelski. Autor bardzo dokładnie opisuje zbrodniczą działalność przeciwko Polsce Walczącej i wielokrotnie udowadnia motyw poruszany w Innym Świecie Grudzińskiego, a zarazem
pamiętne słowa Goebbelsa: Kłamstwo
powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Socjaliści budowali wizerunek
partii na kłamstwach, a winę „zdrajców ojczyzny” potwierdzali godzinami
spędzonymi na torturach potencjalnych świadków, którzy mogli potwierdzić działanie
skazanego na szkodę ojczyzny. Płużański odważnie pisze o swoich przemyślenia,
zwraca nawet uwagę na postać Danuty Hubner, córki wyjątkowo oddanego komunisty,
której rodzinne kolokacje zostały usunięte z Internetu tuż przed wyborami do Parlamentu
Europejskiego w 2009 roku. Czy to przypadek? Nie sądzę.
„Lista oprawców przypomina o katach i prześladowcach, niosąc
przesłanie w formie przestrogi, że nieukarana zbrodnia może się powtórzyć” - tak o książce pisze sam Autor. Pytanie tylko,
czy współczesny czytelnik odniesie myśl tę do swojego życia? Młode pokolenie coraz
obojętniej podchodzi do wydarzeń minionych lat, a ofiary i ich rodziny nie mają
już sił na walkę z absurdalnym prawem. Kto dzisiaj sądził będzie starców za
zbrodnie komunizmu? Niemniej, ja należę już do „kolejnej epoki”, która powoli
stawała na nogi po „czerwonej zarazie”. Nie uważam, że warto doszukiwać się
sprawiedliwości w historii, składać kolejne akty oskarżenia, wnosić sprawy do
sądów - nie tędy droga. Ważniejszym jest odebranie przywilejów, sowitych rent i
emerytur, a czasem miejsca na cmentarzu w alei zasłużonych… Płużański sam do
tego powraca, wspomina, jak to sądy oddalają wnioski tylko dlatego, że „oskarżony
jest wiekowy”, pozwalając im spędzić resztę życia w wygodnym, ciepłym
mieszkaniu bez żadnych trosk i problemów…
Za Listę Oprawców dziękuję
Wydawnictwu Fronda:
- 13:23
- 1 Comments
Przyznam, że od lat intryguje
mnie i ciekawi kultura Islamu. Czytając jednak książkę Ulica Rajskich Dziewic czasem czułam się niepewnie. Lektura mnie
wciągnęła, pochłonęła bez reszta, a pióro Barbary Wood naprawdę przypadło mi do
gustu.
Książka wcale nie jest taka
prosta, jak mogłoby się wydawać. Okładkowy opis mówi nam jedynie o tym, że
młodziutka Yasmina okryła hańbą nie tylko siebie, ale i całą rodzinę, ponieważ została
niegdyś zgwałcona. Dziewczynkę wypędzono z Egiptu, przeklęto i skazano na
śmierć… Po latach jednak, jako angielska lekarka, powróciła na Ulicę Rajskich
Dziewic. Dlaczego? Czy zdoła przebaczyć umierającemu ojcu? Jak mroczne sekrety
skrywane są za murami dziewiętnastowiecznej rezydencji rodziny Raszidów? Szczegółową
fabułę książki poznacie, gdy tylko po nią sięgniecie.
Ulica Rajskich Dziewic to nie tylko opowieść oczami nestorki rodu,
Amiry, to także głęboka historia Egiptu – przemiany polityczne od obalenia
króla Faruka, przez rządy Nasera, Sadata, aż do Mubaraka oraz okupacja
brytyjska czy wojna z Izraelem. Wystawne kolacje, wycieczki, zabawy i swawole
wyższej klasy społecznej, a zarazem śmierć głodowa na ulicach Kairu
najuboższych rodzin. Co więcej, to nietuzinkowa historia kobiet w mieście, w
którym nikt nie liczy się z respektowaniem ich europejskich praw. Na kartach
książki nie raz czytamy, że mężczyzna, który spłodził wyłącznie dziewczynki
jest wyszydzany i nazywany „ojcem córek”, ponieważ to Bóg zesłał na niego te
nieszczęście. Poznajemy obyczaje i kulturę egipskich rodzin. Zauważamy postęp w
bogatych domach, gdzie kobiety mogą opuszczać teren posesji, albo zdejmować chusty
- za przyzwoleniem męża. Ale i podczas zaślubin wraz z „panem młodym”
sprawdzamy, czy nowa, a czasem kolejna, żona na pewno nie zhańbiła niegdyś
swojego nazwiska. Przyznam jednak, że momentami czułam się przerażona.
