­
­

Festiwal Apostrof i akcja #czytajdalej

#czytajdalej – pierwsza taka premiera na świecie

Po raz pierwszy premiera literacka odbędzie się nie w księgarni, lecz w przestrzeni całego miasta. W środę (11 maja) niemal 500 kolejnych stron najnowszej powieści Jaume Cabrégo pojawiło się na billboardach w metrze, plakatach, kawiarnianych kubkach, sklepowych witrynach, podłogach bibliotek, magnesach na latarniach oraz na chodnikach. Aby przeczytać całą książkę, trzeba odbyć wycieczkę po kilkuset miejscach w Warszawie. Takiej premiery do tej pory nie było na świecie. To zwiastun pierwszej edycji Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu Literatury.


Na pięć dni przed rozpoczęciem festiwalu, swoją niezwykłą premierę ma „Cień Eunucha” (Wydawnictwo Marginesy) Jaume Cabrégo. Czytamy nad Wisłą, w klubach, na ulicach oraz naturalnie w bibliotekach i Empikach. Na każdym nośniku widnieje hasło festiwalu – #czytajdalej. Z jednej strony organizatorzy zachęcają nim do tego, żeby nie przestawać czytać i czytać więcej. Z drugiej zaś, motywują do szukania dalszych stron powieści, fotografowania ich, publikowania w internecie i tagowania #czytajdalej. Zdjęcia z tym hasztagiem są zbierane na stronie www.festiwalliteratury.pl. Tam też znajduje się lista miejsc, w których można szukać kolejnych stron książki. Dzięki temu, spacerując po mieście, można przeczytać całą powieść, której autor jest także jedną z gwiazd Apostrofu. Międzynarodowego Festiwalu Literatury. Pisarz spotka się z czytelnikami 20 maja o godz. 18:00 w Teatrze Powszechnym, a sam festiwal rozpocznie się już w poniedziałek, 16 maja.

Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury to pierwsze wydarzenie literackie w kraju, które łączy ogólnopolski charakter z międzynarodową skalą. Jednocześnie w ośmiu miastach przez cały tydzień (16-22 maja) odbędzie się ponad 70 wydarzeń: debat z pisarzami, spacerów literackich oraz spotkań autorskich, którym będzie towarzyszyć wiele książkowych premier. W podziękowaniu czytelnikom, Empik zorganizował wydarzenie, na które, oprócz rodzimych twórców, zaproszono także ulubionych pisarzy Polaków z zagranicy. Na Apostrof przyjadą norweski pretendent do literackiej Nagrody Nobla – Lars Saabye Christensen, autor bestsellerowych thrillerów – Marc Elsberg, król skandynawskiej powieści kryminalnej – Mons Kallentoft, amerykańska mistrzni powieści kobiecej – Paullina Simons, a także znawczyni kobiecego umysłu i ciała – Diane Ducret. Z czytelnikami spotkają się także m.in. Jerzy Pilch, Jacek Dehnel, Olga Tokarczuk, Wiesław Myśliwski, Janusz Głowacki, Katarzyna Grochola, Jacek Hugo-Bader, Katarzyna Bonda czy Zygmunt Miłoszewski. Podczas festiwalu swoje premiery będzie miało aż 10 książek.

Wydarzenia będą się odbywać na deskach stołecznych teatrów: Powszechnego i Dramatycznego oraz w salonach Empik. Poza Warszawą festiwal zawita do Krakowa, Poznania, Wrocławia, Gdańska, Katowic, Łodzi i Szczecina. Kuratorem tegorocznej edycji jest Sylwia Chutnik. Autorem oprawy wizualnej festiwalu jest Tymek Borowski. Pomysłodawcą i organizatorem wydarzenia jest Empik – największa polska sieć zajmująca się dystrybucją książek. Wstęp na wszystkie wydarzenia festiwalu jest bezpłatny. Cały program festiwalu dostępny jest na stronie: www.festiwalliteratury.pl



Apostrof. Międzynarodowy Festiwal Literatury
16-22 maja 2016 roku
www.festiwalliteratury.pl
https://www.facebook.com/events/912556515532107/
Miasta festiwalowe: Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław, Gdańsk, Katowice, Łódź i Szczecin
Organizator: Empik

