- 08:42
- 1 Comments
#czytajdalej – pierwsza taka premiera na świecie
Po raz pierwszy premiera literacka odbędzie się nie w księgarni, lecz
w przestrzeni całego miasta. W środę (11 maja) niemal 500 kolejnych stron
najnowszej powieści Jaume Cabrégo pojawiło się na billboardach w metrze, plakatach, kawiarnianych
kubkach, sklepowych witrynach, podłogach bibliotek, magnesach na latarniach
oraz na chodnikach. Aby przeczytać całą książkę, trzeba odbyć wycieczkę po
kilkuset miejscach w Warszawie. Takiej premiery do tej pory nie było na
świecie. To zwiastun pierwszej edycji Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu
Literatury.
Na pięć
dni przed rozpoczęciem festiwalu, swoją niezwykłą premierę ma „Cień Eunucha” (Wydawnictwo
Marginesy) Jaume Cabrégo. Czytamy
nad Wisłą, w klubach, na ulicach oraz naturalnie w bibliotekach i Empikach. Na
każdym nośniku widnieje hasło festiwalu – #czytajdalej. Z jednej
strony organizatorzy zachęcają nim do tego, żeby nie przestawać czytać i czytać
więcej. Z drugiej zaś, motywują do szukania dalszych stron powieści,
fotografowania ich, publikowania w internecie i tagowania #czytajdalej.
Zdjęcia z tym hasztagiem są zbierane na stronie www.festiwalliteratury.pl. Tam też znajduje się lista miejsc, w których można szukać kolejnych
stron książki. Dzięki temu, spacerując po mieście, można przeczytać całą
powieść, której autor jest także jedną z gwiazd Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu
Literatury. Pisarz spotka się z czytelnikami 20 maja o godz. 18:00 w
Teatrze Powszechnym, a sam festiwal rozpocznie się już w poniedziałek, 16 maja.
Apostrof. Międzynarodowy Festiwal
Literatury to pierwsze wydarzenie literackie w
kraju, które łączy ogólnopolski charakter z międzynarodową skalą. Jednocześnie w ośmiu miastach przez cały tydzień (16-22 maja)
odbędzie się ponad 70 wydarzeń: debat z pisarzami, spacerów literackich oraz
spotkań autorskich, którym będzie towarzyszyć wiele książkowych premier. W
podziękowaniu czytelnikom, Empik zorganizował wydarzenie, na które, oprócz
rodzimych twórców, zaproszono także ulubionych pisarzy Polaków z zagranicy. Na
Apostrof przyjadą norweski pretendent do literackiej Nagrody Nobla – Lars
Saabye Christensen, autor bestsellerowych thrillerów – Marc Elsberg,
król skandynawskiej powieści kryminalnej – Mons Kallentoft, amerykańska
mistrzni powieści kobiecej – Paullina Simons, a także znawczyni
kobiecego umysłu i ciała – Diane Ducret. Z czytelnikami spotkają się
także m.in. Jerzy Pilch, Jacek Dehnel, Olga Tokarczuk, Wiesław Myśliwski,
Janusz Głowacki, Katarzyna Grochola, Jacek Hugo-Bader, Katarzyna Bonda czy Zygmunt
Miłoszewski. Podczas festiwalu swoje premiery będzie miało aż 10 książek.
Wydarzenia będą się odbywać na deskach stołecznych
teatrów: Powszechnego i Dramatycznego oraz w salonach Empik. Poza Warszawą
festiwal zawita do Krakowa, Poznania, Wrocławia, Gdańska, Katowic, Łodzi i
Szczecina. Kuratorem tegorocznej edycji jest Sylwia Chutnik. Autorem oprawy wizualnej festiwalu jest Tymek Borowski. Pomysłodawcą i
organizatorem wydarzenia jest Empik – największa polska sieć zajmująca się
dystrybucją książek. Wstęp na wszystkie wydarzenia festiwalu jest bezpłatny.
Cały program festiwalu dostępny jest na stronie: www.festiwalliteratury.pl
Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury
16-22 maja 2016 roku
www.festiwalliteratury.pl
https://www.facebook.com/events/912556515532107/
Miasta festiwalowe: Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław, Gdańsk, Katowice, Łódź i
Szczecin
Organizator: Empik
Partnerzy: Warszawskie Targi Książki, Teatr
Powszechny w Warszawie, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Wydawnictwo Literackie,
Wydawnictwo Marginesy, Wydawnictwo W.A.B., Świat Książki, Społeczny Instytut
Wydawniczy Znak, Flow Books, Dom Wydawniczy Rebis, Wydawnictwo Muza,
Wydawnictwo Czarne, Fabryka Słów, Wydawnictwo Insignis, Prószyński Media,
Wydawnictwo Krytyka Polityczna, Wydawnictwo SQN, Wydawnictwo Agora, Wydawnictwo
MG, Wydawnictwo Akurat, Wydawnictwo Filia, Wydawnictwo Czwarta Strona,
Wydawnictwo Wielka Litera
- 18:38
- 0 Comments
O grafiku, a dokładniej jego
życiu prywatnym nie wiedziałam dotychczas zbyt wiele. Sądziłam, że lektura
uzupełni moje braki i pozwoli dopasować znane mi już rysunki do zdarzeń z życia
Banksy’ego. Tak też się stało. Książka zawiera mnóstwo informacji nie tylko o
autorze, ale i jego mieście – zwiedzamy Bristol „od kuchni”. Wędrujemy po
rozmaitych miejscach, poznajemy najpopularniejszych twórców street art’u i
momentami zaśmiewamy się do łez na myśl, że policji zorganizowano kurs
pozwalający rozróżnić graffiti Banksy’ego od rysunków chuliganów marzących po
murach. Album wzbogacony jest o liczne notatki prasowe, skróty wywiadów
okraszone fotografiami i kolejne stopnie rozwoju twórczości Banksy’ego. Dla
fanów artysty to naprawdę świetna książka uzupełniająca kolekcję, jednak czy
osoby postronne, niezwiązane ze Street Art’em, nierozumiejące przesłania czy
kwintesencji malowideł na murach będą starały się przyswoić ten zastrzyk wiedzy
o Banksy’m? Wydaje mi się, że tak. Mnie bardzo zauroczył sposób wydania
publikacji. Najpierw poznajemy Bristol, odkrywamy jego tajemnice i zakamarki,
poznajemy twórców najróżniejszych graffiti, ich pobudki i przesłania, po czym
wchodzimy w życie Banksy’ego. Sposób patrzenia na świat, który przekazują nam
osoby z jego otoczenia, obrazy opisujące bieżące problemy oraz komizm sytuacji
związany z prostą, acz kontrowersyjną formą przekazu „nigdy nie wiesz, co
spotkasz na murze za rogiem”.
Skoro współczesność mówi nam, że królem
popu jest Michael Jackson, królem horroru Stephen King, tak królem Street Art.’u
nazwiemy Baksy’ego. I choć wokół z każdego z wymienionych artystów, działają
równie zdolne i znane nam osoby, to kluczowe miejsce na podium zawsze należy do
najlepszego w swoim fachu. Jeżeli więc chcecie poznać kogoś, kto przez lata
swojej twórczości działa pod pseudonimem i ani media, ani prokuratura nigdy
poznały jego danych osobowych, a zarazem kogoś, kto sprawia, że uśmiechacie się
patrząc na pozornie zwykły kawałek ściany – koniecznie przeczytajcie tę
książkę. Sądzę, że warto.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:
- 17:09
- 0 Comments
Japonia w sześciu smakach, czyli książka Anny Świątek ukazuje nam
ów azjatycki kraj „od kuchni”. To jedyny sposób, aby porównać znajdującą się
treść, do tytułu publikacji. Jeśli pozwolicie jednak, zacznę od początku,
bowiem należy się cała Wam seria wyjaśnień. Książkę, której tytuł ponownie
pokuszę się powtórzyć, Japonia w sześciu
smakach, otrzymałam na wyraźną prośbę od Wydawnictwa Bernardinum.
Propozycja ta pochodzi z serii Poznaj Świat, czyli cyklu wydawanego pod czujnym
i, mam nadzieję, krytycznym okiem Wojciecha Cejrowskiego.
Zaintrygował mnie poprzedni, recenzencki
egzemplarz Chiny od góry do dołu i
nie ukrywam, że był on głównym motywem mojej prośby. Niemniej, do czego
zmierzam, zarówno wspomniane Chiny…,
jak i Japonia… to relacja z
okresowego pobytu w danym kraju. Nie znajdziecie w nich opisów fauny i flory.
Nie zwiedzicie poszczególnych miast i wiosek. Nie odkryjecie nowych lądów, ani
nie zasmakujecie potraw, które wyobrażacie sobie naocznie. Książki te są opisem
życia codziennego, mniej lub bardziej inspirujących perypetii i empirycznym
poznaniem kultury wschodu. Czasem będziecie skonfundowani, czasem zmartwicie
się losem przeziębionych Japończyków. Bywa jednak i tak, że porcelanowa cera
(ze względu na ilość nałożonego podkładu) w połączeniu z mało pociągającym
zgryzem, zdegustuje Wasze oczy. Dowiecie się, w jak dziwnych warunkach można
zarówno mieszkać, ale i sypiać, albo jak wyglądają hotele dla biznesmenów. Na
niedomiar atrakcji odwiedzicie też Tokio, gdzie zapłacicie na pieczywo blisko 8
zł, albo skorzystacie z „pokoi miłości” cieszących się niezwykłą popularnością.
Nie zabraknie Wam też wizyty w nietypowej hurtowni ryb, której w Polsce nie
znajdziecie, bądź uświadomicie sobie, że los gaijina wcale nie jest tak kolorowy, jak by się wydawało.
Na książce Anny Świątek nieco się
zawiodłam. Miałam szczerą nadzieję, że przeczytam ciekawy reportaż, poradnik
młodego podróżnika, który może niekoniecznie pokaże mi, jak przetrwać w Japonii
a pozwoli po raz pierwszy w życiu zwiedzić nieznany mi kraj. Być może jednak to
kwestia fanaberii i wyobrażeń, a więc moją opinią nie powinniście się
sugerować. Ubiorę to w inne słowa: jeśli dotychczas nie ciekawiła Was kultura
wschodu, książka ta będzie zarówno idealnym upominkiem, jak i bardzo
przejrzyście zebranym źródłem wiedzy. Jeżeli jednak Japonia nie jest Wam obca,
możecie poczuć się zawiedzeni ze względu na poruszenie dość tuzinkowych tematów.
Mało osób będzie zafascynowanych opowieścią o ugryzieniu przez daniele, albo
faktem, że sushi droższe jest na lokalnym targu, niż w popularnej restauracji.
Autorka opowiedziała nam swoją wycieczkę. Owszem, podzieliła rok na kolejne
rozdziały i fragmenty. Dopasowała poszczególne zdarzenia, by wszystko łączyło
się w logiczną całość, a każda historia została wzbogacona o szerokie
wyjaśnienie z jej strony. To bardzo dobrze świadczy od pani Świątek, która jako
dziennikarka, świetnie napisała tę książkę. Lektura jest bardzo przyjemna. Nie
męczy, nie nuży, zabiera nam jedynie kilka godzin, a czasem wywołuje też
mimowolny uśmiech na twarzy. Pod tym względem warto docenić zarówno Japonię w sześciu smakach, ale i całą
serię Poznaj Świat. Co by nie było – gorąco polecam Wam tę książkę. Moja ocena
to 6/10, choć wynika to z zasobu posiadanej już przeze mnie wiedzy. Z lektury
nie wyniosłam zbyt wiele, ale to nie znaczy, że książka nie jest warta uwagi
czy godna polecenia.
- 22:00
- 1 Comments
Kiedy otrzymałam maila z
propozycją zrecenzowania kwartalnika Fronda LUX przyznam, że bardzo się
ucieszyłam. Jak wiecie interesuję się
literaturą, a świat kultury pochłaniam bez reszty. Nie wiedziałam jednak czego
mogę się spodziewać, bowiem z magazynem nigdy wcześniej nie miałam do
czynienia, a spis treści zdawał się być wyjątkowo obszerny. Nadszedł jednak
piękny dzień, kiedy to kurier dostarczył przesyłkę. Oniemiałam. Otrzymałam 296
stronicową… książkę, pełną skarbów rzecz jasna.
Już okładka zapowiada nam szereg
felietonów z serii Gender Srender, co
wskazuje na bardzo bezpośrednie i kontrowersyjne podejście do tematu. Przyznam,
że poruszenie wątku ze sfery kulturalnej, społecznej, a nawet filozoficznej
bardzo przystępnie pokazuje zrozumieć problem i wyklarować własną opinię. Gender
to przecież temat numer 1 wiosny 2014! Niemniej, 70 numer Fronda LUX to także
wywiad z księdzem Stanisławem Opockim, który przedstawia nam stosunek chrześcijan
do Romów, powołując się nawet na słowa Jana Pawła II! Po przeczytaniu rozmowy
uznałam, że warto zwrócić uwagę na tę dyskusję, bowiem współczesne Polska nie akceptuje
Cyganów (wszyscy wiemy, co jest tego powodem), a Gabriel Kayzer stara się nie
tylko porównać naszą religię do ich wyznania, ale i skupić na kulturze oraz
obyczajach, które wplecione są w ich codzienność. Bardzo otwartym zwieńczeniem
wywiadu jest publikacja modlitwy Ojcze
Nasz po cygańsku. Kolejny rozdział,
Polityka historyczna, w bardzo subtelny sposób zwraca uwagę na
ignorancję współczesnych ludzi. Autor felietonu, Marcin Pieczyrak, opowiada, że
losy historii jakie znane są nam dzisiaj często zostały naciągnięte przez
danego dziejopisarza czy kronikarza, a jako główny temat przywołuje oczywiście Niemcy,
wędrując po meandrach ówczesnych twórców i eseistów. Artykuł gorąco polecam! Wielkim
zaskoczeniem z kolei był dla mnie artykuł Bartosza Boruciaka poświęcony
Marshallowi Mathersowi, wszystkim znanemu jako EMINEM. Kto by pomyślał, że
najpopularniejszy amerykański raper został wychowany w dość trudnych warunkach,
a swoje muzyczne podrygi zaczynał już w młodości podczas freesylowych rywalizacji. Ogólnie,
oczarował mnie sposób przedstawienia biografii muzyka. Boruciak wpadł na
genialny pomysł! Przyrównywał bowiem własne życie, kolejne etapy, dany wiek,
wydarzenia, równolegle opisując świat Eminema, np.: Kiedy mały Bartuś zaczynał
swoją przygodę z muzyką w roku 1996, Eminem nagrał swój debiutancki album Infinite. Niemałym zaskoczeniem był też dla mnie
obszerny wywiad z Jackiem Dukajem o tym, że Literatura
to nie pisek karmiony pod stołem, a dokładniej – czytamy książki autorów
znanych, popularnych, intrygujących. Co więcej, Dukaj podaje dyskusji „bycie
pisarzem”, a nawet… krytykuje krytyków!
Sądzę, że naprawdę warto sięgnąć
po ten magazyn. Wspomniałam Wam jedynie o wybranych artykułach, a wierzcie mi - jest ich wiele, wiele więcej. Osobiście bardzo podoba mi się wydanie, organizacja i pełna
oprawa graficzna publikacji. Fronda LUX przypomina typową książkę, w której
znajdziecie wiele ciekawostek i świetnych felietonów. Język jest bardzo
przystępny, plastyczny… czego chcieć więcej? Gdybym jednak miała zakupić własny
egzemplarz na pewno zadumałabym się na chwilę, okładkowa cena to 29 zł. Niemniej,
uważam, że warto po nią sięgnąć! :)
Za Kwartalnik Fronda LUX dziękuję:
- 09:09
- 0 Comments
25 marca był ważnym dniem dla
dwóch młodych projektantek Anny Mazurek oraz Sabiny Mańka. Nie trudno więc się
domyślić, że pełne energii i pozytywnego nastroju Panie przedstawiły najnowszą
kolekcję „Oddech Natury” zaprojektowaną na wiosnę 2014! Kreacje, wyjątkowo subtelne i
delikatne, przywodziły na myśl piękne lasy, zielone polany i namacalnie wręcz
zbliżały nas do przyrody. Kolorystka skupiona na beżu, zieleni oraz brązie była
idealnie wpasowana w dźwięki skrzypiec dochodzące z głośników… Tutaj, gwiazdą
wieczoru był Dominik Chmurski, który
wraz z Cai Caslavinieri zadbał o muzyczną
aranżację całej imprezy.
Oto kilka zdjęć z pokazu:
Kreacje, zaprojektowane zostały z
myślą o kobietach, które praną poczuć się uwodzicielsko i seksownie. Nie są
nadto wyzywające, acz pobudzają zmysły i wyzwalają poczucie piękna u każdej z pań.
Trzeba przyznać, że kolekcja posiada bardzo niekonwencjonalne dodatki w postaci
ręcznie rzeźbionych torebek, naramienników czy butów, dzięki którym wędrujemy
na piękne, malownicze łono przyrody.
Według mnie „Oddech Natury” to
idealny tytuł dla zaprezentowanej kolekcji. Gorąco zachęcam Was do odwiedzenia
strony internetowej projektantek www.mazurekmanka.com
oraz polubieniem ich wall’a na Facebooku: www.facebook.com/MazurekManka
Za zaproszenie dziękuję Pani Ewie
Żurowskiej, a Oli za fotografie i przemiłe towarzystwo podczas imprezy. :)) Zajrzyjcie i tu: www.thiefoftheworld.com/2014/03/26/oddech-natury-pokaz-mazurek-manka
P.S. Aparat także ma swoje zdjęcie!
P.S. Aparat także ma swoje zdjęcie!
- 12:29
- 7 Comments
Chiny do kraj stosunkowo
hermetyczny. Ma własną autonomię, niechętnie dzieli się osiągnięciami, ale z
przymrużeniem oka traktuje podróżników trafiających do swojego państwa. Z perspektywy
realisty, dwutygodniowa wyprawa na wschód bez znajomości języka, obyczajów czy przygotowania
wydaje się być niemożliwa do zrealizowania. Kres tejże teorii postawiła Anna
Karpa, która wraz z córką, i dwiema koleżankami, postanowiła zwiedzić to, jakże
piękne, państwo. Co prawda to nie zasługa Pani Anny, a Katarzyny Karpy, która
zorganizowała całą wyprawę.
Dlaczego o tym napisałam? Ano dlatego,
że publikacja „Chiny? Dlaczego nie…” to książka, w której podróż ta została szczegółowo
opisana. Wyruszamy z Warszawy, wcześniej pakując się i zakupując szybki kurs
języka chińskiego, po czym wsiadamy do samolotu, przedostajemy się do
kompletnie abstrakcyjnej strefy czasowej i… lądujemy w Szanghaju. Jak jednak
odnaleźć się na miejscu, skoro nic nie wygląda tak, jak powinno? Jak porozumieć
się z Chińczykami, których język angielski pozostawia wiele do życzenia? Nieprawdopodobnym
zbiegiem okoliczności nasze panie trafiają do wypożyczalni samochodów, gdzie
bardzo atrakcyjna ekspedientka, perfekcyjnie posługująca się językiem
angielskim, kieruje je w dalszą podróż. Przez całą książkę poznajemy codzienne
zachowania i kulturę Chińczyków, których opis, tak namacalny, spotkałam po raz
pierwszy w literaturze. Widzimy, że wszyscy mieszkańcy starają się za wszelką
cenę pomóc turystom, a bezradność wypisuje na ich twarzach smutek. Jak
jednak pomóc komuś, kto nie dość, że biega z aparatem i fotografuje z podziwem życie
normalnych ludzi (w oczach Chińczyków), to jeszcze mówi językami z wieży Babel?
Na szczęście, cała podróż zakończyła się szczęśliwie. Bohaterki zwiedziły tak
wiele miejsc, które i ja kiedyś chciałabym zobaczyć na własne oczy. Przyznam, że na dzień
dzisiejszy pękam z zazdrości.
Sądzę, że książka ta powinna
zostać wpisana do kanonu książek obowiązkowych dla osób, które planują
odwiedzić Chiny. Bohaterki przeżyły tak liczne perypetie, że ich opis może
uratować niejednego turystę z opresji. Dowiadujemy się jednak, że mimo wszystko
warto pytać mieszkańców o radę czy pomoc, bowiem zawsze znajdzie się ktoś, kto
opanował język angielski na poziomie umożliwiającym może nie tyle, co swobodną
komunikację, a uzyskanie cennych wskazówek i informacji. Cała książka została
bardzo przystępnie napisana, choć muszę przyznać, że czytałam ją najdłużej z
otrzymanych od Wydawnictwa Novae Res publikacji. Zabrakło mi jednak zdjęć. Kiedy
opisywane są targi, serwowane potrawy czy środki komunikacji np. statek pełen miniaturowych „koi” chciałoby się zobaczyć na własne oczy. To rzeczy drobne, ale wzmagające
ciekawość, bowiem krajobrazy i budowle architektoniczne są dostępne dla nas po
wpisaniu odpowiedniego hasła w Google. Pod względem merytorycznym gorąco
polecam Wam tę książkę, ponieważ, jak już wspomniałam, nadam jej zaszczytne
imię „Niezbędnik PRZED podróżą do Chin”.
Za publikację dziękuję
Wydawnictwo Novae Res:
- 14:56
- 3 Comments
Dawno nie zaglądałam do mojego Pastelowego Świata, jednak najwyższy czas nadrobić zaległości. Muszę się Wam przyznać, ze nadal waham się nad założeniem FanPage. Z jednej strony goszczę tutaj coraz to więcej Pastelowiczów, ale z drugiej obawiam się niewielkiego zainteresowania na Facebooku przez brak czasu na regularne prowadzenie strony. Blogi mają jedną, wielką zaletę - wystarczy napisać post, opublikować i powrócić tutaj za kilka dni, mało interesując się biegiem zdarzeń. Strona kumulująca fanów czy lajkowiczów to już trudniejsza sprawa. Na chwilę obecną sesja zbliża się wielkimi krokami. Powróciłam więc cała i dość zdrowa do Warszawy, przygotowując się mentalnie do nadchodzących egzaminów. Liczę, że wiele przedmiotów będę miała "z głowy" w terminach zerowych, oraz że zaliczę wszystko, poza programowaniem sieciowym, w tym semestrze. Nastawiłam się już negatywnie do minionego kolokwium, a co za tym idzie - egzaminu także. Czas pokaże. Grunt, że jestem stosunkowo spokojna o liczbę ECTSów. Co by jednak nie było, muszę się troszkę przyłożyć do tych zaliczeń... dla dobra swojego portfela! :D Powrócę pewnie do Was w połowie lutego. Niestety muszę skupić się na sprawach uczelnianych oraz pracy. Siła wyższa. Recenzje jednak będę publikowała na bieżąco, abyście nie czuli się opuszczeni. Przygotowuję nawet obiecany konkurs... tylko z którą książką? Chodzi za mną "Kuszenie" Anne Rice; "Wszystkie smaki namiętności" Lilli Feist, "Pan na ogrodach" Elżbiety Waszczuk czy "Psychologia roztargnienia" Ryszarda Studenskiego? A może biżuteria? Komuś podobały się poprzednie kolczyki? Widziałam jeszcze kilka kompletów! Albo... zestaw kosmetyków? Coś do włosów? Jakiś lakier do paznokci? Tyyyle pomysłów! :D Ale tym zajmę się dopiero w lutym, po sesji. Może jeszcze coś ciekawego wpadnie mi do głowy? A może Wy macie jakiś pomysł? Czekam na propozycje!
Mamy już połowę stycznia, a więc postanowiłam podsumować blogową współpracę w 2013 roku. Na dobrą sprawę dopiero w listopadzie Pastelowy Niecodziennik zaprzyjaźnił się, po raz pierwszy, z Wydawnictwami: Bernardium oraz ZYSK i S-ka. Później dołączyło Wydawnictwo SQN, Novae Res oraz styczniowa MUZA S.A. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Uwielbiam literaturę, a dobór książek z tak szerokiej gamy to świetna sprawa! Prawdę mówiąc, zaczęłam tworzyć sobie domową biblioteczkę z otrzymywanych publikacji, choć wiele książek krąży wśród znajomych i przyjaciół, których zachęciłam do czytania. Oto i egzemplarze recenzenckie, otrzymane w 2013 roku:
Wydawnictwo ZYSK i S-ka:
Dwóch ostatnich książek nie zdążyłam jeszcze przeczytać, bowiem wyjazdy rozdzieliły mnie od papierowych przyjaciółek. :) Niedługo pojawi się recenzja każdej z nich, a więc musicie śledzić Pastelowy Niecodziennik. Za wszystkie otrzymane publikacje, oczywiście, gorąco dziękuję. Mam szczerą nadzieję, że Pastelowa współpraca nadal będzie się rozwijała, przynosząc obustronne korzyści. :) Jakie recenzje pojawią się w najbliższym czasie?

Wyżej wymienione książki jeszcze do mnie nie dotarły, jednak czekam na nie z niecierpliwością. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to do połowy lutego przeczytam 8 książek! Nie byłoby to niczym zachwycającym, gdyby wokół mnie nie roiło się od kolokwiów i egzaminów. Sądzę więc, że jeśli mi się powiedzie, będę w sióóóóódmym niebie. :) Dzisiaj, nareszcie, zabieram się za książkę Edyty Łysiak Tak się nie robi..., mam szczerą nadzieję, że jutro będzie już "po wszystkim" i będę mogła Wam o niej opowiedzieć.
W kwestii życia społecznego i kulturalnego - Skubani wchodzą do kin! Powrócił też Festiwal Pizzy w Pizza Hut. Nie wiem już, gdzie ciągnie mnie bardziej, ale na pewno zagoszczę i w Kinie Femina i w lokalnej restauracji. :D Napiszę też o filmie Kraina Lodu, który powoli przestaje być aktualny. Hobbita z kolei postanowiłam sobie odpuścić w tym sezonie. Obejrzę za rok. Wszystkie trzy części "na raz". Może wtedy zdołam rzetelnie porównać cały film do książki... :)
Mamy już połowę stycznia, a więc postanowiłam podsumować blogową współpracę w 2013 roku. Na dobrą sprawę dopiero w listopadzie Pastelowy Niecodziennik zaprzyjaźnił się, po raz pierwszy, z Wydawnictwami: Bernardium oraz ZYSK i S-ka. Później dołączyło Wydawnictwo SQN, Novae Res oraz styczniowa MUZA S.A. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Uwielbiam literaturę, a dobór książek z tak szerokiej gamy to świetna sprawa! Prawdę mówiąc, zaczęłam tworzyć sobie domową biblioteczkę z otrzymywanych publikacji, choć wiele książek krąży wśród znajomych i przyjaciół, których zachęciłam do czytania. Oto i egzemplarze recenzenckie, otrzymane w 2013 roku:
Wydawnictwo Bernardinum:
- Tam, gdzie byłam; Elżbieta Dzikowska
- Chiny, od góry do dołu; Marek Pindral
- Zabawka Boga; Tadeusz Biedzki
- Japonia w sześciu smakach; Anna Świątek
Wydawnictwo SQN
- Kings of Leon. Sex on fire; Michael & Drew Heatley
- Anastasi. Krasnal, który stał się gigantem; Adelio Pistelli
- Playbook. Podręcznik podrywu; Barney Stinson, Matt Kuhn
- Mądrości Shire; Noble Smith
- Ostatni Smokobójca; Jasper Ffrode
Wydawnictwo ZYSK i S-ka:
- Rio Anaconda; Wojciech Cejrowski
- Ubek. Wina i skrucha; Bogdan Rymanowski
Wydawnictwo Novae Res:
- Diety oczami naukowców; Krystyna Monk
- Pan na ogrodach; Elżbieta Waszczuk
- Tak się nie robi; Edyta Łysiak
- Chiny? Dlaczego nie...; Anna Karpa, Katarzyna Karpa
- Banksy. Nie ma jak w domu, S.Wright; Wydawnictwo SQN
- Kodeks bracholi dla rodziców, B.Stinson; Wydawnictwo SQN
- 52 Zmiany, L.Babauta; Wydawnictwo SQN
- Gdzie jest pingwin?, S.Schrey; Wydawnictwo SQN
- Naziści. Na celowniku sprawiedliwości, D.McKale; Wydawnictwo Muza
- Rowerem w stronę Indii, R.Maciąg; Wydawnictwo Bernardinum

Wyżej wymienione książki jeszcze do mnie nie dotarły, jednak czekam na nie z niecierpliwością. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to do połowy lutego przeczytam 8 książek! Nie byłoby to niczym zachwycającym, gdyby wokół mnie nie roiło się od kolokwiów i egzaminów. Sądzę więc, że jeśli mi się powiedzie, będę w sióóóóódmym niebie. :) Dzisiaj, nareszcie, zabieram się za książkę Edyty Łysiak Tak się nie robi..., mam szczerą nadzieję, że jutro będzie już "po wszystkim" i będę mogła Wam o niej opowiedzieć.
W kwestii życia społecznego i kulturalnego - Skubani wchodzą do kin! Powrócił też Festiwal Pizzy w Pizza Hut. Nie wiem już, gdzie ciągnie mnie bardziej, ale na pewno zagoszczę i w Kinie Femina i w lokalnej restauracji. :D Napiszę też o filmie Kraina Lodu, który powoli przestaje być aktualny. Hobbita z kolei postanowiłam sobie odpuścić w tym sezonie. Obejrzę za rok. Wszystkie trzy części "na raz". Może wtedy zdołam rzetelnie porównać cały film do książki... :)
- 15:51
- 0 Comments
Japonia w sześciu smakach, czyli książka Anny Świątek ukazuje nam
ów azjatycki kraj „od kuchni”. To jedyny sposób, aby porównać znajdującą się
treść, do tytułu publikacji. Jeśli pozwolicie jednak, zacznę od początku,
bowiem należy się cała Wam seria wyjaśnień. Książkę, której tytuł ponownie
pokuszę się powtórzyć, Japonia w sześciu
smakach, otrzymałam na wyraźną prośbę od Wydawnictwa Bernardinum.
Propozycja ta pochodzi z serii Poznaj Świat, czyli cyklu wydawanego pod czujnym
i, mam nadzieję, krytycznym okiem Wojciecha Cejrowskiego.
Zaintrygował mnie poprzedni, recenzencki
egzemplarz Chiny od góry do dołu i
nie ukrywam, że był on głównym motywem mojej prośby. Niemniej, do czego
zmierzam, zarówno wspomniane Chiny…,
jak i Japonia… to relacja z
okresowego pobytu w danym kraju. Nie znajdziecie w nich opisów fauny i flory.
Nie zwiedzicie poszczególnych miast i wiosek. Nie odkryjecie nowych lądów, ani
nie zasmakujecie potraw, które wyobrażacie sobie naocznie. Książki te są opisem
życia codziennego, mniej lub bardziej inspirujących perypetii i empirycznym
poznaniem kultury wschodu. Czasem będziecie skonfundowani, czasem zmartwicie
się losem przeziębionych Japończyków. Bywa jednak i tak, że porcelanowa cera
(ze względu na ilość nałożonego podkładu) w połączeniu z mało pociągającym
zgryzem, zdegustuje Wasze oczy. Dowiecie się, w jak dziwnych warunkach można
zarówno mieszkać, ale i sypiać, albo jak wyglądają hotele dla biznesmenów. Na
niedomiar atrakcji odwiedzicie też Tokio, gdzie zapłacicie na pieczywo blisko 8
zł, albo skorzystacie z „pokoi miłości” cieszących się niezwykłą popularnością.
Nie zabraknie Wam też wizyty w nietypowej hurtowni ryb, której w Polsce nie
znajdziecie, bądź uświadomicie sobie, że los gaijina wcale nie jest tak kolorowy, jak by się wydawało.
Na książce Anny Świątek nieco się
zawiodłam. Miałam szczerą nadzieję, że przeczytam ciekawy reportaż, poradnik
młodego podróżnika, który może niekoniecznie pokaże mi, jak przetrwać w Japonii
a pozwoli po raz pierwszy w życiu zwiedzić nieznany mi kraj. Być może jednak to
kwestia fanaberii i wyobrażeń, a więc moją opinią nie powinniście się
sugerować. Ubiorę to w inne słowa: jeśli dotychczas nie ciekawiła Was kultura
wschodu, książka ta będzie zarówno idealnym upominkiem, jak i bardzo
przejrzyście zebranym źródłem wiedzy. Jeżeli jednak Japonia nie jest Wam obca,
możecie poczuć się zawiedzeni ze względu na poruszenie dość tuzinkowych tematów.
Mało osób będzie zafascynowanych opowieścią o ugryzieniu przez daniele, albo
faktem, że sushi droższe jest na lokalnym targu, niż w popularnej restauracji.
Autorka opowiedziała nam swoją wycieczkę. Owszem, podzieliła rok na kolejne
rozdziały i fragmenty. Dopasowała poszczególne zdarzenia, by wszystko łączyło
się w logiczną całość, a każda historia została wzbogacona o szerokie
wyjaśnienie z jej strony. To bardzo dobrze świadczy od pani Świątek, która jako
dziennikarka, świetnie napisała tę książkę. Lektura jest bardzo przyjemna. Nie
męczy, nie nuży, zabiera nam jedynie kilka godzin, a czasem wywołuje też
mimowolny uśmiech na twarzy. Pod tym względem warto docenić zarówno Japonię w sześciu smakach, ale i całą
serię Poznaj Świat. Co by nie było – gorąco polecam Wam tę książkę. Moja ocena
to 6/10, choć wynika to z zasobu posiadanej już przeze mnie wiedzy. Z lektury
nie wyniosłam zbyt wiele, ale to nie znaczy, że książka nie jest warta uwagi
czy godna polecenia.
- 12:44
- 6 Comments