Dzisiaj, kiedy kobiety walczą o
więcej praw, możliwości, równouprawnienie i zakończenie jawnej dyskryminacji lektura
Ulicy Rajskich Dziewic wydaje się być
absurdem. Przecież skoro jestem osobą pełnoletnią, wolną i świadomą – nie
potrafiłabym żyć za gigantycznym murem. Nie potrafiłabym odnaleźć się w
miejscu, w którym nikt nie liczy się z moim zdaniem. Nie zdołałabym
zaakceptować kolejnych żon własnego męża, z którymi obcowałby nie tylko duchowo,
ale i fizycznie i co więcej – z którymi nakazano by mi dzielić dach nad głową. Współczesne
kobiety mają dzisiaj zupełnie inne potrzeby, plany, marzenia i oczekiwania w
każdym świecie. Sęk w tym, że wolne kraje, w porównaniu do islamskich krain
mogą je szczerzej respektować. Sądzę, że gdyby mnie wychowano na ułożoną,
posłuszną mężowi dziewczynkę, która nigdy nie zdołałaby poznać „wielkiego
świata”, która nigdy nie broniłaby własnego zdania, która nie próbowałaby
poszerzać swojej wiedzy i umiejętności, a wpajano już od młodych lat, że rano
należy posprzątać mieszkanie i dopiero po ułożeniu pościeli można zjeść
śniadanie, oraz że potrzeby męża stoją na pierwszym miejscu to moja opinia
zapewne wyglądałaby inaczej.
Cóż mi pozostało – książkę gorąco
polecam. Lektura momentami nieco się dłuży, ale naprawdę wciąga. Jest to
historia jednego rodu, choć z krocią wątków pobocznych, dzięki którym możecie
poszerzyć swoją wiedzę o samym Egipcie oraz panujących tam zwyczajach i
obrzędach. Ulica Rajskich Dziewic to naprawdę dobra i godna uwagi książka. Ja na
pewno powrócę jeszcze kiedyś do lektury i mam nadzieję, że wywoła we mnie tak
samo skrajne emocje.
Za egzemplarz dziękuję Grupie
Wydawniczej Publicat S.A.
- 09:49
- 3 Comments

Książka została podzielona na
dwie części: Życie przed Igrzyskami oraz Życie po Igrzyskach. Nie sposób się
nie domyślić, że w pierwszej połowie publikacji mowa o nudnym, statecznym życiu kochającej konie Jennifer,
wyjątkowo przystojnym Liamie czy Joshu, cierpiącym na dość popularny przerost ambicji. Tak
naprawdę ta część książki ma nam pokazać, że to zwykli ludzie, mający mniej lub
więcej szczęścia w swojej karierze. Jennifer nie uważa się za celebrytkę,
nienawidzi zakupów, ale nareszcie cieszy się, że stać ją na markowe ciuchy. Liam za to jest najmłodszy w rodzinie. Mia dwóch
braci, którzy (jak to starsze rodzeństwo) regularnie naśmiewali się z chłopca. A to płatali mu figle, a to ubierali go w kilka bluz i strzelali z wiatrówki do
uciekającej ofiary. Czy ktoś z Was nie miał tak kontrowersyjnych, młodzieńczych
przygód? Josh z kolei od dziecka znał ścieżkę, jaką ma podążać. Jego rodzice
wykreowali mu światopogląd i osobowość godną, jak został nazwany w książce, „hollywoodczyka”.
Chłopak zdobywał liczne nagrody, przyjaźnił się z kamerą, a swój pierwszy pocałunek
przeżył… w wieku 11 lat! Autor książki naigrywa się z bohatera mówiąc, że „w
trakcie kręcenia Małego Manhattanu,
miał okazję wykorzystać doświadczenie przed kamerą”.
Druga część publikacji ma
pokazać, jak zmieniły się losy bohaterów
w realnym życiu, oraz jak Suzanne Collins broniła swojej książki przed oskarżeniami
związanymi z możliwym plagiatem mangi Koushuna
Takami pt. Battle Royale,
zekranizowanej przez Quentina Tarantino. Innym elementem jest poczucie dumy
przez autorkę, gdy sam Stephen King pozytywnie zrecenzował jej książkę, choć oczywiście nie zabrakło zgryźliwości w opinii: „przejawy
autorskiego lenistwa, które dzieci zaakceptują chętniej niż dorośli”. Według mnie
jednak sam fakt, że mistrz powieści grozy sięgnął po tę książkę i napisał o
niej kilka słów powinno być powodem do dumy. Ciąg dalszy publikacji to oblegane
przez dziennikarzy posesje, strach przed premierą filmu, wywiady, relacje,
plotkarskie portale oraz miłosne intrygi.
Głównych bohaterów kochają miliony. Jennifer, Liam
i Josh to jedne z najpopularniejszych twarzy Hollywood, które swoją przygodę ze
szklanym ekranem miały przed rozpoczęciem serii. Wszystko jednak ulega zmianie.
Ciężka praca przynosi efekty i pozwala odnieść sukces nawet na amerykańskich czerwonych dywanach...
Jennifer, Liam i Josh. Nieautoryzowana biografia gwiazd Igrzysk Śmierci to książka dla osób,
zaciekawionych prywatnym życiem bohaterów. Ich własnymi, rodzinnymi
szczęściami, normalnością i relacjami na planie filmowym. Mnie lektura
przekonała, by sięgnąć po powieści Suzanne Collins z nadzieją, że te wiadomości
wesprą mnie podczas czytania. Z kolei publikacja Danny’ego White to bardzo
lekka, przyjemna lektura. Książka została napisana prostym, stosunkowo zabawnym
językiem, a zamieszczone w jej wnętrzu fotografie ukazują nam realność kreowanych
postaci. Jedynie okładka pozostawia
wiele do życzenia. Uważam, że dobranie nieco bardziej profesjonalnych zdjęć, przyciągnęłoby
uwagę większego grona odbiorców książki.
Za Jennifer, Liam i Josh. Nieautoryzowaną biografię gwiazd Igrzysk Śmierci
dziękuję Wydawnictwu Feeria. Chciałabym też Was poinformować, że jest to
pierwsza publikacja wynikająca ze współpracy Wydawnictwa z Pastelowym
Niecodziennikiem:
- 11:11
- 2 Comments
Sądzę, że w dobie Internetu,
wśród społeczeństwa ciekawskiego i przystosowanego technicznie – nie ma osoby,
która choć raz w życiu nie bujałaby się w rytmie No Woman No Cry.
Piosenki życiowej i przede wszystkim – dosadnej. Kto
jednak wie, kim tak naprawdę był jej autor, Bob Marley? A ilu z Was wiedziało,
że właściwie nazywał się Robert Nesta Marley? Jeśli nawet ta informacja Wam umknęła - zachęcam do przeczytania książki Bob
Marley. Nieopowiedziana historia
króla reggae.

Ja Boba Marleya tak naprawdę nie
znałam. Muzyka reggae nigdy też nie przypadała mi do gustu a popularne jointy,
skręty czy trawka (z którymi kultura masowa błędnie identyfikuje Jamajkę) – to nie mój świat. Nawet afroamerykańskie dready nigdy mi
się nie podobały! Ruch Rastafari z kolei popieram, w części. Równouprawnienie
rasowe jest czymś dobrym szczególnie, jeśli ludzie dyskryminują innych
ze względu na kolor skóry, jednak panujące obrzędy to znowu nie moja bajka. Nieopowiedziana historia króla reggae to
pewnego rodzaju zagadka. Czytając kolejne karty odkrywamy nową historię Marleya
i wędrujemy tak od wczesnej młodości po wyemancypowany bunt tuż przed śmiercią,
który został zapisany w głowie milionów fanów artysty oraz wyznawców Rastafari.
Marley nie miał prostego życia.
Był osobą cichą, wyalienowaną, która swoją ostoję odszukała wśród tekstów
piosenek i cichych muzycznych brzdękań. Jego dzieciństwo oraz nastoletnie życie
nie było łatwe, ze względna na rodzinny mezalians – matka Boba była ciemnoskórą
mieszkanką Jamajki, a ojciec - Norval Marley - białym Jamajczykiem o
brytyjskich korzeniach. Różnica wieku obojga rodziców także nie była powodem do
dumy, bowiem wynosiła aż 16 lat. Wszystko to sprawiło, że młody Robert nigdy
nie był w stanie odnaleźć swojego miejsca w lokalnej społeczności. Czuł, że
jest nieakceptowany, a zarazem odstaje od reszty. Miał jednak bardzo silną,
charyzmatyczną osobowość. Gdy tylko okazało się, że drzemie w nim nieodkryty
dotąd talent, postanowił wystąpić m.in. w Montego Bay. Tam jednak, podczas
pierwszej piosenki One cup of Coffee,
publiczność zaczęła wyć i buczeć, chcąc za wszelką cenę zakończyć występ
artysty. Reakcja Marleya była równie niespodziewana, jak zruganie piosenkarza, który powiedział wtedy: Nie osądzajcie innych,
zanim nie osądzicie siebie. Wiele osób skuliłoby się i już nigdy nie
stanęło przed publiką. Marley jednak pokazał, że warto robić to, co się kocha.
I warto też wierzyć w swoje możliwości. Grał przede wszystkim dla siebie, dla
swojego ukojenia, a z czasem zrzeszał coraz to liczniejsze grono fanów. Dzisiaj
są ich miliony na całym świecie i nikt nie może przypuszczać, że jego młodość
wcale nie była tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Sam fakt, że „z niczego”
powstał pierwszy zespół Marleya o nazwie The Wailers, którego dalsze losy opisane zostały w książce, a więc pozwólcie, że to do niej Was
odeślę. Według mnie spędzicie dwa, bardzo udane wieczory czytając biografię
artysty i kto wie – może i Wy pod końcem jego życia uronicie kilka łez?
Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae to fenomenalna książka,
a zarazem lektura obowiązkowa dla każdego fana artysty. Ja do tego grona nigdy
nie należałam, jednak poznałam intrygującą postać, która może być przykładem
dla niejednego, dorastającego człowieka. Sądzę, że Chris Salewicz powinien być
z siebie dumny, a my, dzisiaj, możemy mu piekielnie zazdrościć spotkań z Marleyem,
licznych rozmów i dysonansów. Opublikował w swojej książce wiele
wywiadów, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego. Jeżeli więc
chcecie przeczytać świetnie stworzoną biografię, a zarazem poznać prawdziwe
oblicze Roberta Nesta Marleya – zachęcam Was do lektury.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
SQN:
- 09:41
- 7 Comments
O grafiku, a dokładniej jego
życiu prywatnym nie wiedziałam dotychczas zbyt wiele. Sądziłam, że lektura
uzupełni moje braki i pozwoli dopasować znane mi już rysunki do zdarzeń z życia
Banksy’ego. Tak też się stało. Książka zawiera mnóstwo informacji nie tylko o
autorze, ale i jego mieście – zwiedzamy Bristol „od kuchni”. Wędrujemy po
rozmaitych miejscach, poznajemy najpopularniejszych twórców street art’u i
momentami zaśmiewamy się do łez na myśl, że policji zorganizowano kurs
pozwalający rozróżnić graffiti Banksy’ego od rysunków chuliganów marzących po
murach. Album wzbogacony jest o liczne notatki prasowe, skróty wywiadów
okraszone fotografiami i kolejne stopnie rozwoju twórczości Banksy’ego. Dla
fanów artysty to naprawdę świetna książka uzupełniająca kolekcję, jednak czy
osoby postronne, niezwiązane ze Street Art’em, nierozumiejące przesłania czy
kwintesencji malowideł na murach będą starały się przyswoić ten zastrzyk wiedzy
o Banksy’m? Wydaje mi się, że tak. Mnie bardzo zauroczył sposób wydania
publikacji. Najpierw poznajemy Bristol, odkrywamy jego tajemnice i zakamarki,
poznajemy twórców najróżniejszych graffiti, ich pobudki i przesłania, po czym
wchodzimy w życie Banksy’ego. Sposób patrzenia na świat, który przekazują nam
osoby z jego otoczenia, obrazy opisujące bieżące problemy oraz komizm sytuacji
związany z prostą, acz kontrowersyjną formą przekazu „nigdy nie wiesz, co
spotkasz na murze za rogiem”.
Skoro współczesność mówi nam, że królem
popu jest Michael Jackson, królem horroru Stephen King, tak królem Street Art.’u
nazwiemy Baksy’ego. I choć wokół z każdego z wymienionych artystów, działają
równie zdolne i znane nam osoby, to kluczowe miejsce na podium zawsze należy do
najlepszego w swoim fachu. Jeżeli więc chcecie poznać kogoś, kto przez lata
swojej twórczości działa pod pseudonimem i ani media, ani prokuratura nigdy
poznały jego danych osobowych, a zarazem kogoś, kto sprawia, że uśmiechacie się
patrząc na pozornie zwykły kawałek ściany – koniecznie przeczytajcie tę
książkę. Sądzę, że warto.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:
- 19:15
- 0 Comments
Zawsze Wam mówiłam, że uwielbiam
czytać biografie, a jeśli w grę wchodzą jakże popularnie sformułowane „historie
germańskich oprawców” zaczynam uśmiechać się od ucha do ucha i czytam z
zapartym tchem. Tak też się stało, kiedy trafiła do mnie książka Naziści na celowniku sprawiedliwości
autorstwa Donalda McKale. Nie jestem oczywiście żadnym typem despoty czy
sadysty, po prostu zawsze ciekawiły mnie losy ludzi, zwykłych szarych jednostek,
w okresie II Wojny Światowej.

Książka ta jest przede wszystkim
zbiorem biografii, które wyłaniają się w trakcie rozmów z byłymi więźniami
obozów, bądź podczas bezpośredniej weryfikacji w trakcie procesów. Autor bardzo
obszernie opisuje wszystkie zdarzenia, dba o szczegóły, a więc pomaga nam w
odbiorze tej książki. Moja wiedza dotycząca okresu II wojny światowej jest
jednak bardzo obszerna. Wiele zamieszczonych informacji o aryzacji oraz idącej
za nią „kwestii żydowskiej” wiedziałam już wcześniej. Nie znaczy to jednak, że
książka była dla mnie bezużyteczna. Wręcz przeciwnie, pierwszego dnia, zaraz po
otrzymaniu publikacji przeczytałam prawie 200 stron w niespełna godzinę. Pokaźny
gabaryt, przy tak świetnym piórze autora to niewielkie wyzwanie dla każdego
czytelnika. Przyznam się Wam, że bardzo przeraziła mnie grubość tej książki,
ponieważ wydawała się być wprost nieproporcjonalna do ilości nauki, którą mam
teraz na głowie. Okazuje się jednak, że nie było się czego obawiać. Osoba,
która interesuje się poczynaniami hitlerowców, równoległymi „oswobodzeniami”
przez NKWD oraz losem ludzi, po których kompletnie nic nie pozostało przeczyta
tę książkę jednym tchem. Gdyby tego było mało, warto wzbogacić swoją wiedzę o
procesy w Norymberdze, na których terminy celowo zostały nałożone pozostałe rozprawy
niemieckich oprawców, ale już na terenie ZSRR! NKWD załatwiało swoje sprawy w
cieniu prawdziwych batalii na ławach sądowych. Nikt więc nie zwracał uwagi na
kolejne mordy i współprace nawiązane przy wschodniej granicy…
Książka Naziści na celowniku sprawiedliwości ukazuje nam też zbiorowe przerzucanie
odpowiedzialności za masową eksterminację Żydów, czyli, dzisiaj nam znany,
Holocaust. Wielu Oberstgruppenführerów (generałów SS) łkało podczas procesów,
mówiło, że nie byli poinformowani o „kwestii żydowskiej”, ani nie czują
odpowiedzialności za masowe zbrodnie. Lista kłamstw i oszczerstw, które latami
powtarzane zostały zapisane w protokołach i stały się jedynym (poza
zeznaniami ofiar) dowodem w sprawie. Nie sposób się dziwić, że najwięksi
zbrodniarze w historii zostali uniewinnieni, bądź osadzeni w nowoczesnych
więzieniach, którym daleko do warunków Alcatraz, bądź nieco bardziej tematycznego - Auschwitz Birkenau. Oczywiście niejeden adwokat
wyciągnął swojego klienta, któremu później dane było umrzeć w domowym zaciszu pomimo
tego, że jego koledzy zawiśli na szubienicy.
Naziści na celowniku
sprawiedliwości to bardzo ciekawa propozycja, jednak nie dla każdego
czytelnika. Musicie mieć w sobie tego „bakcyla”, który będzie śledził historię
przodków z zapartym tchem i gdzieś w duchu, współczując im, nadal próbuje
dosięgnąć sprawiedliwości. Jeśli jednak przygotowujecie się do konkursu
związanego z historią współczesną – także wzbogacicie swoją wiedzę o bardzo
cenne informacje. Muszę powtórzyć słowa Thomasa Carlyle’a, który jasno
stwierdził, że „historia to niezliczone biografie”. Słowa te są aktualne
dzisiaj oraz będą przez kolejne wieki. To ludzie tworzą historię, to oni
oscylują pomiędzy dobrem, a złem. To od nich zależy, jak będzie wyglądał
kolejny dzień, to ich decyzje mogą zniszczyć świat… Naziści na celowniku sprawiedliwości pokazują, jak wiele leży w gestii poszczególnych jednostek.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu MUZA:
- 14:01
- 1 Comments
Kings of Leon, Sex on fire czyli prawdziwa historia czterech muzyków, a dokładniej trzech braci i kuzyna z rodu Followill. Nic więc dziwnego, że ambitni chłopcy marzyli o niezwykłej karierze, opuszczeniu rodzinnego Nashville i wyrwaniu się z sideł ich (prawdopodobnie) życiowej drogi – kapłaństwa.
Książka Michaela i Drew’a Heatley
pozwala nam zaprzyjaźnić się z artystami „od kuchni”, śledzimy ich drogę na
kolejnych szczeblach kariery, poznajemy aspiracje, marzenia, a czasem i
braterskie awantury zakrapiane dozą agresji i rękoczynów. Towarzyszymy im w
studio nagraniowym, podczas suportów U2, a nawet sielskiego życia wśród
alkoholu i narkotyków. Jered, Nathan, Caleb i Matthew to nieposkromione, ale
bardzo dobrze wychowane dusze. Pochodzą z domu, w których religia stała nam
pierwszy miejscu, ich matka, Betty Ann, była zagorzałą wyznawczynią Kościoła
Zielonoświątkowego, ojciec z kolei był pastorem i taką przyszłość widział dla
swoich synów. Niestety, rozbicie małżeństwa rodziców, a dokładniej rozwód, doprowadziło
do poróżnienia zdań, po których bracia postanowili rozwinąć swój band. Nigdy nie
ostali na laurach. Odszukali wytwórnię, rozpoczęli działalność, nagrywali
płyty, kiedy powinni pokazać „co potrafią” na scenie. Jak się jednak okazało,
przyjęli bardzo dobrą taktykę. Po kilku
latach sam Bob Dylan zaproponował im współpracę, a ich piosenki sięgały szczytów
światowych list przebojów. Specjaliści od promocji wspierali Kings of Leon
kierując ich na europejski rynek. Stany Zjednoczone miały zbyt wiele
konkurencyjnych grup muzycznych, wśród których ostanie na piedestale było
niemożliwe. Wielka Brytania jednak bardzo szybko pokochała młodych muzyków,
dzięki czemu usłyszały o nich i inne kraje. Tutaj rozpoczęło się sloganowe
życie Rock and Roll’owców – czyli sex & drugs, a jak wyglądało? Dowiecie się
z właśnie z tej książki. Dzięki Kings od
Leon, Sex on Fire zobaczycie, jak wyglądają nagrania, jak wiedzie się
światowym gwiazdom i dlaczego chcieli wykraść się z łask, kojarzonym z bandem, Indie
Rock.
Książkę gorąco polecam wszystkim
fanom zespołu Kings of Leon. Pamiętajcie, że Święta tuż, tuż, a więc byłby to
idealny prezent pod choinkę. Lektura jest naprawdę bardzo przyjemna, a książka
w sobie bardzo przystępna. Całość podzielona jest na wstęp i dziesięć kolejnych rozdziałów, które odwzorowują szczeble kariery KoL, ostatnim z nich jest pełna dyskografia zespołu, na którą warto zwrócić szczególną uwagę. Wydanie książki jest broszurowe, a więc jest bardzo lekka i idealna do przeniesienia w kobiecej torebce. Gorąco polecam! :)
Za Kings of Leon, Sex on Fire
gorąco dziękuję Wydawnictwu SQN:
- 12:00
- 3 Comments
Książkę przeczytałam dwukrotnie.
Raz od początku do końca, a drugi – zupełnie jak Mickiewiczowskiego Konrada
Wallenroda – od końca do początku. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny,
opisywane wydarzenia są retrospekcjami, podzielonymi na kolejne rozdziały: Figurant, Agent, Funkcjonariusz,
Zdemaskowany, Skruszony i ostatni Rachunek
Sumienia. Nie trudno snuć domysły, co poszczególne fragmenty niosą za sobą,
bowiem każdy kolejny rozdział to awans w esbeckiej karierze, a zarazem przykry
brak rozgrzeszenia swoich poczynań. Czytanie książki „od końca” pozwoliło mi
nieco inaczej spojrzeć na Janusza Molkę i zastanowić się czy naprawdę jest tak
zły, jak go malują.
Opowiedziana przez Bogdana
Rymanowskiego historia dotyczy funkcjonariusza Służb Bezpieczeństwa, który brał
sobie za nic przyjaźń, honor czy własne „ja” w ówczesnym świecie. Janusz Molka
mówi: Miałem wrażenie, że siedzi przede mną twardy typ, z którym nie chciałbym
spotkać się w ciemnej ulicy. Zdaje sobie sprawę, że jest już zbyt późno, by
naprawić wyrządzone krzywdy, że nie uzyska rozgrzeszenia ani usprawiedliwienia
swoich czynów. Swoim postępowaniem jednak po raz drugi łamie złożone przysięgi.
Pierwszą z nich była lojalność wobec Solidarności, drugą – utrzymanie w
tajemnicy swojej działalności konspiracyjnej. SB bardzo dbało o to, ażeby
członkowie Partii nie zdradzali szczegółów swojej pracy. Polskie podziemie nie
mogło dowiedzieć się, że wśród nich grasuje agentura i osaczeni są przez mniej,
lub bardziej lojalnych ludzi.
Janusz Molka, podobnie jak
wszyscy funkcjonariusze Służb Bezpieczeństwa, został wcielony do Milicji
Obywatelskiej na drodze szantażu. Każdy rodzic dba o przyszłość swojego
dziecka, każdy człowiek ma też swój słaby punkt, a więc zrobi wszystko w
obronie tego, co kocha. „Nowak”, bo taki tytuł dostał nasz niedoszły oficer, donosił
tylko dlatego, że pod lupę wzięto jego najbliższą rodzinę, a w tym – mała córeczkę.
Tutaj jednak pojawia się konflikt interesów – można być esbekiem i składać
fałszywe informacje czy wnosić sfingowane akta, jednak w Departamencie III nie
pracują głupcy, szybko okazałoby się, że ten wcale nie chce „budować nowej
ojczyzny” i kto wie, jakie konsekwencje przyniosłyby te działania. Molka postanowił,
że będzie Agentem. Będzie dążył też do zdobycia stopnia oficerskiego i za
wszelką cenę zadba o swoją spokojną posadę z wygórowaną pensją. Miał mnóstwo
znajomości zarówno w warszawskim, jak i gdańskim podziemiu. Miał więc też wielu
zaufanych ludzi, którzy pokładali w nim nadzieje podczas nowych projektów czy
wystawiania dokumentacji wnoszącej o mniejszy wymiar kary.
![]() |
Obrazek pobrano z Internetu; Czarny Czwartek |
Muszę Wam się do czegoś przyznać. Zanim zabrałam się za lekturę, mimochodem obejrzałam film Antoniego Krauze Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł. Wielokrotnie wspominałam Wam o moim zamiłowaniu do wydarzeń dotyczących II Wojny Światowej, historii szarych ludzi, walki z okupantami. Nigdy jednak nie traktowałam powojennych epizodów za godnych uwagi i czasu wertowania poszczególnych książek. Jak się jednak okazuje – film przedstawił mi brutalne zachowanie Służb Bezpieczeństwa. Przytoczył pamiętne słowa Zenona Kliszko Z kontrrewolucją się nie rozmawia, do kontrrewolucji się strzela. Jak się jednak okazuje, do wydarzeń grudnia ’70 roku nawiązuje także Ubek, zaznaczając, że Molke widział tłum niosący na drzwiach ciało zabitego osiemnastolatka, Zbyszka Godlewskiego.
Molke był świetnym konspiratorem.
Na każdym kroku dbał, ażeby jego tajemnica nie wyszła na światło dzienne, a
zarazem regularnie donosił na swoich przyjaciół z Solidarności. Brał udział
także w akacjach Niezależnego Zrzeszenia Studentów i gdańskim „Harvardzie”,
dzięki któremu tak wiele osób dostało się na studia. Na co dzień zbierał
książki. Ustawiał je w swoim domu, a te „mniej dozwolone” trzymał w głębi
półki. Z czasem, kiedy jego sytuacja w SB była godna pozazdroszczenia – nie musiał
już utrzymywać posiadanych zbiorów w tajemnicy. Konspiracji i polskiemu
podziemiu przysłużył się kolportażem. Zatrudnił swojego przyjaciela – agenta,
by ten zajmował się drukiem, a on mógł jeszcze bardziej osiadać na laurach wśród
Solidarności. Za punkt priorytetowy przyjął sobie jednak szukanie kompanów „do
kieliszka”, kiedy to stawali się nieco bardziej wymowni, a zarazem łagodnie
poddający wszelkim manipulacjom.
Jeśli chcecie ocenić Janusza
Molkę, zachęcam Was do lektury. Książka jest trudna, wymaga poświęcenia pełni
uwagi oraz mnóstwa czasu wolnego. Jest jednak skarbnicą wiedzy. Wiedzy, której
nikt z nas nie uzyska ad hoc, ponieważ nadal obowiązuje klauzula poufności. Nie
wiem jednak jak zareagowaliby ludzie, którzy nagle dowiedzieli się, że ich
najlepsi przyjaciele z zimną krwią obdarowywali ich katuszami, torturami i
zamykali na miesiące, a czasem i lata w zimnych celach. Pytanie, jak wielu
chciałoby dosięgnąć zemsty… Pomimo upływu lat.
Polecam Wam tę publikację. Być może dlatego, że zima nadchodzi pełną parą i
lada dzień będziemy wspominali Czarny
Czwartek sprzed 43 lat, ale i dlatego, że to część naszej historii, część
naszych rodzin i część… nas samych. Nie zapominajcie, że PRL nie był niczym
dobrym i wydarzenia te wcale nie umknęły w zgliszczach czasu. Stocznia latami walczyła, latami dążyła do porozumienia, ażeby robotnicy i ich rodziny mieli chociażby, co wziąć do ust. Władze jednak były bezwzględne, a Janusz Molka do owej władzy należał. Niszczył przyjaźń, niszczył konspirację, niszczył polskość... Czy Rachunek Sumienia, może dzisiaj cokolwiek zmienić?
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka:
- 16:40
- 0 Comments