Partnerzy: Warszawskie Targi Książki, Teatr Powszechny w Warszawie, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Marginesy, Wydawnictwo W.A.B., Świat Książki, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Flow Books, Dom Wydawniczy Rebis, Wydawnictwo Muza, Wydawnictwo Czarne, Fabryka Słów, Wydawnictwo Insignis, Prószyński Media, Wydawnictwo Krytyka Polityczna, Wydawnictwo SQN, Wydawnictwo Agora, Wydawnictwo MG, Wydawnictwo Akurat, Wydawnictwo Filia, Wydawnictwo Czwarta Strona, Wydawnictwo Wielka Litera

Banksy. Nie ma jak w dom – Steve Wright


Biografie zawsze intrygowały mnie najbardziej. Dookoła słyszymy nazwiska, pseudonimy artystów, którzy po kilkusetstronicowej lekturze okazują się kompletnie innymi osobami, niż zdawało nam się dotychczas. Jakiś czas temu trafiła do mnie wyjątkowo kontrowersyjna biografia pewnego… grafika, pozwolę sobie używać tego określenia, którego twarzy, imienia i nazwiska nikt, poza dobrymi współpracownikami i przyjaciółmi, nie zna. „Anonimowość jest bardzo przydatna, abstrahując już od tego, że pomaga nie dać się złapać. Pozwala zaś na to, żeby sztuka (…) była bardziej trwała” - właśnie tak, o artyście, którego chciałabym Wam przedstawić mówi jeden ze znajomych, Martin Roberts. Czy z powyższego opisu odgadniecie, jaka książka wpadła w moje ręce?

   Banksy. Nie ma jak w dom – Steve Wright 

O grafiku, a dokładniej jego życiu prywatnym nie wiedziałam dotychczas zbyt wiele. Sądziłam, że lektura uzupełni moje braki i pozwoli dopasować znane mi już rysunki do zdarzeń z życia Banksy’ego. Tak też się stało. Książka zawiera mnóstwo informacji nie tylko o autorze, ale i jego mieście – zwiedzamy Bristol „od kuchni”. Wędrujemy po rozmaitych miejscach, poznajemy najpopularniejszych twórców street art’u i momentami zaśmiewamy się do łez na myśl, że policji zorganizowano kurs pozwalający rozróżnić graffiti Banksy’ego od rysunków chuliganów marzących po murach. Album wzbogacony jest o liczne notatki prasowe, skróty wywiadów okraszone fotografiami i kolejne stopnie rozwoju twórczości Banksy’ego. Dla fanów artysty to naprawdę świetna książka uzupełniająca kolekcję, jednak czy osoby postronne, niezwiązane ze Street Art’em, nierozumiejące przesłania czy kwintesencji malowideł na murach będą starały się przyswoić ten zastrzyk wiedzy o Banksy’m? Wydaje mi się, że tak. Mnie bardzo zauroczył sposób wydania publikacji. Najpierw poznajemy Bristol, odkrywamy jego tajemnice i zakamarki, poznajemy twórców najróżniejszych graffiti, ich pobudki i przesłania, po czym wchodzimy w życie Banksy’ego. Sposób patrzenia na świat, który przekazują nam osoby z jego otoczenia, obrazy opisujące bieżące problemy oraz komizm sytuacji związany z prostą, acz kontrowersyjną formą przekazu „nigdy nie wiesz, co spotkasz na murze za rogiem”.

Skoro współczesność mówi nam, że królem popu jest Michael Jackson, królem horroru Stephen King, tak królem Street Art.’u nazwiemy Baksy’ego. I choć wokół z każdego z wymienionych artystów, działają równie zdolne i znane nam osoby, to kluczowe miejsce na podium zawsze należy do najlepszego w swoim fachu. Jeżeli więc chcecie poznać kogoś, kto przez lata swojej twórczości działa pod pseudonimem i ani media, ani prokuratura nigdy poznały jego danych osobowych, a zarazem kogoś, kto sprawia, że uśmiechacie się patrząc na pozornie zwykły kawałek ściany – koniecznie przeczytajcie tę książkę. Sądzę, że warto.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN:



