­
­

Nowość od Anety Jadowskiej już dostępna!

Ktoś napisał, że Dzikie Dziecko Miłości to przyjęcie-niespodzianka. Chcecie wiedzieć z jakiego powodu? Zapraszam do lektury. 

Aneta Jadowska jest jedną z niewielu autorek gatunku fantasy, po której książki sięgam niezwykle chętnie. Na co dzień niestety wampiry, wilkołaki i inne stworzenia nie należą do moich ulubionych i niezwykle trudno jest mi przekroczyć tę niezwykle cienką granicę. Seria przygód Dory Wilk jest jednak na swój sposób wyjątkowa - kryminalne i tego, zwroty akcji i naprawdę dobry dobry humor, nieszczędzący sarkazmu potrafią wciągnąć na długie godziny. O czym więc w najnowszej części heksalogii? 

O tym, że ludzie żyją wśród istot nadprzyrodzonych mówi się niezwykle często. Jest to motyw regularnie poruszany w literaturze i największych kinowych produkcjach, ale mało kto decyduje się na zaprowadzenie pokoju w  tych niekonwencjonalnych warunkach. Jadowska wyszła naprzeciw oczekiwaniom czytelników, ale nie bez powodu. Główna bohaterka, Dora, ma dokonać wszelkich starań, by pokój ten utrzymać. 

Pewnego dnia zostają odnalezione zwłoki. Oznacza to, że w mieście grasuje zabójca, a terytorium wilków usiane jest masowymi grobami. Sojusz pomiędzy wilkołakami a wampirami zaczyna się zacieśniać, a wszystko to by rozwiązać kryminalną zagadkę Thornu. 
Sprawdź na stronie Wydawnictwa
Gorąco polecam Wam tę książkę. Lektura nie nuży, wciąga i zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Jak już wspomniałam, jest to jedna z niewielu serii gatunku fantasy, która potrafi mnie zachwycić i doskonale wiem, że zdecyduję się kontynuować przygodę z Dorą Wilk. Ogromnym atutem książek Anety Jadowskiej jest przemyślana konstrukcja. W trakcie lektury z pewnością zauważycie, że nie pojawiają się tam przypadkowi bohaterowie, a wszystkie puzzle tej układanki konsekwentnie prowadzą do wcześniej precyzyjnie dopracowanego zakończenia. Czytaliście już Dzikie Dziecko Miłości? Jak podobała Wam się książka? Cytaty już jutro na insta stories ♥️ Odwiedzajcie mój profil: gusiapp.

Anatomia góry. Osiem tysięcy metrów ponad marzeniami

Dziś kolejna, fantastyczna książka! Opowieść Rafała Froni o marzeniach, wspinaczce, pięknie ośmiotysięczników i tym, co najważniejsze, czyli obcowaniu z górą. Zapraszam do lektury.  


Rafał Fronia – himalaista, maratończyk, członek projektu Polski Himalaizm Zimowy, który na przełomie lat zdobywał najwyższe i najtrudniejsze góry świata. Przeżył więcej, niż niejeden podróżnik, a dziś postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami z czytelnikami w całej Polsce. Książka zapiera dech i zmusza, by sięgnąć po więcej. Sprawdźcie, dlaczego warto ją przeczytać.

Lekturę rozpoczyna zbiór wspomnień autora, krótki zarys credo, które kieruje jego życiem. Okazuje się, że to bliscy motywują go do walki, to dla nich pisze swój dziennik i to oni królują w jego życiu. A dlaczego? Otóż nikt nie chce być sam, zwłaszcza na szczycie wietrznej góry, gdzie brakuje ciepła i bliskości. Dlaczego w takim razie, w całej tej otoczce potrzeb, odczuć i emocji, ludzie świadomie decydują się pokonywać swoje granice, wspinać na szczyty, marznąć, cierpieć, ryzykować własnym życiem, by sięgnąć po marzenia? Jak pokonują swoje słabości, idą do przodu i pomimo magii, drobnego opętania przez szczyt, który króluje nad nimi, świadomie podejmują decyzje i biorą odpowiedzialność za towarzyszy wyprawy? To tylko jedne z wielu pytań, na które odpowie Wam Anatomia góry. Osiem tysięcy metrów ponad marzeniami.

Rafał Fronia, posługując się niezwykle sprawnym, przystępnym dla czytelnika piórem opowiada o najważniejszych wyprawach swojego życia. Wraz z nim będziecie mogli odwiedzić Andy, Himalaje i Karakorum, poznacie najdrobniejsze szczegóły Zimowej Wyprawy na K2, a także wrócicie do podstaw i zwyczajów wśród polskich szczytów. Każdą „górę należy szanować i doceniać”, bez względu na to, czy mamy do czynienia z ośmiotysięcznikiem czy niewielkimi górami w Tatrach czy Karkonoszach. 

Kochani, na zakończenie dodam, że Polski Himalaizm Zimowy to program zrzeszający wszystkich miłośników wspinaczki wysokogórskiej, pozwalający podjąć rywalizację między krajami o zdobycie (podczas zimowego wejścia) najwyższych szczytów świata, a mianowicie gór w Himalajach i Karakorum. To dzięki zorganizowanej wyprawie, pod okiem zdobywców Korony Ziemi, zostają wytyczane nowe szlaki, są eksplorowane nieznane dotąd rejony górskie, jak i  wzmocniona zostaje pozycja kobiet, które także mają szansę uczestniczyć w wyprawach ku zdobyciu ośmiotysięczników. Fantastyczna inicjatywa, tworzona pod okiem koordynatora projektu, Janusza Majera. Sprawdźcie koniecznie.
Sprawdź na stronie Wydawnictwa
Mam wrażenie, że na fali minionych wydarzeń, książki o himalaizmie stały się modne. Chcemy poznawać i próbować doścignąć to, co dla większości ludzi nigdy nie będzie w zasięgu dłoni. Pojawiają się jednak rozmaite publikacje i odsiewanie ziarna od plew staje się niezwykle trudne. Wierzę jednak, że pomimo natłoku literatury górskiej, zdecydujcie się przeczytać powieść Rafała Froni. Nie ukrywam, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Cytując wypowiedź Krzysztofa Wielickiego, mogę potwierdzić, że „czytając tę książkę, poczujecie się tak, jakbyście bylu obok niego, przy padającym śniegu, często dotkliwym mrozie i przerażającym wietrze. Nikt tak jak on nie potrafi oddać tego, co towarzyszy nam w górach”. Naprawdę warto!

Obserwuję cię - Teresa Driscoll

Dzisiaj książka, wobec której nie możecie przejść obojętnie. Premierowa recenzja najnowszej powieści Teresy Driscoll. Zapraszam!


Zaginięcia się zdarzają. Zwłaszcza, gdy wokół aż roi się od niebezpieczeństw. Poszlak brak. Wskazówek brak. Jest tylko jeden, hipotetyczny świadek. Co się wydarzy?

Teresa Driscoll – dziennikarka, prezenterka wiadomości BBC i świetna pisarka, której książki zostały okrzyknięte bestsellerami na całym świecie! Wyróżniona w wielu plebiscytach, wielokrotnie nagradzana, dziś ma okazję zaprezentować się polskim czytelnikom wraz ze swoim najbardziej wyróżnionym tytułem – Obserwuję Cię – przetłumaczonym  dotąd na szesnaście języków. Czy w tych okolicznościach widzicie szansę, by ta książka nie znalazła się na Waszej półce?

Obserwuję Cię, to fascynujący thriller psychologiczny, który tuż po wydaniu stał się najchętniej czytanym tytułem w USA, Wielkiej Brytanii oraz Australii. Główną bohaterką książki jest Ella Longfield, czterdziestolatka, będąca świadkiem pewnego zdarzenia w pociągu. Mianowicie dwóch młodych mężczyzn, którzy świeżo opuścili mury więzienia, rozmawia z nastolatkami, podróżującymi do miasta. Pomimo niepokoju i strachu o los dziewcząt, postanawia założyć ręce i nie mieszać się w ich sprawy. Co bowiem robić, w tak niecodziennej sytuacji? Reagować? Obserwować? Czekać na bieg zdarzeń? A może zejść z drogi i zignorować całe zajście? Ella decyduje się opuścić przedział. 

Przyznam, że lektura zmusiła mnie do refleksji. Podobnie, jak główna bohaterka rozpoczęłam analizę zdarzeń i próbowałam odpowiedzieć na jedno, najważniejsze pytanie przed samą sobą – co zrobiłabym na miejscu Elli? Czy byłabym w stanie podjąć interwencję? Czy postąpiłabym inaczej? Jak myślicie?

Książka wydawnictwa SQN
Obserwuję Cię, to w dużej mierze nie tylko fabularna historia, trzymająca w napięciu do ostatniej strony, ale i głęboki rachunek sumienia głównej bohaterki. Przemyślenia, wnioski, analiza. Każdy z nas jednak był i będzie świadkiem rozmaitych, nieprzyjemnych sytuacji. Obserwujemy kłótnie, spory czy naganne zachowanie nastolatków, na które nie reagujemy. Jeśli jednak nam, współczesnym ludziom trudno ustąpić miejsca w tramwaju osobom starszym, pomóc niewidomym lub zwrócić uwagę komuś, kto krzywdzi drugiego człowieka, nie możemy oceniać Elli. Skoro brakuje nam empatii i zaangażowania, nie mamy prawa do krytyki, bowiem nie wiemy, jak postąpilibyśmy na jej miejscu. Wyrzuty sumienia zmobilizowały jednak główną bohaterkę książki do złożenia zeznań, stała się świadkiem w sprawie, która prawdopodobnie jest dla kogoś mało wygoda. Jak zakończy się ta historia? Musicie przekonać się sami.

Obserwuję Cię to intrygujący, wciągający tytuł, który z pewnością wielu z Was przypadnie do gustu. Jeśli lubicie klimat dreszczowców, okraszony nutką manipulacji i psychologii, pozwólcie Teresie Driscoll wodzić się za nos i za każdym razem na nowo odkrywać tajemnice i zagadki tej historii. Naprawdę warto! Gorąco polecam. Premiera już dziś!

Michelle Cohen Corasant - Oblubienica morza

Michelle Cohen Corasanti długo kazała na siebie czekać. Silnym krokiem jednak wkroczyła na polski rynek z najnowszą książką – Oblubienica morza. Z jaką przygodą tym razem przyjdzie nam się zmierzyć?

Jak bardzo życie może zmienić się na przełomie dni, tygodni, miesięcy czy lat? Czy uchodźcy, bez względu na wiarę i pochodzenie zawsze muszą mierzyć się z trudami, wyobcowaniem i wyszydzeniem? Dlaczego dziewczyna z dobrego domu staje się biedaczką? Z kim tak naprawdę możemy się wiązać i dlaczego budowanie relacji międzyludzkich jest tak ważne? Jaki wpływ ma wyznanie na to, jak potoczą się nasze losy? Czy ziemia niczyja będzie miejscem wyzwolenia, oazą spokoju? Poznajcie Sarę, Ameera i Rebekę – głównych bohaterów książki Oblubienica morza, którzy pozwolą Wam odpowiedzieć na te i wiele więcej pytań dotyczących lektury. 

Sprawdź na stronie Wydawnictwa
Oblubienica morza to świetna, trzymająca w napięciu powieść o miłości ponad przeciwnościami losu, harcie ducha, trudnych wyborach i krzywdzie, którą ludzie wzajemnie sobie wyrządzają. Główną fabułą książki jest jednak przeplatający się los głównych bohaterów wokół niezwykle kontrowersyjnego tematu - odwiecznego konfliktu pomiędzy Żydami a Palestyńczykami, który ma wpływ na życie każdego człowieka. Czy w kraju, w którym giną niewinni ludzie i toczy się zaciekła walka o przetrwanie znajdzie się miejsce dla zwykłego człowieka, który pragnie być szczęśliwy? Przekonajcie się sami. 

Pióro Michelle Cohen Corasanti jest dopracowane. Język bardzo plastyczny, subtelny, intrygujący. Każda kolejna strona zachęca nas do przeczytania następnej, wertujemy książkę w mgnieniu oka i nawet nie zauważamy, kiedy przychodzi moment na zamknięcie okładki. Obawiam się jednak, że Drzewo Migdałowe zrobiło na mnie dużo większe wrażenie. Książka, dotycząca konfliktu zbrojnego i walki o każdy kolejny dzień za pierwszym razem była dla mnie wyjątkowa, niecodzienna, zupełnie inna niż wszystkie, dostępne na rynku. Dziś ten temat stał się już niezwykle popularny,  a nasze oczekiwania, jako czytelników, rosną z każdym dniem. Niemniej, gorąco polecam Oblubienicę morza. Naprawdę warto zmierzyć się z tym tytułem w wolnej chwili.  

fitREWOLUCJA w 4 krokach. Trening, dieta, moda, relaks

Marzec za pasem! A wraz z nim Fitrewolucja na Odsłoń Kulturę – nie sądzicie, że to najwyższy czas na realizację noworocznych postanowień?


Zapewne nie tylko ja postanowiłam sobie wrócić do formy i zadbać o ładną sylwetkę na wakacje. Próby były, ale ponury styczeń był większym przyjacielem czekolady niż kaszy jaglanej i świeżych warzyw. Z odsieczą, a zarazem i wiosną, przychodzi nowa propozycja od Wydawnictwa SQN fitREWOLUCJA w 4 krokach. Trening, dieta, moda, relaks.

Książka została podzielona na cztery rozdziały – pierwszy z nich - Jak trenować, wg Kasi Dziurskiej, w pierwszym kroku przekazuje nam najważniejsze aspekty naszego planu. Autorka sugeruje, jak powinna wyglądać nasza motywacyjna playlista, jakie motywy powinny towarzyszyć nam każdego dnia oraz jak zaplanować swój tydzień, by czerpać z niego najwięcej.

Tylko Ty decydujesz, jak wygląda Twoje ciało, Twoja praca, Twoje zaangażowanie, Twój sukces.

Drugi z rozdziałów – Jak jeść – autorstwa Ady Palki to krótkie podsumowanie naszego menu. Co powinno znaleźć się w naszej lodówce, jakie przekąski powinny zastąpić liczne łakocie oraz jak wprowadzić zdrowe nawyki do swojej diety. Pod koniec rozdziału możemy wypełnić krótki test – Czy jesteś uzależniona od cukru? – oraz poznać ciekawostki, które pozwolą na detoksykację organizmu. Cukier nie ma szans! Ostatnie strony tego rozdziału to mnóstwo pysznych przepisów, w których czekają na Was ciasta i naleśniki. Zaskoczeni?

Sylwia Nowak w trzecim kroku do sukcesu zaproponowała najbardziej intrygujący i enigmatyczny rozdział – Jak dobrze wyglądać. Okazuje się, że odpowiednie dobranie stroju, makijaż i fryzura to bolączki wielu kobiet, a rozwiązanie tego problemu jest niezwykle proste! Autorka na 50-stronach pokazuje najważniejsze aspekty kobiecości – od wyglądu zewnętrznego, po dietę, wpływającą na piękną, zdrową skórę – krocie moich ulubionych koktajli. Całość zamyka plan treningowy.  

Ostatnim rozdziałem jest zwieńczenie fitRewolucji – czyli Jak odpoczywać wraz z Pauliną Kuczyńską. Okazuje się, że w XXI wieku, gdzie codzienne obowiązki oraz natłok zdarzeń i informacji sprawia, że nie potrafimy odpoczywać. Autorka pokazuje nam kilka prostych tricków na przygotowanie domowego spa, a jednocześnie pokazuje wartość dodaną z obserwacji naszego ciała – analiza myśli, uczuć i doznań fizycznych ma ogromny wpływ na nasze życie. Całość zamyka trening jogi.
Kup na stronie Wydawnictwa
Książka fitREWOLUCJA w 4 krokach. Trening, dieta, moda, relaks to dobra propozycja dla kobiet, które nie tylko chcą zadbać o swoją sylwetkę, ale i dobre samopoczucie. Każdy z rozdziałów jest ciekawostką, którą z pewnością możemy wykorzystać w codziennym życiu. Nie wszystkie elementy były dla mnie niespodzianką. Wiele informacji to klasyczne porady, które znajdziecie w sieci, ale spodobało mi się podanie ich w przystępnej formie, wraz z dobrymi zdjęciami i cytatami, które powinny być powtarzane niczym mantra. Książkę polecam. Nowa odsłona treningu, diety, mody i relaksu przed Wami. Podejmiecie wyzwanie?

Żyjesz dla siebie, nie dla nich. Mów, co czujesz, i nigdy nie obawiaj się być sobą.

Anna Gruszczyńska - To nie jest dieta. Pokonaj wewnętrznego potwora

Pozytywne podejście do swojego ciała, akceptacja i racjonalne odżywianie to klucz do sukcesu. W dzisiejszych czasach nie tylko dorośli próbują uporać się ze zbędnymi kilogramami. Jak jednak zmotywować dziecko, nastolatkę/nastolatka, by podjęło wyzwanie?

ZOBACZ WIĘCEJ
Naprzeciw naszym oczekiwaniom wyszła Anna Gruszczyńska z książką To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora. Autorka zaproponowała nam grę. Za każde z wykonanych zadań możemy zdobyć jeden punkt, a przekazywane nam w formie zabawy zdrowe nawyki i ciekawe pomysły szybko pojawią się w naszym planie dnia.

Wszyscy wiemy, na czym polega fenomen książki Zniszcz ten dziennik. Innowacyjne podejście, kreatywne myślenie i mnóstwo zabawy o świetny sposób, by pokonać wroga. Seria Zniszcz ten dziennik ma jednak nas odstresować i pobudzić naszą innowacyjność. To nie jest dieta z kolei pokazuje nowe podejście do zdrowego trybu życia. Otyłość i nadwaga stają się problemem. Wg raportu z 2014 roku aż „w Polsce nadwagę lub otyłość ma już 50 procent kobiet i 62 procent mężczyzn. Nasze dzieci są w czołówce najbardziej otyłych. Aż 29 procent 11-latków ma nadwagę, a wśród 13-latków na otyłość cierpi co czwarty z nich.” źródło: www.zdrowie.dziennik.pl

Dane są przerażające, a mało kto chce ćwiczyć z Chodakowską, chodzić na basen czy aktywnie uczestniczyć w życiu siłowni i fitness klubów. Książka Gruszczyńskiej pokazuje nam zupełnie inną perspektywę. To, że jesteśmy na diecie i to, jak nią pokierujemy zależy tylko od nas. Możemy uczyć się zdrowych nawyków np. poprzez zielony obiad  w poniedziałek, zrezygnowanie ze słodyczy we wtorek, a w piątek przygotowanie i sfotografowanie pysznego obiadu, którego zdjęcie wrzucimy na Instagrama czy Snapa.

Trzymajcie za mnie kciuki, od 16 sierpnia postanowiłam podjąć wyzwanie autorki i… pokonać swojego potwora! Dołączycie do zabawy? :D

Książka jest fenomenalnym krokiem naprzód w kwestii diet i zdrowego odżywiania i to dlatego powinniśmy subtelnie podsuwać ją swoim pociechom. Być może wyeliminowanie złych nawyków okaże się dzięki niej prostsze i o niebo przyjemniejsze. Czas pokaże ile osób faktycznie skorzystało z zabawnych i kolorowych porad. Autorka nie unika ciekawostek, nagradza nas na każdej stronie, pozostawiając miejsce na quizy i notatki. Całość przekazano nam w urokliwej formie, przysparzającej uśmiech na twarzy. Ta książka ponad to zapewnia, że możemy zadbać o siebie i czuć się świetnie w swoim ciele bez wyrzeczeń i uporczywego wyniszczania swojego organizmu. To książka jakich mało, zapewne niebawem rynek zasypią całe serie podobnych produktów, ale jeśli chcecie podarować nastolatce ciekawy prezent, który wskaże jej palcem dobre i złe nawyki, polecam To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora.

Gdzie kupisz książkę?


To nie jest dieta. Pokonaj swojego potwora - zapowiedź SQN

Bruksela, 30 maja 2016

Witaj,

Piszę do Ciebie, ponieważ jesteś wzorem dla wielu młodych kobiet i chciałabym Cię poprosić o pomoc przy moim projekcie. I Ty, i ja staramy się zmieniać świat na lepsze. Ty sprawiasz, że jest on ciekawszym, bardziej interesującym miejscem dzięki fascynującym książkom, ja walczę z zaburzeniami odżywiania.

Sama zmagałam się z nimi przez 15 lat – połowę mojego życia. Chorowałam na bulimię; czułam się uwięziona w błędnym kole głodówek, przeplatanym okresami braku kontroli nad tym co jem. Nie mogłam liczyć na niczyje wsparcie. A wiesz dlaczego? Ponieważ w Polsce program pomocy dla osób borykających się z bulimią czy anoreksją praktycznie nie istnieje.  Dziś, kiedy wyszłam na prostą, usiłuję to zmienić:
 - organizuję happeningi (https://www.youtube.com/watch?v=nl9ysWC8Mxc ),
- daję gościnne wykłady w szkołach oraz na uniwersytetach ( http://wilczoglodna.pl/jak-pojemny-jest-rok/,
- wystąpiłam na konferencji TEDx Kraków (https://www.youtube.com/watch?v=yj1K77fJPPQ).

To jednak wciąż za mało. Mój głos ginie w medialnym szumie, a chore kobiety (i mężczyźni) wciąż czekają na ratunek.



Dlatego postanowiłam napisać „To nie jest dieta!” – książkę o tym, jak ustrzec się zaburzeń odżywiania. Na pierwszy rzut oka wygląda ona jak kolejny poradnik dla nastolatek: jak schudnąć, jak nie przytyć i tak dalej. Tak naprawdę jednak opowiadam w niej o tym, jak zapanować nie tylko nad swoją wagą, ale przede wszystkim nad swoim życiem. Ten, kto ma nad nim kontrolę, kto zdołał wyrobić sobie pozytywne nawyki, osiągnie wszystko, czego pragnie, uniknie wpakowania się w poważne kłopoty – także z jedzeniem.

Proszę, pomóż mi dotrzeć do młodych kobiet. One nie muszą już popełniać tych samych błędów, co ja ani przechodzić przez piekło zaburzeń odżywiania.
Jeżeli uważasz, że moje działania mają sens, wspomnij, proszę o książce. Nie napisałam jej dla sławy czy pieniędzy. Zrobiłam to to, bo bardzo mocno wierzę, że – tak jak Ty – uczynię świat trochę lepszym miejscem.


Ściskam mocno,

Ania


(Źródło: Wydawnictwo SQN)

Małe wielkie odkrycia - Steven Johnson

How we get to now, czyli Małe Wielkie Odkrycia to jedna z najnowszych propozycji wydawnictwa SQN, będąca zbiorem fascynujących wynalazków, które zmieniły świat! Dowiedz się, dzięki komu okulary poprawiają ostrość naszego wzroku, albo co łączy popularny GPS z tradycyjnym zegarem. Sięgnij po tę książkę i odkryj rzeczywistość na nowo.
 

Wstęp do książki jest fascynującym zarysem tego, co znajdziemy w jej wnętrzu. Autor posługuje się lekkim, humorystycznym językiem, dzięki czemu skłania nas do dalszej lektury. Mówi jednak, że rzeczy stworzone przed laty różniłyby się dzisiaj, a my sami jesteśmy otaczani i wspomagani przez różnorakie przedmioty. Szkło? Zimno? Dźwięk? Czystość? Czas? Światło? Oto główne rozdziały książki, a jednocześnie podstawa do rozprawiania o tym, co, skąd, po co i dlaczego. Wiecie, jak powstało szkło? Dlaczego mamy dziś szklanki, albo szyby w oknach? Wierzycie, że to zwykły przypadek, odkryty na Libijskiej pustyni 26 milionów lat temu? To jedna z wielu ciekawostek!

Autor książki, Steven Johnson, to autor dziewięciu bestsellerowych książek popularnonaukowych. Założyciel programu PBS How We Got to Now, autor publikacji na łamach The New York Times, The Wall Street Journal czy Wired. Przekonałam?

Książka fascynuje w każdym calu Odkrywa przed nami kolejne tajemnice świata i pokazuje, jak pozornie niewielkie I błahe odkrycia zmieniły świat. Całość została zamknięta w blisko 300 stronach, pięknie oprawionych i ubarwionych licznymi fotografiami.

Jeżeli mam być szczera, to propozycja idealna dla małych i dużych. Dzieciom pokaże, że mogą stać się małymi odkrywcami, doszukując się wynalazków w życiu codziennym. Młodzież zafascynuje, dorosłym umili długie, zimowe wieczory. Polecam! Oby więcej takich książek na polskim rynku.


Między światami - Roxana Saberi

Wszyscy, bez względu na wiek, kraj zamieszkania czy wyznanie obawiamy się i czujemy respekt wobec irańskiego wymiaru sprawiedliwości. Wiemy,  że magiczne hasło "współpraca" ma wiele imion i nie zawsze jest jednoznaczne. Co jednak zrobić, gdy trafia się do "przeklętego" miejsca. Takiego, o którym nie śnimy w najgorszych koszmarach, a betonowa posadzka i lichy koc stają się naszymi jedynymi przyjaciółmi? Czas podjąć współpracę. Taką, jakiej życzą sobie inni, ONI.



Porywająca, a jednocześnie poruszająca książka Roxany Saberi to historia prawdziwa. Czy ma więc postaci i zdarzenia fikcyjne? Oczywiście, jednakże tylko dla dobra i bezpieczeństwa prawdziwych bohaterów.

Między światami to pozornie zatarta granica pomiędzy naszą rzeczywistością a olbrzymim murem, stworzonym przez irański totalitaryzm. Główną bohaterka powieści jest jej autorka, amerykańska dziennikarka, oskarżona o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych. Jak sądzicie, czy prosto jest udowodnić swoją niewinność trzem rosłym mężczyznom? A może da się zyskać wiarę w siebie wśród betonowych ścian najpotworniejszego więzienia na ziemi, Evin.

Zawiązanie fabuły, a mianowicie wstęp do książki to realizacja dość irracjonalnego z mojego punktu widzenia, planu. Jak ktoś, kto spędził tak wiele lat w Iranie, znający jego codzienność, obyczaje i przykre realia inwigilacji, może zostać w tym państwie nawet po wygaśnięciu wizy. Mało tego, natura ludzka nakazuje nam "dmuchać na zimne", a więc przeprowadzanie wywiadów z mieszkańcami, którzy w danym środowisku mogli mieć konflikt z prawem wydaje się być tzw. strzałem w kolana. Cóż, Saberi postanowiła zaryzykować, przez co rok 2006 niewątpliwie zapamięta jako początek swojego koszmaru.

Książkę gorąco poleciłabym każdemu miłośnikowi książek biograficznych ze względu na świetne pióro autorki. Akcja jest bardzo płynna, a dialogi czy szczegółowe opisy żywo odwzorowane. Między światami to także propozycja dla osób szukających mocnych wrażeń. Mamy tu do czynienia z osamotnioną, bezradną kobieta zmuszoną do kłamstw dla własnego życia i bezpieczeństwa. Pokazany został bardzo bezpośrednio okrutny totalitaryzm, a jednocześnie wplątano mnóstwo ciekawostek dotyczących samej kultury irańskiej - piękno i brutalność przewijają się na kolejnych stronach. Intryguje, ciekawi, przeraża. 

Gorąco polecam!



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu SQN.

Mądrości Shire, czyli z innej strony Hibbitonu!

Hobbit  czy trylogia Władca Pierścieni to książki, które nikomu nie zdołały umknąć. Może i nie sięgnęli po nie wszyscy wyznawcy Śródziemia – historię Hobbitów zna każdy, bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie. Kultowa seria filmowa ogarnęła cały świat, a jej twórca, czyli Peter Jackson zaksięgował na swoim koncie miliony dolarów. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że chciałabym Was zachęcić do przeczytania książki Mądrości Shire napisanej przez jednego ze współautorów scenariuszy powyższych filmów, Noble’a Smith’a.

Przyznam, że do książki miałam trzy, albo i cztery podejścia, ale nie dlatego, że czułam się znudzona czy obruszona znajdującą się weń treścią, a dlatego, że chciałam przeczytać ją „jednym tchem”. Zawsze brakowało mi czasu, natłok obowiązków spadał na moje barki, a Święta Bożego Narodzenia to mało korzystny czas jak na pokaźny plik lektur. Wyobraźcie więc sobie moją uszczęśliwioną minę, kiedy to o godzinie 24:59, w Drugi Dzień Świąt, zabrałam się za lekturę!

Nie twierdzę, że stworzony przez Tolkiena świat nie zachwyca mnie nie każdym kroku. Zazdroszczę temu Panu wyobraźni i kunsztu edytorskiego, którego mi będzie zawsze brakowało bowiem sam Hobbit to książka, która poza obszernym opisem fantastycznych zjawisk czy postaci pokazuje młodzieży dobre i złe maniery, uczy wychowania i zachowania, odnajdując pozytywne emocje w każdym czytelniku. Nie ma więc się czemu dziwić, że tak bardzo chciałam przeczytać Mądrości Shire. Ta książka jest swoistym poradnikiem „Jak żyć długo i szczęśliwie”. Ukazuje nam Hobbitów, którzy cenią sobie dobre maniery, ale i wygodne mieszkanie. Wygląd norek, jakość wykonania i piękno przyrody otaczające ich wioskę. Łatwo też dostrzec,  że wielu z nas oddałoby mnóstwo dóbr materialnych, by rozpocząć hobbickie życie – sielankę pełną jadła, piwa i rodzinnego życia – nie wiem dlaczego, ale korzystając z okazji na usta nasunęła mi się nasza, polska Wigilia. J

Ku sprawom ciekawszym – warto przeczytać Mądrości Shire, jeśli chcecie poznać „od kuchni” cała Tolkienowską serię. Autor wyjaśnia nam wiele zjawisk i sytuacji, które na pierwszy rzut oka nie są tak oczywiste. Dowiadujemy się, że Shire miało przypominać swoim wyglądem jedenastowieczną Anglię, a elfickie imię Gandalfa brzmi: Mithrandirem. Co więcej, każdy rozdział opisany jest reasumującą mądrością, która wcześniej, zostaje szczegółowo wyjaśniona np.: „Długi sen czyni cię zdrowym, szczęśliwym i zmniejsza ryzyko, że wkurzysz smoka”. 

Książka pobudza wyobraźnię, uzupełnia informacje i kreuje nową opinię o poszczególnych postaciach Władcy Pierścieni. Mi bardzo pomogła i bardzo się przydała. Szczególnie, jeśli prawie jak Hobbit, cenię sobie prywatność i dłuuuugi sen! Jeśli byłoby realnym wcielić wszystkie rady zawarte w poradniku, byłabym (niewątpliwie) najszczęśliwszą osobą na ziemi! Dane mi jednak żyć we współczesnym świecie, a Mądrości Shire potraktować niczym kodeks piratów, czyli... wskazówki, a nie wytyczne. 

Jeśli mam być szczera, to jestem zauroczona tą propozycją. Odkładam ją nawet na półkę „Moje ulubione”, gdzie plasuje się obok Wywiadu z wampirem, Smętarza dla Zwierząt czy Innego Świata. Jeżeli jednak chodzi o tłumaczenie czy sam zapis – nie mam żadnych uwag. Lektura jest bardzo przyjemna, wciągająca. Zabiera tylko jedno popołudnie, bawi i fascynuje. Polecam Wam gorąco tę książkę i mam nadzieję, że będziecie równie oczarowani błogą stroną Śródziemia, jak ja.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:


"Ostatni smokobójca", czyli pierwsza część przygód Jennifer Strange!

Ostatni Smokobójca to najnowsza książka spod pióra Jaspera Fforde’a. Jest to fantastyczna opowieść o smokach, magii i znajdach, odbywających służbę w Agencji Kazam. Właśnie taką znajdą jest Jennifer Strange, która pomimo swojego młodego wieku, 16 lat, przed laty została wyznaczona na Ostatniego Smokobójcę. Z kolei fakt przepowiedzianej śmierci ostatniego smoka wzbudza w mieszkańcach królestwa pychę, walka o Smocze Ziemie przypomina nam poświąteczne wyprzedaże w Centrach Handlowych, a przeuroczy Kwarkostwór upiększa całą historię. Czy taka dawka dobrej literatury nie może być idealnym pomysłem na zimowy wieczór?

Zacznijmy jednak od początku. Jennifer Strange jest ubezwłasnowolniona umową uprawniającą do pełnienia obowiązków menadżera Kazam. Zastępuje w ten sposób Pana Zambii, który zniknął w tajemniczych okolicznościach. Tak, mili Państwo, „zniknął” jest słowem klucz.  Niemniej jednak, wraz ze swoim Krarkostworem, domowym pupilem, spędza dnie w magicznej krainie, gdzie pomieszczenia sprzątają się same, a winda działa na stanowcze hasła i okrzyki. Pewnego dnia jednak, całe królestwo Hereford nagłaśnia przepowiednie wielu jasnowidzów mówiącą, że ostatni smok, Maltcassion, zostanie zgładzony w niedzielę, dokładnie w południe. Na niedomiar zdarzeń – to właśnie Jennifer ma go zabić! Dziewczyna, oczywiście, nie jest ukontentowana takim stanem rzeczy. Szuka sposobu, aby pozostawić smoka przy życiu. Nie daje zwieść się intrygom króla Snodda, który za wszelką cenę łaknie zagarnięcia Smoczych Ziem dla swojego królestwa, przechodzi też szybki kurs Smokobójcy i dziedziczy ogromną posiadłość wraz z rolls-royce’em. Jak przewrotna jest to historia, przekonać musicie się sami. Wierzcie mi jednak, że nie będziecie się nudzili ani przez chwilę, bowiem Stara Magia wzbiera na sile, a w Wieżach Zambiniego zaczynają dziać się różne rzeczy. Mściwy król za wszelką cenę próbuje nakłonić Jennifer do współpracy, a główny zainteresowany całego zajścia, smok, chce zostać zabity.

Historia Jennifer bawi i uczy. Pokazuje, że ważny jest w życiu stosunek do otaczających ludzi i istot. Mówi nam, że warto bronić swojego zdania i dbać o to, co do nas należy. Książkę czyta się bardzo szybko. Pierwsze strony są jednak nieco nużące, bowiem autor musi wprowadzić nas do świata magii i pokazać, czym trudni się nowoczesna agencja Kazam. Pozostałe stronice czytamy już jednych tchem. Śledzimy poczynania Jennifer i… zaprzyjaźniamy się z Kwarkostworem. Prawdę mówiąc należę do osób, które zawsze zafascynowane są ekscentrycznymi postaciami z drugiego planu i nieważne, czy chodzi o Golluma, Ragetti’ego z Piratów z Karaibów czy właśnie Kwarkostwora. Oscyluję teraz pomiędzy „Kwark”, a „Tak, a co?” w codziennych dialogach. Mam jednak szczerą nadzieję, że kolejna część przygód Jennifer Strange będzie bardziej optymistyczna dla jej pupila.

 Cóż mogę jeszcze powiedzieć Wam o tej książce? Na pewno gorąco ją polecam, szczególnie, jeśli skorzystacie z promocji Wydawnictwa SQN. Publikacja wyszła spod pióra bezkompromisowego autora bestsellerów w Wielkiej Brytanii. Autor ma nie tylko fenomenalne poczucie humoru, ale i ciekawą wyobraźnię, która barwi tę propozycję na każdym kroku. Sądzę, że nie będziecie zawiedzeni. Jeśli miałabym ją oceniać: 7/10. Polecam!


Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:


Piękna książka w pięknej oprawie. Właściwie… czy mogło być inaczej? - "Drzewo Migdałowe" M.C.Corasanti


„Drzewo Migdałowe”, czerwcowa nowość od Wydawnictwa SQN, autorstwa Michelle Cohen Corasanti to barwna, głęboka opowieść sięgająca do wnętrza każdego z nas – strata bliskich, zakazana miłość i nienawiść w obliczu bezlitosnej wojny to popularny motyw literacki, pozwalający zrozumieć istotę i siłę przebaczenia, akceptacji i trudu życia prostych ludzi. Jak jednak odnaleźć siebie? Gdzie jest granica pomiędzy tym, co wolno, a czego nie wypada? Jak przez pryzmat ruin i cierpienia dostrzec iskierkę nadziei, która tli się w głębi każdego człowieka?

Abstrahując na chwilę od fabuły mogę w pełni świadoma powiedzieć, że jest to książka, którą powinni przeczytać wszyscy dojrzali, dorośli miłośnicy literatury! Jak już wspomniałam, problematyka dotyczy każdego z nas, ponieważ pomiędzy wierszami znajduje się mnóstwo cennych myśli i sentencji, jakie winniśmy wcielić w nasze życie. Często bagatelizujemy potrzeby swoich bliskich. Wielokrotnie nie rozumiemy, że proszą nas o rzeczy dla siebie ważne, i że to wcale nie oznacza, iż należy nazwać ich egoistami. Wyrwanie się z miejsca, gdzie tylko diabeł mówi dobranoc nie jest proste, ale możliwe. Trzeba mieć w sobie upór, silną wolę i chęć walki o własne marzenia. Jednym się to udaje, osiągają wyznaczone cele, a inni poddają, nieświadomi, że ich życie lada dzień mogło diametralnie zmienić swój bieg. Corasanti pokazuje nam też niecodzienne spojrzenie na miłość. Miłość rodzicielską, miłość braterską oraz miłość do „tej jedynej”. Jak wiele jest w stanie znieść rodzić, by jego dziecko było szczęśliwe? Jak trudno pogodzić się ze śmiercią ukochanej? Jak silna musi być nienawiść, by wyrzec się własnego brata..? Na te, i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź podczas lektury „Drzewa Migdałowego”.

„Co jest lepsze: wybaczyć i zapomnieć czy żywić złość i pamiętać?”

Głównym bohaterem książki jest dwunastoletni Palestyńczyk, Ahmad, którego poznajemy w dramatycznej scenerii, a który dorasta i starzeje się na naszych oczach. Pierwsze strony książki budzą grozę. Bezlitosna wojna zabija dziecko, małą Amal, która stanęła na minie. Chwilę później rodzina Hamidów pozbawiana jest ziemi, domu i zostaje przesiedlona do niewielkiej glinianki na wzgórzu, wybudowanej tuż obok drzewa migdałowego. Kolejne karty książki zawiązują fabułę… Lawirujemy pomiędzy biedą, bólem, głodem i katorżniczą, niebezpieczną pracą a dostatnim życiem i brutalnością żołnierzy. Poznajemy różnicę pomiędzy Palestyńczykiem a Irakijczykiem. Wędrujemy do wielkiego miasta, gdzie młodzi ludzie nie przywiązują wagi do wyznania, a osobowości, ale starsze pokolenie żywi nienawiść, okazując ją na każdym kroku. Szukamy własnej drogi, współczując Ahmadowi, pragniemy mu pomóc, choć wiemy, że zrobił wszystko, by jego los kiedyś się odmienił…

„Nie możesz cofnąć czasu i zacząć wszystkiego od nowa, ale możesz od tej chwili tworzyć nowe zakończenie…”

 „Drzewo Migdałowe” to naprawdę piękna historia. Kiedy zabrałam się za lekturę, przez dobrą chwilę podziwiałam sposób wydania tej publikacji. Okładka przedstawia uciekającego chłopca, bo przecież…w tym mieście trzeba uciekać! Kolejne rozdziały z kolei opatrzone są nadrukowanym cieniem drzewa, a dzięki temu całość świetnie się komponuje i budzi jeszcze większe zainteresowanie. Pióro Michelle Cohen Corasanti jest dopracowane. Język bardzo plastyczny, subtelny, intrygujący. Każda kolejna strona zachęca nas do przeczytania następnej, wertujemy książkę w mgnieniu oka i nawet nie zauważamy, kiedy przychodzi moment na zamknięcie okładki. Gorąco polecam „Drzewo Migdałowe”, naprawdę warto! 


Nietypowa książka, w nietypowych rękach - "Sprawność, siła, witalność. Jak Crossfit zmienił moje życie"

- Czy to podejście do sportu, które, jeśli jest stosowane zgodnie z zaleceniami, może cię zabić podczas treningu?
- No cóż: tak.

Kilka dni temu przyszedł do mnie kurier z paczką od Wydawnictwa SQN. Otrzymałam tego dnia dwie książki: długo oczekiwany bestseller Drzewo Migdałowe (o którym niebawem Wam opowiem) oraz publikację T.J. Murphy’ego pt. Sprawność, siła, witalność. Jak Crossfit zmienił moje życie. Przyznam, że to moja pierwsza styczność z tą dziedziną, dyscypliną sportu. Sprawa jest intrygująca, trzeba przyznać, ale czy na pewno dla każdego?

W Crossficie chodzi o to, żeby przekroczyć granice swojej wytrzymałości. Pokazać, że niemożliwe jest możliwym, a sukces to wyłącznie efekt bardzo ciężkiej pracy. Pracy swojego ciała, pracy swojego umysłu i kompilacji odpowiedniej, zbilansowanej diety „bez etykietek” oraz silnej motywacji. Gdy tylko otworzyłam paczkę zabrałam się za lekturę. Wiem, że to nie dla mnie, wiem, że nigdy nie zacznę ćwiczyć z taką intensywnością, wiem, że nie zdołam zmotywować się tak bardzo do żadnego z codziennych obowiązków, ale rozumiem ludzi, którzy „połknęli bakcyla” i nie wyobrażają sobie już dnia bez treningu.

Od pierwszych stron czułam jakąś magnetyczną siłę do tej publikacji, ponieważ wstęp napisany przez Piotra Mohameda jest świetnym motywatorem. To z niego zaczniecie czerpać satysfakcję, to on uświadomi Wam, że pewne rzeczy macie w zasięgu swoich dłoni. Czasem wystarczy uwierzyć, później zrobić pierwszy krok i zagryzając zęby wytrwać w postanowieniach…


W obecnym świecie przesiąkniętym komercją, plastikiem i wyniszczającą nas alienacją ta nowa metoda treningowa i sport oferuje nam coś, o czym pawie zapomnieliśmy: prawdziwe przeżycia. Daje nam dreszcz emocji, wzruszenia i satysfakcję z własnych zwycięstw i przesuwanych granic. Żyjąc w coraz bardziej sterylnej rzeczywistości, unikamy cierpienia i bólu. Zapominamy o tym, że i jedno i drugie jest integralną częścią naszego postępu. 
(…) Treningi często pozostawiają nas bez tchu, obolałych i słabych. Dzięki nim czujemy jednak, że pokonaliśmy własną słabość  strach. 
Krok po kroku stajemy się z powrotem zwycięzcami.


Książka Murphy’ego jest świetnym przygotowaniem do rozpoczęcia przygody z Crossfitem. Sam autor to maratończyk, który przez wiele lat wyniszczył stawy i chcąc odżyć, zacząć żyć na nowo postanowił spróbować swoich sił w tej metodzie treningowej. Jak widać – udało się. Dzisiaj jest jednym z wielu trenerów na całym świecie. Nie wyobraża sobie życia bez ćwiczeń, a o swojej miłości do sportu, trudnej ścieżce od nowicjusza do zapalonego orędownika opowiada nam na kartach Sprawność, siła, witalność. Jak Crossfit zmienił moje życie. Prawda jest taka, że Crossfit to metoda, która pozwala przekroczyć granice ludzkiej wytrzymałości, ludzkiej psychiki, pozwala uświadomić sobie, że „możesz więcej, niż możesz”, ale zaznacza, że wszystko należy wykonywać ze zdrowym rozsądkiem i najlepiej pod czujnym okiem instruktora.

Przyznam jednak, że wielokrotnie uśmiechnęłam się podczas lektury. Co prawda „zafiszkowałam” połowę książki cytatami, które uznałam za godne uwagi, a zarazem motywatorami na moje najbliższe wakacje. Nie, nie mam zamiaru podnosić ciężarów czy podciągać się na drążku, ale chciałabym zmotywować się na tyle, by m.in. z uśmiechem wstać bladym świtem aby pobiegać po okolicy. Książkę utrzymano w stosunkowo zabawnym tonie. Lektura nie nuży, ale wymaga od nas skupienia. Wszystko jednak zostało napisane prostym, bezpośrednim językiem, który bez wątpienia znajdzie sobie wielu miłośników. Sądzę więc, że wskazówki, cenne rady i porady są dzięki temu dużo bardziej przyswajalne i niewątpliwie prościej je wszystkie spamiętać.


Zapytany, dlaczego treningi sprawdzające kondycję otrzymują akurat żeńskie imiona, Glassman odpowiedział:
- Pomyślałem, że coś, co sprawia, że padasz na ziemię i patrzysz w niebo, pytając: „Co to, kurwa, było?”, zasługuje na żeńskie imię…


Opisów poszczególnych rozdziałów nie będę Wam dodawała, bowiem każdy z nich ma w sobie coś, co warto zapamiętać. Weźmy na ten przykład fragment dotyczący odżywiania, gdzie znajdziecie informację o tym, że regularne ćwiczenia nie są jedyną drogą do sukcesu. Aby osiągnąć więcej, aby zrobić jakiekolwiek postępy należy uwzględnić masę dodatkowych czynników, nie pozwalając na ich zaniechanie.

Książkę gorąco polecam. Uważam, że znajdą w niej „coś dla siebie” zarówno aktualni, jak i przyszli Crossfitowcy. Jest to w końcu metoda treningowa, która zatacza coraz to szersze koło, więc tylko patrzeć na jej rozpopularyzowanie w Polsce. Jeżeli jednak Crossfit to nie jest to, czym chcielibyście się zainteresować – i tak warto ją przeczytać. To świetna baza wiedzy dotycząca samego sportu, aktywności fizycznej,  istoty pracy mięśni, odpowiedniej postawy podczas ćwiczeń, zbilansowanej diety i przede wszystkim motywacji. Murphy uświadamia nam, że sukcesy i porażki są nieodzowną częścią naszego życia. Mówi, że każdy sportowiec miał za sobą długą drogę ciężkiej, bardzo ciężkiej pracy, a jego sukcesy są efektem wieloletniej pracy nad sobą…

Zachęcam do lektury!


Za Sprawność, siła, witalność. Jak Crossfit zmienił moje życie dziękuje Wydawnictwu SQN:



Noe. Za niegodziwość ludzi - Ari Handel, Niko Henrichon, Darren Aronofsky

Ebooków nie lubię. Głównie ze względu na brak Kindle, a także brak odpowiedniej aplikacji na tablet, które pozwalają mi humanitarnej wertować kolejne stronice wirtualnej książki. Chciałam jednak poznać komiks Noe. Za niegodziwość ludzi, będący pierwszym tomem serii.

Biblijną historię Noego zna każdy. Nie wspominam tu o zdecydowanej przewadze religii, ale o lekcjach języka polskiego, które wszyscy mamy za sobą. Jak jednak traktować komiks, który właśnie na postawie biblijnych przekazów został stworzony? A przyznam, że wypadł rewelacyjnie.

Jak już wspomniałam, Noe. Za niegodziwość ludzi jest pierwszym tomem historii. Poznajemy Noego, prześladujące go senne koszmary, wizję zagłady świata, a opowieść kończymy w momencie rozpoczęcia planów budowy arki. Arkę przecież także znają wszyscy.

Gdy zaczęłam wertowanie kolejnych stronic miałam mieszane uczucia. Kreska, jak na komiks jest bardzo dobrze dopracowana. Rysunki nie rażą, a pozwalają nam zagłębić się w historię, a przy tym na własne oczy dostrzec brutalność, silę żywiołów i czyhającą zagładę zarówno świata, jak i skrajny upadek ludzkości. Opowieść jest jednak dość odległa od biblijnych przekazów. Autorzy: Darren Aronofsky oraz Ari Handel postawili na przekazanie nietypowej fabuły, która opiera się na głównym motywie zaczerpniętym w Biblii. Jeśli tylko zaczniecie lekturę, na pewno „różnice” uwydatnią się na pierwszy rzut oka. Nie będę jednak zabierała Wam przyjemności z lektury. Ale zaznaczę, że niemało zaskoczył mnie też dobór słownictwa. Książki liczy 72 strony, dialogi są bardzo krótkie, ale w pełni pozwalają nam zrozumieć wartką akcję ewoluującą na naszych oczach. Są po prostu treściwe. Przyznam, że jestem mile zaskoczona, ponieważ poświęciłam kilkanaście, może kilkadziesiąt minut na przekartowanie komiksu, a poczułam wewnętrzną dumę, że poznałam właśnie podstawowy element ekranizacji filmu Noe, który w marcu obejrzeć mogliście na wielkim ekranie.

Pełna oprawa graficzna zasługuje na uznanie. Za rysunki odpowiedzialny był Niko Henrichon, znany kanadyjski comic book writer/artist, który w piękny i treściwy sposób zobrazował scenariusz. Przyznam, że dynamika postaci, ich wyraz twarzy, ruch – sam w sobie – to kwintesencja artyzmu. Może wielu zagorzałych katolików przeżegnałoby się na widok tej książki, ale według mnie oprawa bardzo cieszy oko. Czy właśnie to nie jest dobry sposób na przekazywanie wiedzy młodym pokoleniom? Prawda jest taka, że biblijna historia została tu przedstawiona w dość niekonwencjonalny, nowatorski sposób, a sam fakt, że to nadal ta sama opowieść, która nie tylko zawiera cytaty z Pisma Świętego, ale i pozwala wyciągnąć wnioski swoim czytelnikom, powinno wpłynąć na pobłażliwe jej traktowanie.


Książkę Noe. Za niegodziwość ludzi polecam, a za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu SQN:



O tym, że Richard Matheson "Jest legendą"


Wiele osób pytało mnie, dlaczego tak często sięgam po antologie. Moja odpowiedź jednak od lat nie uległa zmianie i za każdym razem brzmi tak samo: Mam nadzieję, że odszukam nową perełkę, nowego faworyta, nowego ulubieńca wśród sztampowych stworów literackich. W przypadku książki Jest legendą trudno jednak poprzeć moje wcześniejsze słowa, ponieważ autorzy publikacji to światowej sławy mistrzowie literatury grozy, którzy postanowili oddać hołd największemu wśród nich - Richardowi Mathesonowi. Nazwisko to na pewno wielu z Was doskonale zna, a przynajmniej kojarzy, ponieważ to na podstawie jego książek, powstały kultowe filmy jak m.in.: Opętanie, Giganci ze stali oraz trzykrotnie ekranizowana powieść Jestem legendą. Dzisiaj niestety Mathesona nie ma wśród nas, ponieważ odszedł w wieku 87 lat 23.06.2013 roku, ale pamięć po nim pozostała zarówno na kartkach papieru, w naszych umysłach, jak i na szklanym ekranie.

Jak już wspomniałam, autorów książki jest siedemnastu, a mrożących krew w żyłach opowiadań aż piętnaście. Wśród nazwisk nie zabrakło Stephena Kinga, Nancy A. Collins czy Barry’ego Hoffmana, słowem – postaci doskonale znanych miłośnikom dreszczowców.

Mi książka przyniosła niebanalnie udany wieczór, bowiem lekturę rozpoczęłam nocą, późną nocą, gdy już zakończyłam pracę i obowiązki poszły w niepamięć. Niestety jednak potem bałam się spać przy zgaszonym świetle, ale od początku. Położyłam się w łóżku, przykryłam kocem, włączyłam lampkę i… zaczęłam czytać. Niestety wiatr za oknem, w akompaniamencie gałęzi stukoczących o parapet, ujadający pod oknem pies i szurający w mieszkaniu kot, który postanowił rozpocząć swoje nocne swawole i zabawy sprawiły, że zbyt bardzo zatopiłam się w przerażającym świecie autorów i z gęsią skórką „po wszystkim” wędrowałam umyć zęby. Obudziłam oczywiście całą familię, ponieważ nie dość, że zostawiłam na oścież otwarte drzwi, to jeszcze zapanowała bezlitosna jasność od wszystkich lamp i żyrandoli, które włączałam z każdym krokiem.

Rano zdałam sobie sprawę, że książka wcale taka straszna nie była, jednak pióro autorów poszczególnych opowiadań jest na tyle profesjonalne, że musimy skupić się tylko i wyłącznie na tekście, bowiem uciekną nam istotne wątki i fragmenty fabuły. Jeśli już wejdziemy w świat Mathesona,  zaczniemy śledzić bieg zdarzeń z zapartym tchem, a co za tym idzie – będziemy próbowali zidentyfikować się z głównymi bohaterami danej historyjki.

Dlaczego napisałam „wejdziemy w świat Mathesona”? Ano dlatego, że autorzy opowiadań, chcąc oddać hołd jednemu z największych twórców, postanowili osadzić zdarzenia swoich bohaterów w elementach jego powieści. Tak na przykład Stephen King, który napisał opowiadanie wraz ze swoim synem, Joem Hillem, skupił się na książce Pojedynek na szosie, z której zapożyczył autostradę i umiejscowił tam fabułę. Mick Garris wykorzystał powieść Jestem Legendą i zaserwował nam dramatyczną opowiastkę z wampirami w roli głównej, której głównym motywem jest zaprzysiężenie zemsty, mogącej stać się otwartą furtką do kontynuacji tejże historii. Albo opowiadanie jedynej, w tym zacnym gronie, przedstawicielki płci pięknej – Nancy Collins – która wykorzystując Piekielny dom, napisała własną historię o tytule Powrót do piekielnego domu, opowiadającą o pierwszej konfrontacji naukowca – badacza. Benjamina Fischera, z posiadłością Belasców.

Czy książkę warto przeczytać? Oczywiście, że tak. Lektura jest idealną propozycją dla miłośników grozy, dreszczowców i mrożących krew w żyłach horrorów. Sam pomysł, na wydanie antologii w hołdzie wielkiemu pisarzowi i scenarzyście to nie lada wyzwanie, a  wszystkim autorom udało się zrealizować je na mistrzowskim poziomie. Książka zawiera piętnaście opowieści, które zostały zapisane na 367 stronach wypełnionych po brzegi. Jedynym mankamentem może być wielkość czcionki, która zmusiła mnie do nocnego włożenia soczewek, a zarazem przesuwania lampki nocnej pod odpowiednim kontem, by cień kartki nie przysłaniał tekstu. Sądzę jednak, że czytanie w ciągu dnia pozbawi Was podobnych problemów, a więc nie zrażajcie się moja opinią. Ja, do Jest legendą na pewno powrócę podczas wakacyjnych wyjazdów. Książkę uważam za mistrzostwo w swojej klasie, a więc gorąco zachęcam Was do lektury. 


Za świetną propozycję dziękuję Wydawnictwu SQN:


Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae...

Sądzę, że w dobie Internetu, wśród społeczeństwa ciekawskiego i przystosowanego technicznie – nie ma osoby, która choć raz w życiu nie bujałaby się w rytmie No Woman No Cry.  Piosenki życiowej i przede wszystkim – dosadnej. Kto jednak wie, kim tak naprawdę był jej autor, Bob Marley? A ilu z Was wiedziało, że właściwie nazywał się Robert Nesta Marley? Jeśli nawet ta informacja Wam umknęła -  zachęcam do przeczytania książki Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae.

Zacznę z nietypowej strony, bowiem dotychczas najpierw opowiadałam Wam o treści publikacji, a później przechodziłam do opinii i ewentualnych wniosków. Dzisiaj jednak chciałabym postawić na piedestale biografię, jako gatunek literacki, ponieważ jestem zachwycona otrzymaną książką. Uważam, że autor publikacji, Chris Salewicz, stanął na wysokości zadania i stworzył szablon przyszłym pokoleniom pisarzy.  Książka nie jest garścią suchych faktów, które zostały wypunktowane od A do Z, a prawdziwą, pełną emocji i zdarzeń historią króla reggae, historią i topografią Jamajki oraz historią przeżyć, wzlotów i upadków artysty. Salewicz bardzo wziął sobie do serca misję napisania biografii, a więc postanowił opisać swoje przygody z wyjazdu na wyspę, gdzie mógł nie tylko zwiedzić i zrozumieć kraj, a także spotkać mistrza oraz spędzić z nim trochę czasu.

Ja Boba Marleya tak naprawdę nie znałam. Muzyka reggae nigdy też nie przypadała mi do gustu a popularne jointy, skręty czy trawka (z którymi kultura masowa błędnie identyfikuje Jamajkę) – to nie mój świat. Nawet afroamerykańskie dready nigdy mi się nie podobały! Ruch Rastafari z kolei popieram, w części. Równouprawnienie rasowe jest czymś dobrym szczególnie, jeśli ludzie dyskryminują innych ze względu na kolor skóry, jednak panujące obrzędy to znowu nie moja bajka. Nieopowiedziana historia króla reggae to pewnego rodzaju zagadka. Czytając kolejne karty odkrywamy nową historię Marleya i wędrujemy tak od wczesnej młodości po wyemancypowany bunt tuż przed śmiercią, który został zapisany w głowie milionów fanów artysty oraz wyznawców Rastafari.

Marley nie miał prostego życia. Był osobą cichą, wyalienowaną, która swoją ostoję odszukała wśród tekstów piosenek i cichych muzycznych brzdękań. Jego dzieciństwo oraz nastoletnie życie nie było łatwe, ze względna na rodzinny mezalians – matka Boba była ciemnoskórą mieszkanką Jamajki, a ojciec - Norval Marley - białym Jamajczykiem o brytyjskich korzeniach. Różnica wieku obojga rodziców także nie była powodem do dumy, bowiem wynosiła aż 16 lat. Wszystko to sprawiło, że młody Robert nigdy nie był w stanie odnaleźć swojego miejsca w lokalnej społeczności. Czuł, że jest nieakceptowany, a zarazem odstaje od reszty. Miał jednak bardzo silną, charyzmatyczną osobowość. Gdy tylko okazało się, że drzemie w nim nieodkryty dotąd talent, postanowił wystąpić m.in. w Montego Bay. Tam jednak, podczas pierwszej piosenki One cup of Coffee, publiczność zaczęła wyć i buczeć, chcąc za wszelką cenę zakończyć występ artysty. Reakcja Marleya była równie niespodziewana, jak zruganie piosenkarza, który powiedział wtedy: Nie osądzajcie innych, zanim nie osądzicie siebie. Wiele osób skuliłoby się i już nigdy nie stanęło przed publiką. Marley jednak pokazał, że warto robić to, co się kocha. I warto też wierzyć w swoje możliwości. Grał przede wszystkim dla siebie, dla swojego ukojenia, a z czasem zrzeszał coraz to liczniejsze grono fanów. Dzisiaj są ich miliony na całym świecie i nikt nie może przypuszczać, że jego młodość wcale nie była tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Sam fakt, że „z niczego” powstał pierwszy zespół Marleya o nazwie The Wailers, którego dalsze losy  opisane zostały w książce, a więc pozwólcie, że to do niej Was odeślę. Według mnie spędzicie dwa, bardzo udane wieczory czytając biografię artysty i kto wie – może i Wy pod końcem jego życia uronicie kilka łez?

Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae to fenomenalna książka, a zarazem lektura obowiązkowa dla każdego fana artysty. Ja do tego grona nigdy nie należałam, jednak poznałam intrygującą postać, która może być przykładem dla niejednego, dorastającego człowieka. Sądzę, że Chris Salewicz powinien być z siebie dumny, a my, dzisiaj, możemy mu piekielnie zazdrościć spotkań z Marleyem, licznych rozmów i dysonansów. Opublikował w swojej książce wiele wywiadów, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego. Jeżeli więc chcecie przeczytać świetnie stworzoną biografię, a zarazem poznać prawdziwe oblicze Roberta Nesta Marleya – zachęcam Was do lektury.



Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN: 


"Bóg nas nienawidzi?" czyli z drugiej strony "Californication"

Hank Moody w kwiecie wieku? A może Hank Moody w młodości? Jak sądzicie? Które określenie zdawałoby się idealne do opisania książki Bóg nas nienawidzi?  Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na te pytanie nawet największym fanom Californication, bowiem śledzenie bohatera na szklanym ekranie, a wertowanie powieści to dwie, zwykle mające niewiele ze sobą wspólnego, kwestie.

Książka opisuje nam zawrotne życie niekonwencjonalnej postaci, której losy śledzimy na antenie Comedy Central. Nie myślcie jednak, że opisany tu został scenariusz serialu, a więc lektura na nic nie zda się wiernym fanom Californication. Zapewniam Was, że na kartach powieści poznacie niestabilną emocjonalnie narkomankę, a zarazem wielką miłość bohatera, Daphne, przyjaciółkę od spraw trudnych i nierozwiązywalnych – Tanę, jak i jego pierwszą (o przyzwoitych dochodach) pracę, którą zdobywa idąc po „ósemkę” dla wuja Marvina. Bóg nas nienawidzi jest tak naprawdę wstępem do serialowych perypetii Hanka, bowiem książka wprowadza nas do wielkiego świata Nowego Jorku, korporacyjnych macek dealerów, a także nieposkromionej chuci Moody’ego, która towarzyszy nam przez kolejne lata i sezony Californication. Głównym motywem jest jednak przewijające się uczucie do pięknej K. czyli Katherine, dziewczyny rockmana, Nate’a, mieszkających w Hotelu Chelsea.

Książka napisana jest w bardzo bezpośredni, nietuzinkowy sposób. Autor nie szczędzi nam dosadnych, czasem wulgarnych dialogów, dokładnych opisów łóżkowych (choć miejsca nie winniśmy uważać za słowo klucz) ekscesów – słowem – widzimy życie młodego Hanka, czyli narwanego i niezaspokojonego dwudziestojednolatka, który co i rusz wpada w ogromne tarapaty.

Czy książka mi się podobała? Trudno stwierdzić. Do Californication podchodzę jak tzw. pies do jeża i do dziś obejrzałam wyłącznie kilka odcinków serialu. Jeśli jednak chodzi o wnętrze publikacji – tekst jest klarowny, podzielony na stosowne rozdziały, które opisują nam daną sytuację z życia Moody’ego, składającą się na ciąg zdarzeń, a więc książka nie męczy i nie nudzi nas niczym sienkiewiczowskie wypociny dotyczące opisów krajobrazu. Gdybym jednak miała ocenić elokwencję autora, to w wielu miejscach brakowało mi kilku zdań, by lektura stała się czystą przyjemnością. Część dialogów była zabawna i muszę przyznać, że nie zraziła mnie wulgarność propozycji. Uważny czytelnik odszuka też pomiędzy wierszami  istotne, życiowe mądrości, ale i utrzymane w stylu Californication dialogi. Oto jeden z nich:

- I teraz już nigdy się nie zakochasz.
- Wprost przeciwnie. Planuję zakochać się bardzo, bardzo wiele razy.
- Prawdziwa miłość to tylko żart?
- Żarty są zabawne. Prawdziwa miłość jest nie dość że trefna, to jeszcze niebezpieczna dla zdrowia.
- Kiedy psychopatka sprzeda ci kosę…
- Serio – mówię – Związki chemiczne w mózgu mamią cię, że coś do kogoś czujesz. I wtedy zaczynają się kłopoty. 

Komu więc mogę polecić książkę Bóg nas nienawidzi? Na pewno wiernym fanom serialu, którym odtwórca głównej roli, David Duchovny, skradł serce już w 2007 roku, ale i osobom, które dotychczas nie zaprzyjaźniły się z Hanky’em Moody’m, ale słyszały wiele pozytywnych opinii o produkcji. Książka jest szkicem, formą nakreślenia atmosfery panującej w produkcji,  a zarazem rzetelnym przedstawieniem charakteru głównego bohatera. Mam szczerą nadzieję, że wszyscy odnajdziecie w niej „coś dla siebie”

Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:


Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie