Dziennik Bridget Jones to książka, którą pokochały miliony na całym
świecie. Nie sposób się dziwić, skoro główną bohaterką jest zakręcona, chaotyczna
i przezabawna kobieta, pragnąca ciepła i miłości. Książka niewątpliwie jest lekturą
obowiązkową dla wszystkich pań, które uwielbiają lekkie książki na
wiosenno-wakacyjne popołudnia, pełne błogiego lenistwa. Wielokrotnie możemy uosabiać
się z Bridget, często też śledzimy jej poczynania i łapiemy się, że popełniamy
te same, absurdalne błędy. Może to dzięki temu przyjmujemy pannę Jones do
naszego życia, nie wahając się, czy ta decyzja jest słuszna.
Opowiadałam Wam już o najnowszej książce
Helen Fielding Szalejąc za facetem,
ale stawiając na głowie kolejność, postanowiłam dzisiaj napisać recenzję Dziennika Bridget Jones. Propozycję otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa ZYSK i S-ka, za co serdecznie dziękuję,
przeczytałam ją już kilka dni temu, ale nadal ciepło uśmiecham się do stojącej
na półce publikacji.
Kilka słów o fabule książki. Gdy poznajemy
Bridget Jones ma ona już 30 lat i jest samotną kobietą. Posiada oczywiście
dwójkę przyjaciół – homoseksualistę Toma oraz zagorzałą feministkę o imieniu
Sharon. Nie trudno się dziwić, że rady osób, które dość ostentacyjnie reprezentują
swoje poglądy mogą być stosunkowo mało przyjemne w skutkach… Niemniej, lada
dzień zbliżają się Święta oraz Nowy Rok. Panna Jones, jak co roku, dostaje zaproszenie
na indyka curry i spędza ten dzień z matką i jej znajomymi. Tam jednak spotyka
Marka Darcy’ego. Pytanie, czy próby zeswatania Bridget z nieznajomym będą
skuteczne? Co zmienił Nowy Rok w życiu Panny Jones? Ile frustracji dotyczących
diety, rzucania picia czy palenia zostanie przelanych na papier w Dzienniku naszej bohaterki? Jeśli nie
wiecie, przekonajcie się sami!
Najnowsze wydanie książki jest proste
i naprawdę piękne. Wszystkie trzy tomy prezentują się świetnie, a moja własne
Bridget z 1998 roku została ukryta w głębinach szafki. Helen Fielding świetnie
napisała tę książkę. Publikacja jest lekka, przyjemna, choć wymaga poświęcenia jej
kilkunastu godzin, bądź kilku dni. Elementem, na który warto zwrócić uwagę jest
fakt, że chętnie wracamy do lektury. Publikacja nie nuży, nie męczy ani umysłu,
ani oczu. Przewracamy stronę za stroną i ciepło komentujemy perypetie bohaterki.
Wielu z Was pisze, że filmowa
adaptacja jest o niebo lepsza od swojego książkowego pierwowzoru. Wydaje mi
się, że tutaj w grę wchodzi ludzka wyobraźnia. Jeżeli wykreujecie w ciekawy
sposób zdarzenia w Waszej głowie, żaden film nie okaże się być lepszy od
papierowego tomu w dłoniach. Ja, jako miłośniczka literatury, zawsze będę
polecała Wam książki, bowiem są one zwykle dużo bardziej intrygujące niż
sztuczna realizacja czyjejś wizji. Tak będzie w przypadku Bridget Jones, Pet Sematary, a nawet Potopu. Wasz umysł jest miejscem, gdzie powstaje Wasza i tylko
Wasza wizja. Pamiętajcie o tym. Filmy są za to lekką, przyjemną rozrywką. Nigdy
jednak nie zastąpią literatury… ;)
Za kultowy Dziennik Bridget Jones
dziękuję Wydawnictwu ZYSK i S-ka:
5 opinii:
Uwielbiam Bridget. Za mną dwie części, a najnowsza czeka już na półce :)
OdpowiedzUsuńUlubiona <3
OdpowiedzUsuńAch, ja już jestem na ostatnim tomie :) Nie spodziewałam się, że Bridget tak mi się spodoba, bo dopiero, gdy wyszedł nowy tom z Zysku i S-ka to sięgnęłam po książki Helen Fielding. Nie żałuję.
OdpowiedzUsuńP.S. Słodziutki obrazek w tle Twojego bloga! :)
Oglądałam kilka urywków filmu, ale na książki też może się skuszę:)
OdpowiedzUsuńWiesz, że uwielbiam Bridget - na pewno będę wracać jeszcze nie raz do książek i filmów z jej udziałem. ;)
OdpowiedzUsuńA "Dziennik..." to była jedna z pierwszych książek którą recenzowałam ponad rok temu :P (opinia znalazła się na moim blogu ;))
Dziękuję!