Japonia w sześciu smakach - czyli kolejna wyprawa do Azji


Japonia w sześciu smakach, czyli książka Anny Świątek ukazuje nam ów azjatycki kraj „od kuchni”. To jedyny sposób, aby porównać znajdującą się treść, do tytułu publikacji. Jeśli pozwolicie jednak, zacznę od początku, bowiem należy się cała Wam seria wyjaśnień. Książkę, której tytuł ponownie pokuszę się powtórzyć, Japonia w sześciu smakach, otrzymałam na wyraźną prośbę od Wydawnictwa Bernardinum. Propozycja ta pochodzi z serii Poznaj Świat, czyli cyklu wydawanego pod czujnym i, mam nadzieję, krytycznym okiem Wojciecha Cejrowskiego.

 Zaintrygował mnie poprzedni, recenzencki egzemplarz Chiny od góry do dołu i nie ukrywam, że był on głównym motywem mojej prośby. Niemniej, do czego zmierzam, zarówno wspomniane Chiny…, jak i Japonia… to relacja z okresowego pobytu w danym kraju. Nie znajdziecie w nich opisów fauny i flory. Nie zwiedzicie poszczególnych miast i wiosek. Nie odkryjecie nowych lądów, ani nie zasmakujecie potraw, które wyobrażacie sobie naocznie. Książki te są opisem życia codziennego, mniej lub bardziej inspirujących perypetii i empirycznym poznaniem kultury wschodu. Czasem będziecie skonfundowani, czasem zmartwicie się losem przeziębionych Japończyków. Bywa jednak i tak, że porcelanowa cera (ze względu na ilość nałożonego podkładu) w połączeniu z mało pociągającym zgryzem, zdegustuje Wasze oczy. Dowiecie się, w jak dziwnych warunkach można zarówno mieszkać, ale i sypiać, albo jak wyglądają hotele dla biznesmenów. Na niedomiar atrakcji odwiedzicie też Tokio, gdzie zapłacicie na pieczywo blisko 8 zł, albo skorzystacie z „pokoi miłości” cieszących się niezwykłą popularnością. Nie zabraknie Wam też wizyty w nietypowej hurtowni ryb, której w Polsce nie znajdziecie, bądź uświadomicie sobie, że los gaijina wcale nie jest tak kolorowy, jak by się wydawało.

Na książce Anny Świątek nieco się zawiodłam. Miałam szczerą nadzieję, że przeczytam ciekawy reportaż, poradnik młodego podróżnika, który może niekoniecznie pokaże mi, jak przetrwać w Japonii a pozwoli po raz pierwszy w życiu zwiedzić nieznany mi kraj. Być może jednak to kwestia fanaberii i wyobrażeń, a więc moją opinią nie powinniście się sugerować. Ubiorę to w inne słowa: jeśli dotychczas nie ciekawiła Was kultura wschodu, książka ta będzie zarówno idealnym upominkiem, jak i bardzo przejrzyście zebranym źródłem wiedzy. Jeżeli jednak Japonia nie jest Wam obca, możecie poczuć się zawiedzeni ze względu na poruszenie dość tuzinkowych tematów. Mało osób będzie zafascynowanych opowieścią o ugryzieniu przez daniele, albo faktem, że sushi droższe jest na lokalnym targu, niż w popularnej restauracji. 

Autorka opowiedziała nam swoją wycieczkę. Owszem, podzieliła rok na kolejne rozdziały i fragmenty. Dopasowała poszczególne zdarzenia, by wszystko łączyło się w logiczną całość, a każda historia została wzbogacona o szerokie wyjaśnienie z jej strony. To bardzo dobrze świadczy od pani Świątek, która jako dziennikarka, świetnie napisała tę książkę. Lektura jest bardzo przyjemna. Nie męczy, nie nuży, zabiera nam jedynie kilka godzin, a czasem wywołuje też mimowolny uśmiech na twarzy. Pod tym względem warto docenić zarówno Japonię w sześciu smakach, ale i całą serię Poznaj Świat. Co by nie było – gorąco polecam Wam tę książkę. Moja ocena to 6/10, choć wynika to z zasobu posiadanej już przeze mnie wiedzy. Z lektury nie wyniosłam zbyt wiele, ale to nie znaczy, że książka nie jest warta uwagi czy godna polecenia.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Bernardinum: 



Fronda LUX, numer 70

Kiedy otrzymałam maila z propozycją zrecenzowania kwartalnika Fronda LUX przyznam, że bardzo się ucieszyłam. Jak  wiecie interesuję się literaturą, a świat kultury pochłaniam bez reszty. Nie wiedziałam jednak czego mogę się spodziewać, bowiem z magazynem nigdy wcześniej nie miałam do czynienia, a spis treści zdawał się być wyjątkowo obszerny. Nadszedł jednak piękny dzień, kiedy to kurier dostarczył przesyłkę. Oniemiałam. Otrzymałam 296 stronicową… książkę, pełną skarbów rzecz jasna.

Już okładka zapowiada nam szereg felietonów z serii Gender Srender, co wskazuje na bardzo bezpośrednie i kontrowersyjne podejście do tematu. Przyznam, że poruszenie wątku ze sfery kulturalnej, społecznej, a nawet filozoficznej bardzo przystępnie pokazuje zrozumieć problem i wyklarować własną opinię. Gender to przecież temat numer 1 wiosny 2014! Niemniej, 70 numer Fronda LUX to także wywiad z księdzem Stanisławem Opockim, który przedstawia nam stosunek chrześcijan do Romów, powołując się nawet na słowa Jana Pawła II! Po przeczytaniu rozmowy uznałam, że warto zwrócić uwagę na tę dyskusję, bowiem współczesne Polska nie akceptuje Cyganów (wszyscy wiemy, co jest tego powodem), a Gabriel Kayzer stara się nie tylko porównać naszą religię do ich wyznania, ale i skupić na kulturze oraz obyczajach, które wplecione są w ich codzienność. Bardzo otwartym zwieńczeniem wywiadu jest publikacja modlitwy Ojcze Nasz po cygańsku. Kolejny rozdział,  Polityka historyczna, w bardzo subtelny sposób zwraca uwagę na ignorancję współczesnych ludzi. Autor felietonu, Marcin Pieczyrak, opowiada, że losy historii jakie znane są nam dzisiaj często zostały naciągnięte przez danego dziejopisarza czy kronikarza, a jako główny temat przywołuje oczywiście Niemcy, wędrując po meandrach ówczesnych twórców i eseistów. Artykuł gorąco polecam! Wielkim zaskoczeniem z kolei był dla mnie artykuł Bartosza Boruciaka poświęcony Marshallowi Mathersowi, wszystkim znanemu jako EMINEM. Kto by pomyślał, że najpopularniejszy amerykański raper został wychowany w dość trudnych warunkach, a swoje muzyczne podrygi zaczynał już w młodości podczas freesylowych rywalizacji. Ogólnie, oczarował mnie sposób przedstawienia biografii muzyka. Boruciak wpadł na genialny pomysł! Przyrównywał bowiem własne życie, kolejne etapy, dany wiek, wydarzenia, równolegle opisując świat Eminema, np.: Kiedy mały Bartuś zaczynał swoją przygodę z muzyką w roku 1996, Eminem nagrał swój debiutancki album Infinite.  Niemałym zaskoczeniem był też dla mnie obszerny wywiad z Jackiem Dukajem o tym, że Literatura to nie pisek karmiony pod stołem, a dokładniej – czytamy książki autorów znanych, popularnych, intrygujących. Co więcej, Dukaj podaje dyskusji „bycie pisarzem”, a nawet… krytykuje krytyków!  

Sądzę, że naprawdę warto sięgnąć po ten magazyn. Wspomniałam Wam jedynie o wybranych artykułach, a wierzcie mi - jest ich wiele, wiele więcej. Osobiście bardzo podoba mi się wydanie, organizacja i pełna oprawa graficzna publikacji. Fronda LUX przypomina typową książkę, w której znajdziecie wiele ciekawostek i świetnych felietonów. Język jest bardzo przystępny, plastyczny… czego chcieć więcej? Gdybym jednak miała zakupić własny egzemplarz na pewno zadumałabym się na chwilę, okładkowa cena to 29 zł. Niemniej, uważam, że warto po nią sięgnąć! :)

Za Kwartalnik Fronda LUX dziękuję:


"Oddech Natury” – czyli premierowy pokaz kolekcji Mazurek Mańka!

25 marca był ważnym dniem dla dwóch młodych projektantek Anny Mazurek oraz Sabiny Mańka. Nie trudno więc się domyślić, że pełne energii i pozytywnego nastroju Panie przedstawiły najnowszą kolekcję „Oddech Natury” zaprojektowaną na wiosnę 2014! Kreacje, wyjątkowo subtelne i delikatne, przywodziły na myśl piękne lasy, zielone polany i namacalnie wręcz zbliżały nas do przyrody. Kolorystka skupiona na beżu, zieleni oraz brązie była idealnie wpasowana w dźwięki skrzypiec dochodzące z głośników… Tutaj, gwiazdą wieczoru był Dominik Chmurski, który wraz z Cai Caslavinieri zadbał o muzyczną aranżację całej imprezy.

Oto kilka zdjęć z pokazu:









Kreacje, zaprojektowane zostały z myślą o kobietach, które praną poczuć się uwodzicielsko i seksownie. Nie są nadto wyzywające, acz pobudzają zmysły i wyzwalają poczucie piękna u każdej z pań. Trzeba przyznać, że kolekcja posiada bardzo niekonwencjonalne dodatki w postaci ręcznie rzeźbionych torebek, naramienników czy butów, dzięki którym wędrujemy na piękne, malownicze łono przyrody.


Według mnie „Oddech Natury” to idealny tytuł dla zaprezentowanej kolekcji. Gorąco zachęcam Was do odwiedzenia strony internetowej projektantek www.mazurekmanka.com oraz polubieniem ich wall’a na Facebooku: www.facebook.com/MazurekManka

Za zaproszenie dziękuję Pani Ewie Żurowskiej, a Oli za fotografie i przemiłe towarzystwo podczas imprezy. :)) Zajrzyjcie i tu: www.thiefoftheworld.com/2014/03/26/oddech-natury-pokaz-mazurek-manka

P.S. Aparat także ma swoje zdjęcie!

Chiny? Dlaczego nie...

Chiny do kraj stosunkowo hermetyczny. Ma własną autonomię, niechętnie dzieli się osiągnięciami, ale z przymrużeniem oka traktuje podróżników trafiających do swojego państwa. Z perspektywy realisty, dwutygodniowa wyprawa na wschód bez znajomości języka, obyczajów czy przygotowania wydaje się być niemożliwa do zrealizowania. Kres tejże teorii postawiła Anna Karpa, która wraz z córką, i dwiema koleżankami, postanowiła zwiedzić to, jakże piękne, państwo. Co prawda to nie zasługa Pani Anny, a Katarzyny Karpy, która zorganizowała całą wyprawę.



Dlaczego o tym napisałam? Ano dlatego, że publikacja „Chiny? Dlaczego nie…” to książka, w której podróż ta została szczegółowo opisana. Wyruszamy z Warszawy, wcześniej pakując się i zakupując szybki kurs języka chińskiego, po czym wsiadamy do samolotu, przedostajemy się do kompletnie abstrakcyjnej strefy czasowej i… lądujemy w Szanghaju. Jak jednak odnaleźć się na miejscu, skoro nic nie wygląda tak, jak powinno? Jak porozumieć się z Chińczykami, których język angielski pozostawia wiele do życzenia? Nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności nasze panie trafiają do wypożyczalni samochodów, gdzie bardzo atrakcyjna ekspedientka, perfekcyjnie posługująca się językiem angielskim, kieruje je w dalszą podróż. Przez całą książkę poznajemy codzienne zachowania i kulturę Chińczyków, których opis, tak namacalny, spotkałam po raz pierwszy w literaturze. Widzimy, że wszyscy mieszkańcy starają się za wszelką cenę pomóc turystom, a bezradność wypisuje na ich twarzach smutek. Jak jednak pomóc komuś, kto nie dość, że biega z aparatem i fotografuje z podziwem życie normalnych ludzi (w oczach Chińczyków), to jeszcze mówi językami z wieży Babel? Na szczęście, cała podróż zakończyła się szczęśliwie. Bohaterki zwiedziły tak wiele miejsc, które i ja kiedyś chciałabym zobaczyć na własne oczy. Przyznam, że na dzień dzisiejszy pękam z zazdrości.

Sądzę, że książka ta powinna zostać wpisana do kanonu książek obowiązkowych dla osób, które planują odwiedzić Chiny. Bohaterki przeżyły tak liczne perypetie, że ich opis może uratować niejednego turystę z opresji. Dowiadujemy się jednak, że mimo wszystko warto pytać mieszkańców o radę czy pomoc, bowiem zawsze znajdzie się ktoś, kto opanował język angielski na poziomie umożliwiającym może nie tyle, co swobodną komunikację, a uzyskanie cennych wskazówek i informacji. Cała książka została bardzo przystępnie napisana, choć muszę przyznać, że czytałam ją najdłużej z otrzymanych od Wydawnictwa Novae Res publikacji. Zabrakło mi jednak zdjęć. Kiedy opisywane są targi, serwowane potrawy czy środki komunikacji np. statek pełen miniaturowych „koi” chciałoby się zobaczyć na własne oczy. To rzeczy drobne, ale wzmagające ciekawość, bowiem krajobrazy i budowle architektoniczne są dostępne dla nas po wpisaniu odpowiedniego hasła w Google. Pod względem merytorycznym gorąco polecam Wam tę książkę, ponieważ, jak już wspomniałam, nadam jej zaszczytne imię „Niezbędnik PRZED podróżą do Chin”. 



Za publikację dziękuję Wydawnictwo Novae Res:





Pastelowe gdybanki... :)

Dawno nie zaglądałam do mojego Pastelowego Świata, jednak najwyższy czas nadrobić zaległości. Muszę się Wam przyznać, ze nadal waham się nad założeniem FanPage. Z jednej strony goszczę tutaj coraz to więcej Pastelowiczów, ale z drugiej obawiam się niewielkiego zainteresowania na Facebooku przez brak czasu na regularne prowadzenie strony. Blogi mają jedną, wielką zaletę - wystarczy napisać post, opublikować i powrócić tutaj za kilka dni, mało interesując się biegiem zdarzeń. Strona kumulująca fanów czy lajkowiczów to już trudniejsza sprawa. Na chwilę obecną sesja zbliża się wielkimi krokami. Powróciłam więc cała i dość zdrowa do Warszawy, przygotowując się mentalnie do nadchodzących egzaminów. Liczę, że wiele przedmiotów będę miała "z głowy" w terminach zerowych, oraz że zaliczę wszystko, poza programowaniem sieciowym, w tym semestrze. Nastawiłam się już negatywnie do minionego kolokwium, a co za tym idzie - egzaminu także. Czas pokaże. Grunt, że jestem stosunkowo spokojna o liczbę ECTSów. Co by jednak nie było, muszę się troszkę przyłożyć do tych zaliczeń... dla dobra swojego portfela! :D Powrócę pewnie do Was w połowie lutego. Niestety muszę skupić się na sprawach uczelnianych oraz pracy. Siła wyższa. Recenzje jednak będę publikowała na bieżąco, abyście nie czuli się opuszczeni. Przygotowuję nawet obiecany konkurs... tylko z którą książką? Chodzi za mną "Kuszenie" Anne Rice; "Wszystkie smaki namiętności" Lilli Feist, "Pan na ogrodach" Elżbiety Waszczuk czy "Psychologia roztargnienia" Ryszarda Studenskiego? A może biżuteria? Komuś podobały się poprzednie kolczyki? Widziałam jeszcze kilka kompletów! Albo... zestaw kosmetyków? Coś do włosów? Jakiś lakier do paznokci? Tyyyle pomysłów! :D Ale tym zajmę się dopiero w lutym, po sesji. Może jeszcze coś ciekawego wpadnie mi do głowy? A może Wy macie jakiś pomysł? Czekam na propozycje!

Mamy już połowę stycznia, a więc postanowiłam podsumować blogową współpracę  w 2013 roku. Na dobrą sprawę dopiero w listopadzie Pastelowy Niecodziennik zaprzyjaźnił się, po raz pierwszy, z Wydawnictwami: Bernardium oraz ZYSK i S-ka. Później dołączyło Wydawnictwo SQN, Novae Res oraz styczniowa MUZA S.A. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Uwielbiam literaturę, a dobór książek z tak szerokiej gamy to świetna sprawa! Prawdę mówiąc, zaczęłam tworzyć sobie domową biblioteczkę z otrzymywanych publikacji, choć wiele książek krąży wśród znajomych i przyjaciół, których zachęciłam do czytania. Oto i egzemplarze recenzenckie, otrzymane w 2013 roku: 

Wydawnictwo Bernardinum: 
- Tam, gdzie byłam; Elżbieta Dzikowska
- Chiny, od góry do dołu; Marek Pindral
- Zabawka Boga; Tadeusz Biedzki
- Japonia w sześciu smakach; Anna Świątek

Wydawnictwo SQN
- Kings of Leon. Sex on fire; Michael & Drew Heatley
- Playbook. Podręcznik podrywu; Barney Stinson, Matt Kuhn
- Mądrości Shire; Noble Smith 
- Ostatni Smokobójca; Jasper Ffrode

Wydawnictwo ZYSK i S-ka: 
- Rio Anaconda; Wojciech Cejrowski
- Ubek. Wina i skrucha; Bogdan Rymanowski

Wydawnictwo Novae Res:
- Diety oczami naukowców; Krystyna Monk
- Pan na ogrodach; Elżbieta Waszczuk
- Tak się nie robi; Edyta Łysiak
- Chiny? Dlaczego nie...; Anna Karpa, Katarzyna Karpa

Dwóch ostatnich książek nie zdążyłam jeszcze przeczytać, bowiem wyjazdy rozdzieliły mnie od papierowych przyjaciółek. :) Niedługo pojawi się recenzja każdej z nich, a więc musicie śledzić Pastelowy Niecodziennik. Za  wszystkie otrzymane publikacje, oczywiście, gorąco dziękuję. Mam szczerą nadzieję, że Pastelowa współpraca nadal będzie się rozwijała, przynosząc obustronne korzyści. :) Jakie recenzje pojawią się w najbliższym czasie? 


- Banksy. Nie ma jak w domu, S.Wright; Wydawnictwo SQN
- Kodeks bracholi dla rodziców, B.Stinson; Wydawnictwo SQN
- 52 Zmiany, L.Babauta; Wydawnictwo SQN
- Gdzie jest pingwin?, S.Schrey; Wydawnictwo SQN
- Naziści. Na celowniku sprawiedliwości, D.McKale; Wydawnictwo Muza
- Rowerem w stronę Indii, R.Maciąg; Wydawnictwo Bernardinum




Wyżej wymienione książki jeszcze do mnie nie dotarły, jednak czekam na nie z niecierpliwością. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to do połowy lutego przeczytam 8 książek! Nie byłoby to niczym zachwycającym, gdyby wokół mnie nie roiło się od kolokwiów i egzaminów. Sądzę więc, że jeśli mi się powiedzie, będę w sióóóóódmym niebie. :) Dzisiaj, nareszcie, zabieram się za książkę Edyty Łysiak Tak się nie robi..., mam szczerą nadzieję, że jutro będzie już "po wszystkim" i będę mogła Wam o niej opowiedzieć.


W kwestii życia społecznego i kulturalnego - Skubani wchodzą do kin! Powrócił też Festiwal Pizzy w Pizza Hut. Nie wiem już, gdzie ciągnie mnie bardziej, ale na pewno zagoszczę i w Kinie Femina  i w lokalnej restauracji. :D Napiszę też o filmie Kraina Lodu, który powoli przestaje być aktualny. Hobbita z kolei postanowiłam sobie odpuścić w tym sezonie. Obejrzę za rok. Wszystkie trzy części "na raz". Może wtedy zdołam rzetelnie porównać cały film do książki... :)






Japonia w sześciu smakach - czyli kolejna wyprawa do Azji


Japonia w sześciu smakach, czyli książka Anny Świątek ukazuje nam ów azjatycki kraj „od kuchni”. To jedyny sposób, aby porównać znajdującą się treść, do tytułu publikacji. Jeśli pozwolicie jednak, zacznę od początku, bowiem należy się cała Wam seria wyjaśnień. Książkę, której tytuł ponownie pokuszę się powtórzyć, Japonia w sześciu smakach, otrzymałam na wyraźną prośbę od Wydawnictwa Bernardinum. Propozycja ta pochodzi z serii Poznaj Świat, czyli cyklu wydawanego pod czujnym i, mam nadzieję, krytycznym okiem Wojciecha Cejrowskiego.

 Zaintrygował mnie poprzedni, recenzencki egzemplarz Chiny od góry do dołu i nie ukrywam, że był on głównym motywem mojej prośby. Niemniej, do czego zmierzam, zarówno wspomniane Chiny…, jak i Japonia… to relacja z okresowego pobytu w danym kraju. Nie znajdziecie w nich opisów fauny i flory. Nie zwiedzicie poszczególnych miast i wiosek. Nie odkryjecie nowych lądów, ani nie zasmakujecie potraw, które wyobrażacie sobie naocznie. Książki te są opisem życia codziennego, mniej lub bardziej inspirujących perypetii i empirycznym poznaniem kultury wschodu. Czasem będziecie skonfundowani, czasem zmartwicie się losem przeziębionych Japończyków. Bywa jednak i tak, że porcelanowa cera (ze względu na ilość nałożonego podkładu) w połączeniu z mało pociągającym zgryzem, zdegustuje Wasze oczy. Dowiecie się, w jak dziwnych warunkach można zarówno mieszkać, ale i sypiać, albo jak wyglądają hotele dla biznesmenów. Na niedomiar atrakcji odwiedzicie też Tokio, gdzie zapłacicie na pieczywo blisko 8 zł, albo skorzystacie z „pokoi miłości” cieszących się niezwykłą popularnością. Nie zabraknie Wam też wizyty w nietypowej hurtowni ryb, której w Polsce nie znajdziecie, bądź uświadomicie sobie, że los gaijina wcale nie jest tak kolorowy, jak by się wydawało.

Na książce Anny Świątek nieco się zawiodłam. Miałam szczerą nadzieję, że przeczytam ciekawy reportaż, poradnik młodego podróżnika, który może niekoniecznie pokaże mi, jak przetrwać w Japonii a pozwoli po raz pierwszy w życiu zwiedzić nieznany mi kraj. Być może jednak to kwestia fanaberii i wyobrażeń, a więc moją opinią nie powinniście się sugerować. Ubiorę to w inne słowa: jeśli dotychczas nie ciekawiła Was kultura wschodu, książka ta będzie zarówno idealnym upominkiem, jak i bardzo przejrzyście zebranym źródłem wiedzy. Jeżeli jednak Japonia nie jest Wam obca, możecie poczuć się zawiedzeni ze względu na poruszenie dość tuzinkowych tematów. Mało osób będzie zafascynowanych opowieścią o ugryzieniu przez daniele, albo faktem, że sushi droższe jest na lokalnym targu, niż w popularnej restauracji. 

Autorka opowiedziała nam swoją wycieczkę. Owszem, podzieliła rok na kolejne rozdziały i fragmenty. Dopasowała poszczególne zdarzenia, by wszystko łączyło się w logiczną całość, a każda historia została wzbogacona o szerokie wyjaśnienie z jej strony. To bardzo dobrze świadczy od pani Świątek, która jako dziennikarka, świetnie napisała tę książkę. Lektura jest bardzo przyjemna. Nie męczy, nie nuży, zabiera nam jedynie kilka godzin, a czasem wywołuje też mimowolny uśmiech na twarzy. Pod tym względem warto docenić zarówno Japonię w sześciu smakach, ale i całą serię Poznaj Świat. Co by nie było – gorąco polecam Wam tę książkę. Moja ocena to 6/10, choć wynika to z zasobu posiadanej już przeze mnie wiedzy. Z lektury nie wyniosłam zbyt wiele, ale to nie znaczy, że książka nie jest warta uwagi czy godna polecenia.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Bernardinum: 




Recenzja "Harry Potter i Przeklęte Dziecko"

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje

Ta dziewczyna naprawdę czerpie z życia pełnymi garściami i bierze jak swoje
Wywiad: Portal Warszawa i Okolice

Recenzja książki: Sodoma

Recenzja książki: Sodoma
Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie